– Przecież tutaj mieszkam.
– Wiem. Chodzi mi o to, że może miałeś jakieś plany i nie zamierzałeś jeść obiadu razem z nami. Upieczenie ciasta to był pomysł Maggie.
Zerknęła na córeczkę i zobaczyła, że przysłuchuje się ich rozmowie z nieukrywanym zainteresowaniem. Jeff uśmiechnął się do małej.
– Ciasto wygląda fantastycznie. Dziękuję ci.
Maggie rozpromieniła się.
– Jest naprawdę smaczne. Mamusia nie pozwoliła mi spróbować surowego ciasta, bo jest niezdrowe, ale polewa czekoladowa jest pyszna.
– Cieszę się – spojrzał znowu na Ashley. – Co na obiad?
– Klops, tłuczone ziemniaki z sosem oraz fasolka szparagowa.
– Wspaniale. Pójdę się odświeżyć i zaraz wracam.
– A więc zjesz z nami?
– Chyba, że nie chcesz.
Ashley zmusiła się, by wziąć głęboki oddech.
– Będzie nam bardzo miło, jeśli dotrzymasz nam towarzystwa. Naprawdę.
Jeff skinął głową i wyszedł z kuchni. Ashley jęknęła cicho. Od kiedy zaczęła robić z siebie idiotkę? Jeszcze dzisiejszego ranka rozmawiała z nim zupełnie normalnie. A teraz zachowuje się jak studentka pierwszego roku, która zadurzyła się w asystencie. Straciła głowę i jeśli chce zachowywać się jak przystało dorosłej osobie, musi się wziąć w garść. I to szybko!
Jeff usiłował skupić się na leżącym przed nim raporcie, ale słowa zupełnie do niego nie docierały. Gotów był przysiąc, że słyszy śmiech, który rozchodzi się z góry i dobiega do gabinetu. Wcześniej słyszał lejącą się wodę, kiedy Ashley przygotowywała kąpiel córeczce. Ten wieczorny rytuał był mu obcy, jakby dotyczył życia na innej planecie – choć śledził go z daleka, tęsknota ściskała mu serce.
Pragnął czegoś tak gorąco, że odczuwał niemal fizyczny ból, jednak nigdy w życiu nie przyznałby się do tego głośno. Związki nigdy nie były jego mocną stroną. Nicole powtarzała mu to tysiące razy, zanim odeszła. Rzucała mu oskarżenia niemal przy każdej sprzeczce. Mówiła, że się zmienił, że nie był już mężczyzną, za którego wyszła za mąż, że stał się jej obcy.
Ale i ona stała się mu obca. Pod koniec wręcz obojętna. Jego życie stało się takie proste, kiedy od niego odeszła. I tak było do dziś wieczorem. Dopóki śmiech dziecka i jego matki nie wzbudził w nim ciekawości, jak by to było. gdyby sprawy miały się inaczej. Gdyby on był inny.
Poczuł ból, mroczny i zapierający dech, przyprawiający go o uczucie pustki, jakby za chwilę miał się zapaść w otchłań. Chwycił się krawędzi biurka tak mocno, jakby za chwilę miał wyrwać kawałek twardego drewna albo połamać sobie palce.
– Wujku Jeffie?
Podniósł wzrok na dźwięk delikatnego głosiku. W drzwiach do gabinetu stała Maggie. Miała na sobie różową koszulę nocną i purpurowy płaszcz kąpielowy. Ściskała w dłoniach swoją ukochaną przytulankę, Śnieżynkę. Widać było, że przed chwilą wzięła kąpiel – świeżowymyte loczki wiły się wokół twarzy.
Mała nazywała go wujkiem Jeffem, co sam jej zaproponował. Teraz zadawał sobie jednak pytanie, czy to z jego strony rozsądne posunięcie, bo tytułowanie go wujkiem sugerowało nieistniejące powinowactwo. Mała mogła wyciągnąć fałszywe wnioski. Co prawda powinien się bardziej martwić o siebie samego. Przypuszczalnie to jemu groziło poddanie się nadmiernym emocjom. A przecież nie wolno mu zapominać, kim i czym jest.
– Jesteś gotowa do spania? – spytał, zmuszając się do uśmiechu.
W drzwiach pojawiła się Ashley. Objęła córeczkę ramieniem.
– Przepraszam, że ci przeszkadzamy, ale Maggie chciała ci powiedzieć dobranoc.
– Wcale mi nie przeszkadzacie. Spij smacznie, Maggie.
Mała wyrwała się matce i popędziła do biurka. Zanim Jeff się zorientował, o co jej chodzi, wdrapała mu się na kolana, objęła go za szyję i przytuliła mocno.
Pachniała szamponem dla dzieci i miodowym mydłem. Była ciepła, taka malutka i tak cholernie ufna. Jeff pogłaskał ją po plecach trochę nieporadnie, bo bał się ją przestraszyć. Maggie puściła go i uśmiechnęła się promiennie. Po chwili wybiegła z pokoju.
Ashley zwlekała z odejściem.
– Czy moglibyśmy chwilkę porozmawiać? – spytała. – Jak położę małą do łóżka.
– Kiedy tylko zechcesz.
Jeff spostrzegł, że twarz Ashley rozgrzana jest od kąpieli i że dopasowany sweterek podkreśla jej kobiece kształty. Nie sądził, aby odzyskała już całkowicie siły, nie wyglądała jednak na chorą.
– Dzięki. Potrzebuję góra piętnaście minut – odwróciła się na pięcie i wyszła.
Jeff poczuł gwałtowny przypływ pożądania.
Prawie zawsze w tego typu kłopotliwych sytuacjach udawało mu się odwrócić uwagę dzięki pracy. Ale nie w przypadku Ashley. Myśl o niej nie dawała mu spokoju ani w biurze, ani w domu. Nie potrafił o niej zapomnieć, gdy słyszał, jak się krząta po domu, czul jej zapach, natykał się na porzucony gdzieś sweter, czy też otwarty notatnik. Nie było takiego miejsca, w które mógłby się bezpiecznie schronić.
Co prawda lata doświadczenia nauczyły go, że nad potrzebami fizycznymi można łatwo zapanować. Potrafił obyć się bez snu, jedzenia czy wody, umiał sobie radzić z bólem, stresem oraz fizycznym niedomaganiem. Z pewnością znajdzie sposób, aby przeżyć obecność kobiety w swoim domu – bez względu na to, jak bardzo na niego działa. Jeśli wszystkie znane mu chwyty okażą się nieskuteczne, wyobrazi sobie przerażenie Ashley w momencie, gdy odkryje gorzką prawdę o nim i ten obraz z pewnością pomoże mu zapanować nad myślami i czynami.
Ashley wzięła głęboki oddech, zanim weszła do gabinetu Jeffa. Uczucie niespokojnego oczekiwania i ekscytacji nie opuszczało jej od obiadu. Musiała być naprawdę bardzo chora, gdy spotkali się po raz pierwszy, dlatego nie dotarło do niej, jak przystojnym facetem jest Jeff. Teraz, gdy zwalczyła już w sobie wirusa, stało się to dla niej jasne. To teoretyczne odkrycie na nic jej się nie zdało w obecnej chwili. Nie wiedziała, jak przebrnąć przez rozmowę z nim bez zrobienia z siebie idiotki.
W niektórych sprawach nie ma co teoretyzować, trzeba działać, pomyślała zdesperowana. Doszedłszy do tego wniosku, zapukała w otwarte drzwi gabinetu Jeffa i weszła do środka w nadziei, że się nie myli.
Pokój był ogromny. Przepiękne szafy na książki zajmowały dwie ściany. Na trzeciej znajdował się wykusz z oknem, które wychodziło na ogród. Drewniane biurko było wielkie jak dwuosobowe łóżko, a dwa imponujące, skórzane fotele klubowe, stojące naprzeciwko, tworzyły monumentalną fasadę.
Jeff podniósł wzrok, gdy Ashley weszła do gabinetu. Wciąż miał na sobie garnitur, tyle że zdjął marynarkę i poluzował krawat. Kilka kosmyków spadło mu na czoło. Jego twarz nabrała przez to nieco łagodniejszego wyrazu, ale nadal budziła niepokój.
– Usiądź, proszę – powiedział, wskazując na jeden z foteli.
Ashley zatopiła się w poduszkach z ciemnobrązowej skóry i starała się rozluźnić. Miała w głowie plan rozmowy. Powinna starać się skupić na nim, a nie myśleć o tym, że jego szare oczy kojarzą jej się z morzem w czasie sztormu albo o jego długich, silnych palcach, muskających delikatnie włosy jej córki. Nie była przekonana, czy Jeff jest uprzejmym człowiekiem, ale miewał uprzejme gesty. Nie oznaczało to jednak, że może się poczuć przy nim bardziej bezpieczna.
– Byłeś dla nas bardzo dobry – odezwała się, kiedy zorientowała się, że Jeff nie zamierza zaczynać rozmowy. Trudno się dziwić, w końcu to ona go o nią poprosiła. – Udzieliłeś nam gościny, zorganizowałeś Maggie dojazd do przedszkola i opiekę. Jestem ci za to oczywiście ogromnie wdzięczna. Są jednak pewne rzeczy, które wolałabym załatwić sama.
Jeff wstał.
– Czy zażywasz jakieś lekarstwa? Ashley uniosła brwi ze zdziwienia.
– Co takiego?
– Czy bierzesz coś na grypę? Bo chciałem ci zaproponować brandy.
– Ach, nie. Czuję się dużo lepiej. Chętnie napiję się kieliszek.
Przynajmniej będzie wiedziała, co zrobić z rękami.
Jeff otworzył drzwiczki barku, znajdującego się w jednej z szaf na książki, i wyjął butelkę brandy oraz dwa kieliszki.
– Mów dalej. A więc chcesz załatwić jakieś swoje sprawy. Czy możesz wyrażać się trochę jaśniej?
Napił się łyk brandy i podał Ashley kieliszek. Wzięła go ostrożnie, tak aby ich palce się nie dotknęły.
– Dziękuję. Chodzi mi o opiekunkę do dziecka. Kiedy Cathy przywiozła Maggie z przedszkola, nie chciała ode mnie przyjąć zapłaty. To nie jest w porządku.
Jeff pociągnął drinka i przysiadł na rogu biurka, co oznaczało, że znalazł się teraz bliżej Ashley. Serce skoczyło jej do gardła i zaparło jej oddech, tak że nie była w stanie przełknąć śliny.
– Masz rację – zgodził się z nią Jeff.
Ashley starała się za wszelką cenę zachować spokój. Poczuła, że znowu oddycha. Udało jej się nawet upić mały łyczek brandy. Palący napój spłynął w dół, do żołądka.
– Nie zamierzałem wtrącać się w twoje życie – oświadczył. – Wystawię ci rachunek za opiekunkę do dnia dzisiejszego, wtedy będziesz mi mogła zwrócić poniesione koszty.
– Aha… Dziękuję – odparła Ashley, zaskoczona, że tak łatwo przyjął jej argumenty. Zastanawiała się też, ile to już razy dziękowała Jeffowi, od kiedy go spotkała.
– Coś jeszcze?
Rzeczywiście chciała poruszyć jeszcze jedną sprawę. Przyglądała mu się badawczo, dochodząc do wniosku, że pomimo wspaniałego domu oraz doskonale prosperującej firmy jest nieprawdopodobnie samotny. Kiedy zjawiła się tu z Maggie, nie miał w domu nawet jedzenia. Żył wyłącznie pracą. Ashley zachodziła w głowę, dlaczego.
Niewykluczone, że w jego życiu są jakieś kobiety. Może tylko jej się wydaje, że Jeff spędza czas samotnie. Być może ma tysiące przyjaciółek. Tyle tylko, że nie zaprasza ich do siebie. W tym domu panowała kamienna cisza. Nie słyszało się tu echa dawnych głosów ani śmiechów.
– Ashley?
– Mhm? Och, przepraszam. Zamyśliłam się.
– A o czym tak intensywnie dumałaś?
– O niczym specjalnym – posłała mu fałszywy uśmiech i powiedziała pierwszą rzecz, jaka wpadła jej do głowy: – Ja wcale nie jestem wdową.
Jeff uniósł w górę brew. To była jego jedyna reakcja. Ashley przymknęła oczy i zastanawiała się, czy to faktycznie zabrzmiało tak głupio, jak sądziła.
– Mam na myśli, że na podstawie tego, co ci mówiłam wcześniej, mogłeś odnieść wrażenie, że jestem wdową. A nie jestem. To znaczy, Damian nie żyje, ale zmarł pięć miesięcy po naszym rozwodzie.
– Rozumiem.
Widać było, że Jeff zastanawia się, jaki to może mieć związek z jego osobą.
– Rozmawialiśmy wcześniej na ten temat. To znaczy, Maggie wspomniała coś o tym. Ujęła to tak, że mogło zabrzmieć… jak… – Ashley odchrząknęła i upiła łyk brandy. – No… Na mnie już pora – powiedziała, podnosząc się z miejsca. – Masz mnóstwo pracy, a ja…
– Nie przeszkadzasz mi – stwierdził Jeff. – Jeżeli masz ochotę pogadać, to bardzo proszę.
– Tak… chętnie – opadła z powrotem na fotel i uśmiechnęła się. Jeff ją peszył, ale przy odrobinie wysiłku z jej strony powinno jej się udać zachowywać całkiem normalnie.
– Opowiedz mi o swoich studiach – powiedział. Obszedł biurko i zatopił się w skórzanym fotelu. – Dlaczego wybrałaś rachunkowość?
– Bo to do mnie pasuje – odparła, świadomie rozluźniając się w fotelu. – Zawsze lubiłam matematykę i jestem raczej skrupulatna. Chciałam wybrać zawód, który daje swobodę dysponowania własnym czasem oraz nie wiąże z dużym miastem.
– Chcesz wyjechać z Seattle?
– Nie, ale chcę mieć w razie czego tę możliwość.
– Całkiem niegłupie.
– Zaczęłam studia zaraz po skończeniu college'u, ale ponieważ wyszłam za mąż i zaszłam w ciążę, nie byłam w stanie ukończyć ich w terminie.
– Jednak się nie poddałaś.
To nie było pytanie. Jego szare oczy potrafiły przeniknąć maskę spokoju i pewności siebie, za którą usiłowała się skryć.
– Nie należę do ludzi, którzy się łatwo poddają – przyznała i upiła kolejny łyk brandy.
Wokół nich panowała nocna cisza. Nie padało i nie wiał wiatr. Gdzieś w oddali słychać było przejeżdżający samochód i to wszystko. Choć nie byli jedynymi ludźmi na kuli ziemskiej, w gabinecie panowała atmosfera odosobnienia. Jak gdyby siedzieli tu, odcięci od cywilizowanego świata. O dziwo, wcale nie wydawało się to takie złe.
– Komu zawdzięczasz, że wytrwałaś? – spytał Jeff.
Ashley zastanowiła się nad jego pytaniem.
– Nie miałam innego wyjścia. Nie mogłam zrezygnować ze studiów.
– Dlaczego?
Ashley wahała się, czy opowiedzieć historię swojego życia praktycznie obcemu człowiekowi. Pomimo dzielącego ich dystansu, Jeff był wdzięcznym rozmówcą. Może dlatego, że niełatwo go było czymkolwiek zaskoczyć. Niejedno widział i niejednego doświadczył w życiu. W porównaniu z nim, jej doświadczenie życiowe było bardzo ubogie.
– Miałam o cztery lata starszą siostrę. Na imię miała Margaret… Maggie. Uwielbiałam ją. Mój ojciec uciekł z domu, zanim ja się urodziłam, a więc zostałyśmy we trzy. Przynajmniej taka była wersja mojej matki. – Uśmiechnęła się smutno na to przykre wspomnienie. – Mama była kelnerką. Próbowała podjąć naukę, ale nie dała rady. Była zawsze taka zmęczona. Powtarzała wciąż, że powinna skończyć szkołę jak była młoda i że my powinnyśmy uczyć się na jej błędach. Zdobyć za wszelką cenę dyplom, bez względu na okoliczności.
"Nie jesteś sam, kochanie" отзывы
Отзывы читателей о книге "Nie jesteś sam, kochanie". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Nie jesteś sam, kochanie" друзьям в соцсетях.