Alex okazał się wybornym kierowcą. Doskonale radził sobie w nasilonym niedzielnego popołudnia ruchu ulicznym. Kate pomyślała ponuro, że wszyscy wracają do domów po weekendowym wypoczynku. Ona teoretycznie też jechała do domu. Ale ten budynek, w którym spędziła ze Scottem aż pięć lat, nigdy nie był dla niej prawdziwym domem. Nie hasały po nim dzieci, wychowane i dorastające w miłości. Postanowiła sprzedać ten dom i tym samym pozbyć się pustki, która tak długo go wypełniała.

– Nie pozwolę ci odejść, Kate.

– Co to znaczy? Na chwilę oderwał wzrok od drogi i rzucił Kate przelotne spojrzenie.

– To znaczy, że cię lubię i pragnę, a teraz, kiedy nie ma już Scotta, zamierzam cię zdobyć na własność.

Kate wstrzymała oddech. Po chwili powoli wypuściła powietrze z płuc. Nie mogła wyjść z podziwu dla samczej dominacji mężczyzn.

– Widzę, że nie mam zbyt wiele do powiedzenia w tej sprawie. Czyżbyś zamierzał mnie zgwałcić?

Alex zachichotał i spojrzał na nią zwycięsko.

– Z czasem sama tego zechcesz. Wiesz, co? Coraz bardziej mi się podobasz. Tak naprawdę, to nie uwzględniałem w swoich planach gwałtu, a co do twojej zgody, to wydaje mi się, że da się to jakoś załatwić.

Oburzona arogancją Alexa utkwiła wzrok w bocznej szybie samochodu. Władza i bogactwo, jakie posiadał Dalton, nie uprawniały go wcale do takiej poufałości. Nie miał prawa zbliżyć się do niej bez wyraźnego przyzwolenia.

Po pięciu latach niewolniczej służby dla męża, Kate wreszcie odzyskała wolność i kontrolę nad swoim życiem Postanowiła bronić tego za wszelką cenę. Teraz już żaden mężczyzna nie będzie mógł jej mówić, co ma robić, a czego nie.

Przekonanie o własnej niepodległości dodało jej sił i pozwoliło uspokoić nerwy. Odczuła wyraźną ulgę, kiedy Alex zaparkował przy wejściu do jej domu. Nie czekając, aż otworzy jej drzwi, wyskoczyła z samochodu i przebiegła przez trawnik, przy którym zatrzymał się Kevin. Kierowca bez sprzeciwu oddał jej kluczyki. Tymczasem Alex czekał już na Kate pod frontowymi drzwiami. W ręku ściskał portfel Scotta.

– Pomyślałem, że chyba nie będziesz chciała odzyskać jego odzieży.

– Nie. Dziękuję. Jestem ci wdzięczna za podwiezienie mnie do domu. A teraz żegnaj – dodała stanowczym tonem, odrzucając pełne ciepła spojrzenie Alexa.

– Nie żegnaj się ze mną, Kate. Możemy jeszcze przydać się sobie… Pomyśl o tym – rzekł, po czym odwrócił się i skierował do samochodu.

– Nie! Nie masz nic takiego, co by mnie do ciebie pchało! – krzyknęła za nim.

Alex obejrzał się. Na jego twarzy rysował się cyniczny grymas.

– Wątpię w to, co mówisz, Mary Kathleen. Kate ugryzła się w język i nie odezwała ani słowem. Podeszła do wejścia, wybrała odpowiedni klucz i przekręciła go w zamku. Zatrzasnąwszy za sobą drzwi, oddzieliła się od całego zepsutego świata, z Alexem Daltonem włącznie.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Teraz, kiedy najgorsze miała już za sobą, byłoby głupotą tak po prostu się poddać, pomyślała Kate, obejmując się ramionami i roniąc łzy. Ranek okazał się gorszy, niż można się było spodziewać. Przed domem zgromadził się tłum dziennikarzy, do tego doszło przesłuchanie policji i identyfikacja zwłok Scotta.

Kate zadrżała. Na wspomnienie okrytego białym prześcieradłem ciała i mdlącego zapachu środków antyseptycznych w kostnicy, znowu zrobiło się jej niedobrze. Nie potrafiła wymazać z pamięci tego potwornego obrazu. Lekarze zapewnili ją, że twarz Scotta pozostała nienaruszona. Niemniej była jak maska, bez śladu życia… Przetarła oczy, modląc się o łaskę zapomnienia wydarzeń tego dnia. Tłumaczyła sobie, że wszystko już minęło i nie będzie musiała po raz drugi jechać do kostnicy.

Szef dał jej dwa tygodnie urlopu. W sumie była zadowolona, że choć nadzwyczaj nieprzyjemnie, to jednak konstruktywnie rozpoczęła dzień. Pozostało jeszcze popołudniowe spotkanie z teściami i pracownikiem firmy pogrzebowej. Kate zadzwoniła do biura Scotta, w nadziei, że umówi się z Terrym na spotkanie w sprawie uregulowania interesów zmarłego męża. Wprawdzie nie zastała go w domu, ale zostawiła wiadomość sekretarce, prosząc Terry'ego o telefon. Należało też skontaktować się z Bobem Chardwayem. Już uniosła słuchawkę, kiedy niespodziewanie ktoś zadzwonił do drzwi. Po chwili namysłu, czy wpuścić gościa, westchnęła i odłożyła słuchawkę.

W drzwiach stała Jan Lister. Uśmiechnęła się miłosiernie i podniosła torbę z zakupami:

– Przyniosłam ci coś do jedzenia. Jak się dziś czujesz?

– W porządku, dziękuję.

– Zaprowadź mnie do kuchni. Napijemy się kawy – rzekła Jan i nie czekając na zaproszenie, weszła do środka. – Prawdę mówiąc, wstydzę się, że wczoraj zostawiłam cię samą. Przyszłam sprawdzić, jak się miewasz. Nie wyglądasz najlepiej.

– Miałam dosyć wyczerpujący ranek – odparła Kate i włączyła ekspres do kawy.

Jan usiadła na kuchennym stołku i wyciągnęła z torby ciasto.

– Musisz się trochę wzmocnić. Ukrój sobie sporą porcję. Wiesz? Wczoraj chętnie zostałabym dłużej, ale Dennis nalegał, żebyśmy już szli. Zresztą Alex też dość dobitnie podkreślił, że przejmie nad tobą opiekę.

– Przejmie nade mną opiekę? – Kate powtórzyła głucho i rzuciła Jan poirytowane spojrzenie. – Alex Dalton był jedynie organizatorem i gospodarzem tego nieszczęsnego przyjęcia. Nie zamierzam już mieć z nim nic wspólnego.

– Kate, wiedz, że nie podzielam zdania Fiony co do wczorajszych wydarzeń. Ale sama przyznasz, że Alex okazał ci coś więcej niż gościnność. Moim zdaniem byłabyś skończoną idiotką, gdybyś go odrzuciła.

– Co ty mi sugerujesz? Może powinnam zająć honorowe pięćdziesiąte siódme miejsce towarzyszki Daltona, czy tak? Nie sądzisz, że wystarczy mi tego dobrego, zwłaszcza że Scott leży teraz w kostnicy?

Jan westchnęła i wykrzywiła twarz w grymasie.

– Cóż, wczoraj sama przyznałaś, że wasze małżeństwo legło w gruzach. Jest mi przykro z powodu śmierci Scotta, ale spójrz prawdzie w oczy, Kate. Nie byłaś z nim szczęśliwa. Jak byś się czuła, gdybyś…? No, cóż. Na pewno wiesz przynajmniej o jego romansie z Fioną. Obydwoje nawet nie starali się tego ukryć.

Kate nalała kawy, pokroiła ciasto i zaprosiła Jan do stołu. Sama usiadła naprzeciwko, oparła głowę na dłoniach i znużonym wzrokiem spojrzała na gościa.

– Nie mam ochoty o tym myśleć. Jan wzruszyła ramionami i posłodziła kawę.

– Ale nie możesz uciekać od myślenia o przyszłości. No, właśnie. Co zamierzasz teraz robić?

– Jeszcze nie wiem. Najpierw załatwię pogrzeb, potem sprzedam ten dom. Jakoś to będzie.

– Alex Dalton mógłby cię wyręczyć w najbardziej nieprzyjemnych obowiązkach.

– O, nie. Serdeczne dzięki. Upłynie sporo wody w rzekach, zanim wpuszczę do swojego życia jakiegoś mężczyznę.

– Samotność wcale nie jest taka zabawna, Kate. Słuchaj! Interesuje się tobą jeden z najbogatszych kawalerów w Sydney! Co ci szkodzi go wypróbować? A może będzie wam dobrze razem? Zastanów się nad tym. Wiesz, co sobie pomyślałam w czasie wczorajszego lunchu? Pomyślałam, że Scott dostałby dobrą nauczkę, gdybyś od niego odeszła z powodu Alexa. Scott nie robił nic, żeby cię przy sobie zatrzymać. Efekt jest taki, że nie masz nawet dzieci, które teraz mogłyby cię wesprzeć.

– Nie. Nie mam dzieci. A więc ty uważasz, że Alex Dalton będzie zainteresowany małżeństwem i gromadką potomstwa, tak? – zapytała z drwiną.

– Nigdy nie wiadomo. Ty masz na niego wpływ, Kate.

– Czyżby? Powiem ci prawdę, Jan. On mnie przeraża.

– Dlaczego?

– Nie wiem. Czuję się przy nim tak, jakbym była kukłą w jego dłoniach. Już i tak Scott wystarczająco długo mnie wykorzystywał. Teraz wreszcie muszę stanąć na nogi. Znudziło mi się bycie zabawką i sługą. Muszę się nauczyć być sobą.

Jan spojrzała na Kate jak na wariatkę.

– Założę się, że Alex Dalton chce się z tobą związać. Nie widzę przeszkód, żebyś kontrolowała całą sytuację. Nie musisz od niego przyjmować niczego, czego nie chcesz. Kate uśmiechnęła się znacząco.

– Każdy, kto tylko spróbuje nim manipulować, prędzej czy później wpadnie w pułapkę, przez siebie zastawioną. A ja mam zamiar trzymać się z dala od podobnych rozgrywek.

– No, nie wiem. W każdym razie, Kate, uważam, że nie zaszkodziłoby spróbować. Pomyśl o jego pieniądzach.

Nie podtrzymała tego tematu. Uznała, że i tak Jan Lister nie jest w stanie jej zrozumieć. Wszystkich znajomych Scotta cechowała jedna wspólna rzecz – nieustanna myśl o pieniądzach. Jan najwyraźniej odwiedziła ją, powodowana ciekawością, czy ma zamiar starać się o względy Daltona. Kate zręcznie wymigała się od rozmowy, wymieniły tylko jeszcze kilka uwag na temat pogrzebu i odprowadziła Jan do drzwi.

Po jej wyjściu rozpakowała zakupy. Zdziwiła się, kiedy zobaczyła mrożoną pizzę, frytki i pastę mięsną, kolejne ciasto i biszkopciki. Nic dziwnego, że Jan zawsze narzekała na nadwagę, skoro preferowała taką kaloryczną i niezdrową dietę. Mimo to Kate doceniła jej inicjatywę. I tak już lodówka świeciła pustkami po przyjęciu Scotta, na które wydała fortunę.

Znowu zadzwonił dzwonek. Kate zerknęła na zegar. Za godzinę mieli przyjść rodzice Scotta. W nadziei jednak, że przyszedł Terry Jessell, pośpieszyła do drzwi.

– O! Zastałam cię w domu – złośliwie przywitała się Fiona Chardway. – Nie musisz się ukrywać. Nie ugryzę cię.

– Czego chcesz? – oschle zapytała Kate. W oczach Fiony pojawił się cień strachu, a w głosie nuta usprawiedliwienia.

– Wiem, że nie masz dla mnie czasu, ale mam do ciebie ważną sprawę. Pozwól mi wejść. Chciałabym z tobą porozmawiać. To bardzo pilna i osobista sprawa.

Kate nie potrafiła sobie wyobrazić, co też tak ważnego przygnało Fionę do jej domu. Niemniej wpuściła ją do środka. Fiona usiadła, zapaliła papierosa i unikając spojrzenia w oczy Kate, wypuściła nerwowo kilka dymków.

– Powiem prosto z mostu. Swego czasu napisałam do Scotta parę listów. Nie wiem, czy je zniszczył, czy nie. W każdym razie w jego biurze ich nie ma. Sprawdziłam. Gdyby natknął się na nie Bob… Przypuszczam, że będziesz chciała, żeby mój mąż przejrzał papiery Scotta. Czy mogłabyś… wcześniej sprawdzić, czy nie ma wśród nich czegoś kompromitującego mnie? Mimo wszystko Bob jest moim mężem.

– A Scott był moim. Czy kiedykolwiek przyszło ci to do głowy? – Kate zapytała z wyrzutem, wspominając upokorzenia, które przyszło jej znosić z powodu niewierności męża.

– Och! Nie udawaj niewiniątka – parsknęła Fiona. – Scott nie szukałby rozrywki poza domem, gdyby był zadowolony ze swojego małżeństwa. Zresztą, teraz pocieszysz się Alexem Daltonem. W sumie te listy i tak już nie mają dla ciebie znaczenia, natomiast mnie mogą zaszkodzić. Nie chodzi o to, że przejmuję się Bobem, ale mam z nim dwójkę dzieci, na które on łoży pieniądze. Nawet wtedy, gdy się upija.

Kate nagle uświadomiła sobie, że największą głupotą byłoby zaangażowanie Boba Chardwaya jako swojego adwokata.

– Nie ma powodu do obaw, Fiono. Bob nigdy nie zobaczy tych listów. Wezmę sobie innego adwokata.

– Och! Nie bądź śmieszna – syknęła. – Bob wie o wszystkich interesach Scotta. Proszę cię tylko o to, żebyś…

– Dość tego. – Kate podniosła się z miejsca. – Przyjmij do wiadomości, że od tej chwili nie jesteś mile widziana w tym domu.

Fiona wstała z obrażoną miną.

– Przypuszczam, że to Alex załatwił ci jakiegoś sprytnego adwokata. Ten facet nie traci czasu.

– Jeżeli jeszcze raz usłyszę, że łączysz moje imię z Daltonem, wyślę te listy twojemu mężowi. A teraz wynoś się stąd!

Fiona prychnęła i bez słowa wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi. Na myśl o tej zdemoralizowanej kobiecie Kate zrobiło się niedobrze. Mając jednak na uwadze czekającą ją rozmowę z Sheilą i Harrym Andrews, pozbierała się i poszła na górę przyszykować się do przyjęcia gości.

Na szczęście tuż po wejściu rodziców Scotta zjawił się pracownik zakładu pogrzebowego, którego obecność zaoszczędziła Kate wygłaszania pełnych hipokryzji wyrazów współczucia. Po przykrej rozmowie z Fioną poczuła, że nic jej nie zmusi, żeby rozpaczać razem z teściową, która w strumieniu łez wyliczała zalety zmarłego syna. Szczegóły dotyczące jego śmierci wywołały u Sheili jeszcze większą histerię, tak więc po ustaleniu warunków pogrzebu Kate zaproponowała teściowi, żeby zabrał żonę do domu.

Kiedy odprowadziła ich do drzwi, przy wejściu pojawił się Terry Jessell. Na jego widok Kate rozpromieniła się, bowiem mogła uniknąć obowiązku serdecznego żegnania się z teściami, co też byłoby pewną hipokryzją z jej strony.

– Chyba powinnaś wypić drinka, Kate – stwierdził Terry, wchodząc do środka.

– Chyba tak – przyznała ze znużeniem.

– Usiądź i odpocznij. Ja coś przygotuję.

– Dzięki, Terry. Jestem ci wdzięczna, że wyręczyłeś mnie i powiadomiłeś rodziców o śmierci Scotta.

– To okropne. Biedny Scott. – Terry pokręcił głową i zajął się przygotowywaniem drinków.