Choć burmistrz i szeryf nie byli z przekonania rojalistami, powitali Jego Wysokość serdecznie, aby uchronić miasto przed rabunkiem, co by niechybnie nastąpiło, gdyby armia królewska napotkała na opór. Przez następny tydzień żołnierze przeczesywali okolicę, rekwirując żywność, odzież, konie i broń. Cromwell czy król, co za różnica, sarkali ludzie pod nosem, choć trzeba przyznać, że kilku żołnierzy zostało za plądrowanie powieszonych.

Patrick przybył do Worcester dwudziestego siódmego sierpnia. Pytając o drogę, odszukał ulubioną gospodę Charliego “Pod Łabędziem”, położoną tuż nad rzeką.

– Zatrzymał się u was książę Lundy? – zapytał.

– Ty zaś jesteś, panie…? – zapytał gospodarz, jeżąc się lekko na dźwięk szkockiego akcentu.

– Bratem lorda Stuarta – odparł Patrick, zaniepokojony. – Jeśli mój brat tu jest, chciałbym o tym wiedzieć. Mam za sobą długą podróż z północy i muszę jak najszybciej go odnaleźć. To sprawa rodzinna.

– Tak, panie, twój brat tu jest – odparł gospodarz z większym nieco szacunkiem. – Zaprowadzę cię do niego, jeśli zechcesz ze mną pójść.

Poprowadził Patricka wąskim korytarzem, a potem zapukał dyskretnie do drzwi, wprowadził gościa do środka i szybko się wycofał.

Gdy oczy Patricka przywykły do panującego w pomieszczeniu półmroku zauważył, że w pokoju znajduje się nie jeden, lecz kilku dżentelmenów. Szybko odszukał wzrokiem brata.

– Charlie! – powiedział.

Książę Lundy odwrócił się i zaskoczony spojrzał na przybysza.

– Na Boga, Patricku, to ty? – zapytał, a potem zbladł. – Moje dzieci!

– Wszystko z nimi w porządku – zapewnił go Patrick.

– Matka?

– We Francji, planuje wesele Autumn.

– Zatem dlaczego…?

– Musimy porozmawiać na osobności – odparł Patrick nagląco.

– Panowie – przedstawił go Charlie – oto mój młodszy brat, Patrick Leslie, książę Glenkirk. Przyjechał aż ze Szkocji, by ze mną porozmawiać. Zważywszy na okoliczności, sprawa musi być poważna.

– Widziałeś po drodze żołnierzy Cromwella? – zapytał jeden z obecnych.

– Wszędzie kręcą się zwiadowcy, poprzedzający jego armię, ta zaś znajduje się o dzień drogi za mną – odparł Patrick.

– Wielki Boże! Wrócę lepiej do domu, póki to możliwe, i wam też radzę tak postąpić – zawołał dżentelmen, widocznie zaniepokojony.

Odpowiedział mu szmer aprobaty i pokój szybko opustoszał. Zostali tylko Charlie i Patrick.

Książę Lundy uśmiechnął się sardonicznie, a potem nalał sobie i bratu wina.

– Za króla! – powiedział, wznosząc kielich.

– Za króla! – zawtórował mu Patrick.

– Wydajesz się znużony – zauważył Charlie.

– Usiądź tutaj, przy ogniu. Skoro z dziećmi i mamą wszystko w porządku, rad bym dowiedzieć się, po co przybyłeś, braciszku. Znam twoje przekonania, nie sądzę zatem, byś chciał oddać swoją szpadę na usługi króla.

– Henry przyjechał do Glenkirk – odparł Patrick, uśmiechając się na widok zaskoczonej miny brata. – Skłamał władzom, by dostać przepustkę. Jest w stałym kontakcie z mamą, choć nie mam pojęcia, jak mu się to udaje. Mama nie życzy sobie, byś walczył za kuzyna. Chciałaby, żebyś wrócił ze mną do Glenkirk.

– Patricku – zaczął Charlie, lecz książę Glenkirk uniósł dłoń, uciszając niechybny protest.

– Pozwól, że powiem, z czym przybywam. To i tak na nic się nie zda, obiecałem jednak Henry'emu, a on mamie. Oboje uważają, że jeszcze nie czas, by król zasiadł na angielskim tronie. Sądząc po tym, co widziałem po drodze, mają rację. Z pewnością zdajesz sobie z tego sprawę. Przyjaciele, którzy byli tu dzisiaj, nie będą walczyć za króla, prawda? Pierzchli niczym króliki na samo wspomnienie armii Cromwella, a są przecież Anglikami.

– Dlaczego Henry sam po mnie nie przyjechał?

– zapytał Charlie.

– Gdyby ktoś go zobaczył w pobliżu króla i armii rojalistów, jego rodzina i majątek znalazłyby się w niebezpieczeństwie. Jest przecież Anglikiem – odparł Patrick. – Ja jestem jednak Szkotem. Można spodziewać się po mnie, że poprę tego króla. Poza tym angielskie władze mnie nie znają, a Henry'ego tak. Mama o tym wiedziała, dlatego wysłała go do Glenkirk – odparł Patrick, pociągając łyk wina.

– Henry, jak zawsze, ostrożny – zauważył Charlie niemal z goryczą.

– Ty też taki byłeś, póki okrągłe głowy nie zamordowały ci żony – przypomniał mu ostro brat.

– Jak mógłbym pozostać w Anglii bez mojej Bess? – zapytał Charlie gwałtownie. – Gdybym został, jej rodzice odebraliby mi dzieci. Już tego próbowali. Myślisz, że purytanie pozwoliliby je zatrzymać komuś takiemu jak ja? Bękartowi księcia Henry'ego, ulubionemu kuzynowi króla?

– Postąpiłeś słusznie, przywożąc dzieci do Glenkirk. Teraz powinieneś wrócić tam ze mną. Jesteś co prawda królewskim bękartem, czarującym i bogatym księciem, nie masz jednak władzy i nigdy jej nie szukałeś. Mama straciła w tej wojnie męża, nie chce stracić i ciebie, Charlie.

Pochylił się i jął przemawiać ze wzmożonym zapałem.

– Skoro nie stoi za tobą władza, autorytet ani żołnierze, na co zdasz się królowi? Twoje dzieci straciły już matkę. Nie pozwól, aby straciły i ojca. Flanna i ja cieszymy się, że mamy je u siebie, maluchy potrzebują jednak własnego ojca. Flanna powiła mi już pewnie dziedzica, a ja uganiam się po kraju za tobą.

– Och, Patricku, przykro mi, że z mojego powodu nie mogłeś być obecny przy narodzinach swego pierwszego dziecka – powiedział Charlie ze szczerym żalem w głosie.

– Nie będę niczego żałował, jeśli mój trud nie pójdzie na marne i ze mną wrócisz – zauważył książę Glenkirk.

– Nie mogę – stwierdził Charlie niemal ze smutkiem. – Musisz zrozumieć, że choć nie mam wpływu na decyzje króla ani umiejętności stratega, jestem jego przyjacielem i krewnym. To czyni dziś moje towarzystwo bardzo pożądanym. Słucham. Pocieszam. Mówię prawdę. Dzielę się rodzinnymi wspomnieniami. Możni z otoczenia króla tolerują mnie, gdyż nie zagrażam ich wpływom. W historii nie będzie o mnie wzmianki, co, prawdę mówiąc, w zupełności mi odpowiada. Muszę trwać przy kuzynie do końca. Nie mogę go opuścić i tego nie zrobię. Patrick westchnął.

– Armia Cromwella jest trzy razy liczniejsza niż wasza – powiedział. – Nie zwyciężycie w Worcester, a jeśli zostaniecie pokonani, co stanie się później?

– Nie wiem – odparł Charlie.

– Ale ja wiem – stwierdził Patrick ponuro. – Pojmają króla, a ciebie wraz z nim i obaj zostaniecie straceni, Cromwell bowiem – choć stroi się w szaty moralisty, głosząc umiłowanie prawdy, słuszności i cnoty – jest żądnym władzy tyranem. Prześladuje tych, którzy stają mu na drodze. Stanowi jednogłośnie prawo, choć gdyby był taki, jak głosi, traktowałby sprawiedliwie każdego, bez względu na religię. Nie mogę uwierzyć, że w tych okolicznościach gotów jesteś ryzykować życie.

– Jeśli przegramy bitwę, Patricku, spróbujemy uciec – powiedział Charlie, uśmiechając się leciutko. – Kuzyn udowodnił już, że potrafi wymknąć się Cromwellowi i jego poplecznikom.

Wyciągnął rękę i poklepał brata pocieszająco po ramieniu.

– Lepiej opowiedz mi o dzieciach.

– Kwitną. Mają lekcje codziennie, poza niedzielą. Tylko Willy obciął sobie loki. Wśliznął się do wielkiej sali, kiedy nikogo tam nie było, wyjął z koszyka do robótek nożyce i zrobił, co zaplanował. Biddy płakała potem przez trzy dni. Odmówił też noszenia sukienki, musieliśmy więc sprawić mu spodnie. Nie mieliśmy wyboru. To uparty chłopak – zakończył Patrick ze śmiechem.

– Ma to po ojcu Bess – zawtórował mu Charlie.

– A jak tam śliczna Flanna?

– Spędziła lato w Brae, odnawiając zamek. Zamierza przeznaczyć go dla drugiego syna, będzie też próbowała odzyskać wiążący się z nim tytuł. Oczywiście, jedynie król będzie mógł go przywrócić – zauważył praktycznie Patrick. – Przed wami długa droga, Charlie. Zeszliście ze szkockich gór szybko jak błyskawica. Dlaczego się zatrzymaliście? Ja ruszyłbym od razu na Londyn, nie jestem jednak strategiem.

– Król i Hamilton byli za tym, zostali jednak przekonani przez twego krewniaka, generała Leslie i jego stronników – odparł Charlie.

– Utkniesz tu zatem jak szczur w pułapce – zauważył Patrick. – A ja z tobą.

– Rankiem wyprawimy cię w podróż powrotną – powiedział Charlie. – A teraz połóż się w moim łóżku i odpocznij. Potrzebujesz snu. Ja muszę spotkać się z kuzynem.

– Nie będę się sprzeczał – odparł Patrick. – Nie spałem w łóżku, odkąd wyjechałem przed kilkoma tygodniami z Glenkirk.

Książę Lundy zaprowadził brata do niewielkiego pokoju, znajdującego się w tym samym korytarzu co salonik, w którym rozmawiali. Pomógł mu zdjąć buty i książę Glenkirk opadł z westchnieniem ulgi na łoże.

– A ty? Gdzie będziesz spał? – zapytał, nim znużenie go pokonało.

– Na pryczy – odparł Charlie. Zdmuchnął świecę i wyszedł. Pośpieszył do króla, przekazać mu, czego dowiedział się od Patricka: armia Cromwella stanie pod murami Worcester już następnego dnia.

– Nie przybył z tego zapomnianego przez Boga i ludzi miejsca jedynie po to, by ostrzec nas przed Cromwellem – stwierdził król domyślnie.

– Nie, kuzynie – przyznał Patrick.

– Po co zatem…?

– To typowe dla mojej rodziny – zaczął Charlie z uśmiechem. – Mama, która przebywa teraz we Francji, koresponduje z naszym najstarszym bratem, markizem Westleigh. Wysłała Henry'ego do Szkocji, by skłonił Patricka do wyruszenia po mnie do Anglii. Nie wysiała Henry'ego, gdyż zdaje sobie sprawę, że gdyby zobaczono go w pobliżu Waszej Wysokości lub choćby naszej armii, odbiłoby się to na nim i jego rodzinie.

Król też się uśmiechnął.

– Twoja matka jest bardzo sprytna. Zawsze taka była. Nikt się nie zdziwi, ani nie oburzy, gdy do mojej armii dołączy kolejny Szkot, Patrickowi nic więc nie grozi.

– Właśnie, Wasza Wysokość. Gdyby zobaczył go sam Cromwell, i tak nie wiedziałby, z kim ma do czynienia, gdyż Patrick rzadko opuszczał ukochane Glenkirk. Nie sądzę, by nawet krewny brata, generał Leslie, go rozpoznał. Dlatego wysłano właśnie Patricka. To z jego strony duże poświęcenie, gdyż Flanna spodziewała się potomka i do tej pory pewnie już go powiła. Patrick wiedział, że i tak mu odmówię. Mimo to przybył, z uwagi na matkę.

– Matki potrafią wpływać tak na synów, prawda? – zauważył król.

– Muszę wyprawić Patricka z miasta najszybciej, jak tylko się da. Kiedy nadciągnie armia Cromwella, może się to okazać trudne, o ile nie niemożliwe – stwierdził książę Lundy.

– Jedź z nim – zaproponował król wspaniałomyślnie. – Nie życzę sobie, by twoja matka uznała mnie za człowieka samolubnego i bez serca. Straciła już męża, nie obrabuję jej teraz z synów. Nie znałem mego wuja, Henryka, powiadają jednak, że był kochany przez wszystkich, którzy go znali i byłby dla Anglii wspaniałym władcą. Twoja matka ponoć głęboko go kochała i gdyby nie to, iż jej pochodzenie otoczone było mgiełką tajemnicy, mogłaby być dziś królową, a ty królem.

– Choć żałowałem zawsze, że ojciec umarł tak młodo – odparł Charlie – nie pragnąłem władać Anglią, i dobrze o tym wiesz, kuzynie. Byłbym w pełni zadowolony, mogąc wieść spokojne życie angielskiego dżentelmena i kiedy to wszystko się skończy, znowu do niego wrócę. Mój hinduski dziadek, władca Akbar, uważał, że każdy z nas znajduje się w życiu tam, gdzie w danym momencie powinien. Podzielam jego opinię – kontynuował z uśmiechem – chociaż autorzy Uroczystej Ligi i Kowenantu pewnie by się z tym nie zgodzili. Nie zdradzisz mnie jednak przed kościelnymi urzędnikami, prawda, Wasza Wysokość? Zatem, kuzynie, jesteśmy teraz w miejscu, w którym być powinniśmy. Wszyscy, nawet mój brat, Patrick. Odeślemy go do domu najszybciej, jak tylko się da, ja jednak zostanę.

Król milczał przez chwilę, a potem powiedział:

– Jeśli sprawy źle się potoczą, będę musiał odesłać i ciebie. Obiecaj, że pojedziesz. Bez dyskusji. Nosimy takie samo imię. Gdybyś zginął, ludzie Cromwella ogłosiliby triumfalnie, że Charles Stuart nie żyje, nie zawracając sobie głowy wyjaśnieniami, który to Charles Stuart. Coś takiego zaszkodziłoby z pewnością mojej sprawie. Książę Lundy skinął z wolna głową.

– Jestem lojalnym sługą Waszej Wysokości – powiedział. – Niech Bóg broni, by okazało się to konieczne, lecz jeśli tak się stanie, będę posłuszny.

Przykląkł, ujął dłoń kuzyna i ją ucałował. Gdy wstał, król nakazał mu gestem, by wrócił na swoje krzesło.

– Powiedz, co nowego u rozkosznej księżnej Glenkirk – zażądał z błyskiem w oku.

– Do tej pory pewnie urodziła już dziecko. Patrick niewiele o tym mówił. A tak, spędziła lato, odrestaurowując zamek swej matki. Żywi nadzieję, że pewnego dnia, gdy Wasza Wysokość obejmie znów tron, zdoła cię przekonać, byś przywrócił tytuł rodzinie i obdarował nim jej drugiego syna.

– Nie ma męskich dziedziców?

– Nie – wyjaśnił Charlie. – Jej dziadek Gordon był ostatnim lordem Brae. Miał syna, lecz nieślubnego. Matka Flanny odziedziczyła Brae i mogła przekazać tytuł córce, lecz moja szwagierka jest ambitna. Pragnie go dla Lesliech z Glenkirk. Powiada, że skoro brat i rodzina nie pozwalają jej uganiać się po górach i werbować dla Waszej Wysokości żołnierzy, jedynym, co może zaoferować memu bratu jest przywrócenie jednemu z jego synów tytułu. Jej poprzedniczki w Glenkirk były niezwykłymi kobietami, i to na wiele sposobów. Dlatego Flanna chciałaby zostać kimś więcej, niż tylko – jak mi wyłożyła – księżną, która niczego nie dokonała.