Jeff rzucił jej spojrzenie i podszedł do kanapy.
– Ledwie się pani trzyma na nogach. Powinna pani jak najszybciej wrócić do domu i położyć się do łóżka.
Zanim zdążyła zaprotestować, Jeff zwinął pościel i wepchnął ją do torby stojącej na podłodze obok kanapy. Maggie zaczęła zbierać pluszowe zwierzątka. Wyrzuciła do kosza na śmiecie pusty kartonik po soku, a Jeff tymczasem schował do torby elektroniczną nianię.
– Czy to wszystkie pani rzeczy? – zapytał.
Należy mi się jeszcze wypłata, pomyślała Ashley ponuro. Prześlą mi ją pewnie na konto.
– Tak, dziękuję panu, panie Ritter. Jest pan dla mnie bardzo uprzejmy.
Nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. Błagać go, żeby się nad nią zlitował? Sądząc po chłodnym wyrazie szarych oczu, nie miała na co liczyć.
Puścił mimo uszu jej podziękowanie. Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę frontowych drzwi.
– Zaparkowałam samochód na tyłach budynku – zawołała za nim Ashley, opierając się o framugę, bo zakręciło jej się w głowie.
Potrzebowała snu, żeby nabrać sił. Niestety nie ma co się łudzić, że Maggie będzie spała dłużej niż kilka godzin. Może to jednak wystarczy, aby stanąć na nogi na tyle, by wytrwać do wieczora…
– Jest pani zbyt chora, by siadać za kierownicą – oznajmił Jeff stanowczo. Skręcił w boczny korytarz. – Zawiozę panią do domu. Pani samochód zostanie odstawiony do pani jeszcze dzisiaj.
Ashley czuła się zbyt słaba, aby prowadzić z nim dyskusje, zwłaszcza że Jeff Ritter miał rację – rzeczywiście nie była w stanie dojechać do domu. Ruszyła za nim, zataczając się jak pijana. Maggie trzymała ją za rękę.
– Śnieżynka mówi, że chce spać razem z tobą, jak już będziemy w domu – powiedziała Maggie sennie, gdy szli przez budynek. – Ona jest czarodziejką i na pewno cię wyleczy.
Ashley wiedziała, że córeczka niechętnie rozstaje się ze swoją ulubioną zabawką, dlatego wzruszyła ją ta propozycja. Uśmiechnęła się serdecznie do małej.
– Myślę, że to ty jesteś czarodziejką.
Maggie zachichotała – jej lśniące loczki podskoczyły jak w tańcu.
– Ja jestem przecież małą dziewczynką, mamusiu. Jak będę większa, to zostanę czarodziejką.
Ashley była zbyt zmęczona, aby zwrócić jej uwagę, że Śnieżynka jest jeszcze mniejsza. Zresztą, ulubione zabawki są zawsze wyjątkowe, czego dorośli niestety często nie rozumieją.
Wyszły na dwór w mgłę poranka. Jeff stał przy samochodzie, trzymając otwarte tylne drzwi imponującej, czarnej limuzyny. Ashley nie zauważyła znaczka BMW, ale zorientowała się i tak, że to jakiś potwornie drogi wóz. Gdyby udało jej się zarobić tyle pieniędzy, ile było warte takie cacko, pozbyłaby się wszelkich kłopotów.
Zawahała się na moment, zanim wślizgnęła się na siedzenie z miękkiej, szarej skóry – była chłodna, gładka i delikatna. Pilnuj się tylko, żebyś nie zwymiotowała – napomniała się w duchu.
Zapięła córce i sobie pasy bezpieczeństwa, objęła Maggie i wreszcie oparła się wygodnie i przymknęła oczy. Za jakieś piętnaście minut powinni być na miejscu. W domu natychmiast zapakuje się do łóżka.
– Proszę mi podać swój adres – odezwał się z ciemności głos.
Ashley, otępiała z gorączki, z trudem formułowała słowa. Zaczęła mówić, jak do niej dojechać, ale Jeff oznajmił jej, że zna tę okolicę. Nie wątpiła w to. Ten mężczyzna wiedział wszystko.
Cichy szum silnika ukołysał ją w stan półsnu, w którym najchętniej tkwiłaby, dopóki nie minie atak choroby. Wczesna pora zmogła również Maggie, która przytuliła się do niej i zasnęła. Gdy samochód stanął, Ashley wyczuła, że Jeff się odwrócił. Jak przez mgłę dotarły do niej jego słowa:
– Zdaje się, że jest jakiś problem.
Ashley z wysiłkiem otworzyła oczy, ale natychmiast tego pożałowała. Dosyć miała kłopotów jak na jeden dzień.
Zatrzymali się w pobliżu czteropiętrowego budynku, w którym znajdowało się jej mieszkanie. Normalnie można było bez trudu zaparkować przed samym wejściem, ale nie dzisiejszego ranka. Na podjeździe stały bowiem czerwone wozy strażackie oraz wozy policyjne. Migoczące światła alarmowe błyszczały w kroplach deszczu. Kompletnie oszołomiona, Ashley wpatrywała się z niedowierzaniem w wodę lejącą się rzeką z frontowych schodów. Sąsiedzi stali zbici w gromadę na chodniku i dzielili się półgłosem uwagami.
Ashley poczuła, że drży. Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Nie dzisiaj…
Zaczęła się mocować z pasami bezpieczeństwa, którymi przypięta była Maggie, a potem swoimi. Otworzyła drzwi i wysiadła z samochodu, pociągając za sobą córeczkę. Wzięła ją na ręce, gdyż mała miała na nogach klapki, a wszędzie było pełno wody.
– Mamusiu, co się stało? – zapytała Maggie.
– Nie mam pojęcia.
Pani Gunther, siwa jak gołąbek emerytka, która zarządzała wiekowym budynkiem z mieszkaniami na wynajem, spostrzegła Ashley i pospieszyła w jej kierunku.
– Ashley, nie uwierzysz, co się stało. Jakąś godzinę temu pękła główna rura doprowadzająca wodę. Spustoszenie jest ogromne. Z tego, co mi powiedziano, zlikwidowanie szkody potrwa około tygodnia. Pod eskortą strażaków możesz wejść do budynku, żeby zabrać wszystko, co tylko się da. Do czasu aż awaria zostanie usunięta, musimy sobie znaleźć jakieś schronienie.
Jeff przyglądał się Ashley, której krew odpłynęła z twarzy. Wiadomość zdruzgotała ją – patrzyła przed siebie otępiałym wzrokiem, drżąc jak osika. A może był to jedynie efekt wysokiej gorączki.
– Nie mam gdzie się podziać – wyszeptała. Starsza pani poklepała ją po ramieniu.
– Jestem w identycznej sytuacji, moja droga. Nie przejmuj – się. Organizują dla nas przytułek. Znajdzie się tam miejsce dla was wszystkich.
Maggie, brzdąc z czarnymi loczkami oraz uśmiechem zdradzającym zbytnią ufność, spojrzała na matkę.
– Co to jest przytułek, mamusiu? Czy mają tam prawdziwe kotki?
– Nie wiem, kochanie.
Ashley poprawiła sobie małą na ręku, gdyż zaczęła jej ciążyć, i spojrzała na zalany budynek.
– Muszę zabrać książki i notatki. Ubrania dla nas, no i trochę zabawek.
– Będą cię eskortować strażacy – powiedziała starsza pani. – Ja tymczasem popilnuję Maggie.
Ashley przypomniała sobie raptem o Jeffie. Odwróciła się do niego, mrużąc oczy.
– Och, panie Ritter. Dziękuję panu za podwiezienie nas. Muszę wyjąć swoje rzeczy z bagażnika.
Podeszła do samochodu i poczekała, aż Jeff otworzy bagażnik. Zarzuciła torbę na ramię i aż się zatoczyła.
– Czy jest pani pewna, że pani sobie jakoś poradzi?
Pytanie to zaskoczyło ich oboje. Jeff zadał je bez zastanowienia. Powtarzał sobie, że to nie jego sprawa. Zresztą, zajmą sienią w przytułku. Przeniósł wzrok na dziewczynkę ubraną od stóp do głów na różowo. Nie by) wcale taki pewien, czy małej będzie dobrze w przytułku.
– Wszystko będzie w porządku – Ashley uśmiechnęła się z przymusem. – Jest pan dla nas aż nadto uprzejmy.
Właściwie powinien już dawno odejść. Normalnie wmieszałby się w tłum i zniknął, zanim ktokolwiek zorientowałby się, że w ogóle tu jest. A on tymczasem zwlekał.
– Przytułek to nie jest odpowiednie miejsce dla dzieci – wyrzucił z siebie cichym głosem.
– Niech się pan o nas nie martwi. Damy sobie radę – zapewniła go Ashley.
Przemawiał do siebie w duchu, że powinien sobie pójść i nie angażować się w całą tę sprawę. Ale na nic się to nie zdało.
– Opłacę pani pokój w hotelu, jeżeli pani nie ma nic przeciwko temu.
Ashley miała piękne orzechowe oczy o przedziwnym odcieniu. Nie były ani niebieskie, ani zielone. Również nie brązowe. Stanowiły jakby mieszankę różnych kolorów.
– Okazał pan nam już i tak niesłychaną uprzejmość. Do widzenia panu, panie Ritter.
Wyraźnie chciała się go pozbyć. Jeff zaakceptował jej decyzję, ale zanim odeszła, kierując się niezwykłym u niego impulsem, wsunął jej do kieszonki w kurtce swoją służbową wizytówkę. Później przeanalizuje sobie na spokojnie, dlaczego przejmuje się losem nieznajomej kobiety. Teraz jednak zrobił to, w czym był mistrzem – wycofał się niepostrzeżenie do swojego samochodu i w ułamku sekundy zniknął.
– Zamierzasz kiedyś włączyć się do rozmowy?
Jeff spojrzał na swojego przyjaciela i wspólnika, Zane'a Rankina. Wzruszył ramionami.
– Przecież jestem obecny.
– Fizycznie owszem. Ale myślami bujasz w obłokach. To zupełnie do ciebie niepodobne.
Jeff skupił znowu uwagę na planach rozłożonych na stole, nie przyznając się do tego, że Zane ma rację. Faktycznie miał kłopoty ze skoncentrowaniem się na pracy. Wiedział, jaki jest tego powód – głowę miał nabitą myślami o napotkanej w przedziwnych okolicznościach kobiecie oraz jej dziecku. Nie rozumiał tylko, dlaczego.
Czyżby ze względu na te okoliczności? Widział przecież setki ludzi znajdujących się w gorszych tarapatach. W porównaniu z sytuacją mieszkańców spustoszonej przez wojnę wioski, w której zniszczono magazyny z zimowymi zapasami, sytuacja Ashley Churchill była pestką. Może miało to jakiś związek z dzieckiem? Małą dziewczynką? Promienny uśmiech Maggie, jej rozbrajająca ufność, różowa piżamka oraz pluszowy, biały kotek pochodziły jakby z innej planety, nie miały nic wspólnego ze światem, w jakim obracał się Jeff.
Zresztą, co za różnica, dlaczego te dwie istoty nie dają mu spokoju? Czyż nie lepiej zaprzątać sobie głowę żywymi, a nie zmarłymi, z którymi zazwyczaj ma do czynienia?
Ponieważ nie potrafił odpowiedzieć na żadne z owych pytań, dał sobie spokój i skupił uwagę na planach luksusowej willi z widokiem na Morze Śródziemne. Prywatna rezydencja stanowiła miejsce tajnego spotkania międzynarodowych biznesmenów, reprezentujących firmy produkujące jedną z najbardziej śmiercionośnych broni. Istniała realna groźba szpiegostwa, ataku terrorystycznego, czy też porwania. Jeff oraz Zane mieli zapewnić biznesmenom ochronę.
Pierwszy krok to jak zawsze rozpoznanie terenu i wykrycie wszystkich słabych punktów.
Jeff wskazał piórem jedno miejsce na planie.
– Tego wszystkiego trzeba się będzie pozbyć – powiedział. Chodziło mu o bujny, tropikalny ogród porastający skarpę.
– Zgadza się. Zostawimy tylko kilka krzaczków, aby mieć gdzie ukryć czujniki.
Czujniki, wykrywające nawet polną mysz w promieniu prawie pięćdziesięciu metrów, można było zaprogramować tak. by ochroniarze mogli poruszać się swobodnie po terenie.
– A co zrobimy z…
Jeff przerwał w pół zdania, gdyż właśnie zabrzęczał interkom. Skrzywił się, niezadowolony. Jego asystentka, Brenda, nie miała zwyczaju przeszkadzać mu, gdy ustalał z Zane'em plan działania. Robiła to jedynie w nagłej sprawie.
– Słucham – odezwał się Jeff, nacisnąwszy guzik przy telefonie.
– Jeff, wiem, że jesteś zajęty, ale dzwoni do ciebie jakaś pani z przytułku w centrum miasta. Chodzi o panią Churchill i jej córkę. Nie wiedziałam… – jego asystentka, skądinąd bardzo rezolutna osóbka, robiła teraz wrażenie nieco zdeprymowanej. – Czy to twoja przyjaciółka? Czy powinnam była sama przyjąć wiadomość?
Jeff miał nerwy napięte jak struny.
– Przełącz do mnie telefon – polecił Brendzie.
W słuchawce zapadła na moment cisza, a po chwili odezwał się znowu głos Brendy, która powiedziała uprzejmie:
– Pan Ritter przy telefonie.
– Jeff Ritter. Czym mogę pani służyć?
– Och, dzień dobry, panie Ritter. Jestem Julie, pracuję jako wolontariuszka w przytułku. Chodzi o Ashley i Maggie Churchill, które są u nas. Kłopot w tym, że Ashley jest bardzo chora, odmawia jednak pójścia do szpitala. To co prawda tylko grypa, ale nie mamy warunków, żeby ją tu pielęgnować. Znaleźliśmy pana wizytówkę w kieszeni jej kurtki. Pomyślałam sobie, że może jest pan zaprzyjaźniony z tą rodziną.
Jeff wiedział, do czego zmierza kobieta. Chciała go prosić, by zajął się chorą. Przypomniał sobie, że Ashley Churchill odmówiła, gdy zaproponował jej opłacenie hotelu. Przypomniał sobie również zrozpaczony wzrok, gdy zobaczyła swój dom w stanie ruiny. Była chora, miała małe dziecko i nie miała gdzie się podziać.
To nie jego problem, zganił się znowu w myślach. Nigdy się zbytnio w nic nie angażował. Według jego byłej żony, był litościwy niczym diabeł i miał serce z kamienia. Jedyną sensowną odpowiedzią na prośbę wolontariuszki z przytułku było stwierdzenie, że nie ma nic wspólnego z pannami Churchill. Ale zamiast tego powiedział:
– Owszem, jestem z nimi zaprzyjaźniony. Zaraz po nie przyjadę. Mogą się zatrzymać u mnie.
Rozdział 2
Ashley nie przypomina sobie, kiedy ostatnio czuła się tak podle. Miała rozstrój żołądka, huczało jej w głowie i była kompletnie rozbita, a do tego wszystkiego znalazła się w życiowym dołku. Rano straciła pracę i dom, a teraz wyrzucono ją z córką z przytułku.
Zdawała sobie sprawę, że nie postąpiła słusznie, odmawiając pójścia do szpitala i narażając tym samym innych na zarażenie grypą. W przytułku przebywało kilka starszych osób, a także matki z dziećmi. Nie była jednak w stanie zdobyć się na pozostawienie córeczki pod opieką miłych, ale obcych ludzi, w dodatku w tych warunkach.
"Nie jesteś sam, kochanie" отзывы
Отзывы читателей о книге "Nie jesteś sam, kochanie". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Nie jesteś sam, kochanie" друзьям в соцсетях.