– Za co?

Wzruszył ramionami.

– Jestem cholernie dobry w swoim fachu, ale byłem jeszcze lepszy jako żołnierz. Przyszło mi za to zapłacić wysoką cenę.

Ashley nie dopytywała się, bo nie chciała wiedzieć, co on takiego zrobił. Przypomniała sobie artykuł w prasie o jego udziale w operacjach specjalnych, pełen niejasnych aluzji i napomknięć o owianych tajemnicą bitwach.

Jeff był niebezpiecznym człowiekiem. Tak mówił jej rozum, ale co innego czuło jej serce. Jakby nie dopuszczała do świadomości, że ludzie są bezlitośni dla swoich wrogów.

– Mam małe dziecko – powiedziała. – Biorąc pod uwagę charakter twojej pracy, zakładam, że masz w domu broń. Czy moja córka będzie tu bezpieczna?

Jeff nie odpowiedział, tylko wstał z miejsca. W drugim końcu gabinetu wyjął książkę z półki i raptem cała szafa na książki otworzyła się. Ashley wstała z fotela i podeszła do Jeffa. Pokazał jej olbrzymi sejf wbudowany w ścianę.

– Nie ma do niego klucza ani zamka cyfrowego. Ma wbudowany specjalny czytnik. Ten mechanizm ma własne źródło zasilania, dlatego nie może się rozprogramować w razie przerwy w dopływie prądu. Trzymam tu wszystkie niebezpieczne rzeczy.

Ashley chciała zapytać, co znajduje się w sejfie, jednak doszła do wniosku, że woli nie wiedzieć.

– Maggie jest całkowicie bezpieczna – stwierdził Jeff. – Inaczej nie pozwoliłbym jej tu zostać.

Ashley zadrżała. Pragnęła zapewnienia, że i ona może się czuć bezpieczna.

– Chciałabym pracować jako gospodyni – powiedziała, wsuwając ręce do kieszeni dżinsów. Cofnęła się o krok. – Tylko przez kilka miesięcy, do czasu aż poczuję grunt pod nogami.

– Dobre i to – Jeff zamknął szafę na książki. – Jesteś również zainteresowana pracami zleconymi?

Słowo się rzekło, kobyłka u płotu.

– Tak.

– W porządku.

Wbił w nią wzrok. Dostrzegła w jego źrenicach jakiś błysk. Przysięgłaby, że przez sekundę widziała w nich ogień – taki, jaki rozpala się gwałtownie, gdy w człowieku budzi się namiętne pożądanie. Gdyby to był inny mężczyzna, sądziłaby, że jest nią zainteresowany. Ale nie Jeff.

Rozdział 7

Niecałe czterdzieści osiem godzin zajęło Ashley wtargnięcie w jego świat. Jeff korzystał dotychczas z usług firmy, która raz na dwa tygodnie sprzątała dom oraz prała pościel i ręczniki, ale teraz miał przecież gospodynię.

Ashley podchodziła do swojej pracy bardzo poważnie. Meble, z których dotychczas jedynie ścierano kurz, wypolerowane były do połysku. Wszystkie powierzchnie błyszczały, a w powietrzu unosił się zapach cytryny. Na stołach stały wazony z bukietami kwiatów, a promienie światła wpadały do środka przez wypucowane okna. Pościel i ręczniki były bardziej delikatne, szafki kuchenne zapełnione zapasami żywności, posiłki zaś urozmaicone i pożywne. Kiedy Jeff przynosił jej prace zlecone, wykonywała je szybko i dokładnie – zwracała mu wyliczone rachunki następnego dnia.

Jeff miał świadomość tego, jak bardzo starała się trzymać na uboczu, będąc gościem w jego domu. Teraz była wszechobecna. W korytarzu unosił się zapach jej perfum. Kilka zabawek Maggie zawędrowało do bawialni. Na stole leżały rozłożone książki i notatki. Wyglądało to tak, jakby mieszkała tu rodzina.

Rodzina. Raczej obce mu pojęcie. Z racjonalnego punktu widzenia nie miał wątpliwości, że kiedyś był członkiem normalnej rodziny. Jego rodzice mieszkali na przedmieściach, jak wielu przeciętnych ludzi. Jeff zdawał sobie sprawę, że kiedyś należał do tamtego świata – uprawiał sport w szkole średniej, przebywał w towarzystwie przyjaciół. Wspomnienia te wydawały mu się dziś nierealne. A przecież to była jego własna przeszłość. Jednocześnie tak odległa i nierzeczywista, że teraz nie wiedział, jak się zachować, ponieważ przyzwyczaił się do samotności.

Zerknął na zegarek. Zbliżała się północ. Maggie już dawno spała, ale Ashley była wciąż na nogach – uczyła się w kuchni. Skierował się w stronę palącego się światła, świadom, że nie ma prawa szukać jej towarzystwa, nawet jeżeli chodzi mu jedynie o chwilę rozmowy.

Ashley nie dawała mu spokoju. Podobnie jak duchy z przeszłości, była nieustająco obecna w jego umyśle. W przeciwieństwie do wspomnień o umarłych, myśl o niej napawała go radością. Od lat nie doznawał tego uczucia. Dzięki niej obudziło się w nim pożądanie, przez co czuł, że żyje. Nie wiedział jednak, czy to dobrze czy źle.

Dotarł do kuchni i zatrzymał się w drzwiach. Jej ciemne włosy lśniły w świetle lampy. Miała na sobie dżinsy i sweter. Była boso i siedziała na krześle wyprostowana jak struna, podwinąwszy jedną nogę po siebie. Na stole leżało kilka otwartych książek. Zerknęła do jednej z nich, po czym pochyliła się znowu nad rozłożonymi przed nią rachunkami.

Niesforny kosmyk muskał jej policzek. Na ten widok Jeff ścisnął pięści. Pragnął dotknąć pasma włosów… oraz jej policzka. Pragnął poczuć jedwab jej skóry oraz ciepło jej ciała. Pragnął…

– Zamierzasz tak stać jak słup soli czy dotrzymasz mi towarzystwa? – zapytała, nie podnosząc wzroku.

Jeff zmarszczył brwi. Był pewien, że zachowywał się bezszelestnie.

– Skąd wiesz, że tu jestem?

Ashley zerknęła na niego, uśmiechając się.

– To typowe dla matek. Mają w sobie radar. Ten sam mechanizm daje mi znać, kiedy Maggie coś zbroiła. – Popchnęła stopą w jego kierunku krzesło stojące obok niej, zachęcając go, aby usiadł. – Przyda mi się mała przerwa. – Wskazała na otwartą książkę. – Uczę się wyliczać koszty, a więc uczynisz mi przysługę, jeżeli pomożesz mi na chwilę oderwać się od rachunków. Upiekłam ciasteczka. Chcesz spróbować?

Jeff powiódł wzrokiem za jej palcem i zobaczył na blacie kuchennym talerz ze stertą ciasteczek.

– Ciągle mnie dokarmiasz.

Ashley uśmiechnęła się.

– Ponieważ mało jadasz. A ja przywiązuję ogromną uwagę do prawidłowego żywienia.

– Czy to kolejna cecha matki?

– Pewnie tak. Matki zwykle lubią troszczyć się o cały świat.

Jeff podszedł do stołu, omijając krzesło obok Ashley. Usiadł naprzeciwko niej, żeby ją lepiej widzieć oraz na tyle daleko, by nie móc jej dotknąć. W głębi duszy zadawał sobie pytanie, czy postępuje słusznie, szukając późną porą jej towarzystwa. Miał wrażenie, że z każdym ryknięciem zegara rośnie w nim pożądanie.

– Nie wszystkie matki cechuje nadmierna troskliwość – stwierdził. – Według mnie to kwestia natury ludzkiej, a nie instynktu macierzyńskiego. Po prostu niektóre osoby wolą dawać niż brać.

– Może i tak – Ashley wstała z krzesła i podeszła do talerza z ciastkami. Odsunęła na bok kilka książek, postawiła talerz na środku stołu i zajrzała do lodówki. – A jaka była twoja matka?

– Moja matka zajmowała się domem – powiedział. Ashley nalała dla każdego z nich szklankę mleka. – Lubiła szyć i wypiekać ciasta. Mój ojciec pracował u Forda. Przy taśmie montażowej.

Postawiła przed nim pełną szklankę i usiadła.

– Spróbuję zgadnąć, co ty robiłeś. Grałeś w piłkę nożną i flirtowałeś.

– Co do piłki nożnej, to się zgadza.

Ashley tylko żartowała. Nie mogła sobie wyobrazić Jeffa w młodości. Nie widziała go ubranego inaczej niż w garnitur. Nawet teraz, pomimo późnej pory, miał na sobie białą koszulę i spodnie od garnituru. Poluzował krawat i podwinął rękawy, nie przyszło mu jednak do głowy, aby przebrać się w coś bardziej swobodnego. Czy ten człowiek miał w ogóle dżinsy?

Nie miało to co prawda znaczenia. Ashley cieszyła się, że ciasteczka i mleko pozwalają jej odwrócić uwagę od Jeffa. Być może inaczej nie udałoby jej się zapanować nad sobą – tak bardzo go pragnęła. Jeszcze nigdy w życiu nie życzyła sobie choroby, ale teraz wiele dałaby za to, aby mieć nawrót grypy, która znieczuliłaby ją na męskie wdzięki Jeffa.

Nienawidziła siebie samej za to, że ogarnia ją słabość na widok jego silnych rąk i nadgarstków. Że odczuwa dziwne sensacje w dole brzucha, gdy studiuje ciemny zarost na jego brodzie. Że jego głos działa na nią hipnotyzująco, a ciemności nocy przywodzą na myśl łóżko ze skotłowaną pościelą. Wmawiała sobie, że reaguje tak przesadnie, bo odzwyczaiła się od męskiego towarzystwa, ale to chyba nie było dobre wytłumaczenie. Istniała między nimi jakaś chemia, dlatego bliskość tego mężczyzny paraliżowała ją.

Zacznij rozmowę, pomyślała, czując, że jej oddech gwałtownie przyspiesza. Najlepiej na jakiś neutralny temat, żeby rozładować napięcie.

– Dlaczego, że wstąpiłeś do wojska?

– Żeby się wykręcić od pójścia do college'u. Lubiłem sport, ale nauka nie sprawiała mi specjalnej przyjemności. Chciałem zobaczyć świat.

– I udało ci się?

– Wziął z talerza ciasteczko.

– Widziałem mnóstwo miejsc, o których wolałbym nie wiedzieć.

– Czy w którymś z nich poznałeś swoją żonę?

Schrupał ciasteczko.

– Nie. Chodziliśmy ze sobą jeszcze w szkole średniej. Pobraliśmy się, zanim poszedłem do wojska.

Brzmiało to całkiem normalnie – chłopak żeni się ze swoją sympatią ze szkoły średniej. Ashley spojrzała na Jeffa i zmarszczyła brwi. Jakoś nie mogła sobie tego wyobrazić.

– Byliście oboje bardzo młodzi – stwierdziła.

– Zgadza się. Zbyt młodzi. Zaciągnąłem się do wojska na cztery lata. Od pierwszego dnia wiedziałem, że tam jest moje miejsce. Niemal natychmiast zostałem wysłany na misję specjalną. Sądziliśmy z Nicole, że będziemy mogli być razem, kiedy tylko skończy się obóz dla rekrutów, lecz nic z tego nie wyszło. Skierowano mnie w miejsce, gdzie nie wolno było wziąć ze sobą żony. Dlatego prawie się nie widywaliśmy. Było nam obojgu bardzo ciężko.

– Małżeństwo jest trudne nawet w najbardziej sprzyjających warunkach – zauważyła Ashley.

Wisząca lampa oświetlała stół, poza tym w kuchni panował półmrok. Na dworze zaś panowała głęboka cisza. Nawet nie przejeżdżały samochody.

– Potem wiele się zmieniło – powiedział Jeff. – Powierzano mi zadania, które stanowiły… – zawahał się, jakby szukał słów. – Wyzwanie. Nie wolno mi było mówić o akcjach, w których brałem udział, a inne tematy nie interesowały Nicole. Po jakimś czasie w ogóle przestaliśmy ze sobą rozmawiać.

Ashley wiedziała, że Jeff przeżył rzeczy, których nie potrafiła sobie wyobrazić. Na świecie działy się różne koszmary, o których zdrowy na umyśle człowiek woli nie wiedzieć. Co mieli jednak począć ludzie nie mający wyboru, skazani na to, by czegoś takiego doświadczyć?

– Pewnie to ty się zmieniłeś – powiedziała Ashley. Zabrzmiało to raczej jak stwierdzenie.

Jego wzrok spochmurniał.

– Do tego samego wniosku doszła Nicole.

– Czy nie miała przypadkiem racji? Przecież to niemożliwe, żebyś się nie zmienił w tych okolicznościach.

– To prawda – Jeff zapatrzył się w dal. – Pod koniec małżeństwa Nicole uznała, że lepiej się rozwieść niż próbować na siłę ratować nasz związek.

– Żałujesz tego?

– Nie.

Ashley zastanawiała się, czy Jeff mówi prawdę.

– Trudno pogodzić się z faktem, że małżeństwo się rozpadło – stwierdziła, skubiąc ciasteczko. – To ja zadecydowałam o rozwodzie z Damianem. Dopóki byliśmy we dwoje, jego brak odpowiedzialności nie ciążył mi aż tak bardzo, ale po urodzeniu się Maggie nie mogłam się z tym pogodzić.

Upiła łyk mleka.

– Przez jakiś czas nie chciałam się przyznać sama przed sobą, że popełniłam błąd, wychodząc za Damiana. Byłam taka pewna, że jest mężczyzną mojego życia. Po kilku miesiącach jednak poczułam się rozczarowana. Próbowałam go zmienić. Przekonać, żeby znalazł sobie jakąś przyzwoitą pracę i porzucił marzenia o łatwym wzbogaceniu się. Chciałam ratować nasze małżeństwo.

– Dobre chęci nie zawsze wystarczą.

Ashley westchnęła.

– Przekonałam się o tym na własnej skórze. W końcu doszłam do wniosku, że powinnam ratować samą siebie. Damian wplątał się w jakieś mętne sprawy. Musiałam kierować się dobrem dziecka. Dlatego odeszłam od niego. Miałam nadzieję, że jakoś sobie poradzi.

Zatopiła wzrok w leżących na stole okruszkach ciasteczka i zaczęła się nimi bawić.

– Jesteś bardzo silna – stwierdził Jeff. – Wiele osób w twojej sytuacji załamałoby się, a ty przetrwałaś. To godne podziwu. Zachowałaś przy tym trzeźwość umysłu i dobry humor.

Ashley zarumieniła się, słysząc komplement.

– No tak, chwilami jedynie to trzymało mnie na nogach. Przynajmniej dopóki nie urodziła się Maggie. Teraz dzięki niej skupiam uwagę na tym, co istotne. Dopóki jesteśmy razem, wszystko jest w porządku.

– Twoja córka ma szczęście. Bardzo cię szanuję, Ashley. Wiem, że miałaś ciężkie życie. Zrobię wszystko, aby nie zawieść twojego zaufania.

Ashley podniosła oczy i napotkała jego skupiony wzrok. Atmosfera w kuchni naelektryzowała się tak, że Ashley poczuła odrętwienie – nie była w stanie zebrać myśli.

Jeff wstał. Bezwiednie zrobiła to samo. Zaczęły jej drżeć palce. Gdy Jeff obszedł stół, ogarnęła ją niewytłumaczalna pewność, że zamierzają pocałować. Tu, na środku kuchni. Serce jej waliło jak szalone, z trudem łapała oddech. Oczekiwała go w napięciu. Teraz, pomyślała zdesperowana, kiedy znalazł się tuż obok. Świat wokół niej przestał istnieć. Pozostała jedynie noc oraz mężczyzna.