– Czego zatem chcesz, panie? – zapytał książę.

– Jeśli tylko będę w stanie ci to dać, zrobię to, gdyż postanowiłem zdobyć Brae.

– Jeśli chcesz Brae, milordzie, musisz wziąć też jego dziedziczkę – powiedział Lachlann Brodie.

– Ożeń się z Flanną, a Brae będzie twoje.

– Do licha! – wykrzyknął Aulay Brodie, zaskoczony jak wszyscy pozostali. Złoto było dla ojca bogiem, mimo to próbował zatroszczyć się o swe najmłodsze dziecko.

– Nie chcę wychodzić za mąż, a już na pewno nie za niego! – zawołała rozsierdzona Flanna.

– Cicho bądź, dziewczyno – polecił jej ojciec stanowczo. – Twardy ze mnie człowiek i nieskory do otwierania sakiewki, ale kochałem twoją matkę. Była osłodą mojej starości. Obiecałem, że wydam cię za mąż, a prawda wygląda tak, że podobna okazja więcej nam się nie trafi. Cóż zatem, milordzie? – dodał, zwracając się do Patricka. – Jak bardzo chcesz zdobyć Brae? To całkiem ładna dziewucha, choć trochę przyduża. Ma to po mnie, bo z pewnością nie po matce. Jest wystarczająco młoda, być dać ci potomstwo, choć w wieku prawie dwudziestu dwóch lat najlepszy czas ma już prawie za sobą. Ma też gwałtowne usposobienie, nie będę cię co do tego okłamywał, lecz nie mógłbyś mieć przy sobie lepszej niewiasty w walce. Jest dziewicą, gwarantuję, gdyż nikt nie zdołałby się do niej zbliżyć, twój dziedzic będzie zatem naprawdę krwią z twojej krwi. Jeśli chcesz Brae, musisz wziąć za żonę moją córkę. Bo nie masz jeszcze żony, prawda?

Patrick miał ochotę skłamać, nie miałoby to jednak sensu, gdyż kłamstwo szybko wyszłoby na jaw.

– Nie, nie mam – przyznał.

– Nie wyjdę za niego! – wrzasnęła Flanna, została jednak zignorowana. Wyglądało na to, że jej wola w ogóle się nie liczy. To była sprawa, którą mieli załatwić między sobą jej ojciec i potencjalny małżonek.

– Cicho bądź, głuptasie – syknęła po cichu Una Brodie. – Ojciec zrobi z ciebie księżnę, jeśli tylko się zamkniesz.

– Nie chcę za niego wyjść! – zawołała, próbując po raz kolejny przedstawić swoje życzenia.

Patrick Leslie spojrzał na dziewczynę. Potrzebował żony. Prawdę mówiąc, nie zależało mu na tym, by ją kochać. Potrzebował kobiety, która dałaby mu dzieci, a Flanna wydawała się dostatecznie silna. Miłość tylko komplikuje sprawę, uznał. Dziewczyna jest dość ładna, no i ma posag, na którym mu zależy. Nie potrzebował złota, gdyż był człowiekiem bogatym. Rodzina życzyła sobie, by się ożenił. Kogo mógłby wybrać? To prawda, Brodie nie dorównywali Lesliem z Glenkirk. Byli prostymi, twardymi góralami, ale nie miało to znaczenia. Prawdopodobnie i tak nie będzie widywał krewnych żony, chyba że potrzebowałby ich pomocy podczas walki. Przyjrzał się wypełniającym salę, spoglądającym nieustępliwie mężczyznom i uznał, iż dobrze byłoby mieć ich przy sobie w bitwie. Podjął decyzję.

– Wezmę ją – powiedział.

– Nie! – Flanna tupnęła nogą i rozejrzała się po sali w poszukiwaniu najdrobniejszego choćby wsparcia. Niczego takiego nie znalazła.

– To pochopna decyzja, panie – wyszeptał mu do ucha Colin More – Leslie. – Z pewnością znajdzie się inny sposób. Czy twój ojciec, niech Bóg ma w opiece jego duszę, zaaprobowałby taki związek? A twoja matka, księżniczka?

– Potrzebuję żony – powiedział książę stanowczo – i chcę mieć Brae. Mnie wydaje się to doskonałym rozwiązaniem, Colly.

– Idź do wioski i sprowadź pastora – polecił Lachlann Brodie, zwracając się do najstarszego syna.

– Chcesz, bym poślubił ją natychmiast, panie? – zapytał Patrick, zdumiony. W końcu, czy miało to jednak znaczenie?

– Poślubisz ją i weźmiesz do łoża, milordzie, byśmy mogli być pewni, że nie odeślesz jej, powołując się na to, że związek nie został skonsumowany i nie zatrzymasz Brae. Nie ufam nikomu.

– Podstępny stary diabeł – skomentował cicho Colin More – Leslie.

– Jak sobie życzysz, panie – odparł książę. – Poślij Aulaya po księdza. To taki sam dobry czas na ślub, jak każdy inny.

– I zostaniecie tu na noc – dodał starzec.

– Tak. Spędzę ją z dziewczyną, bym mógł upewnić się co do jej niewinności, zanim zabiorę ją jutro do Glenkirk. Potem, jeśli wszystko pójdzie jak należy, Brae będzie należało do mnie?

Lachlann Brodie skinął głową.

– Zgoda – powiedział, po czym splunął na dłoń i wyciągnął ją do księcia.

Patrick Leslie zrobił to samo i mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.

– Nie – zaprotestowała cicho Flanna, ale nikt jej nie słuchał. Mogła się w ogóle nie odzywać.

– Pięćset złotych koron stracone, a ty zostaniesz księżną – wymamrotała z zazdrością jej szwagierka Ailis. – To się nazywa mieć szczęście!

– Szczęście? – powtórzyła Flanna z goryczą.

– Nie widzę w tym żadnego szczęścia. Ty przynajmniej kochasz mojego brata Simona, a jemu na tobie zależy. Ten Leslie z Glenkirk chce tylko zdobyć Brae. Nieważne, czy je kupi, czy przyjmie jako posag, dla niego to bez znaczenia. Co ja, u licha, wiem o tym, jak być księżną? Przyniosę wstyd sobie i mężowi. I gdzie tu szczęście?

– Na pewno nauczysz się, jak być księżną – odparła Ailis. – Poza tym wątpię, byście trafili kiedykolwiek na dwór. Anglicy, jak słyszałam, zabili już jednego Stuarta. Umiesz prowadzić dom, bo przez lata udało nam się, choć z trudem, wtłoczyć ci co nieco na ten temat do głowy. Pomimo uporu jesteś dość pojętna. Szybko nauczysz się wszystkiego, co będzie ci potrzebne.

– Zabierzcie moją córkę do jej pokoju i dopilnujcie, by została przygotowana do ślubu – polecił kobietom Lachlann Brodie.

Szwagierki Flanny i ich córki otoczyły czym prędzej narzeczoną i wyprowadziły ją z sali. Osobista służąca Flanny, Aggie, przecisnęła się do swej pani.

– Zabierzesz mnie z sobą, panienko, prawda?

– spytała zaniepokojona.

– Tak, ty i Angus pojedziecie ze mną do Glenkirk – odparła Flanna. Odwróciła się nagle i przemówiła wprost do księcia: – Będę mogła zabrać ze sobą Aggie i Angusa, prawda? Bez nich nigdzie się nie ruszę.

– Oczywiście, możesz zabrać służbę – zapewnił ją. Wydawała się bardzo zdeterminowana, zadając to pytanie, choć nie miała w tej sprawie, tak jak i w innych, nic do powiedzenia. Nie było to jednak nic ważnego, poza tym wszystkie panny młode zjawiały się dotąd w Glenkirk z własną służbą.

Tymczasem Flanna czuła się zupełnie odrętwiała. Pozwoliła, aby kobiety rozebrały ją i pomogły wejść do wanny z gorącą wodą.

– Lepiej zacznijmy od włosów – powiedziała cicho do Aggie, ta zaś skinęła posłusznie głową.

– Spakujemy twoje rzeczy – zaofiarowała się Una. – Choć wątpię, czy okażą się dość dobre na Glenkirk. Umiesz jednak szyć. Z pomocą Aggie na pewno potrafisz uszyć dla siebie ładne stroje. Książę nie będzie wobec młodej żony skąpy. Proś go o wszystko teraz, zanim się tobą znudzi, Flanno. Jestem pewna, że da ci klucz do składów, gdzie znajdziesz jedwabie i inne piękne materie.

– Nie chcę od niego nic – odparła chłodno Flanna. – I tak odebrał mi jedyną rzecz, na której mi zależało: Brae.

– Nie bądź głupia – zganiła ją Una ostro.

– Stary powinien był wziąć pięćset koron – wtrąciła Ailis. – Wyobraźcie sobie: Ognista Flanna księżną, to ci dopiero! – zawołała z kpiną w głosie.

– Milcz, podła jędzo – prychnęła Una gniewnie. – Myślisz, że gdyby stary wziął złoto, zobaczylibyśmy z niego choć koronę, Ailis? Przypominam ci, że to mój Aulay jest dziedzicem. Twój Simon to tylko młodszy syn. Brae należało do Flanny, odziedziczyła je po matce. To jej dopisało szczęście, nie nam, choć dziwię się, jak wszyscy, że Lachlann Brodie odrzucił możliwość zarobienia pięciuset koron. Z drugiej strony, kochał Meg Gordon serdecznie, a i ona go kochała, mimo różnicy wieku.

W pokoju zapadła cisza. Una była matką rodu, kobietą obdarzoną dobrym sercem, choć twardą, porywczą i niemającą cierpliwości do głupców. Nikt, nawet teść, nie mógłby jej zarzucić, że bywa bez potrzeby okrutna, rządziła jednak kobietami żelazną ręką, wymagając absolutnego posłuszeństwa i stosownego zachowania. Nie wahała się też ukarać każdego, kto próbowałby podważyć jej autorytet, nawet Flanny, choć miała do dziewczyny niewątpliwą słabość.

Una Brodie straciła jedyną córkę podczas tej samej zimowej epidemii, która zabrała matkę Flanny. I choć miała poza nią czterech synów, to córkę kochała najbardziej. Zachorowała jako jedna z pierwszych i to Meg Gordon pielęgnowała ją oraz jej dziecko, po czym zaraziła się od nich i umarła. Flanna, choć nie przypominała w niczym Mary, była córką bez matki, Una zaś matką bez córki. Choć nic nie zostało w tej sprawie oficjalnie postanowione, przygarnęła małą i wychowała najlepiej jak mogła. Nie było to łatwe, gdyż Flanna miała od dziecka trudny charakter, a Meg zbytnio jej pobłażała.

Teraz Flanna, wyszorowana jak należy, wyszła z wanny i pozwoliła się wytrzeć. Kobiety zawinęły jej mokre włosy w ręcznik, a potem szczotkowały je przy ogniu, aż stały się miękkie i błyszczące. Przyniosły białą jak śnieg lnianą koszulę i ubrały w nią Flannę. Kuzynki upięły jej na głowie niewielki wianek z wrzosu i michałków. To było wszystko, w czym miała wystąpić podczas ślubu. Szła do ołtarza boso, z włosami rozpuszczonymi na znak, że jest dziewicą.

– Może i jesteś wysoka jak ojciec i bracia, masz też ich rude włosy – zauważyła Una – twarz odziedziczyłaś jednak po matce, a Meg była piękna. Masz czystą cerę, ładne oczy i usta stworzone do całowania. Książę powinien być zadowolony. A teraz mnie posłuchaj: kiedy nadejdzie czas, byście poszli do łoża, leż spokojnie i pozwól, by mąż wykonał całą robotę. Gdy po raz pierwszy w ciebie wejdzie, trochę cię zaboli, nie potrwa to jednak długo. Potem, jeśli książę okaże się dobrym kochankiem, możesz nawet czerpać ze współżycia pewną przyjemność. Lecz nawet jeśli tak nie będzie, wmawiaj mu, że jest inaczej. Wszyscy mężczyźni chcą wierzyć, że są niezrównanymi kochankami. Nie ma nic złego w tym, aby pozwolić im tak myśleć.

– A moi bracia? Są dobrymi kochankami? – spytała Flanna śmiało, spoglądając na sześć swoich szwagierek. Widząc, że się zarumieniły, roześmiała się złośliwie. Una spojrzała na nią, niezadowolona. Flanna widziała, że ma ochotę ją uderzyć, nie chciała jednak dopuścić, by inne zauważyły, że nie potrafi nad sobą zapanować. Ailis, Peggie, Eileen, Mona i Sorcha z zażenowaniem spuściły wzrok.

– Zachowuj się jak należy, dziewko – zganiła ostro Flannę. – To, że zostaniesz wkrótce księżną, nie oznacza, iż możesz być wobec nas nieuprzejma. Aulay nigdy mnie nie rozczarował, jestem też pewna, że jego bracia sprawili się podobnie – powiedziała, broniąc pozostałych. – A teraz, dziewczęta, uspokójcie się i uklęknijcie. Pomodlimy się za szczęście Flanny i za to, by za dziewięć miesięcy dała mężowi pięknego syna.

– Daj spokój, Uno – zaprotestowała Flanna śmiało. – Jeszcze nie oswoiłam się z tym, że będę miała męża, a ty już mówisz o dzieciach.

– Dziedzic ugruntowałby twoją pozycję, dziewczyno – stwierdziła rozsądnie Una. – Jeśli będziesz mądra, Flanno Brodie, urodzisz księciu dziedzica najszybciej, jak tylko się da.

ROZDZIAŁ 3

Una posłała jedną z młodszych kobiet z powrotem do wielkiej sali, polecając sprawdzić, czy z wioski przybył już pastor. Okazało się, że duchowny zdążył dotrzeć do zamku, Flannę wprowadzono więc bez zbędnej zwłoki do sali i postawiono przed obliczem wielebnego pana Forbesa, miejscowego kapłana obrządku prezbiteriańskiego. Patrick Leslie podszedł i stanął obok Flanny. Jej skromny strój nieco go zdziwił, przypomniał sobie jednak, że stary wiejski obyczaj nakazywał, by panna młoda szła do ołtarza bosa i w samej koszuli. Symbolizowało to nie tylko niewinność, ale i posłuszeństwo. Niemal się roześmiał, podejrzewając, iż cnota posłuszeństwa okaże się jego żonie zupełnie obca, uznał jednak, że jeśli Flanna sprawdzi się jako pani domu, nie będzie mu to przeszkadzało.

Kapłan chrząknął, a potem odprawił pośpiesznie krótką ceremonię. Głos Patricka Leslie brzmiał czysto i głośno, gdy zgadzał się wziąć Flannę Brodie za żonę. Lecz kiedy pan Forbes zapytał Flannę, czy bierze sobie księcia za małżonka, by kochać go, szanować i być mu posłuszną, zawahała się i powiedziała:

– Nie kocham go, ponieważ go nie znam. Co się tyczy szacunku, będzie musiał na niego zasłużyć. Będę szanowała go jako mego pana i małżonka, nie mogę jednak stanąć przed Bogiem i obiecać, że będę mu posłuszna, gdyż wcale nie jestem tego pewna.

Biedny pastor zamilkł, zaskoczony taką deklaracją ze strony panny młodej. Lachlann Brodie poczerwieniał na twarzy i wyglądał, jakby miał się udusić.

– Przyjmuję warunki damy – powiedział szybko Patrick, przełamując impas. – Ma prawo je stawiać zważywszy, iż poznaliśmy się zaledwie przed kilkoma godzinami. Doceniam zarówno odwagę, jak szczerość żony, gdyż dobrze świadczą o jej charakterze.

– Skoro tak, doskonale – powiedział wielebny z wyraźną ulgą. – Ogłaszam zatem, że ten mężczyzna i ta kobieta są odtąd mężem i żoną.