– Mam teraz obowiązki, Henry – powiedział Patrick. – Ożeniłem się i wkrótce urodzi mi się dziecko. No i są jeszcze dzieci Charliego, którymi muszę się opiekować.

– Brie powiedziała mi, że wziąłeś sobie żonę. Kim ona jest? Nie sądziłem, że kiedykolwiek się ożenisz, braciszku – zauważył Henry ze śmiechem.

– Ma na imię Flanna, jest córką Brodiego z Killiecairn. To prości górale. Flanna posiadała coś, czego pragnąłem dla siebie. Zaoferowałem staremu Lachlannowi podwójną cenę. Nie zgodził się jednak, żądając, bym wziął za żonę jego córkę. Więc tak zrobiłem! Matka radziła mi przed wyjazdem, bym się ożenił. Powiedziała, że to mój obowiązek wobec Glenkirk.

Uśmiechnął się.

– Olbrzym, który powitał cię w Glenkirk, to Angus Gordon, wuj Flanny. Jego ojcem był ostatni lord Brae. Angus jest, oczywiście, bękartem – wyjaśnił Patrick. – By uczynić sprawę jeszcze bardziej interesującą, mój dziadek Patrick Leslie, po którym odziedziczyłem imię, był też dziadkiem Angusa. Angus stanowił część posagu Flanny – zakończył ze śmiechem.

– Kiedy poznam twoją żonę? – zapytał Henry, zaciekawiony.

– Jutro, gdy już wypoczniesz, udamy się do Brae. Tam ją poznasz – obiecał Patrick.

– Dlaczego jest teraz w Brae? – zapytał Henry.

– To włości przynależnych do Brae pragnąłem. Flanna zawsze chciała odbudować zamek. Przebywa tam od kwietnia i właśnie tym się zajmuje. Chce, aby Brae przypadło kiedyś młodszemu synowi. Poza tym jest na mnie wściekła. Będę musiał wkrótce ją przeprosić, inaczej mój dziedzic przyjdzie na świat w Brae, nie w Glenkirk, jak być powinno – wyjaśnił.

– Co takiego zrobiłeś?

– To sprawa osobista, bracie – odparł książę – lecz muszę szybko naprawić nasze stosunki. Widzisz zatem, że nie mogę jechać po Charliego.

– Musisz – powiedział z naciskiem Henry. – Jesteś Szkotem, więc bez problemu przedostaniesz się w pobliże króla. Musisz zrobić to dla mamy, Patricku.

– Charlie pomaszeruje z królem do Anglii i wszystko będzie dobrze. Za bardzo się martwisz, Henry – powiedział Patrick z odcieniem żartobliwej kpiny w głosie. – Angielscy rojaliści przyłączą się do króla, gdy dotrze dalej na południe. Nie widzę tu dla Charliego zagrożenia, a kiedy wszystko się skończy, król będzie mu winien wdzięczność.

– Nie rozumiesz – stwierdził Henry ponuro.

– Prawie nikt nie przyłączy się do króla. Szkoci nie mają wystarczająco dużej armii, a angielscy lordowie, tacy jak ja, nie zaryzykują wszystkiego, co im jeszcze zostało, by walczyć za Karola II. Poza tym, są wobec Szkotów uprzedzeni. Nie lubili nigdy Stuartów, nie mieli jednak wyjścia, musieli ich zaakceptować. Co zaś się tyczy twoich rodaków, Patricku, przegrali ostatnio zbyt wiele bitew, które powinni byli wygrać. Teraz to Cromwell dysponuje większą siłą. Uwierz mi, Anglicy nie powstaną, by walczyć za króla. Może liczyć tylko na siebie i na głupców, którzy za nim pójdą. Oby Bóg się nad nimi zlitował!

– Stuartowie są zatem w Anglii skończeni? – zapytał Patrick.

– Nie wiem – odparł Henry. – Naprawdę. Gdyby król odniósł znaczące zwycięstwo, może niektórzy przyłączyliby się do niego. Gdyby zwyciężył potem jeszcze raz, ich liczba by wzrosła. Może zdołałby odzyskać wówczas królestwo, a wtedy rojaliści powstaliby raz jeszcze, by walczyć pod jego sztandarem. Teraz tak się jednak nie stanie. Musi udowodnić wpierw, ile jest wart, a nie zdoła tego uczynić, nie mając dość żołnierzy. Musisz odnaleźć Charliego i przemówić mu do rozumu. Kiedy już wróci do Glenkirk, sam z nim porozmawiam, nie mogę jednak ryzykować, że ktoś zauważy mnie w pobliżu króla i jego armii, Patricku. A zapewniam cię, że wszędzie roi się od szpiegów.

– No, nie wiem, Henry. Wolałbym nie zostawiać teraz Flanny samej – powiedział książę z wahaniem. – Porozmawiamy o tym jeszcze, kiedy zabiorę cię do Brae. Potem Flanna wróci do Glenkirk i nasze pierwsze dziecko urodzi się tutaj, jak być powinno. Nie jestem nawet pewien, czy wiem, gdzie przebywają teraz królewskie oddziały.

– Gromadzą się przy granicy – odparł Henry. – Żołnierze Cromwella oskrzydlili królewskich od wschodu, zatrzymując ich za zachodzie. Jedyna możliwość, to kierować się na południe. Szkoci nie opowiedzieli się masowo za Stuartem, nie może zatem wycofać się na północ. Nie wiem, kiedy król planuje wyruszyć, lecz gdybyś pojechał sam, z pewnością zdołałbyś dotrzeć do obozu i zabrać stamtąd Charliego, nim stanie się nieszczęście. Zdążycie wrócić, zanim urodzi się twoje dziecko. Nie przybyłem z tak daleka na próżno, Patricku. Musimy zrobić to dla Charliego, dla jego dzieci, dla mamy.

– Wuj Henry! – zawołali unisono bratankowie markiza, wbiegając do sali.

– Porozmawiamy, kiedy będziemy znów sami – powiedział książę. – Nie chcę straszyć dzieci. Powiedz, że przyjechałeś poinformować nas, co nowego u mamy. Nie muszą wiedzieć, jak wygląda sytuacja w Anglii.

Henry skinął głową i pochwycił bratanków w iście niedźwiedzi uścisk.

– Na mą duszę, chłopcy, ależ wyrośliście! Willy! Nie nosisz już sukienki, prawda? A gdzie twoje loki?

Lord William Stuart uśmiechnął się z dumą.

– Ścięte! – zawołał triumfalnie. Nie wspomniał, że obciął je sobie sam, gdyż zaplątywały się w krzaki jeżyn, gdy w nich buszował. Ani o tym, że niania, Biddy, płakała, gdy wyszło na jaw, co zrobił.

– Wyglądasz teraz jak miniaturka dorosłego – zauważył markiz z uśmiechem. – A ty, Freddie, jak się miewasz? Przykładasz się do nauki, mam nadzieję.

– Tak, wuju. Anglikański pastor udziela nam lekcji codziennie poza niedzielą. Mamy tu też szkockiego chłopca, Fingala Brodie. Uczy się z nami – odparł Freddie, podekscytowany. – To bratanek cioci Flanny. Kiedyś będzie studiował prawo. Wuj Patrick powiada, że wyśle go na uniwersytet w Aberdeen, gdy będzie w odpowiednim wieku. To świetny kompan!

– Najwidoczniej – zgodził się z nim markiz – Nie zaszkodzi mieć w rodzinie prawnika.

– Po co przyjechałeś, wuju? – spytała Sabrina podchodząc.

– Przywiozłem wieści od babci Leslie – odparł markiz gładko.

– O, tak! – zawołały dzieci, sadowiąc się na podłodze między księciem a markizem.

– Babcia i Autumn dotarły szczęśliwie do Francji – zaczął Henry – gdzie zostały powitane serdecznie przez francuskich krewnych. Zamieszkały w Belle Fleurs. To czarujący zameczek, własność babki. Kiedy król Ludwik przybył z wizytą do pobliskiego zamku, pojechały się z nim spotkać.

– Och! – wykrzyknęła Sabrina. – Autumn ma szczęście!

– Ależ, Brie – zauważył książę. – Ty też poznałaś króla.

– Ale nie francuskiego – odparła Sabrina. – Poza tym, król Karol nie jest dziś tak do końca królem, wuju Henry.

Wujowie roześmieli się, a Henry opowiadał dalej:

– Trzech szlachetnie urodzonych kawalerów rywalizowało o względy Autumn: książę, hrabia i markiz. Babcia pisze, że we wrześniu ciocia Autumn poślubi markiza d'Auriville. Bardzo jest z tego zadowolona.

– Zatem – powiedział Patrick z zadumą – najmłodsze dziecko w rodzinie będzie wkrótce mężatką. Do licha, jakże żałuję, że nie możemy być tam z nimi! I tego, że Autumn musi wyjść za cudzoziemca. Więcej jej nie zobaczymy. Ale przynajmniej mama wróci teraz do Glenkirk.

– Mama zamierza pozostać we Francji, z Autumn i jej mężem – poinformował brata Henry.

– Nie spodziewam się zobaczyć jej w Szkocji, czy w Anglii, zanim ta wojna się nie skończy.

– Żyjemy tu, w Glenkirk, spokojnie – odparł Patrick z uporem.

– Tylko dzięki izolacji, bracie, ale pewnego dnia może to nie wystarczyć. Jeśli wojna obejmie całą Szkocję, tak jak objęła Anglię, nie ukryjecie się nawet tutaj, w Glenkirk.

– Oby nigdy do tego nie doszło – powiedział Patrick.

– Amen! – przytaknął żarliwie jego brat.

Rankiem książę wyprawił do Brae posłańca, informując żonę, że z Anglii przybył jego brat i obaj chcieliby ją odwiedzić. Posłaniec wrócił późnym popołudniem. Księżna chętnie powita męża i jego brata, koniecznie muszą też przywieźć dzieci, powiedział.

– Polubiła malców – zauważył Henry, kiedy siedzieli z Patrickiem wieczorem w wielkiej sali.

– Tak, kocha dzieciaki Charliego i była dla nich doskonałą zastępczą matką – odparł książę.

– Kochasz ją? – zapytał Henry otwarcie. Patrick uśmiechnął się czule.

– Pokochałem ją, choć to najbardziej niesforna i uparta dziewczyna, jaką znam. Nie takiej żony pragnąłem, ale tak, kocham ją.

– A ona? Odwzajemnia twoje uczucia? Książę znów się roześmiał.

– Owszem, mimo iż bardzo ją zirytowałem – odparł.

– Powiedz mi, co was poróżniło – poprosił spokojnie Henry.

– Gdy Charlie był tutaj, nabił jej głowę bzdurami na temat króla i szlachetnej krucjaty, prowadzonej w celu odzyskania przez niego tronu – zaczął Patrick. – Flanna to prosta dziewczyna, i dość naiwna. Wątpię, czy wyprawiła się kiedyś poza granice Killiecairn. Ja nie wiedziałem nawet, że istnieje. Nasza gospodyni, Mary More – Leslie, naopowiadała jej o tym, jak wspaniałymi kobietami były jej poprzedniczki i Flanna uznała, że nie jest godna zostać ich następczynią. Dlatego gdy Charlie wyruszył do króla, podążyła w ślad za nim. Wyznała mi później, że pragnie odcisnąć w historii rodu swój ślad, by nie nazywano jej księżną, która niczego nie dokonała.

– Do licha, musi być sprytna – zauważył markiz z nutką podziwu w głosie. – Dlaczego Charlie od razu jej nie odesłał?

– Nie zorientował się, że za nim podąża. Posłała po bratanka, który też nieźle potrafi udawać, a potem namówiła do pomocy jednego z moich zbrojnych, szczerego chłopca, który ją uwielbia. Razem wyruszyli w ślad za Charliem, pozwalając mi wierzyć, że pojechali do Killiecairn, na spotkanie z ojcem Flanny. Dopiero kiedy dotarli wszyscy do Perth, ujawniła się i zażądała, by Charlie pomógł jej spotkać się z królem. Pragnęła zapewnić Karola o swej lojalności i uzyskać zgodę na zwerbowanie dla niego oddziału.

– Coś takiego mogłyby zrobić mama albo madame Skye – zauważył Henry ze śmiechem. – Mów dalej, braciszku, opowiedz mi, co się zdarzyło. Najwidoczniej szybko odkryłeś podstęp, ale jakim sposobem?

– Szwagier, najstarszy z szóstki, przybył do Glenkirk z wizytą. To jego syn wyjechał z moją żoną – wyjaśnił Patrick. – Wtedy domyśliłem się, dokąd naprawdę pojechała.

– Gdyby nie dopisało ci szczęście, mogło jej się udać – zauważył Henry. – Mów dalej.

– Oczywiście, natychmiast za nią ruszyłem. Lecz nim dotarłem do Perth, było już po koronacji, a Flanna spotkała się z królem nie raz, ale dwa razy. Gdy pojawiłem się w gospodzie, gdzie się zatrzymali, zastałem ją z nim sam na sam. Była w koszuli, owinięta kołdrą. Nie wiedziałem, kim jest jej towarzysz, dobyłem więc szpady. Na szczęście w porę pojawił się Charlie i wszystkich nas uratował.

– Boże święty! Sięgnąłeś po szpadę w obecności króla? – zapytał Henry z podszytym grozą niedowierzaniem. Był to czyn równoznaczny ze zdradą.

– Uspokój się, bracie. Wybaczono mi moją ignorancję. Powiedz jednak, co tybyś zrobił, gdybyś zastał w podobnej sytuacji swoją żonę? – zapytał Patrick gwałtownie. – Rozebraną do koszuli?

– Gdzie wtedy byli? – zapytał Henry. – I co robili?

– W saloniku, oboje stali, a on całował jej dłoń.

– Czy twoja żona wyglądała, jakby została zniewolona albo oddała się dobrowolnie? – zapytał Henry.

– Nie – odparł Patrick. – Prawdę mówiąc, wyglądała jak młoda królowa, podająca dłoń do pocałunku. Stała wyprostowana i elegancka, spowita w kołdrę, którą przytrzymywała skromnie jedną ręką, podczas gdy on całował drugą.

– Zapytałeś potem żonę, co się zdarzyło? Chyba zaczynani rozumieć, o co im poszło, pomyślał Henry.

– Nie, pokłóciliśmy się, lecz potem pogodziliśmy. Nasze problemy zrodziły się stąd, że kiedy Flanna powiedziała mi, iż spodziewa się dziecka, zapytałem, czy będzie moje czy króla – przyznał Patrick.

Henry'emu z szoku opadła szczęka.

– Nie mów mi, że zrobiłeś coś tak okropnego! – westchnął przerażony. – Na Boga, Patricku, ależ z ciebie głupiec!

– Byłem zazdrosny – przyznał Patrick.

– Gorzej! Głupio zazdrosny! – powiedział jego brat. – Teraz rozumiem sytuację. Nie tego się spodziewałem. Jeśli nie miałeś innych powodów, by podejrzewać żonę o wiarołomstwo – poza tymi, o których mi tu wspomniałeś – dlaczego, u licha, zadałeś jej to pytanie?

– Nadal próbowała werbować żołnierzy – odparł Patrick, zawstydzony. – Jej ojciec umierał i najstarszy brat przyjechał zabrać ją do Killiecairn. Pojechała, zamierzając rozpocząć tam rekrutację. Potem wybierała się do Huntley.

Westchnął.

– Rodzina ją wyśmiała i odmówiła pomocy. Postanowili także, iż sami przywiozą dziewczynę do Glenkirk, by nie uciekła po drodze. Kiedy wrócili, powiedziała mi o dziecku, a ja, idiota, zadałem jej to okropne pytanie.

– Dziwię się, że nie próbowała cię zabić – powiedział Henry, potrząsając głową. – Wiesz, oczywiście, co musisz zrobić, aby zasypać przepaść, jaka między wami wyrosła.