– Oczywiście. – Zastanowił się nad różnicą czasu. – Powiedzmy wczesnym wieczorem, po obiedzie, dobrze?

Skinęła głową.

– To miłe z twoje strony. Dziękuję ci.

Chciał podejść do niej i porwać ją w ramiona. Błagać, by mu obiecała, że go nie zostawi, że między nimi jeszcze nie wszystko stracone. Niech mu powie, jak ma postępować, żeby się czuła przy nim szczęśliwa, skoro wszelkie sprawy dotyczące ich związku wprawiają go w zakłopotanie.

Nie odezwał się jednak słowem. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni. Maggie zawołała za nim:

– Mamusia i ja bardzo cię kochamy.

Miał nadzieję, że to wciąż prawda.


Sześć godzin później Jeff przestudiował wnikliwie po raz ostatni plan willi. Prywatny odrzutowiec miał wystartować z lotniska Boeing Field o czwartej. Ekipa była już w komplecie, ekwipunek sprawdzony.

– Nie mogę uwierzyć, że to robisz – powiedział Zane, wchodząc do gabinetu.

– O czym ty mówisz? – zapytał Jeff.

Zane podszedł do stołu i popukał palcem w papiery.

– Nie mogę uwierzyć, że się jednak zdecydowałeś.

– Masz na myśli akcję? To mój obowiązek.

– Nie. To nasz obowiązek. Pamiętaj, że jestem twoim wspólnikiem. Mogę wziąć tę robotę na siebie. – Zane przeszył go wzrokiem. – Zawsze lubiłeś odnosić sukcesy, ale teraz to już szczyt wszystkiego. Przecież masz rodzinę, o której powinieneś pomyśleć.

– Sukcesy? Naprawdę tak myślisz? – zapytał Jeff. – Uważasz, że biorę na siebie najbardziej niebezpieczne zadania, żeby okryć się chwałą? Przecież nigdy nie chcę, żeby moje nazwisko figurowało w dokumentach. Jest mi to kompletnie obojętne.

Czarne oczy Zane'a nabrały posępnego wyrazu.

– Nie bierzesz pod uwagę, że i mnie mogą męczyć upiory przeszłości? Wprawdzie byłem strzelcem wyborowym, ale to nie oznacza, że nie miałem nic wspólnego z zabijaniem. Zabijanie na odległość jest tak samo zabijaniem, Jeff. Kiedy planowałem akcje, moje ofiary nie były tak całkiem bezimienne. Studiowałem potem zdjęcia zrobione przez członków wywiadu, aby przekonać się, w jakim stopniu został wykonany plan. Mogłem się napatrzeć do woli na to, jaką śmierć zgotowałem tym ludziom.

Jeff wbił wzrok w swojego partnera.

– Nie zdawałem sobie z tego sprawy – powiedział po chwili.. Zane wzruszył ramionami.

– Wcześniej nie musiałeś o tym wiedzieć. Ale teraz masz Ashley i Maggie.

A wkrótce będzie miał jeszcze dziecko, o czym Zane na razie nie wiedział. Jego wspólnik miał na myśli rodzinę. Uważał, że Jeff jest teraz odpowiedzialny nie tylko za pracę. Jeszcze do niedawna by się z nim zgodził, ale nie teraz. Co prawda Ashley twierdziła, że go kocha, miał jednak co do tego wątpliwości. Kochała go tylko częściowo. Kochała za to, co mogła w nim podziwiać. Nie akceptowała mrocznych zakamarków jego duszy. Myślał, że go rozumie i bierze go takim, jakim jest, jednak mylił się. Właściwie zaczynała się od niego już oddalać. Widział to wyraźnie.

Zaufał Ashley. Kiedy wysłuchała jego wynurzeń na temat dręczących go nocą koszmarów i nie odwróciła się od niego, obudziła się w nim iskierka nadziei. Później wziął ją na trening, co ją wcale nie odstraszyło – okazało się wręcz, że się świetnie bawiła. Opowiedział jej więcej szczegółów ze swojej przeszłości, co jej też nie zniechęciło. Aż w końcu wyznała mu miłość.

Uwierzył jej, ponieważ pragnął rozpaczliwie, by została jego towarzyszką życia. Niestety nie potrafiła pogodzić się z jego pracą. Chciała, żeby się zmienił i przestał ryzykować życie. Nie potrafiła kochać go takim, jaki jest. I nie powinno go to dziwić.

– Nie sądzę, żeby Ashley i Maggie wytrzymały ze mną zbyt długo – powiedział ponuro Jeff, zbierając ze stołu plany. – Ashley nie akceptuje tego typu misji.

– Czy możesz mieć do niej o to pretensję? Jeśli się kogoś kocha, to chyba nie życzy mu się kuli w łeb?

– Dlatego postanowiłem ją zainkasować sam.

– Pleciesz bzdury i dobrze o tym wiesz. Zdecydowałeś w pojedynkę o swoim udziale w zadaniu. Wynająłeś najlepszych ludzi i wyszkoliłeś ich na zawodowców, a teraz zamiast powierzyć im robotę, sam się w nią mieszasz. – Zane podszedł do niego bliżej. – Wiesz, co myślę, Jeff? Że obleciał cię strach. Zależy ci na Ashley i jej córce i to cię przeraża. Byłeś wolny jak ptak. Aż tu nagle, po tylu latach, znalazłeś się w sytuacji, kiedy masz coś do stracenia. Skąd się wzięły u ciebie te opory? Czemu nie weźmiesz się w garść? Zamiast cieszyć się, że masz szansę ułożyć sobie normalne życie, szukasz ucieczki. – Zane spojrzał na niego z odrazą. – Jesteś skończonym idiotą. Nie rozumiesz tego? Taka szansa nie trafia się człowiekowi zbyt często. Wiesz o tym równie dobrze jak ja.

– Łatwo ci mówić, bo jesteś sam – odciął się Jeff, nie chcąc przyznać, że przyjaciel ma rację.

– Oczywiście. Ponieważ osoba, z którą zamierzałem spędzić życie, umarła. Nie ma dnia, żebym o niej nie myślał, życząc sobie, aby było inaczej. Ja straciłem swoją szansę. A jaką ty masz wymówkę?

Jeff nie wiedział, co powiedzieć.

– Przepraszam – mruknął pod nosem. – Nie wiedziałem o tym.

– No cóż, teraz już wiesz. Przestań się więc zachowywać jak palant, który woli dostać kulę w plecy niż przyznać się, że być może się zakochał.

– Ashley nie mogła przestać myśleć o tym, co powiedział Jeff. Powtarzała sobie, że Jeff się myli, że wcale go nie oszukała. To ona miała powód czuć się urażoną. Choć powtarzała to sobie w kółko, nie była o tym zbytnio przekonana.

Chodziła w tę i z powrotem po kuchni, nie zwracając uwagi na rozłożoną na stole książki do rachunkowości. Wiedziała, że powinna się uczyć, ale myślała nieustająco o Jeffie. Jego samolot startuje za niecałe dwie godziny. Nie zobaczy go przez tydzień… a może nawet już nigdy.

– Nie zniosę tej sytuacji – powiedziała, zaciskając powieki. – Nie mogę siedzieć bezczynnie i czekać, aż Jeff zginie. Pragnęłam tylko jednego – kogoś, kto odwzajemniałby moje uczucia. Chciałby dla mnie żyć i kochał mnie ponad wszystko na świecie. Pragnęłam bezwarunkowej miłości.

Otworzyła oczy i patrzyła nieobecnym wzrokiem przez okno. Jeff nie był zdolny do takiego uczucia.

Miała ochotę krzyczeć. Albo coś stłuc. Myślała, że mają szansę ułożyć sobie wspólnie życie, ale myliła się. Niech szlag trafi tego mężczyznę, za to że jej nie kocha, tak jak ona to sobie zaplanowała i jak to sobie wymarzyła. Czy Jeff zdaje sobie sprawę, jak bardzo pomieszał jej szyki, zaprzepaszczając jej wielką życiową szansę? Od kiedy umarła jej siostra, pragnęła przede wszystkim czuć się znowu bezpieczna. Przy Jeffie, który wystawiał się na niebezpieczeństwo, jakby siego kule nie imały, nie było to możliwe.

Niestety…

Ashley zamarła na środku kuchni. Pochyliwszy głowę, wpatrywała się teraz w podłogę.

A Jeff? Czyż i on nie miał prawa do swoich marzeń i pragnień? Do miłości akceptującej jego całego, a nie tylko tę część, która jej się w nim podoba? Jakim prawem chciała mu narzucić, jak ma żyć? Miał rację, wymawiając jej ostatniego wieczoru, że od początku wiedziała, na czym polega jego praca. Dlaczego więc raptem miała mu to za złe? Czy to możliwe, że oczekiwała od niego bezwarunkowej miłości, nie odwzajemniając się taką samą?

Od pierwszej chwili, kiedy się spotkali, był oddany, uprzejmy i miły. Nie mając doświadczenia jako mąż ani ojciec, pragnął stać się i jednym, i drugim. Gdy powiedziała mu, że jest w ciąży, postanowił się natychmiast z nią ożenić. W ciągu ostatnich paru miesięcy bardzo się zmienił – stał się bardziej otwarty, uczuciowy. Może sam nie wiedział, co dzieje się w jego sercu, a może nie potrafił tego ująć w słowa. Wiedziała jednak, co czuje. Był mocno zaangażowany. Zachowywał się przecież jak zakochany po uszy mężczyzna.

Jak mogła być taką idiotką? Czyżby naprawdę zamierzała pozwolić mu odejść z jej życia? Albo zginąć z przeświadczeniem, że jest na niego wściekła? Miał w sobie wszystko, czego pragnęła. Jak to możliwe, że chciała się z nim rozstać?

Zerknęła na zegarek. Nie miała zbyt wiele czasu.

– Maggie! – zawołała, biegnąc do bawialni. – Musimy natychmiast wyjść. Chcę, żebyśmy się pożegnały z Jeffem.


Jeff przeszedł do poczekalni. Samolot powinien wystartować za jakieś dziesięć minut. Jego zespół był w komplecie. Sprawdzili po raz ostatni swój ekwipunek i szykowali się do wejścia na pokład, gdy Jeff raptem usłyszał cieniutki głos.

– Tatusiu! Chcemy się z tobą pożegnać.

Oszołomiony, odwrócił się powoli. Maggie oraz Ashley machały od wejścia do budynku. Dziewczynka wyrwała się matce i puściła się pędem w jego stronę. Wyciągnęła w górę rączki i rzuciła się mu w objęcia.

– Mamusia jechała naprawdę bardzo szybko – zwierzyła mu się Maggie, zanim go pocałowała wilgotnymi usteczkami w policzek. – Nie chciałyśmy się spóźnić.

Jeff spojrzał na Ashley, szukając potwierdzenia. Wzruszyła z zakłopotaniem ramionami.

– Nie posądzaj mnie przypadkiem o brawurę. Starałam się pilnować dozwolonej prędkości.

– Już nie jesteś na mnie wściekła? – zapytał, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego zmieniła zdanie.

Podeszła bliżej i objęła go ramionami.

– Przepraszam cię, Jeff. Nie powinnam robić ci wyrzutów. – Uniosła wzrok i uśmiechnęła się do niego. – Nie zamierzam przestać cię kochać tylko dlatego, że jesteś szaleńcem.

Jej słowa były balsamem dla jego zranionego serca.

– Zresztą – ciągnęła. – Musisz wrócić, bo masz się ze mną ożenić. Maggie chce, żebyś był jej ojcem, a ja pragnę, byś został moim mężem.

Postawił Maggie na ziemi i wziął ją za rękę.

– Wiesz, kim jestem. Nie zamierzam się zmieniać. Jestem żołnierzem, Ashley. Pewna część mnie nigdy nie ujrzy światła dziennego.

– Wiem o tym. Nie powiem, żebym była z tego powodu szczęśliwa, ale akceptuję to, bo cię kocham takim, jakim jesteś. Tylko mi się nie waż zginąć. Będę na ciebie wściekła. Dopadnę cię, choćby i na tamtym świecie.

– Naprawdę?

Skinęła głową.

– Rozumiem, dlaczego masz wątpliwości, Jeff. Przepraszam cię za swoje zachowanie. Jesteś najwspanialszym mężczyzną ze wszystkich, jakich znam. Nie szkodzi, że na razie nie potrafisz wyrazić tego, co czuje twoje serce. Może nawet nie uda ci się to nigdy. Twoje czyny jednak mówią same za siebie. Są dla mnie dowodem twoich uczuć.

Zawahała się na moment, wzruszając ramionami.

– Przez całe życie pragnęłam spotkać mężczyznę, który będzie w stanie pokochać mnie ponad wszystko na świecie. Doszłam jednak do wniosku, ze najpierw muszę na to zasłużyć. Co oznacza, że nie mam prawa cię zmieniać. Słusznie zwróciłeś mi uwagę wczoraj wieczorem, że doskonale wiedziałam, kim jesteś i czym się zajmujesz, kiedy się w tobie zakochałam. Wspięła się na palce i pocałowała go w usta.

– Będziemy za tobą tęsknić i będziemy czekać na twój powrót. Kocham cię.

Jeff uwolnił się z jej objęć. Ashley przyglądała się, jak uścisnął małą. Wreszcie przytulił ją na pożegnanie. Walczyła ze sobą, by nie chwycić go kurczowo i błagać, żeby został. Powstrzymała się jednak. Miał do wykonania zadanie i musiała to uszanować.

Przybrała dzielny wyraz twarzy, powstrzymując się od łez do momentu, aż wyszedł z hangaru i skierował się do czekającego na pasie startowym odrzutowca. Zobaczyła wspinającego się po schodach Zane'a. Jeff szedł tuż za nim z pochyloną głową, jakby z ociąganiem. Dopiero wtedy poddała się smutkowi, który ogarnął jej serce.

– Mamusiu, dlaczego płaczesz? – spytała Maggie.

– Bo będę bardzo tęsknić za Jeffem. Z oczu małej trysnęły łzy.

– Ja też. Będę się za niego modlić co wieczór.

Ashley zamierzała robić to samo. Modlić się i czekać, i kochać go, bo tylko przy nim czuła się szczęśliwa.

Wzięła na ręce Maggie i przytuliła ją mocno do siebie. Mocno objęte, wróciły do samochodu.

– Zobacz, jak my wyglądamy – powiedziała Ashley, próbując powstrzymać łzy. – Jak półtora nieszczęścia.

Zdobyła się na słaby uśmiech. Maggie też próbowała się uśmiechnąć, ale nie bardzo jej to wyszło. Ashley postawiła córeczkę na ziemi i usiłowała trafić kluczykiem do zamka. Nic jednak nie widziała, gdyż oczy miała zamglone od łez. Z tyłu za nimi rozległ się ryk odrzutowych silników, pracujących na coraz to większych obrotach. Samolot szykował się do startu, zabierając ze sobą Jeffa, a ona mu na to pozwoliła.

Kolejny raz próbowała wsunąć kluczyk do zamka, ale znowu jej się nie udało. Poczuła raptem na swojej dłoni ciepłą, mocną dłoń, która wprawnym ruchem naprowadziła jej rękę, tak że klucz przekręcił się gładko w dziurce.

Ashley odwróciła się i zobaczyła stojącego za nią Jeffa.

– Jak to…? Czy ty…? Och, dziękuję ci.

Rzuciła mu się w objęcia, przywierając do niego tak kurczowo, jakby nie zamierzała go już nigdy puścić.

– Zane powiedział mi, że jestem skończonym idiotą, skoro opuszczam ciebie i Maggie – szepnął jej do ucha. – Doszedłem do wniosku, że ma rację. Zresztą, Zane nigdy nie lubił dzielić się sukcesem.