Kiedyś teren pomiędzy zamkiem a mostem karczowano, by ewentualny intruz nie mógł dotrzeć pod drzwi niepostrzeżenie. Przez ostatnie dwadzieścia lat zamek pozostawał jednak niezamieszkany, a pusta niegdyś przestrzeń zarosła sosnami i pieniącymi się bujnie osikami. Na skalistym brzegu wyspy znajdował się kiedyś pomost, lecz teraz nie został po nim nawet ślad. Gdyby nie to, iż przyszedł na świat jako nieślubny syn, Brae należałoby teraz do niego. Tak się jednak nie stało i Angus nie zamierzał się tym zadręczać. Wiódł całkiem wygodne życie i zawsze tak było.

Objechawszy jezioro, zsiadł z konia i przywiązał zwierzę do drzewa. Ruszył mostem, stawiając ostrożnie stopy na zbutwiałych deskach. Idąc zastanawiał się, czy porastające przestrzeń pomiędzy mostem a zamkiem drzewa należałoby wyciąć. Może niektóre, ale na pewno nie wszystkie, uznał.

Poradzi Flannie, aby wybudowała w każdym rogu wyspy osobny budynek, mogący posłużyć jako wieża strażnicza. Minął olbrzymią, otwartą teraz dębową bramę i znalazł się na dziedzińcu. Przyjrzał się zawiasom i uznał, że nadal są mocne, choć trzeba je będzie na nowo osadzić.

Po drewnianych stajniach pozostała jedynie kupa gnijących belek. Będą musieli je odbudować, i to od razu na początku. Pokonał kamienne schody, prowadzące do zamku, wyjął zza framugi żelazny klucz i przekręcił go, otwierając drzwi. Wszedł i zatrzymał się na chwilę w wielkiej sali, wspominając spędzone w domu dzieciństwo. Panowała niezmącona cisza, mógłby jednak przysiąc, że dookoła pełno jest duchów. Niemal wyczuwał ich obecność. Roześmiał się głośno i ruszył kontynuować inspekcję. Brae, zbudowane z kamienia, przetrwało dwudziestoletni okres opuszczenia zadziwiająco dobrze. I choć wszędzie widać było kurz i pajęczyny, struktura budynku pozostała nienaruszona.

Nie dotyczyło to jednak dachu, który zdecydowanie wymagał naprawy. Piwnice były brudne i pełne niepotrzebnych gratów, które trzeba będzie usunąć. Draperie da się uratować, pomyślał, byle solidnie je wytrzepać. Meble wymagały polerowania, a podłogi umycia. Okna były czarne od brudu, a zawiasy w okiennicach uszkodzone.

Przeszedł do kuchni. Pochylił się, wsunął głowę w palenisko i spojrzał do góry, wzdłuż komina. Będzie wymagał, jak wszystko w zamku, oczyszczenia. Pokolenia ptaków i gryzoni wiły tu sobie gniazda, zatykając przewody.

Zastanawiał się, czy odrestaurowanie zamku nie okaże się dla kobiety w odmiennym stanie zajęciem zbyt męczącym, uznał jednak, że Flanna jest wystarczająco silna, by podołać zadaniu, nie czyniąc krzywdy sobie i dziecku. Kłopoty związane z remontem odsuną jej myśli od niesłusznych podejrzeń Patricka. Jego zaś dni spędzone z dala od żony zmuszą, by przemyślał swoje postępowanie. Zakończywszy inspekcję, Angus wrócił do Glenkirk, by opowiedzieć siostrzenicy, co zobaczył.

– Teraz musisz przekonać męża, aby pozwolił ci tam pojechać – dodał na zakończenie. – Nie będzie to łatwe, Flanno.

– Wiem – odparła. – Nadal jestem na niego wściekła.

– Może lepiej zaczekać, aż twój gniew nieco ostygnie – zasugerował.

– Nie – odparła stanowczo.

Gdy Patrick zasiadł tego dnia do stołu, żona skinęła mu chłodno głową, lecz się nie odezwała. Służący wnieśli posiłek, składający się z pieczonej dziczyzny, plastrów łososia na podłożu z rukwi, kaczki z chrupiącą skórką, polanej śliwkowym sosem, potrawki z królika z marchewką i porów w aromatycznym sosie z wina. Na stole nie brakło też zielonego groszku, ciepłego chleba, dwóch rodzajów sera, wiśniowej konfitury i masła. Wszystko to były jego ulubione potrawy. Za deser posłużyły gruszki gotowane w słodkim winie i cieniutkie wafle. Książę jadł z apetytem, a kiedy skończył, był już w zdecydowanie lepszym nastroju.

– Nadal jesteś na mnie zła – zauważył.

– Tak – przyznała chłodno.

– Podałaś mi wspaniały posiłek.

– Nie zamierzam cię zagłodzić, poza tym mam do ciebie prośbę – odparła szczerze.

Książę uniósł gęste czarne brwi.

– Obiecałeś mi, że będę mogła wyremontować Brae – zaczęła. – Chcę tam pojechać i zrobić to, zanim urodzi się dziecko. Nigdy dotąd nie udawało mi się zapanować do tego stopnia nad gniewem, Patricku, lecz jeśli mam ochłonąć, muszę przebywać przez jakiś czas z dala od ciebie. Niezbyt długo jednak. Nie zamierzam iść w ślady twojej babki Leslie, lecz potrzebuję spędzić trochę czasu w samotności. Rozumiesz?

– Moja mama nie zostawiała ojca samego – poskarżył się.

– Nie jestem twoją mamą – odparła z gniewem. – Poza rym, o ile pamiętam, twoja mama uciekła przed ojcem aż do Francji, kiedy zbyt mocno na nią naciskał. Nie pamiętasz historii swojej rodziny? Ja zakarbowałam ją sobie dobrze w pamięci. Żadna z moich poprzedniczek nie była słaba. Cechowała je duma oraz waleczność. Nie znosiłyby w pokorze zniewag w rodzaju tej, jaka spotkała mnie, i to za twoją sprawą, panie.

– Doskonale – odparł, skruszony. – Chcesz jechać do Brae, proszę bardzo, jedź.

– Dziękuję. Wezmę z sobą Aggie i młodego More'a. Angus uznał, że byłoby dobrze, gdybym miała go przy sobie. Dzieci zostaną tutaj, byś nie czuł się samotny. Nie chcę wprowadzać w ich życie zamieszania, no i powinny przecież się uczyć. Jestem pewna, że zgodzisz się ze mną w tej kwestii, Patricku.

– Kiedy zamierzasz wyjechać? – spytał, choć wcale nie chciał, by wyjechała. Okazał się głupcem, oskarżając ją o niewierność. Nie potrafił się powstrzymać, gdyż zezłościło go, że nie powiedziała mu natychmiast o dziecku. Teraz żałował swoich słów, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę, że nie ma powodu podejrzewać, iż była wobec niego nieuczciwa.

– Za dzień lub dwa – odparła spokojnie. Do licha z nim! Dlaczego po prostu jej nie przeprosi? Czyżby zamierzał pozwolić, by duma zniszczyła ich małżeństwo? Dziecko nie może przyjść bezpiecznie na świat, póki Patrick nie przyzna, że popełnił błąd. Lecz jest jeszcze czas, pomyślała. Urodzi nie wcześniej, jak w sierpniu. Obliczyły to sobie z Uną.

– Będziesz potrzebowała robotników – zauważył.

– Tak. Angus mówi, że dach wymaga naprawy, trzeba też będzie zbudować stajnię. Stara się zawaliła. Zamek jest zaniedbany, ale to mała budowla, nie taka jak Glenkirk. Kiedy mężczyźni wykonają cięższe prace, Aggie i ja zdołamy uczynić zamek zdatnym do zamieszkania.

– Po co? Sądziłem, że chcesz tylko naprawić dach, by do końca się nie zawalił.

– Brae przeznaczone jest dla drugiego syna, zakładając, że będziemy mieli drugiego syna. Jeśli nie, odziedziczy je córka. Zawsze pragnęłam tam zamieszkać. Kiedy urodzi się dziecko, nie będzie to już możliwe. Dziedzic Glenkirk powinien wychowywać się w Glenkirk. Zatem, jeśli mi pozwolisz, wyremontuję dom mojej matki i zamieszkam w nim na jakiś czas.

Co powiedziawszy, obdarzyła go krótkim, acz olśniewającym uśmiechem.

– Nie lubię się z tobą rozstawać, pani – bąknął.

– To twoje oskarżenia nas rozdzieliły – odparła ostro. – Potrzebuję czasu, aby ochłonąć z gniewu. Jeśli tego nie zrobię, odbije się to na dziecku.

Patrick skinął niechętnie głową.

– To prawda – przyznał.

Wyciągnął rękę, ujął pasmo włosów Flanny i przesunął je między palcami. Do licha, ależ jest piękna, pomyślał. Pragnął jej, jak nigdy przedtem, wiedział jednak, że swoim zachowaniem obrócił namiętność Flanny w gniew. Ognista Flanna, mówiła o niej rodzina, i miała rację. Nie wiedzieli tylko, że potrafi zmienić gorący gniew w zimną wściekłość. Niechętnie wypuścił spomiędzy palców jedwabiste pasmo.

– Jestem zmęczona – powiedziała, wstając.

– Dobranoc, panie. Życzę ci dobrego wypoczynku. Skłoniła się przed nim formalnie i wyszła z sali. Patrick sięgnął po kielich i wychylił go do dna.

Czy kiedykolwiek mu przebaczy? Sułtan wskoczył panu na kolana i, mrucząc, zaczął układać się do drzemki.

– Przyszedłeś mnie pocieszyć, stary druhu?

– spytał Patrick.

Sułtan zatopił pazury w nogawce księcia, ugniatając jego udo i mrucząc z rosnącym zapałem.

Patrick roześmiał się cicho. To wszystko, na co może liczyć w najbliższym czasie, pomyślał. Pogłaskał z uczuciem wielkiego kota.

– Cóż – powiedział – radziliśmy sobie, nim tu nastała, i poradzimy sobie teraz, choć wcale mi się to nie podoba. Przypuszczam, że wcześniej czy później będę musiał przeprosić, chociaż to ona okazała się nieposłuszna i uciekła do Perth. Ja zgrzeszyłem jedynie mową, a ona uczynkiem. Prawda, staruszku?

Sułtan spojrzał na księcia, jakby chciał powiedzieć: Nie bądź idiotą. Przeproś. Miał to wypisane na pyszczku tak wyraźnie, że Patrick mógłby przysiąc, iż słyszy wypowiadaną zniecierpliwionym głosem naganę. Potem kot ułożył łebek na łapach i zasnął.

Patrick roześmiał się z cicha, nie przestając gładzić ulubieńca. Rudy kot był dobrym towarzyszem.

Potoczył spojrzeniem po wielkiej sali i widok znajomego otoczenia jak zwykle przyniósł mu pociechę. Jego ojciec opuścił na jakiś czas Glenkirk po tragicznej śmierci pierwszej żony i dzieci. Pojechał do Anglii, by służyć królowi Jakubowi. Jako chłopiec odwiedził też dwór Elżbiety Wielkiej. Choć James Leslie lubił swój dom, nie kochał go z takim zapamiętaniem, jak najstarszy syn. Patrick wiedział, że nie chciałby żyć nigdzie poza Glenkirk. Cokolwiek stanie się z królem, książę Glenkirk nie pojedzie na dwór. Najmłodsza siostra, Autumn, nazywała brata przedwcześnie dojrzałym. Sama zawsze pragnęła podróżować, zwiedzać nowe miejsca. On był tej pasji pozbawiony.

Pomyślał o Charliem, którego zawsze uważał za pokrewną duszę. Lecz Charlie opuścił dom w Queen's Malvern i przyłączył się do króla po tym, jak ludzie Cromwella zamordowali mu żonę. Czy gdyby spotkało to jego, zdecydowałby się wyjechać z Glenkirk? Zastanawiał się nad tym. Nie, na pewno nie. Wspomniał zarządcę majątku matki w Irlandii, Rory'ego Maguire. Matka mówiła o nim często, i zawsze z sympatią. Rory był synem poprzedniego pana Maguire's Ford. Jego rodzina uciekła do Francji, byle nie poddać się Anglikom, Rory jednak został. Kochał swoją ziemię i poczuwał się do odpowiedzialności za tych, którzy na niej mieszkali. Tak jak ja za Glenkirk, pomyślał Patrick.

– Jeszcze wina, panie? – zapytał Angus, podchodząc niezauważenie.

– Tak. Weź kielich i przyłącz się do mnie – odparł książę.

Angus nalał wina do dwóch kielichów, podał jeden księciu i usadowił się z drugim naprzeciw Patricka.

– Za dziedzica! – powiedział, unosząc kielich.

– Tak, za mojego dziedzica! – przytaknął książę. Pociągnął łyk rubinowego płynu, a potem dodał: – Ona mnie opuszcza, Angusie.

– Tylko na jakiś czas, by mogła się uspokoić. Bardzo ją zraniłeś, panie.

Książę oblał się rumieńcem.

– Powiedziała ci?

– Tak, panie. Wiesz, że jesteśmy krewnymi. Jestem bratem jej matki, ale i nas łączy pokrewieństwo, choć dalekie – powiedział. – Dziadek, po którym dostałeś imię, czwarty lord Glenkirk, Patrick Leslie, mąż Catriony Hay, spłodził nieślubną córkę imieniem Jessie. Gdy miała dwadzieścia lat, zmarła, wydając mnie na świat. Jestem potężnie zbudowanym mężczyzną, byłem też duży jako niemowlę. Moim ojcem był Andrew Gordon, pan na Brae. Urodziłem się tuż przed tym, jak poślubił Anne Keith, matkę mojej siostry Maggie. Jak zatem widzisz, książę, mamy wspólnego dziadka i jesteśmy kuzynami. Należę do osób, które odczuwają z rodziną silną więź. Kocham moją siostrzenicę, ale i ty stałeś się dla mnie kimś bliskim. Jeśli zaufasz mi tak, jak ufa Flanna, zadbam o twoje interesy tak, jak dbam o dobro mojej siostrzenicy.

– Nie znalem dziadka Leslie – powiedział książę. Rewelacje Angusa zaskoczyły go, choć nie tak bardzo. – Widziałeś jego portret w rodzinnej galerii? Przypomina na nim ciebie, a teraz, kiedy poznałem twoje pochodzenie, wiem już, dlaczego od razu wydałeś mi się znajomy. Ile masz lat?

– Pierwszego sierpnia skończę pięćdziesiąt trzy – odparł Angus.

Książę skinął głową.

– Dobry z ciebie człowiek, Angusie Gordon, dlatego ci zaufam. – Westchnął. – Co, twoim zdaniem, powinienem zrobić?

– Nie jesteś jeszcze na to gotowy, panie – odparł Angus, nie kryjąc rozbawienia. – Wiesz, co trzeba zrobić, ale nie jesteś gotowy.

– Muszę przeprosić – powiedział Patrick.

– Owszem – zgodził się z nim Angus.

– Ale to ona uciekła – poskarżył się Patrick, przeczesując dłonią ciemne włosy.

– To prawda – przytaknął Angus, pociągając łyk wina.

– Zatem to ona powinna przeprosić mnie – zauważył Patrick.

– Niczego takiego nie zrobi – ostrzegł go Angus. – Musisz zrozumieć, panie, że Flanna to kobieta o bardzo niezależnym usposobieniu. Po śmierci matki jedyną osobą, która się nią zajmowała, była Una Brodie. Biedna kobieta miała na głowie całe gospodarstwo i gromadę swoich dzieciaków. Żadna ze szwagierek jej nie pomagała, wiedziały bowiem, że to Aulay odziedziczy kiedyś Killiecairn, nie któryś z ich mężów. Una ledwie mogła znaleźć chwilę dla siebie, a co dopiero mówić o wychowywaniu samowolnej dziewczyny, która nikogo nie słuchała. Zrobiłem dla Flanny, co tylko mogłem, nie jestem jednak nianią. Siostrzenica zawsze robiła, co chciała. Małżeństwo nie zmieniło jej w uosobienie dobrych manier. Jest na to o wiele zbyt dojrzała, panie. Jej mama była przynajmniej sprytna. Doskonale wiedziała, jak postawić na swoim w taki sposób, by wszyscy sądzili, że robi to, czego od niej oczekują.