Kate przymknęła ciążące jej ze zmęczenia powieki. Próbowała się skupić na tym, o co chce zapytać Terry'ego. Kiedy usłyszała, że nadchodzi, otworzyła oczy. Wręczył jej szklankę whisky i usiadł naprzeciwko.

– Faktem jest, Kate, że ten drań… Yy… Scott i ja liczyliśmy na to, że Dalton podpisze z nami kontrakt. A tu rano okazało się, że nic z tego – rzekł, unikając bezpośredniego spojrzenia. – Pewnie wiedziałaś, że stąpamy po cienkim lodzie. A teraz już nie zostało nic do podziału. Sam ledwo powiążę koniec z końcem, żeby spłacić zadłużenie w banku. Pewnie chcesz zatrudnić księgowego, żeby przejrzał papiery?

– Myślałam, że ty mi w tym pomożesz.

– Nie, Kate – wycofał się Terry. – Byłoby nieetyczne, gdybym zaangażował się do tej pracy. W końcu pracowaliśmy razem. Musisz wynająć kogoś, kto będzie reprezentował twoje interesy. Poza tym nie wiem nawet, czy Scott był ubezpieczony.

– Ja też nie – westchnęła.

– Cóż, powinnaś przejrzeć jego papiery sama albo poprosić o to Boba. On na pewno ci pomoże. Po to zresztą jest prawnikiem. Ja po prostu nie chcę się wtrącać w wasze sprawy. Sam mam na głowie kupę własnych problemów – dodał i poczerwieniał, świadom tego, jak mało elegancko zabrzmiały jego słowa.

– Tak. Dzięki za szczerość, Terry. Przynajmniej wiem teraz, że nie mogę na tobie polegać.

– Być może wyraziłem się zbyt dosadnie – zaczaj się tłumaczyć.

– Zamierzasz przyjść na pogrzeb i nieść trumnę Scotta?

– Oczywiście – odparł. – Będę się czuł zaszczycony.

– Łatwo sprawić, żebyś czuł się zaszczycony. – Kate odstawiła szklankę i podniosła się z miejsca. – Cóż, Terry. Miło, że wpadłeś. Zakładam, że będziesz w pełni współpracował z moim księgowym.

Terry pośpiesznie wstał z krzesła.

– Śmiem powiedzieć, że Alex Dalton może z ciebie zrobić interesującego partnera – rzekł z wyraźną ulgą w głosie.

– Z ciebie również – odparła uszczypliwie.

– Jak mam to rozumieć?

– Jak chcesz. Nie dbam o to, co wszyscy sobie myślą. Do widzenia, Terry. Pogrzeb jest we czwartek.

– Słuchaj, Kate…

– Na miłość boską, idź już.

– Jesteś zdenerwowana.

– Owszem. Dziwi cię to? Wczoraj zmarł mój mąż. Dzisiaj rano musiałam identyfikować jego zwłoki. Trochę za dużo emocji jak na dwa dni, nie uważasz? A teraz, proszę cię, idź już i zostaw mnie w spokoju.

Terry wycofał się do wyjścia. Najwyraźniej jednak nie chciał rozstawać się z nią skłócony.

– Posłuchaj, Kate. Nie zrozum mnie źle…

– Już dobrze, Terry. Do widzenia.

– Będę na cmentarzu we czwartek. Możesz na mnie liczyć – zapewnił ją na odchodnym.

– Naturalnie, Terry. Jestem pewna, że zadbasz o honor należny Scottowi – odparła i zamknęła mu przed nosem drzwi.

Gniew i bezsilność zawładnęły nią tak bardzo, że miała ochotę krzyczeć. Przez pięć lat małżeństwa ze Scottem poznała samych małowartościowych ludzi. Obiecała sobie, że nigdy więcej nie dopuści do sytuacji, żeby ktokolwiek wybierał jej znajomych. Kiedy wychodziła za mąż, była młoda, niewinna i zagubiona, ale teraz wreszcie przyszedł czas, żeby pozbyć się mrzonek. Gorzkie doświadczenia małżeństwa przyniosły jej życiową mądrość, którą postanowiła kierować się w przyszłości.

Sapiąc ze złości podeszła do biurka Scotta i opróżniła szuflady, wyrzucając ich zawartość na stół w jadalni. Z garażu przyniosła karton, do którego włożyła papiery zmarłego męża. Na stole pozostał jedynie plik nie zapłaconych rachunków – różnych ubezpieczeń, pożyczek i hipoteki na dom. Wszystkie razem wróżyły Kate bankructwo.

Potrzebowała dobrego księgowego. Zanim zaczęła się zastanawiać, jakie ma możliwości do wyboru, zjadła pastę mięsną od Jan. Lepka masa utknęła jej w gardle, więc popiła ją kawą. Przy drzwiach znów zadzwonił dzwonek. Tym razem Kate postanowiła nie otwierać. Jednak natrętny gość nie dawał za wygraną i bez przerwy naciskał na dzwonek. Po dziesięciu minutach nie wytrzymała i otworzyła drzwi.

Na schodach stał Alex Dalton. Kate wzięła krótki oddech, próbując powstrzymać wybuch wściekłości. Na próżno.

– Ach, to ty! Tylko ciebie mi jeszcze tu brakuje!

– Miło słyszeć, że mnie potrzebujesz – Alex odparł spokojnie i wśliznął się do środka, zanim Kate zdołała zagrodzić mu drogę.

– Nie jesteś mi potrzebny – parsknęła arogancko.

– Przed chwilą powiedziałaś coś innego. W oczach zabłysły jej łzy bezsilności. Trzasnęła drzwiami.

Czuła, że traci panowanie.

– Miałam na myśli coś zupełnie przeciwnego, do diabła. – Oparła się o drzwi i zagryzła wargi, próbując powstrzymać napad histerii. Jej wzrok zdawał się mówić, że Alex swoim przyjściem przepełnił czarę goryczy.

– Ojoj! Ciężki dzień – bąknął i podszedł do Kate.

– Nie waż się mnie dotykać! – wrzasnęła dziko. – Wczoraj pożegnałam się z tobą na dobre. Nie życzę sobie, żebyś tutaj przychodził. Nie chcę się spotykać ani z tobą, ani z nikim innym. Jesteś… Jesteś odrażający.

– Ojoj! Bardzo ciężki dzień – przytaknął Alex. Współczucie brzmiące w jego głosie i łagodność w spojrzeniu rozjuszyły Kate jeszcze bardziej.

– Czego chcesz, Alex?

– Ciebie, Mary Kathleen. Cały dzień o niczym innym nie myślałem. Mogę sprawić, że od tej chwili nie będziesz już miała żadnych problemów. Zajmę się wszystkim. Obiecuję. Jedyne, co musisz zrobić, to powiedzieć mi: tak.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Kate patrzyła na Alexa, ale go nie widziała. Myśli jej krążyły wokół kuszącej propozycji. Jak to byłoby wspaniale, gdyby mogła tak po prostu na wszystko machnąć ręką i pozbyć się kłopotów. Mogłaby prowadzić wygodne życie, opływając w dostatki. Za cenę zaspokojenia Alexa… w łóżku. Na tę myśl wydarł się jej z gardła gorzki śmiech.

– O Boże – jęknęła, ironicznie spoglądając na Daltona. – O tym właśnie mówią mi wszyscy znajomi Scotta. Jeden po drugim przychodzili dzisiaj i jak jeden mąż radzili mi, żebym poszukała rozwiązania problemów u ciebie. Czy ty też tak właśnie postrzegasz swoją rolę?

Alex wzruszył ramionami. Wydawało się, że wybuch Kate zupełnie go nie wzruszył.

– Warto było spróbować. Wyglądałaś na płochliwą osobę, którą łatwo zranić. Ale widzę, że odzyskałaś już wolę walki. W takim razie zadowolę się tylko twoim towarzystwem i rozmową. Co się jeszcze stało dzisiejszego dnia? – zapytał, przechodząc do jadalni, gdzie paliło się jedyne w całym domu światło. – Cieszę się, że byłaś na tyle rozsądna i coś zjadłaś.

Kate podążyła za Alexem. Przepełniała ją głęboka niechęć do tego mężczyzny. Chwyciła talerz po paście i kubek i wyniosła je do kuchni. Kiedy wróciła, zastała gościa na przeglądaniu rozłożonych dokumentów.

– Masz dobrego księgowego? – zapytał.

– Nie. A chcesz mi kogoś polecić? – rzuciła z sarkazmem.

– Peterson. Carl Peterson. Mam przy sobie jego numer telefonu. – Wyciągnął portfel, a z niego wizytówkę. – Jest bardzo skuteczny. Potrafi w taki sposób wykręcić kota ogonem, że zawsze wyjdzie na twoje.

– Spryciarz z niego! Czy twój adwokat jest również czarodziejem?

– Ma się rozumieć. Zatrudniam wyłącznie najlepszych specjalistów – odparł i wyciągnął kolejną wizytówkę. – Czy jest jeszcze coś, w czym mógłbym pomóc?

– Nie proszę cię o pomoc. Zapytałam tylko tak sobie. Sądzę, że chyba dość wyraźnie odrzuciłam twoje poprzednie propozycje.

Alex uśmiechnął się i spojrzał na nią kpiąco.

– Nie przeszkadza mi, że przegrałem pierwszą rundę. I drugą. To była zaledwie rozgrzewka. Czas, żeby poznać mocne strony przeciwnika. I muszę przyznać, Mary Kathleen, że urzekły mnie twoje mocne strony.

– Nie zwracaj się tak do mnie! – warknęła.

Krew zaczęła jej jeszcze mocniej pulsować ze zdenerwowania, kiedy Alex przystawił sobie krzesło i rozparł się na nim wygodnie. Zachowywał się tak swobodnie, jakby był u siebie w domu. Jego krnąbrność była nie do ujarzmienia. Sam dla siebie stanowił prawo.

– Nie stój tak, sztywna jak kobra, która szykuje się do ataku. Dzisiejszego wieczora będę twoim sprzymierzeńcem i przyjacielem. Usiądź i odpręż się. Wylej z siebie wszystkie żale.

Kate balansowała na granicy wytrzymałości nerwowej.

– Nie chcę z tobą walczyć, Alex. Nie mam ochoty być twoim przeciwnikiem na ringu. Proszę, idź sobie – rzekła twardo.

– Dlaczego? Masz coś ważnego do zrobienia? Chcesz ronić łzy z powodu śmierci tego samolubnego drania, którego poślubiłaś? Chcesz świadomie się umartwiać i dla samej zasady nie korzystać z uciech, które niesie życie? Co ci to da? Lepiej porozmawiaj ze mną.

Alex najwyraźniej nie miał zamiaru wyjść. Siedział nieporuszony jak skała. Zdesperowana Kate westchnęła i opadła na krzesło.

– Czego ty ode mnie chcesz? Nie widzisz, że nie interesuje mnie twoja gra?

– Nie zamierzam rozpoczynać żadnej gry, Mary Kathleen. Nazwałbym to raczej swego rodzaju umową – odpowiedział – z szelmowskim uśmiechem. – Tak, chcę ci zaproponować pewną umowę – powtórzył, bacznie obserwując narastającą ciekawość Kate. – Co byś powiedziała na to, żebyśmy zawarli umowę małżeńską? Nie sądzę, byś mogła doszukać się w tym jakiejś gry.

Przez dłuższą chwilę patrzyła na niego z niedowierzaniem, po czym wsparła łokcie na stole i objęła dłońmi głowę.

– Nie bawię się – bąknęła.

– Ja również nie traktuję tej propozycji jak zabawy. Zerknęła na Alexa, usiłując doszukać się w jego spojrzeniu kpiny lub chociażby żartu. Ze zdziwieniem przyznała, że jego wzrok był spokojny i poważny.

– Czy ty naprawdę proponujesz mi małżeństwo? – zapytała, chcąc się upewnić, czy dobrze go zrozumiała.

– Sądzę, że byłoby nam ze sobą całkiem dobrze – odparł od niechcenia.

– Co chcesz przez to powiedzieć? Alex spoglądał na nią uważnie, choć cały czas zachowywał pozory beztroski. Machnął ręką zapraszająco. – - Powiedz mi, czego oczekujesz od życia? Kate nerwowo oddychała.

– Nie! Przecież to czyste szaleństwo.

– Powiedz…

– Czy ty sobie wyobrażasz, że możesz mi dać wszystko, czego zapragnę?

Przytaknął z pewnością charakterystyczną dla człowieka, który przywykł do sukcesów.

– W sprawach materialnych… na pewno. Nie mam co do tego wątpliwości. Nigdy już nie musiałabyś się trzymać za kieszeń. Tak więc jeden kłopot moglibyśmy uznać za rozwiązany.

– Pod warunkiem, że wyznaje się zasadę: za pieniądze można kupić wszystko – zadrwiła Kate.

– O, nie. Za pomocą pieniędzy zdobywa się pewien komfort i wolność, natomiast nie można za nie kupić dzieci.

Kate wiedziała, że Alex specjalnie trafia w jej czuły punkt Przypomniała sobie rozmowę sprzed dwóch dni, kiedy to wypytywał ją natrętnie o dzieci. Teraz świadomie wykorzystał jej frustrację, wiedząc, że jego uwaga przyniesie porażający efekt Z oczu Kate łatwo można było wyczytać ubolewanie nad pięcioma bezowocnymi latami małżeństwa, które nie dały jej potomstwa.

– Naprawdę chcesz mieć dzieci? Alex rozłożył ręce na znak, że nie ma przed nią nic do ukrycia.

– A z jakiego innego powodu proponowałbym ci małżeństwo?

– Nie wiem – westchnęła. – Nie wiem też, dlaczego poślubił mnie Scott. Przypuszczam, że chodziło mu o dopasowanie się do pewnej konwencji. Małżeństwo poniekąd jest swoistym symbolem statusu społecznego.

– Mogę cię zapewnić, że nie interesuje mnie żoną jako symbol statusu. Mam już kucharkę i sprzątaczkę, choć nie obraziłbym się, gdybyś od czasu do czasu coś dla mnie ugotowała. Ciągle wspominam te wspaniałości, które podałaś wtedy na kolację. Co poza tym? Z pewnością nie zależy mi też, żebyś przynosiła do domu pieniądze. Sama widzisz, że nie ma żadnej innej rozsądnej przyczyny, dla której mógłbym cię zechcieć pojąć za żonę. Chodzi mi tylko o dzieci. Dlatego potrzebuję żony, a ty… męża – zakończył z naciskiem.

– A jak wyobrażasz sobie nasze wzajemne stosunki, poza tym, że ty będziesz ojcem, a ja matką naszych dzieci? – zapytała sceptycznie.

Alex obdarzył ją rozbrajającym uśmiechem.

– Och! Sądzę, że przez te wszystkie kawalerskie lata dosyć już miałem przygód z najrozmaitszymi kobietami. Byłbym szczęśliwy, gdybym mógł wreszcie osiąść przy jednej partnerce, chyba że z góry zakładasz, że nie jesteś w stanie mnie zadowolić. – Uśmiechnął się kokieteryjnie. – No, co? Pójdziemy na górę, żeby sprawdzić, czy do siebie pasujemy?

Kate oblała się rumieńcem, wściekła na siebie, że dała się zwieść jego opowiastkom o dzieciach.

– Tracisz jedynie czas, Alex. Scott stwierdził, że jestem pasywna jak kłoda.

– Nie ma pasywnych kobiet. Są jedynie nieodpowiedni kochankowie. Tacy mężczyźni jak Scott skupiają całą uwagę wyłącznie na sobie i raczej rzadko myślą o sprawieniu przyjemności partnerce. A ja chciałbym sprawiać ci przyjemność, Mary Kathleen. – Alex wymownie przebiegł wzrokiem po jej ciele.

– Przestań – zażądała.

– Co mam przestać? Przecież ja nic nie robię. Siedzę grzecznie i rozmawiam z tobą – odparł niewinnie. – Oczywiście, jeśli masz ochotę, żeby coś się działo, daj mi znać, proszę. Z przyjemnością dostosuję się do twojej prośby.