– Fergus pojedzie – odparła stanowczo Toramalli. – Nie mamy dzieci ani wnuków, a Lily jest już w Anglii, w służbie lady Autumn. Mamy tylko tę małą rodzinę, złożoną z mojej siostry i Adalego. Byliśmy razem zbyt długo, by teraz się rozstawać.

– Jestem wam wdzięczna – powiedziała księżna z uczuciem. – Jutro zaczniemy się pakować.

Po południu wspięła się na szczyt zachodniej wieży, skąd roztaczał się widok na okolicę. Zdyszana, weszła na dach. Za nią niebo zaczynało już ciemnieć. Na wschodzie widać było gwiazdę wieczorną: wielką, jasną i zimną. Przed sobą miała zachodzące w glorii słońce. Intensywne barwy czerwieni i złota, przetykane smugami fioletu, tworzyły wspaniały spektakl. Niebo powyżej było jeszcze błękitne, pełne obramowanych złotem, różowych obłoków, płynących majestatycznie ku odległemu horyzontowi.

Jasmine westchnęła i spojrzała w dal, ponad otaczające Glenkirk wzgórza. Była tu bardzo szczęśliwa. Mieszkała w zamku dłużej, niż gdziekolwiek indziej, lecz był z nią Jemmie.

Teraz, gdy umarł, Glenkirk zaczęło wydawać się jej obce. Czuła, że musi stąd wyjechać. Wbrew temu, co wmawiała innym, nie była wcale pewna, czy kiedykolwiek powróci. Glenkirk bez Jamesa nie było już takie samo. Westchnęła ponownie i skierowała się ku prowadzącej w dół drabinie. Jeśli pozostanie na wieży zbyt długo, biedny Adali gotów poczuć się w obowiązku po nią przyjść. Rzuciła po raz ostatni wzrokiem na otaczającą zamek, majestatyczną scenerię i zaczęła schodzić. Nadszedł czas, by porozmawiać z Patrickiem.

Znalazła syna w wielkiej sali, siedzącego przy jednym z dwóch kominków. Był przystojnym mężczyzną o ciemnych włosach i zielonych oczach swego ojca.

– Dokąd się udasz? – zapytał. – Nie chcę, byś wyjeżdżała, matko. Wiem, że jestem od dawna dorosły, ale dopiero co straciliśmy ojca. Nie chcę stracić i ciebie.

Ujął jej dłoń i serdecznie ucałował. Księżna Glenkirk przełknęła łzy. Musi być silna, ze względu na syna i na siebie.

– Wdowi domek w Cadby jest moją własnością – powiedziała. – Mam zamiar w nim zamieszkać. Jestem przecież nie tylko księżną wdową Glenkirk, ale i owdowiałą markizą Westleigh. Lubię Anglię, a Bóg mi świadkiem, że klimat w Cadby bardziej odpowiada starym kościom niż chłód i wilgoć Glenkirk.

– Lecz toczy się wojna, mamo! Nie chcę, byś pakowała się na oślep w niebezpieczeństwo dlatego, że opłakujesz męża – powiedział.

– Twój brat, markiz Westleigh, był na tyle mądry, iż nie zaangażował się po żadnej ze stron. Pozostaje lojalny wobec aktualnej władzy. Poza tym, jak reszta z nas, od dawna trzyma się z dala od dworu, Cadby zaś położone jest, podobnie jak Glenkirk oraz Queen's Malvern, na uboczu. No i kto chciałby zakłócać spokój opłakującej męża starej kobiety?

– Nie jesteś stara! – zawołał, a potem się uśmiechnął. – Zaczynasz mówić jak moja prababka, cudowna, choć przerażająca madame Skye.

Roześmiała się i uścisnęła lekko jego dłoń.

– Mam sześćdziesiąt lat – powiedziała – i z pewnością nie jestem już pierwszej młodości. Ze wszystkich moich dzieci jedynie ty pozostałeś w Szkocji, Patricku. Spośród twoich braci dwaj są Anglikami, a pozostali dwaj zamieszkali w Irlandii i są praktycznie dla mnie straceni. India i Autumn osiedliły się w Anglii, a Fortune w koloniach. Najwyższy czas, byś i ty się ustatkował. Odpowiedzialność za Glenkirk spadła nagle, choć trudno powiedzieć, że nieoczekiwanie, na twe szerokie ramiona. Powinieneś był się ożenić dawno temu. Potrzebujesz żony, a przede wszystkim dziedzica.

– Potrzebuję matki – odparł.

Jasmine zmarszczyła brwi i puściła dłoń syna.

– Nic podobnego, Patricku. Jesteś księciem Glenkirk i musisz traktować swe obowiązki poważnie. Spróbuj zrozumieć. Muszę wyjechać do Anglii, i to z kilku powodów. Po pierwsze, Szkocja to dla mnie teraz zbyt smutne miejsce. Po drugie, muszę dopilnować, by Henry, Deverall Indii i moi wnukowie nie zaangażowali się w to religijne szaleństwo. Charlie, mój niezupełnie królewski Stuart, zastanawia się, czy byłoby rozsądnie wesprzeć króla. Spróbuję wyperswadować mu ten pomysł, to zaś prowadzi do jeszcze jednej sprawy, którą muszę z tobą omówić. Nie wolno ci nigdy, przenigdy zaangażować się w intrygi królewskich Stuartów, Patricku. Niebezpiecznie jest już choćby ich znać. Nie muszę powtarzać ci, jak układały się dotąd nasze stosunki, gdyż znasz historię obu rodów nadto dobrze. Twój ojciec nie posłuchał mego ostrzeżenia ani nie wyciągnął wniosków z tego, co opisano w rodowych kronikach, i na rodzinę spadła kolejna klęska. Z rozmysłem trzymaliśmy się dotąd z dala od dworu, aby ochronić ciebie i Glenkirk. Nie znasz królewskich Stuartów. Są czarujący, ale nie można im ufać. Oby Bóg sprawił, że nigdy nie będzie ci dane ich poznać! Winien jesteś lojalność przede wszystkim Bogu, a zaraz po nim klanowi i Glenkirk. Rób tylko to, co może okazać się korzystne dla nich i dla rodziny. Stuartowie posiadają charyzmę, ale nie dbają o nic poza zaspokajaniem własnych pragnień. Zostań w Glenkirk, gdzie będziesz bezpieczny.

– Co pocznę bez ciebie, matko? – zapytał, niepocieszony. Wkrótce zostanie sam. Nie zdarzyło się to nigdy dotąd.

– Musisz znaleźć sobie żonę, Patricku. Glenkirk potrzebuje młodej księżnej, nie pogrążonej w żalu starej wdowy – odparła Jasmine z westchnieniem. – Znajdź odpowiednią dziewczynę i upewnij się, że będziesz mógł ją pokochać. Może pewnego dnia wrócę do was, do domu.

– Nie jestem zadowolony z tego, co postanowiłaś, matko – powiedział, po raz ostatni próbując namówić ją do zmiany zdania.

– To fatalnie – odparła miękko Jasmine – ponieważ, drogi Patricku, nie ty będziesz podejmował w tej sprawie decyzję. Zawsze sama decydowałam o swoim życiu i twój ojciec doskonale o tym wiedział. Nie możesz mnie powstrzymać, wiem też, że nie będziesz próbował. Pora już, synu, byś pogodził się z tym, iż bycie mężczyzną pociąga za sobą także obowiązki. Jak to możliwe, że nie spotkałeś dotąd dziewczyny, którą chciałbyś poślubić? Bóg jeden wie, że było w twoim życiu dość kobiet. Choć nie zamierzam cię o to wypytywać, jestem przekonana, że w pobliżu Glenkirk znalazłby się co najmniej jeden bękart, zrodzony z twoich lędźwi.

Uśmiechnęła się do syna leciutko.

– Dotąd nie było aż tak ważne, bym się ożenił i spłodził prawego dziedzica – odparł szczerze Patrick. – Kobiety potrafią być kłopotliwe, matko.

– Rzeczywiście, potrafimy. Zwłaszcza gdy nasi mężczyźni okazują się upartymi głupcami – odparła poważnie Jasmine. – Świat byłby o wiele lepszym i bezpieczniejszym miejscem, gdyby mężczyźni słuchali swoich kobiet, miast rozkoszować się własnymi, oślimi porykiwaniami. Gdyby twój ojciec posłuchał mnie, zamiast być tak upartym… lecz teraz to już bez znaczenia. Wyjeżdżam z Glenkirk. Znajdź żonę i żyj swoim życiem pamiętając, aby unikać królewskich Stuartów i im podobnych. Jeśli się nie mylę, a nie sądzę, żeby tak było, syn pierwszego Karola nie będzie w stanie znosić zbyt długo ograniczonych, fałszywie pobożnych głupców, którzy próbują teraz go kontrolować. Znam Stuartów i ich sposób myślenia. Ten młodzian przybył do Szkocji, by stanąć mocno na nogi i zdobyć armię, a potem uderzyć na Anglię, pomścić ojca i odzyskać swój jakże chwiejny tron. Lecz to mu się nie uda, przynajmniej jeszcze nie teraz. Fanatyczni bigoci uchwycą się kurczowo tego, co ukradli, niszcząc, albo próbując zniszczyć każdego, kto stanie im na drodze. Strzeż się ich, Patricku. Wykaż rozsądek i nie opowiadaj się po żadnej ze stron. Wspieraj legalny rząd nie uczestnicząc w rebeliach, ale i zbytnio się nie angażuj. To najlepsza rada, jaką mogę ci dać. Okażesz mądrość, jeśli jej posłuchasz.

W tydzień później księżna wdowa wyjechała z Glenkirk w towarzystwie gromadki wiernych sług, w tym Fergusa More – Leslie, który był dobrym człowiekiem i zdecydował się opuścić dom nie tylko ze względu na swą panią, ale i na żonę.

Tak oto Patrick Leslie został nagle sam, opuszczony po raz pierwszy w życiu przez rodzinę. Rodzice, których kochał, odeszli. Rodzeństwo rozpierzchło się po świecie. Nie czuł się dotąd tak samotny i uczucie to wcale mu się nie podobało. Rozciągnięty wygodnie w tapicerowanym krześle z wysokim oparciem, spoglądał ponuro w płonący na jednym z kominków ogień, zastanawiając się, co dalej.

W wielkiej sali panowała martwa cisza, przerywana jedynie trzaskaniem rozpadających się polan lub uderzającymi o szyby śniegiem i deszczem. Płomyki świec migotały niespokojnie, poruszane późnojesiennym wiatrem, którego podmuchy przedostawały się jakoś przez grube kamienne ściany. U stóp Patricka leżały i pochrapywały dwa psy: szorstkowłosy, ciemnoszary ogar i brązowo – czarny seter o miękkiej sierści. Na jego kolanach rozłożył się i pomrukiwał olbrzymi, długowłosy rudy kot, potomek ukochanej Fou – Fou matki i okolicznego dzikiego kocura. Pogłaskał kota między łopatkami, co wywołało kolejną falę pełnego zadowolenia mruczenia. W drugiej ręce trzymał ozdobny srebrny puchar. Poniósł go do ust i dymna whiskey spłynęła mu do gardła niczym płonący jedwab, lądując w żołądku na podobieństwo gorącego kamienia i posyłając fale ciepła wzdłuż długiego, smukłego ciała.

Matka ma rację, pomyślał. Powinien się ożenić i założyć rodzinę. Tego się po nim spodziewano. Odkąd pamiętał, Glenkirk rozbrzmiewało głosami dzieci i śmiechem członków rodziny, nie tylko Lesliech, ale Gordonów z BrocCairn, rodziny babki ze strony matki. Odkąd zaczęły się wojny, większość ludzi starała się nie wychylać nosa z domu, nie tylko dla własnego bezpieczeństwa, ale by chronić majątek przed maruderami. Nie było już tak, jak za czasów jego dziadków, kiedy rodziny i przyjaciele znali się przez całe życie i regularnie odwiedzali. Małżeństwa dzieci aranżowano niemalże w kolebce, co dawało im czas, by wzrastały razem i poznawały się wzajemnie, by potem, gdy dochodziło wreszcie do ślubu, czuć się ze sobą swobodnie. Nie, teraz wszystko wyglądało inaczej.

Po pierwsze, wiele szkockich rodzin szlacheckich podążyło za królem do Anglii, gdy Jakub odziedziczył tron po wielkiej Elżbiecie. Wiele pozostało, powiększając lub zdobywając majątek. Inni wrócili do Szkocji rozczarowani. To prawda, że po śmierci pierwszej żony i synów James Leslie służył królowi w Anglii, zajmując się sprawami rozwijającego się gwałtownie handlu. Nie chciał być Glenkirkiem, pogrążonym w nieszczęśliwych wspomnieniach.

Ku niezadowoleniu rodziny pozostawał przez kilka lat nieżonaty, aż wreszcie król Jakub I osobiście wybrał mu na żonę matkę Patricka. Bogata, owdowiała kobieta zaprotestowała, gdy dowiedziała się, kto ma zostać jej mężem. Przekonanie Jasmine, że powinna zadośćuczynić życzeniu króla, zajęło Jamesowi Leslie kilka lat. Małżeństwo okazało się szczęśliwe i zaowocowało narodzinami trzech synów i dwóch córek, z czego czworo dorosło do pełnoletności. Wychowali się w Glenkirk, gdyż, podobnie jak rodzice, rzadko opuszczali Szkocję, jeśli nie liczyć letnich wypraw do posiadłości prababki, Queen's Malvern, wyjazdu do Francji na ślub króla i roku spędzonego w Irlandii.

Moim obowiązkiem jest wziąć sobie żonę, pomyślał Patrick. Obowiązek to coś, co Leslie z Glenkirk rozumieli bardzo dobrze. Lecz obowiązek wobec kogo? Jego matka wierzy, iż człowiek ma obowiązki przede wszystkim wobec Boga, a potem wobec rodziny, i ma absolutną rację, zdecydował, przesuwając spojrzeniem po pustej sali. Pozostanę lojalny jedynie wobec rodziny, postanowił. Nie znam tego króla i nie obchodzi mnie, co się z nim stanie. Spojrzał na wiszący nad kominkiem portret. Przedstawiał jego imiennika, pierwszego lorda Glenkirk. Odwrócił się, by popatrzeć na przeciwległą ścianę, gdzie, również nad kominkiem, zawieszono portret córki pierwszego lorda, lady Janet Leslie. Znał ich losy bardzo dobrze. To właśnie Janet uzyskała dla swych potomków tytuł lorda Sithean.

I to ona, wiedziona silnym poczuciem obowiązku, ocaliła zarówno Lesliech z Glenkirk, jak z Sithean po tym, gdy Szkoci ponieśli pod Solway Moss sromotną klęskę. Wszyscy dorośli mężczyźni z rodziny polegli w bitwie, lecz Janet, mimo iż stara, zebrała wokół siebie ich synów i córki i troszczyła się o nich, aż dorośli na tyle, by zająć należne im miejsce. Nauczyła też wnuki, jak zarządzać niewielkimi włościami i zaaranżowała dla wszystkich bardzo korzystne związki.

Niestety, z czasem wielu Lesliech przestało dbać o pomnażanie rodzinnego majątku. Zapomnieli o generalnej zasadzie, jaką kierowali się ich przodkowie i słono za to zapłacili. Ale ja nie zapomnę, przyrzekł sobie w duchu drugi książę i szósty lord Glenkirk. Nie zapomnę. Do diabła z królewskimi Stuartami i ich poplecznikami!

Tymczasem zawierucha coraz bardziej się wzmagała. Wiatr uderzał o szyby, które głośno dźwięczały. Książę osuszył kielich, nie przestając głaskać mruczącego rozkosznie kota. Nagle stworzenie otwarło oczy i spojrzało wprost na księcia. Patrick uśmiechnął się do zwierzaka, który ugniatał właśnie z zadowoleniem jego uda.

– Zostaniesz dziś na noc w zamku, Sułtanie – powiedział. – Na pewno znajdzie się tu dla ciebie jakaś mysz albo szczur, aby dostarczyć ci rozrywki. Co zaś się tyczy mnie – wstał, stawiając kota delikatnie na podłodze – pójdę się położyć, stary przyjacielu. Jeśli do rana wichura ucichnie, wybiorę się wcześnie na polowanie. Przydałoby się zaopatrzyć na zimę spiżarnie.