Pozostał przez krótki czas w Abbot's Leigh, nierozpoznany przez rodzinę, lecz nie przez kamerdynera. Ów zaś, szczęśliwy, iż może pomóc swemu królowi, poradził, by Karol zabrał panią Lane i ruszył z nią przez Somerset. Posłuchawszy rady, król dotarł szesnastego września do Trent Hall, gdzie znalazł się pod opieką starego przyjaciela Francisa Wyndhama i grupy związanych z nim rojalistów.

W Dover nie udało im się znaleźć statku. Porty pełne były żołnierzy Cromwella, przygotowujących się do wypłynięcia na Jersey, by objąć ją, podobnie jak pozostałe wyspy na kanale, przymusowym protektoratem. Rojaliści jęli więc szukać statku, który mógłby wypłynąć z portu na wybrzeżu Hampshire lub Sussex. Znalazłszy odpowiednią jednostkę, wprowadzili króla na pokład. Czternastego października wypłynął z Shoreham, by dwa dni później wylądować w Fecamp w Normandii. Do dwudziestego cała Anglia wiedziała już, że Charles Stuart uciekł Cromwellowi i choć przebywa na obcej ziemi, Anglia nadal ma króla.

Usłyszawszy w wiosce nowiny, Barbara powiedziała Patrickowi, iż może wracać bezpiecznie do domu. Polubiła jego towarzystwo, pora jednak się rozstać. Wyruszył przed świtem dwudziestego drugiego października. Stara Lucy zaopatrzyła go w solidny zapas placków z owsianej mąki i napełniła jego flaszki winem oraz wodą. Podziękował i się pożegnał. Pani Carver powiedziała wieczorem, że rano będzie jeszcze spała, pożegnał się zatem od razu, dziękując za gościnę i opiekę. Jego ramię zdążyło już wydobrzeć, a po postrzale została jedynie blizna.

Skierował się wpierw na północ, a potem na północny wschód, wybierając mało uczęszczane drogi i nie zatrzymując się w miejscach, gdzie byłby zmuszony z kimś rozmawiać. Postępował tak z obawy, że rozmówca rozpozna w nim Szkota i poinformuje o przybyszu miejscowe władze. Podróż trwała tygodniami, czuł się więc bardzo samotny. Na dodatek jesień przechodziła powoli w zimę i robiło się coraz chłodniej. Przekroczył granicę na północ od Otterburn, przecinając następnie łańcuch wzgórz Cheviot. Ominął z dala Edynburg, a potem wsiadł na prom i przeprawił się przez zatokę Forth. Przemknął przez Fife i wsiadł na kolejny prom, którym przeprawił się przez zatokę Tay. Przebył South Esk, North Esk, a potem rzeki Dee i Don. Teraz wokół wznosiły się szkockie wzgórza, mógł więc bezpiecznie rozwinąć pled swego klanu i się nim owinąć, nie groziło już bowiem, że zostanie aresztowany. Serce zaczęło szybciej bić mu w piersi, gdy zorientował się, że rozpoznaje krajobraz. Pośpieszył jeszcze bardziej jabłkowitego wierzchowca. Zimne powietrze pachniało domem. A potem wyłonił się niespodziewanie z lasu i zobaczył przed sobą Glenkirk. Był w drodze przez ponad miesiąc i podróż mocno dała mu się we znaki, dziś miał jednak spać we własnym łóżku, u boku ukochanej żony.


*

Flanna stała, jak każdego popołudnia, na blankach Glenkirk, spoglądając na południe, wypatrując męża, zaklinając go, by wrócił. Piersi nabrzmiały jej mlekiem, które zaczynało przesączać się przez suknię. Westchnęła i już miała się odwrócić, gdy zobaczyła jeźdźca. Był jeszcze daleko, mimo to wiedziała. Serce podpowiadało jej, że to Patrick. Z trudem zmusiła się, by zejść ostrożnie po drabinie, a potem pomknęła korytarzem, sfrunęła niemal ze schodów i wpadła do wielkiej sali, wołając:

– On wraca! Wraca!

Wbiegła na dziedziniec, a potem na zwodzony most. Stanik sukni przesiąkł mlekiem, rude włosy wymknęły się z upięcia. Czuła, że pachnie jak dojarka, lecz nic nie mogło jej powstrzymać. Patrick zeskoczył z konia i podbiegł do żony. Chwycił Flannę w objęcia i zaczął obracać się z nią dookoła. Oboje śmiali się przy tym jak szaleni. Po chwili śmiech ucichł i Patrick pocałował żonę tak, jak jeszcze nigdy jej nie całował, a ona odwzajemniła pocałunek.

– Wiedziałam, że nie zginąłeś! – powiedziała w końcu, kiedy wracali razem do zamku.

– A kto twierdził, że zginąłem? – spytał, zaskoczony.

– Nie wróciłeś, a słyszeliśmy, że król poniósł sromotną klęskę i musiał uciec do Francji. Jeszcze nigdy tylu handlarzy nie zawitało w tak krótkim czasie do Glenkirk. Przywozili nie tylko towary, ale także nowiny i bardzo chcieli się nimi podzielić. Nie mieliśmy szansy sprawdzić, ile prawdy jest w tych opowieściach. Co zatrzymało cię tak długo w Anglii?

– Witaj w domu, panie – powiedział promieniejący radością Angus, podając mu kielich wina.

– Ach, jesteś wreszcie, cały i zdrowy, a tak się o ciebie martwiliśmy – powitała Patricka Mary More – Leslie, a potem się rozpłakała.

Patrick uścisnął gospodynię.

– Ależ, Mary, pojechałem tylko po mego brata – powiedział uspokajająco.

– I gdzie jest ten niedobry chłopak? – zapytała.

– We Francji, od wielu tygodni – odparł Patrick ze śmiechem. – A gdzie Henry?

– W Anglii, od wielu tygodni – powiedziała Flanna, przedrzeźniając męża. – Myślisz, że byłam w stanie czekać z porodem, aż raczysz wrócić do domu? Wysłałam go do Anglii w tydzień po tym, jak urodziłam. I bardzo dobrze. Chcesz zobaczyć synów, mój panie?

Wzięła go za rękę i powiodła do wielkiej sali, a potem ku ustawionym przed kominkiem kołyskom.

Patrick Leslie popatrzył na nie z pełnym zdumienia zachwytem. Synów! Spłodził dwóch synów!

– Zostali już ochrzczeni, będziesz więc musiał pogodzić się z tym, że sama nadałam im imiona – poinformowała go Flanna. – Nie mogliśmy czekać, aż odnajdziesz drogę do domu, Patricku Leslie.

– Jak się więc nazywają? – zapytał. Dwóch! Ma dwóch synów!

– Następny książę to James, a lord Brae to Angus – odparła spokojnie. – Przyszli na świat dziewiętnastego sierpnia.

Synowie wpatrywali się w niego bez zmrużenia powiek, identyczni niczym dwa groszki w strączku. Mieli gęste czarne włoski i niebieskie oczy. Przypomniał sobie jednak, że wszystkie niemowlęta mają na początku oczy takiego właśnie koloru. Byli pulchni i bardzo ożywieni.

– I jak? – spytała Flanna.

– Są cudowni! – wykrzyknął.

– Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Moja rodzina oszalała z radości, kiedy im doniesiono, że dałam ci dwóch synów naraz, Patricku Leslie – powiedziała – a ty potrafisz powiedzieć jedynie, że są cudowni?

A potem się roześmiała, gdyż ogłupiała ze szczęścia mina Patricka mówiła sama za siebie.

– Trzeba ich nakarmić – powiedziała, uświadamiając sobie, jak mokrą ma suknię.

Aggie podbiegła, by rozsznurować pani gorset, ubolewając nad tym, w jakim stanie jest suknia, o koszuli pod spodem nie wspominając. Flanna usiadła przy ogniu i rozpięła koszulę. Aggie podała jej wpierw jedno dziecko, a potem drugie. Malcy natychmiast przypięli się do piersi, ssąc łapczywie, aż wokół ich małych usteczek uformowały się bąbelki mleka.

Patrick wpatrywał się, zafascynowany, w poznaczone niebieskimi żyłkami, białe piersi żony. Jego synowie musieli mieć nie lada apetyt. Przysunął sobie krzesło i usiadł obok Flanny.

– Jak poznajesz, który jest który? – zapytał.

– Jamie ma nad górną wargą niewielkie znamię. Wasza mama też takie ma, widziałam na portrecie. Z początku myślałam, że to jakiś paproch, ale nie – odparła Flanna.

– Nie, to nie paproch. To znamię powtarza się w rodzinie.

– Zatem nie masz już wątpliwości – powiedziała Flanna cicho, spoglądając wprost na męża.

– Czy nie ustaliliśmy tego przed kilkoma miesiącami? – zapytał.

– Tak, lecz chciałam się upewnić – powiedziała słodko.

– Jezu, kobieto! Obaj wyglądają dokładnie jak ja! – zaklął cicho.

– Tak sądzisz? – wymruczała fałszywie niewinnym tonem.

– Nie złagodniałaś pod wpływem macierzyństwa – zauważył z błyskiem wesołości w oku.

– Dzieci wkrótce będą miały dosyć – powiedziała. – Jesteś głodny?

– O, tak! – odparł, spoglądając na nią znacząco.

– Dopilnuję, by kucharka przygotowała solidną kolację, a potem będziesz zapewne chciał odpocząć we własnym łóżku – powiedziała.

– Będę chciał odpocząć w twoim łóżku – sprostował. Parsknął śmiechem widząc, że Flanna się czerwieni. – Nadal rumienisz się jak dziewica, choć jesteś bezwstydnym, rozpustnym dziewuszyskiem, które ma już własne dzieci.

Nie odpowiedziała, lecz kiedy skończyła karmić, wstała i oznajmiła:

– Przygotuję dla ciebie kąpiel, mój panie, bo nie myśl sobie, że wpuszczę cię do łóżka cuchnącego po tak długiej podróży. Dopilnuj, by książę solidnie się posilił, Angusie.

Patrick pozostał przy ogniu, przyglądając się śpiącym synom. Wreszcie wniesiono posiłek i Angusowi udało się nakłonić go, by zostawił dzieci i zasiadł do stołu.

– Dała młodemu lordowi Brae imię po tobie – zauważył.

– Myślę, że nazwala go na cześć pierwszego lorda Brae, który też miał na imię Angus – odparł zarządca.

– Nie znałem pierwszego lorda, za to znam ciebie – powiedział Patrick. – Wolę wierzyć, że syn dostał imię po swym ciotecznym dziadku.

– Dziękuję, panie – odparł Angus. Łzy zakłuły go pod powiekami.

– Usiądź przy mnie, Angusie – polecił książę – i opowiedz mi, co się tu działo. Dlaczego Henry tak szybko wyjechał?

– Poród był łatwy. Bratowa Flanny, Una, przybyła z Killiecairn, by pomóc i to, że Flanna urodziła tak łatwo, wręcz ją rozgniewało – opowiadał Angus ze śmiechem. – Potem nie było już potrzeby, by pański brat pozostał w Glenkirk. Pani wiedziała, że niepokoi się o swoją rodzinę i Cadby, wyprawiła go więc w drogę, dając jako eskortę oddział zbrojnych, którzy mieli odprowadzić markiza do granicy.

– Lecz Una została? – zapytał Patrick z niepokojem.

– Tak, nie mogliśmy się wręcz jej pozbyć, gdyż zakochała się w malcach. Była dla Flanny wielką pomocą. Udało nam się wyprawić ją do domu dopiero miesiąc temu, gdy Aulay przybył do Glenkirk skarżąc się, iż żona go opuściła – zakończył Angus ze śmiechem.

Rozmawiali spokojnie, aż do sali wróciła Aggie z wiadomością, że kąpiel księcia jest już gotowa. Wstał i poszedł na górę, do apartamentów państwa. W saloniku ustawiono przed kominkiem dębową wannę, w niej zaś, ku zdumieniu Patricka, czekała Flanna. Aggie nigdzie nie było widać. Książę uśmiechnął się z zadowoleniem i szybko zdjął ubranie, pozostawiając je rzucone niedbale na podłodze.

– Trzeba będzie je spalić, buty też nie nadają się już do niczego – zauważyła Flanna z żalem. Spojrzała śmiało na męża. – Zeszczuplałeś.

– Owsiane placki to niezbyt sycąca dieta – powiedział, wchodząc do wanny.

– Ostrożnie! – ostrzegła. – Nie chciałabym zalać podłogi.

– Więc chodź do mnie, kobieto, bym mógł pocałować cię jak należy – polecił.

– Najpierw się umyj – odparła. Przyciągnął ją do siebie gwałtownie i woda przelała się przez brzeg wanny. – Patricku! – pisnęła.

– Odwykłaś słuchać swego pana i władcy – powiedział. – Będę musiał znów cię tego nauczyć.

Spróbował ją pocałować. Flanna trzepnęła go myjką.

– Pan i władca, też mi coś! – zawołała z uśmiechem. – Jezu! Ale masz brudne włosy! Jeszcze trochę i zalęgłyby się w nich wszy!

Zanurzyła dłoń w słoju z mydłem i chlapnęła nim na ciemną czuprynę męża, a potem zaczęła energicznie wcierać mydło w jego włosy. Patrick pochwycił ją, przyciągnął do siebie i całował, pozostawiając zaróżowioną i bez tchu.

– Kilka ostatnich tygodni spędziłem ukryty w domu kochanki Charliego – powiedział. – Była bardzo gościnna.

– Charlie ma kochankę? – spytała Flanna. Zaskoczyło ją to, gdyż szwagier bardzo kochał zmarłą żonę. Z drugiej strony, zważywszy na reputację męskiej części jego rodziny, nie było czemu się dziwić.

– Jak bardzo była gościnna wobec ciebie, Patricku Leslie? – spytała, wpychając mu głowę pod wodę, by spłukać mydło.

Wynurzył się, prychając i chichocząc. Flanna była zazdrosna. Naprawdę go kochała!

– Bardzo gościnna wobec Charliego, ledwie uprzejma wobec jego brata. Nawet mnie postrzeliła – odparł.

– Postrzeliła cię? A to z jakiego powodu? Spostrzegła bliznę na ramieniu Patricka i natychmiast jej dotknęła.

– Gdy przybyliśmy, było już prawie ciemno, a dom położony jest na pustkowiu – zaczął Patrick. – Nim Charlie zdążył powiadomić ją, kim jesteśmy, rozległ się strzał i to ja oberwałem. Na szczęście Barbara jest marnym strzelcem – zakończył ze śmiechem.

– Mogła cię zabić! – wykrzyknęła Flanna gniewnie.

– Nie mogła i nie zabiła – powiedział, obejmując żonę, by ją uspokoić. – A teraz jestem w domu, dziewczyno, bezpieczny w twych ramionach – dodał, całując ją w czoło.

– Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś duchem? – spytała.

Ujął jej dłoń, zanurzył pod wodę i poprowadził ku nabrzmiewającej męskości. Zacisnęła wokół niej palce i członek jeszcze bardziej zesztywniał.

– Czy duch mógłby mieć tak wspaniałą i twardą lancę, malutka?

Pieściła go, przymykając z przyjemności oczy. Przesunęła palce, by objąć nimi dwa bliźniacze klejnoty.

– Potrzebuję mocniejszego dowodu – wyszeptała, przygryzając leciutko ucho Patricka.