Król roześmiał się serdecznie, a było to coś, co ostatnio rzadko mu się zdarzało.

– Kuzynie – powiedział – obiecuję, że kiedy zasiądę znowu na tronie, przywrócę tytuł lorda Brae i nadam go drugiemu synowi Flanny Leslie. Flanna Leslie sprawiła, że śmiałem się w tym ponurym miejscu, zwanym Szkocją. Ma dobre serce, a szczodrość nie będzie mnie w tym przypadku nic kosztowała.

Teraz to Charlie się roześmiał.

– Nasz dziadek powiedział to samo Jemmiemu Leslie, kiedy nadawał mu tytuł księcia Glenkirk. Stwierdził, że skoro księstwo już istnieje, razem z zamkiem i włościami, uczynienie Jemmiego księciem nic go nie będzie kosztowało.

– Moja krew – odparł król, ocierając załzawione ze śmiechu oczy. – Och, Charlie, nie uśmiałem się tak od tygodni. Do licha, kuzynie, nie mogę się doczekać, aby przywrócić znowu dwór i żyć jak należy.

– Wszystko w swoim czasie, Wasza Wysokość – obiecał Charlie.


*

Rankiem okazało się, że Cromwell stoi już pod murami. Nie spodziewano się go, aż późnym popołudniem, o świcie musiano jednak zamknąć bramy – wszystkie, poza najmniejszą, pilnowaną z zewnątrz przez straże. Nie było sposobu, by Patrick wydostał się z miasta. Nie chciał umierać za tego króla. Chciał znaleźć się na drodze prowadzącej na północ, w stronę Glenkirk.

Lord Derby przekradł się w nocy do miasta, przynosząc wiadomość, że jego siły w Lancastershire zostały rozbite. Miejscowa szlachta nie powstała, by pomóc królowi. Cromwell miał dość pieniędzy z podatków, by zwabić do swych oddziałów ochotników. Król nie miał nic, by zapłacić swej małej armii – nic poza obietnicą, że kiedy odzyska tron, wynagrodzi tych, którzy mu w tym pomogli. Ci, którzy cokolwiek posiadali, zostali w domach. Ci, którzy nie mieli nic, przyłączyli się do Cromwella, gdyż płacił im po każdej bitwie.

Jego oddziały przemieściły się na południe i południowy wschód, by odciąć królowi drogę do Londynu. Król w odpowiedzi rozkazał wysadzić mosty na rzece Severn. Trzy zostały zupełnie zniszczone, lecz jeden, w Upton, tylko uszkodzony. Ludzie Cromwella naprawili go i rzeka nie stanowiła już dla nich przeszkody. W dzień po przybyciu do Worcester lorda protektora zaczął się ostrzał artyleryjski. Król zatrzymał większość swych ludzi w ogrodzonej murami części miasta, gdyż wąskie uliczki stanowiły naturalną linię obrony. Na zachodzie, u zbiegu rzek Severn i Teme, czuwały szkockie regimenty. General Middleton dokonał wypadu za mury z zamiarem zniszczenia dział. Akcja się nie powiodła i wielu żołnierzy zginęło.

Cromwell mógł zdobyć miasto od razu, był jednak człowiekiem przesądnym i postanowił zaczekać z atakiem do trzeciego września, kiedy to przypadała pierwsza rocznica zwycięskiej dla niego bitwy pod Dunbar. Patrick Leslie, uwięziony w oblężonym mieście, uznał, że powinien przeżyć, gdyż to mało prawdopodobne, by zginął tego samego dnia co ojciec. Chyba że Bóg odznacza się szczególnym poczuciem humoru.

Rankiem trzeciego września król wszedł na szczyt czworokątnej wieży katedralnej i spojrzał na mrowiące się pod murami trzydzieści tysięcy ludzi Cromwella. Popatrzył na wąskie uliczki miasta, obramowane średniowiecznymi domami. Jego armia liczyła zaledwie dwanaście tysięcy żołnierzy. Westchnął, zrezygnowany. Tylko cud mógłby sprawić, że pokonaliby wroga, a on nie wierzył w cuda. Mimo to bitwa musi zostać rozegrana.

Był królem Anglii i Szkocji. Na jego wezwanie powinno stawić się pięćdziesiąt tysięcy uzbrojonych mężczyzn, ale tak się nie stało. Dlaczego nie powiedziano mu, że jego rodacy są tak przestraszeni, tak zmęczeni wojną, że nie powstaną, by poprzeć swego króla? Dlaczego nikt mu nie powiedział, że ludzie pragną jedynie pokoju? Nie rozumiał tego, lecz spoglądając z wieży na miasto uświadomił sobie, że wielu dobrych ludzi straci tego dnia życie, i to po obu stronach. A kiedy słońce skryje się za wzgórzami Malvern, będzie nadal królem, lecz tylko z nazwy. I pewnie będzie musiał znów uciec, aby ocalić życie. Jeśli, oczywiście, przeżyje.

– To przegrana sprawa – powiedział do kuzyna Charliego. Tylko jemu pozwolił sobie towarzyszyć.

– Tak – zgodził się z nim Charlie.

– Potrzebujemy planu… – zaczął król.

– Kiedy nadejdzie czas, wymkniemy się przez bramę Claps. Generałowie Cromwella nie spodziewają się, że mógłbyś wrócić na północ. Pozostawili więc tę małą, nieważną bramę niemal niestrzeżoną, by Szkoci, którzy przeżyją, mogli zostać przez nią wyprowadzeni i przegnani za szkocko – angielską granicę – powiedział Charlie.

– Hm – mruknął z zastanowieniem król.

– Kiedy nadejdzie czas, będziesz musiał uciec – powiedział spokojnie książę Lundy. – Bez dyskusji.

– A ty będziesz musiał odejść, kiedy ja ci rozkażę, Charlie – odparł król. – Zabierzesz ze sobą Patricka. – Roześmiał się. – Nie sądzę, by twemu bratu podobało się, że został tu uwięziony.

– Rzeczywiście – przytaknął Charlie z uśmiechem.

Nagle działa zagrzmiały mocniej.

– Powinniśmy zejść – powiedział król. – Musisz uciec tak szybko, jak tylko będzie to możliwe. Nie wolno dopuścić, by Cromwell mógł się pochwalić, że zabił dwu Charlesów Stuartów jednego dnia.

– Przekradnę się do Francji, kuzynie, i będę czekał w Paryżu – odparł Charlie. – Prawdopodobnie znajdę się tam przed tobą. Cromwell rzuci w pościg całą swoją armię, lecz będzie szukał ciebie, nie mnie. Wolałbym jednak, abyś to ty pierwszy się stąd wydostał.

Zeszli z wieży i znaleźli się na placu katedralnym, gdzie czekali na nich generałowie. Kuzyni uścisnęli się, życząc sobie nawzajem szczęścia. Charlie pośpieszył z powrotem “Pod Łabędzia”, by poinformować brata, że muszą natychmiast uciekać.

– Tylko jak, twoim zdaniem, zdołamy wydostać się z tego chaosu? – zapytał gniewnie Patrick. – Rozejrzyj się, człowieku! Wszędzie panika! Pożary! Przerażeni cywile, obawiający się o swoje życie.

– W północnym murze jest kiepsko strzeżona brama – powiedział spokojnie Charlie. – Poradzono mi, bym opuścił miasto tą drogą.

– A więc to tak! – krzyknął Patrick, wzburzony.

– Opuszczasz króla, choć bitwa jeszcze na dobre się nie zaczęła! Nie mogłeś podjąć tej decyzji, zanim zostaliśmy tu uwięzieni?

– Żaden Charles Stuart nie musi dzisiaj zginąć – odparł Charlie z naciskiem. – Pomyśl, jak ludzie Cromwella wykorzystaliby fakt, że zabili Charlesa Stuarta? Uczyniłoby to powrót króla sto razy trudniejszym. Musiałby udowodnić, że jest tym, za kogo się podaje, nie przeklętym uzurpatorem.

– Twój kuzyn i jego doradcy mogli wpaść na to wcześniej – burknął Patrick.

– Jeśli wymkniemy się teraz, gdy walki koncentrują się przy forcie Royal, zdołamy wydostać się za bramę i uciec na zachód – powiedział Charlie.

– Dlaczego na zachód? – zapytał Patrick. – Ja ruszę na północ.

– Tak jak armia Cromwella po bitwie – odparł Charlie. – Pojedziemy na zachód, ponieważ znam tam kogoś, kto przechowa nas, nim sytuacja trochę się uspokoi. Potem udam się do Bristolu, gdzie zaokrętuję się na któryś z rodzinnych statków i popłynę do Francji. Możesz popłynąć wraz ze mną lub wrócić do Szkocji. Kilka najbliższych dni musimy przeczekać jednak w ukryciu.

Z zewnątrz dobiegły odgłosy zbliżającej się potyczki. Fort padł. Generał Leslie, zniechęcony wspomnieniem Dunbar, uznał, że nie ma nadziei na zwycięstwo i nie wsparł jak należy ludzi króla. Żołnierze zaczęli porzucać w rozpaczy broń. Król próbował poderwać ich do walki, acz bez powodzenia. Sam walczył dzielnie przez cały dzień, nie unikając niebezpieczeństw i budząc podziw nie tylko swoich, ale i wrogów. Teraz ulice spływały krwią rannych i umierających. O zmierzchu król dal się wreszcie namówić do ucieczki i wymknął się przez tę samą bramę, co wcześniej jego kuzyn. Zapadł wieczór. Żołnierze Cromwella nie zaniechali przelewu krwi, starając się za wszelką cenę znaleźć króla.

Charlie i Patrick opuścili Worcester rankiem, korzystając z zamieszania i panującego dookoła chaosu. Jak im powiedziano, brama Claps pozostawała niestrzeżona. O kilka mil za miastem skręcili na zachód, w kierunku Walii. W końcu odgłosy bitwy ucichły, zastąpione śpiewem ptaków. Charlie wiedział, dokąd się udaje, a Patrick podążał posłusznie za starszym bratem. Wreszcie, gdy słońce skryło się za wzgórzami, zeszli z głównej drogi. Ledwie widoczna, kręta ścieżka poprowadziła ich ku domostwu z ciemnego kamienia. Wyglądało na opuszczone.

Ledwie zdążyli się zatrzymać, padł strzał. Patrick Leslie zaklął i chwycił się za ramię.

– Barbaro! – zawołał Charlie. – To ja! Postrzeliłaś mojego brata!

Przez chwilę nikt nie odpowiadał. Wreszcie drzwi domu otwarły się. Wybiegła z nich kobieta i rzuciła się Charliemu w ramiona.

– Boże, Charlie, tak mi przykro! – zawołała i pocałowała go.

Charlie odwzajemnił pocałunek, a potem odsunął od siebie kobietę.

– Działasz, jak zawsze, bez zastanowienia, Barbaro – powiedział. – Pomóż memu bratu wejść do domu. Zajmę się końmi.

Patrick zsiadł z konia, krzywiąc się z bólu. Kobieta otoczyła go ramieniem, polecając, by wsparł się na niej, to wprowadzi go do domu.

– Którym z braci jesteś? – spytała, sadzając Patricka przy kominku. – Sądząc z wyglądu, tym ze Szkocji.

– Jest nas tam trzech – wyjęczał Patrick. – Jestem najstarszy. Patrick Leslie, książę Glenkirk, do usług.

– Jestem Barbara Carver – odparła kobieta. – Siedź spokojnie, zdejmę ci kaftan, panie.

– Zawsze strzelasz do tych, którzy przychodzą do ciebie z wizytą? – zapytał Patrick.

– Kula utkwiła w ramieniu. Będę musiała ją usunąć – powiedziała i zaczęła rozpinać mu koszulę.

– Nie dotkniesz mnie, kobieto, póki nie wróci mój brat – zaprotestował Patrick stanowczo. – Jeśli masz trochę whiskey, chętnie się napiję. Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.

– Czasy są niebezpieczne, panie – powiedziała cicho Barbara Carver. – Było ciemno. Nie widziałam, kto nadchodzi. Mieszkam tu sama, jedynie ze starą służącą.

Podeszła do kredensu, nalała czegoś do cynowego kubka i podała go Patrickowi.

Patrick przełknął trunek i oczy rozszerzyły mu się ze zdziwienia, była to bowiem whiskey z Glenkirk.

– To nasza whiskey – powiedział.

– Owszem – przytaknęła Barbara spokojnie. – Twój brat postarał się, by czekała na niego, kiedy przybywa z wizytą.

– Gdzie twój mąż? – zapytał Patrick.

– Od lat nie żyje – odparła. – Mój ojciec był zamożnym kupcem z Hereford. Znam twego brata od dzieciństwa, ojciec bywał bowiem często w Queen's Malvern, a ja towarzyszyłam mu podczas tych wizyt. Państwo de Marisco byli dla mnie bardzo dobrzy. Gdy ojciec zmarł, matka wyszła za najstarszego pomocnika. Ojczym nie chciał pasierbicy. Zamierzał oddać mnie na służbę, choć nie zostałam wychowana, by być służącą. Lady de Marisco dowiedziała się o tym i zaaranżowała małżeństwo z bezdzietnym wdowcem, panem Randallem Carverem, starszym ode mnie o kilka lat. Był dobrym mężem, lecz nie mieliśmy dzieci. Ja też byłam dla niego dobrą żoną. Pozwól, panie, że poleję ranę whiskey. Będzie szczypało, ale musimy zapobiec zakażeniu.

Ostrożnie rozerwała rękaw koszuli.

– Cóż – powiedziała – strzał był przynajmniej czysty.

Patrick parsknął śmiechem. Nie był w stanie się powstrzymać. Co za humorystyczna sytuacja, pomyślał.

– Au! – jęknął i pobladł, gdy przytknęła do rany kawałek płótna.

– Przeżyje? – zapytał Charlie, wchodząc do saloniku.

– Kulę trzeba wydobyć, nie pozwolił mi jednak się tknąć, póki nie wrócisz – odparła Barbara.

– Będzie bolało jak diabli – powiedział Charlie niemal radośnie. – Daj mu więcej whiskey, Barbaro, a potem zabierzemy się do pracy. W ramieniu znajdują się głównie mięśnie, Patricku, więc nic poważnego ci nie grozi. Zostaniesz u Barbary przez kilka dni, a gdy poczujesz się lepiej, będziesz mógł ruszyć na północ, do domu. Rankiem ludzie Cromwella zaczną przeczesywać okolicę, szukając rojalistów.

– A jeśli przyjdą i tutaj? – zapytał Patrick, zirytowany.

– Zamknę was w księżej dziurze – odparła Barbara z uśmiechem i Patrick uświadomił sobie, jaka jest piękna.

– Księżej dziurze?

– Kryjówce dla księdza. Jestem katoliczką, milordzie. To dlatego wybrałam życie w takim odosobnieniu. W dzisiejszych czasach bycie katolikiem to coś gorszego nawet niż bycie anglikaninem.

Roześmiała się.

– Rzadko kto tu zagląda – chyba że został zaproszony lub wie, że będzie mile widziany.

– Spodziewasz się kogoś w ciągu kilku następnych dni? – zapytał Patrick chłodno. Uświadomiwszy sobie, jaka jest piękna, zaczął się zastanawiać, co łączy ją z bratem. Z pewnością Charlie nie zdradzał swojej Bess, skoro aż tak ją uwielbiał.

– Teraz moi przyjaciele są zbyt zajęci uganianiem się za waszymi przyjaciółmi – odparła, uśmiechając się znowu. Podała Patrickowi nie kubek, lecz cały puchar whiskey.

– Kiedy to wypijesz, zaczniemy. Będzie bolało, lecz kulę trzeba wyjąć.