– Ja od ciebie niczego nie chcę. Nie potrafisz tego zrozumieć?

– To miło z twojej strony. Naprawdę odpowiadają mi kobiety, które niczego ode mnie nie chcą. Pieniądze rządzą światem, a przeważnie każdy ma ochotę być władcą. Spotkanie kogoś, komu nie zależy na pieniądzach, przywraca mi wiarę w ludzi i ogólnie działa pokrzepiająco. Sprawia też, że tym chętniej dałbym temu komuś wszystko, czego zapragnie. Dla samej przyjemności dawania. Myślę, że chciałbym zostać twoim mężem, Mary Kathleen. Dlaczego miałabyś więc odrzucić moją propozycję?

– Dlatego, że nie chcę już za nikogo wychodzić za mąż!

– krzyknęła i przyłożyła dłonie do skroni, które pulsowały jej mocno. – Ta rozmowa jest czystym szaleństwem. Nie mogę uwierzyć, że w ogóle się odbyła. Wczoraj zmarł mój mąż, a ty dziś siedzisz tu i proponujesz mi małżeństwo. To jest zupełnie irracjonalne i nie wierzę, żebyś mówił serio. To jedynie gra… głupia, niesmaczna gra i dlatego chcę, żebyś już sobie poszedł. Alex wyciągnął z kieszeni marynarki jakieś dokumenty i rzucił je na stół.

– Ja już podpisałem. Brakuje jeszcze tylko twojego podpisu. Sama się przekonaj, czy to jest gra.

Zerknęła na formularze z urzędu stanu cywilnego i pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Chyba zwariowałeś…

– Wątpię czy znajdzie się choć jedna osoba spośród tych, co mnie znają, która to potwierdzi. W kręgach biznesmenów uchodzę za bardzo zdroworozsądkowego, wręcz wyrachowanego człowieka.

Kate spojrzała na niego z rezygnacją.

– Alex, mam za sobą nieudane i jałowe małżeństwo. Nie kocham cię. Nie znam cię na tyle, żeby ci zaufać. Dlaczego więc, u diabła, sądzisz, że mogłabym za ciebie wyjść?

– Powolutku, powolutku – odparł spokojnie. – Nie kochasz mnie. A kto tu mówi o miłości? Proponuję ci zawarcie umowy małżeńskiej, w której obie strony wyrażają chęć posiadania dzieci. Kiedyś kochałaś Scotta. Przynajmniej tak sądzę. Chyba tylko uczucie mogło cię popchnąć do małżeństwa z nim, prawda? Ale sama wiesz najlepiej, jakim niewypałem okazał się wasz związek. Miłość to, niestety, jedynie podstępne uczucie, które przyćmiewa zdrowy rozsądek.

– Wiesz aż tyle o miłości? – przerwała drwiąco Kate.

– Aż tyle – potwierdził i wskazał na nią palcem. – Wczoraj byłaś dla mnie miła i obdarzyłaś mnie odrobiną zaufania. To ci powinno wystarczyć, żeby się już mnie nie bać. A teraz jedynie śmierć Scotta sprawiła, że znowu zamknęłaś się w swojej fortecy. Niepotrzebnie.

– Wcale tak nie jest.

– A jak inaczej można nazwać twoje zachowanie? Bronisz się przede mną i zasłaniasz swoim wdowieństwem. Niespodziewanie przestałaś być mężatką. Straciłaś większy lub mniejszy przywilej bycia czyjąś żoną. I oto nagle pojawiłem się ja. Natychmiast uciekłaś i schroniłaś się w tych czterech ścianach. Musisz jednak przyznać, Mary Kathleen, że wczoraj odpowiadało ci moje towarzystwo, i to do tego stopnia, że zdobyłaś się wobec mnie na szczerość, jakiej nie okazałaś nikomu innemu. Powiedz, dlaczego nie mielibyśmy rozwijać tej otwartości, będąc małżeństwem? Żadnych kalamburów ani dąsów, po prostu mówienie sobie wszystkiego bez ogródek. Uważam; że to doskonała podstawa do wzajemnego porozumienia. Nie sądzisz?

Kate wciągnęła głęboki oddech, po czym powoli wypuściła powietrze, próbując uporządkować myśli.

– Myślę, że masz zdolność przekształcania najbardziej nieprawdopodobnych rzeczy w realne. Nawet jeśli chciałabym zostać twoją żoną, to i tak nie pasuję do twojego modelu życia. Nie jestem przyzwyczajona do luksusu. Nie mam wyższego wykształcenia ani obycia w eleganckim towarzystwie. Jestem po prostu zwykłą maszynistką. Dlaczego nie zainteresujesz się jedną z tych piękności, należących do socjety? Dlaczego upatrzyłeś sobie właśnie mnie?

– Małżeństwo to sprawa tylko dwojga ludzi. Dotyczy tylko ciebie i mnie. A ja sądzę, że odpowiadasz mi bardziej niż wszystkie panny z socjety, podobne tym, które wyszukała moja matka.

– Twoja matka? Alex skrzywił się w niezdarnym uśmiechu.

– Nie wziąłem się z powietrza. Miałem rodziców jak wszyscy. Mój ojciec nie żyje. Matka rozwiodła się z nim, kiedy miałem dziesięć lat i odeszła, żeby dopiąć celów, które sobie wyznaczyła. Ostrzegam cię, że nasze małżeństwo będzie zawarte na zawsze, na dobre i na złe, póki śmierć nas nie rozłączy, Mary Kathleen. Dzieci ciężko znoszą rozwód rodziców, a ja mam zamiar ochraniać swoje potomstwo przed tego typu przeżyciami.

– Alex, przecież ja się jeszcze nie zgodziłam na ślub z tobą. I nie zgodzę się – podkreśliła. – Nie wiem nawet, dlaczego o tym z tobą rozmawiam…

– Uważaj… Nie popsuj wszystkiego. Już sobie wyobrażam małą Kate lub małego Alexa… dzieci, które nam się urodzą. Będziesz musiała mnie pilnować, żebym ich nie rozpuszczał jak dziadowskich biczów. Tak długo na to czekałem, że jestem pewien, iż będę dobrym ojcem. Ile chciałabyś mieć dzieci? Czwórkę? Czwórka to całkiem rozsądna liczba.

Cała ta rozmowa nagle wydała się Kate absurdem i wybuchła śmiechem.

– Dlaczego od razu nie szóstkę albo dziesiątkę?

– Mhm… Dziesiątka dzieci plus ja to w sumie cała drużyna do krykieta. Ty możesz być sędziną. Myślisz, że damy radę wychować dziesięcioro dzieci?

Kate śmiała się aż do łez.

– To pierwszy szczery śmiech, jaki u ciebie usłyszałem – zauważył Alex z satysfakcją. – Wyglądasz już na bardziej odprężoną.

– Jestem tak odprężona, że czuję się jak galareta – westchnęła.

– No, cóż. Nie chciałbym ci popsuć tego przyjemnego uczucia. – Podniósł się i przeszedł obok stołu. – Pójdę sobie już, Kate. Zadzwoń rano do Petersona i Bakewella, powiedz im, o co ci chodzi i przestań się przejmować. Oni udzielą ci najlepszej z możliwych rady.

W głosie Alexa nie było już beztroski i rozbawienia sprzed kilku chwil. Patrzył teraz na Kate uważnie i z czułością. Dotarło do niej, że dała sobą posterować dokładnie tak, jak Alex to sobie zaplanował.

– Zrobiłeś to specjalnie, żeby mnie oderwać od ponurych myśli, prawda?

– No i udało mi się. Nie widzę już tego rozbieganego i szaleńczego spojrzenia w twoich oczach. Powinnaś teraz zasnąć bez problemów. – Alex skrzywił usta w sarkastycznym uśmiechu. – W końcu zostawiam cię z przyjemnymi myślami do poduszki.

– To była gra – stwierdziła, świadoma perwersyjnych i przewrotnych słów Alexa. Westchnęła i odprowadziła go do wyjścia.

Zatrzymał się przy drzwiach, lekko uścisnął Kate za ramię i rzucił jej zamyślone spojrzenie. Serce zatrzepotało jej jak dzikie. Nagle uświadomiła sobie, że silne, muskularne ciało Alexa działa na nią fizycznie.

– Doo… Dobranoc – wymamrotała. Alex delikatnie przesunął dłonią po jej policzku.

– Cieszę się, że nie powiedziałaś „żegnaj”. Wiedz, że to, co ci dzisiaj powiedziałem, to nie żadna gra. Ożenię się z tobą. Dobranoc, Kate. – Odjął dłoń od jej twarzy. – Niech ci się przyśnią nasze dzieci.

Kate bezmyślnie powiodła wzrokiem za odchodzącym Alexem. Zasalutował jej, po czym podszedł do swojego luksusowego lamborghini, wsiadł i odjechał.

Powoli, z wielkim wysiłkiem zamknęła drzwi i powlokła się do jadalni. Na stole dostrzegła formularze z urzędu stanu cywilnego, które zostawił jej Alex. Wyjęła je z koperty i rzuciła okiem na widniejący u dołu własnoręczny podpis Daltona. W głowie dudniła jej myśl o małżeństwie, którą po kilkunastu minutach namysłu postanowiła zdławić. Doszła bowiem do wniosku, że poślubienie tego człowieka byłoby czystym szaleństwem.

Zgasiła światło i, znużona, poszła na górę. Z wielką ulgą położyła się na łóżku, ale różne myśli nie pozwoliły jej zasnąć. Przypomniała sobie wizyty, które tego dnia złożyli jej znajomi Scotta. Znała ich wszystkich od pięciu lat, a mimo to nie mogła oczekiwać od nich wsparcia. Pomoc przyszła za to z zupełnie nieoczekiwanej strony. Nagle w jej życiu pojawił się Alex Baltony obcy mężczyzna, który udzielił jej przyjacielskich rad, jak gdyby znali się od wieków. Kate postanowiła, że z samego rana zadzwoni do poleconego przezeń księgowego i adwokata i energicznie przystąpi do porządkowania domu. Przy tej okazji wyrzuci wszystkie osobiste rzeczy Scotta. Dzisiaj jeszcze była zbyt rozbita psychicznie, ale jutro na pewno pozbędzie się emocji i użyje zdrowego rozsądku.

Mimo iż Kate postanowiła nie zaprzątać sobie więcej głowy propozycją Alexa, nie mogła się uporać z wciąż powracającymi myślami. W końcu doszła do wniosku, że małżeństwo ze Scottem było dla niej zwykłym więzieniem. Ślub z Alexem, jakkolwiek korzystny dla obu stron, mógłby sprawić, że wpadłaby z deszczu pod rynnę, z jednej klatki do drugiej. Chciała wreszcie zacząć żyć własnym życiem i nie być zależną od żadnego mężczyzny. Ale z drugiej strony mogłaby wreszcie zostać matką… i kołysać niemowlę w ramionach… Przed oczami stanął jej obraz gromadki pociech, za którymi dumnie kroczył Alex, trzymając w ręku kij do krykieta…

Kate lekko uśmiechnęła się do swoich myśli, wiedząc jednak, że są to jedynie niemożliwe do ziszczenia marzenia. Tak naprawdę nigdy nie zrealizowała najskrytszych życzeń, bowiem przez pięć lat sukcesywnie i metodycznie zwalczał je Scott. W końcu wyzbyła się złudzeń i popadła w obojętność. Teraz była już tylko chłodną realistką i potrafiła sceptycznie ocenić szansę realizacji wszelkich marzeń.

Kolejne dwa dni upłynęły Kate pod znakiem intensywnej, ale efektywnej pracy. Ku jej miłemu zaskoczeniu, bez problemów nawiązała kontakt z Carlem Petersonem i Stevenem Bakewellem. Księgowy przejrzał papiery Scotta i umówił się na spotkanie z Terrym Jessellem. Obiecał przy tym przedstawić jej wyniki swoich działań już pod koniec tygodnia. Równie pozytywne wrażenie wywarł na Kate adwokat, który zapewnił ją, że przejmie dokumenty Scotta od Boba Chardwaya i w możliwie najkrótszym czasie powiadomi ją o rezultatach ich analizy.

Wszystkie osobiste rzeczy Scotta, poza kilkoma pamiątkami, które zostawiła teściom, Kate podarowała organizacji charytatywnej. Handlarz używanymi rzeczami kupił od niej sprzęt sportowy, z którego przed śmiercią korzystał Scott. W końcu pozostało jej po mężu tylko kilka bezużytecznych przedmiotów, które bez wahania wyrzuciła do śmieci.

Środowy wieczór Kate spędziła na obiedzie u teściów, z którymi uzgodniła resztę szczegółów dotyczących pogrzebu. Sheila Andrews cały czas płakała, przeglądając pamiątkowe albumy ze zdjęciami syna i ustawiając zwycięskie puchary z zawodów sportowych, które przekazała jej Kate. Natomiast Harry Andrews głośno zastanawiał się nad przyszłością owdowiałej synowej, nie dochodząc jednak do żadnych konstruktywnych wniosków. Kate współczuła im jako rodzicom, którzy stracili ukochanego syna, ale nie umiała razem z nimi płakać. I to było najgorsze. Dlatego pragnęła jak najszybciej zerwać wszelkie więzi z rodziną swego zmarłego męża.

Pogrzeb był dla niej ogromnie nudnym przeżyciem. Msza za duszę Scotta nie trwała wprawdzie długo, ale za to droga do krematorium i kondolencje od krewnych i znajomych zmarłego doprowadziły Kate do rozstroju nerwowego. Wszystkie słowa pociechy brzmiały tak przerażająco pusto! Kiedy Harry Andrews zauważył, że Kate nie histeryzuje i nie leje łez, nazwał ją dzielną kobietką. Ale brak łez, niestety, nie wypływał ze zwykłego opanowania i dzielności… Dlatego Kate pragnęła, żeby pogrzeb skończył się jak najprędzej. Nie umiała bowiem udawać rozpaczy po mężu.

Kiedy wreszcie została sama w domu, odetchnęła z niewysłowioną ulgą. W nagłym przypływie obrzydzenia do fałszywej żałoby cisnęła na ziemię czarny kostium i przebrała się w dżinsy i koszulkę. Rozplotła też pieczołowicie spleciony francuski warkocz, który był ostatnim symbolem przestrzeganych przez nią konwenansów, i swobodnie rozrzuciła włosy na ramiona. Wreszcie poczuła się zupełnie wolna.

Potem rozparła się wygodnie w fotelu ze szklanką sherry w ręku i zaczęła myśleć o przyszłości. Nie miała ochoty robić kariery zawodowej. Nigdy nie była typem kobiety sukcesu. Jej odwieczne marzenie wiązało się nieodłącznie z posiadaniem kochającej rodziny… z gromadką wesołych, szczęśliwych dzieci. Nie zachwycała jej jednak perspektywa pisania na maszynie do końca życia. Rozejrzała się po salonie. Ten dom nie mógł już zapewnić jej komfortu i zadowolenia. Trzeba go było jak najprędzej sprzedać, a za uzyskane pieniądze spłacić potężne długi.

Właśnie zamierzała dolać sobie sherry, kiedy zadzwonił dzwonek przy drzwiach. Nie miała ochoty przyjmować teraz gości, ale przenikliwy dźwięk dzwonka nie dawał jej spokoju. Ukradkiem spojrzała przez firanki na ganek. Przy chodniku przed domem stało zaparkowane zielone lamborghini Daltona. Kate odetchnęła z ulgą, że nie jest to żaden z fałszywych żałobników. Niemniej i towarzystwo Alexa nie było teraz czymś pożądanym. Zrezygnowana, podeszła w końcu do drzwi.

Alex spojrzał na jej strój z rozbawieniem.

– Widzę, że pogrzeb się już skończył.

– Nie widziałam cię na cmentarzu – skomentowała ironicznie.

– Można o mnie powiedzieć wszystko, Mary Kathleen, z wyjątkiem tego, że jestem hipokrytą.