Patrick skinął głową.
– Powiedz jej o Flannie i dziecku – poprosił. – Z Bogiem, Charlie. Spróbuj nie dać się zabić.
– Nic mi się nie stanie – obiecał Charlie, a potem uścisnął po raz ostatni dłoń brata i wyszedł.
Patrick poczuł, że po policzkach płyną mu łzy, otarł je więc niecierpliwie. Gdyby ta przeklęta kobieta go nie postrzeliła, on też mógłby dziś wyruszyć. Tymczasem wszystko go bolało, poza tym wyczerpanie zbyt szybką podróżą i przeżyciami, jakich zaznał w Worcester, również dawało o sobie znać. Niezdolny się powstrzymać przymknął powieki i zapadł znów w sen. Gdy się obudził, słońce znikało właśnie za okrytymi purpurą zachodu wzgórzami, widocznymi przez okno sypialni. Barbara, siedząca dotąd przy niewielkim kominku, wstała i podeszła do łóżka.
– Jak się czujesz, Patricku Leslie? – spytała i położyła mu dłoń na czole. – Gorączka spadła. Doskonale! Dobrze się spisałam, usuwając kulę.
Uśmiechnęła się olśniewająco i Patrick po raz kolejny uświadomił sobie, jak jest śliczna.
– Lepiej niż rano – odparł. – Charlie naprawdę odjechał, czy to mi się przyśniło?
– Twój brat wyjechał. Przez cały dzień nie widzieliśmy żywej duszy. To może się jednak zmienić, dlatego chciałabym, byś był przygotowany. Choć nie spodziewam się wizyty, mój przyjaciel purytanin może jednak się zjawić. Wtedy najlepiej byłoby zamknąć cię w kryjówce dla księdza. Kiedy poczujesz się na siłach wstać, pokażę ci, gdzie się ona znajduje. Byłoby lepiej, gdybyś nie wychodził z domu, lecz jeśli ktoś zdybie cię na zewnątrz, powiem, że jesteś Paddy, stajenny, przysłany przez pana Becketa z Queen's Malvern. Słyszysz, lecz jesteś niemową. Gdy książę odprawił służbę i wyjechał z Anglii, panu Becketowi zrobiło się żal kaleki i przysłał cię tutaj, gdyż wiedział, że potrzebuję kogoś do pomocy. Musisz udawać niemowę, gdyż akcent natychmiast by cię zdradził, a wtedy nikt by nie uwierzył, że nie walczyłeś u boku króla.
– Powinienem wyjechać jak najszybciej – powiedział Patrick. – Byłaś dla mnie bardzo uprzejma, ale nie chciałbym narażać bliskiej przyjaciółki brata, która tak gościnnie nas przyjęła.
Barbara parsknęła śmiechem.
– Nie aprobujesz naszego związku, prawda, panie? Przykro mi, gdyż Charlie i ja znamy się od dzieciństwa. Nie mogę dopuścić, byś naraził się na niebezpieczeństwo, wyruszając zbyt wcześnie.
Twoje ramię musi choć trochę się zagoić, trzeba też będzie się dowiedzieć, jak wygląda sytuacja. A teraz, jeśli zdołasz wstać, zjemy kolację na dole. Musisz być bardzo głodny. Kiedy ostatnio jadłeś?
– Nie pamiętam – odparł, czując się nieco winny, że był wobec niej tak szorstki. Usiadł i spuścił z łóżka długie nogi. Przez chwilę kręciło mu się w głowie, jednak zawroty szybko ustąpiły. Posiedział przez chwilę, a potem wstał. Choć ramię bolało jak diabli, poza tym czuł się nieźle.
– Lucy przyrządziła pyszną pieczeń. Zapach dobiega aż tutaj – powiedziała Barbara z uśmiechem. – Chodźmy więc. Jeśli zrobi ci się słabo, wesprzyj się na mnie.
Zeszli powoli po schodach. Barbara wprowadziła Patricka do niewielkiej jadalni obok saloniku, wskazując miejsce przy stole. Stara służąca wniosła półmisek z wołową pieczenia. Na stole przygotowano już chleb, masło i ser, był też pieczony kurczak. Sługa nie zapytała Patricka o zgodę, lecz napełniła mu talerz i poleciła, by jadł. Spostrzegł, że Barbara uśmiecha się dyskretnie. Gdy opróżnił talerz, przyniosła mu słodki jajeczny sos i trochę truskawkowego dżemu. Zjadł deser łapczywie, popijając czerwonym winem, pochodzącym, jak się domyślił, z winnic jego rodziny w Archambault. W końcu odsunął się od stołu.
– Stara dobrze gotuje – zauważył.
– Ma na imię Lucy – poinformowała go Barbara. – Jadłeś z apetytem, a to dobry znak. Przepraszam jeszcze raz za to, że cię postrzeliłam. Nie spodziewałam się gości, a już na pewno nie Charliego. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
Wino sprawiło, że nastrój Patricka znacznie się poprawił, poza tym: nie jemu oceniać brata i Barbarę, uznał. Charlie był przecież, jak sam zauważył, Stuartem, a ich apetyt na życie był w Szkocji powszechnie znany.
– Nie mogłaś poczekać, aż się przedstawimy? – zapytał.
– Gdybym nie zaczekała, już byś nie żył – powiedziała. – Celowałam w serce.
– Kiepski z ciebie strzelec – zauważył z uśmiechem. – Niech Bóg ma nas w opiece, kiedy kobieta chwyta za strzelbę. Gdybyś była moją żoną, byłbym już martwy, gdyż Flanna świetnie radzi sobie z łukiem. Tak, wybaczam ci, Barbaro Carver. Doskonale się mną zaopiekowałaś i jeszcze lepiej nakarmiłaś.
– Jesteś zupełnie inny niż Charlie – zauważyła.
– Owszem – przytaknął. – On jest Anglikiem, z urodzenia i wychowania, a ja Szkotem. Ale jesteśmy też braćmi i bardzo się kochamy. Nasza mama urodziła pięciu synów, dwóch Anglików i trzech Szkotów. Mam dwie angielskie siostry i jedną szkocką, jesteśmy jednak rodziną i wspieramy się nawzajem.
– Dlatego opuściłeś Szkocję i przyjechałeś do Anglii, aby wyperswadować Charliemu dalsze pozostawanie u boku króla.
Do pokoju weszła pospiesznie Lucy.
– Ktoś nadchodzi! – powiedziała. – Lepiej ukryjmy gościa, pani.
Barbara wstała.
– Chodź ze mną, Patricku Leslie – powiedziała, po czym wprowadziła go do saloniku. Patrzył, zafascynowany, jak podchodzi do kominka, zagłębia weń rękę i dotyka ściany, która natychmiast się odsuwa. Nie czekając, przekroczył ostrożnie palenisko i znalazł się w maleńkim pomieszczeniu za kominkiem.
– Przyjdę po ciebie, kiedy ten ktoś sobie pójdzie. Nie wiem, jak długo zabawi, bądź więc cierpliwy.
Stara Lucy wcisnęła mu w dłoń flaszkę, a potem zamknęły z Barbarą kryjówkę. Patrick rozejrzał się dookoła. Było tu ciasno, ale nie duszno. Mógł swobodnie stać, albo usiąść na trzynożnym stołku. Odkorkował flaszkę i powąchał zawartość. Wino. Nie potrzebował go teraz, gdyż zjadł dopiero co suty posiłek. Przestawił stołek w kąt, usiadł i przymknął oczy.
Barbara powitała gościa z muszkietem w dłoni. Spostrzegłszy, kto to taki, zaklęła cicho pod nosem. Jej protektor – purytanin. Odstawiła broń i przywołała na twarz radosny uśmiech. Potem, przypomniawszy sobie, że w stajni stoi ogier Patricka, syknęła do Lucy.
– Odbierz od niego konia, inaczej zobaczy wierzchowca pana Leslie i zacznie zadawać pytania.
Lucy pokuśtykała czym prędzej ku przybyszowi. Ledwie sir Peter zsunął się z siodła, chwyciła konia za uzdę i powiedziała:
– Zajmę się nim, czcigodny panie – po czym oddaliła się, najszybciej jak mogła, w kierunku stajni.
– Kochanie! – krzyknęła cicho Barbara, otwierając ramiona.
– Wejdźmy do środka, moja droga, inaczej ktoś nas zobaczy – powiedział karcąco.
– Och, Peter, przecież jest ciemno – zaprotestowała wdzięcznie, lecz posłuchała.
Wszedł do domu i szybko ją pocałował.
– Nie mogę zostać, musiałem jednak przyjechać i poinformować cię, co się wydarzyło.
– Och – powiedziała, wydymając wdzięcznie usta – a byłam taka niegrzeczna, sir. Koniecznie trzeba mnie ukarać.
Westchnęła.
– Elsbeth wie, że tu jestem. Nalegała, bym ostrzegł cię przed maruderami, pustoszącymi okolicę. Zaprasza cię do nas. Powiedziałem, że się nie zgodzisz, nalegała jednak, abym przyjechał i przekonał się na własne oczy, że biedna wdowa jest bezpieczna. Muszę zaraz wracać.
Barbara zrobiła znów nadąsaną minę. Jej piersi, widoczne w rozcięciu sukni, były tak kuszące, że ledwie mógł oderwać od nich wzrok.
– Zatem, madame - powiedział – potrzebujesz, by cię ukarano?
Uśmiechnęła się uwodzicielsko, włożyła palec do ust i zaczęła go ssać. Opuściła powieki, by rzęsy, ciemne w porównaniu z włosami, opadły na policzki. A potem wyciągnęła do niego dłoń.
– Chodź ze mną na górę – powiedziała.
– Nie mogę, lecz twój salonik doskonale wystarczy. Najpierw ukarzę cię za to, że byłaś niegrzeczna, a potem opowiem, co się wydarzyło. Chodź, madame!
Barbara spłonęła rumieńcem, zastanawiając się, ile z tego, co będzie działo się w pomieszczeniu, dotrze do uszu Patricka. Nic jednak nie mogła na to poradzić.
Pozwoliła wprowadzić się do saloniku. Usiadł na krześle, a ona posłusznie ułożyła mu się na kolanach. Natychmiast zadarł jej spódnice i zaczął wymierzać klapsy dłonią w skórzanej rękawiczce. Piszczała i wiła się, jak lubił, aż krzyknął:
– Dosyć!
Pociągnął ją przez pokój, skłonił, by oparła się o stół i niemal natychmiast w nią wszedł, pojękując i pompując. Gdy skończył, odsunął się, opuścił Barbarze spódnice i pomógł jej się podnieść.
– Ach, kochanie – powiedział, kiedy usiedli obok siebie na sofie – jesteś dla mnie takim ukojeniem!
– Cieszę się – wymamrotała, myśląc jednocześnie: Do licha, człowieku, nie masz pojęcia o tym, jak się kochać! - Wiem, że przeżywasz teraz trudne chwile, sir Peterze. Powiedz mi jednak, co się dzieje, gdyż jestem tego bardzo ciekawa. Wędrowny handlarz, który zajrzał do nas w zeszłym tygodniu powiedział, że armia króla zajęła Worcester. Czy to prawda?
– To była prawda – odparł sir Peter. – Król został jednak pokonany i choć udało mu się zbiec, możesz być pewna, że Bóg wyda go wkrótce w nasze ręce, by mógł zostać stracony, jak na to zasłużył.
– Wiecie zatem, gdzie przebywa? – naciskała Barbara.
– Cóż, niezupełnie, jesteśmy jednak na tropie – oznajmił z namaszczeniem sir Peter. – Na pewno go schwytamy. Kto w Anglii, poza kilkoma zdradzieckimi katolikami, zgodziłby się go ukryć? Gdyby naród go popierał, czy nie powstałby, aby mu pomóc? Nic takiego się jednak nie stało. Człowiek, który mienił się być królem Anglii przekroczył granicę, mając przy boku jedynie gromadkę szkockiej hałastry. Wkrótce Szkocja też znajdzie się pod naszym butem. I wtedy Charles Stuart nie będzie miał się gdzie ukryć. Przestępcy, którzy go wspierali, mogą buszować jednak po okolicy, dlatego musisz zachować czujność. Nie sądzę, by kierowali się na południowy wschód, ale ci Szkoci nie są zbyt inteligentni. Prawdopodobnie uciekli ze swym przywódcą na północ, lecz my ich ścigamy. Wkrótce ujmiemy tego człowieka. Zaczęliśmy już egzekucje zdrajców z Worcester. Zrównaliśmy z ziemią mury miasta i schwytaliśmy tylu anglikanów i katolików, ilu się dało. W zależności od natury ich przewin, zostaną uwięzieni, wygnani albo straceni. Wstał.
– Muszę wracać. Zapewne nic ci nie grozi, winnaś jednak uważać.
Co powiedziawszy, wyszedł.
Obserwowała go, stojąc w progu, a kiedy zniknął za wzgórzem, wróciła szybko do saloniku i otwarła kryjówkę. Patrick drzemał, wsparty plecami o ścianę. Obudziła go, zadowolona, że nie był świadkiem żenującej sceny, a potem powtórzyła, czego dowiedziała się od sir Petera.
Patrick skinął głową.
– Charlie dobrze zrobił, wyjeżdżając przed świtem – powiedział. – Pozostaje pytanie, kiedy ja będę mógł zrobić to samo.
– Uważam, że powinniśmy zaczekać, aż sytuacja trochę się uspokoi. Kiedy król zostanie schwytany lub przedostanie się bezpiecznie do Francji, będziesz mógł wyruszyć. Posiadam dokumenty podróżne, wystawione in blanco, wystarczy wpisać nazwisko. Sir Peter dał mi je kilka miesięcy temu na wypadek, gdybym chciała dokądś się udać. Musisz jednak zaczekać, Patricku Leslie. Nie mogłabym spojrzeć Charliemu w oczy, gdybyś zginął lub został uwięziony. Obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego. Wiem, jak bardzo chciałbyś znaleźć się w Glenkirk przy żonie i dziecku, lecz musisz okazać cierpliwość, jeśli nie ze względu na siebie, to na nich.
– Na razie zgoda – obiecał. – Muszę wiedzieć więcej, zanim ośmielę się wyruszyć, Barbaro Carver.
Królowi rzeczywiście udało się zbiec. Wymknął się z miasta przez tę samą bramę, co wcześniej jego kuzyn. Książę Hamilton poległ w walce, królowi towarzyszyli jednak inni: lord Lauderdale ze Szkocji, lord Derby i książę Buckingham. Wcześniej król kontaktował się jedynie z kilkoma katolikami: francuskimi spowiednikami swej matki oraz Irlandczykami, którzy gościli swego czasu na dworze. Teraz, za poradą lorda Derby, powierzył swe bezpieczeństwo angielskim katolikom, odkrywając, że choć pozostali wierni swemu Kościołowi, byli też w najwyższym stopniu lojalni wobec króla i ojczyzny.
Przebrany za wyrobnika, schronił się wpierw u Penderellów, rodziny średniorolnych chłopów, gospodarzących na farmie Whiteladies w Shropshire. Ukryli go w lasach i próbowali przemycić do Walii, jednak miejscowa milicja pilnowała wszystkich mostów na rzece Wye. Króla zabrano więc do Boscobel, gdzie ukrywał się najpierw w domu, potem w ogrodach. W pewnej chwili został zmuszony wspiąć się na drzewo, skąd przypatrywał się, jak ludzie Cromwella przetrząsają posiadłość. Siódmego września, w cztery dni po klęsce, przebywał w Moseley Hall. Dziesiątego, przebrany za syna dzierżawcy, eskortował panią Jane Lane, córkę rojalisty, udającą się z wizytą do przyjaciółki, zamieszkałej w Abbot's Leigh niedaleko Bristolu. Pani Lane posiadała, oczywiście, dokument, upoważniający do podróży.
"Nazajutrz" отзывы
Отзывы читателей о книге "Nazajutrz". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Nazajutrz" друзьям в соцсетях.