Wózek na zakupy Jeffa był już prawie pełen, a wózek Maggie wypełniony po brzegi, kiedy skręcili za róg i znaleźli się w dziale żywności dla zwierząt domowych. Maggie dotknęła puszki zjedzeniem dla kotów i westchnęła.

– Masz kotki? – zapytała z nadzieją w głosie. – Nie widziałam żadnego, ale może spał?

– Przykro mi, ale nie mam żadnych zwierząt.

– Dlaczego nie? Nie lubisz ich?

– Kotów?

Nigdy się nad tym specjalnie nie zastanawiał. Psy przysparzały mnóstwo kłopotu. Były hałaśliwe, ostrzegały ludzi o obecności intruzów. Niejedna akcja o mały włos nie skończyłaby się fiaskiem przez ujadające psy. Ale koty?

– Bardzo dużo podróżuję – oznajmił z wahaniem.

Rozmowa z Maggie była łatwa i skomplikowana jednocześnie. Jej towarzystwo sprawiało mu o dziwo przyjemność, nie zawsze jednak wiedział, co powiedzieć. O czym ludzie właściwie rozmawiają z dziećmi? On umiał prowadzić rozmowę jedynie z dorosłymi.

– Zwierzęta domowe wymagają ogromnej odpowiedzialności – mówił dalej. – To nieuczciwe zostawiać je godzinami same w domu.

Maggie zastanowiła się przez chwilę nad jego wypowiedzią, po czym skinęła powoli głową.

– Mamusia i ja jesteśmy bardzo dużo w domu, ale mamusia mówi, że na razie nie możemy mieć kotka, bo jest za drogi. Jego jedzenie nie, ale jak się rozchoruje, trzeba będzie z nim iść do lekarza. Mama się czasem martwi o pieniądze. Płacze w łazience – Maggie zacisnęła wargi. – Pewnie nie chce, żebym o tym wiedziała, ale ja i tak słyszę, nawet jak leje się woda. Czy możesz zrobić coś, żeby mamusia się tak nie martwiła?

Jeff nie bardzo wiedział, co począć z informacją, którą podzieliła się z nim Maggie. Wiedział już cokolwiek o sytuacji Ashley, nie chciał jednak brać na siebie odpowiedzialności za jej stan emocjonalny.

– Twoja mama wcale nie jest smutna – odparł, wykręcając się sprytnie.

Maggie rozważyła w milczeniu jego słowa i przytaknęła.

– Mamusia jest szczęśliwa.

To przesada, pomyślał Jeff. Być może Ashley ulżyło, że nie jest już w przytułku, wątpił jednak w to, że jest zachwycona nową sytuacją. Podejrzewał, że nie zazna spokoju, dopóki jej życie nie wróci do normy.


Jeff podgrzewał zupę w garnku na kuchence, Maggie tymczasem pilnowała mrożonego obiadu dla dzieci, który grzał się w mikrofalówce. Ściskając w dłoni małą zabawkę, przeskakiwała z nóżki na nóżkę, nie mogąc się doczekać, kiedy odezwie się brzęczyk.

– Lubię kurczaka – oznajmiła. – I makaron, i ser. Nigdy jeszcze nie jadłam ich razem.

Zdaniem Jeffa nie była to bynajmniej uczta, ale w końcu nie miał czterech lat. Zamieszał zupę, którą przygotowywał dla Ashley, i zaczął rozkładać zakupy. Ponieważ półki w spiżarce były puste, uwinął się w mig. Schował do lodówki mleko i sok, jak również kilka kartoników jogurtu. Mrożonki włożył do zamrażalnika.

Robienie zakupów oraz gotowanie to dwie najzwyczajniejsze pod słońcem czynności, on jednak nie miał okazji przywyknąć się do nich. Nie jadał również jogurtów z kartoników. Ostatni raz zetknął się z tym obrzydlistwem, gdy dochodził do siebie po operacji w Afganistanie. Koza, która dostarczyła mleka na jogurt, przyglądała mu się podejrzliwie, jakby się chciała upewnić, czy przełyka każdą łyżeczkę.

Zamieszał znowu zupę, a następnie sprawdził, jak się ma obiad dla Maggie.

– Jeszcze dwadzieścia sekund – powiedziała, nie odrywając wzroku od zegara.

Przeszukał szafki kuchenne i z jednej z nich wyłowił miseczkę od serwisu, którego jeszcze nigdy nie używał. Wygrzebał też z zakamarka drewnianą tacę. Opłukał i wytarł do sucha miseczkę, nalał do niej zupy i postawił na tacy, obok łyżki oraz kilku grzanek i szklanki z sokiem. Kiedy odezwał się brzęczyk przy mikrofalówce, postawił na tacy talerz z obiadem dla Maggie, sztućce i picie, po czym skierował się do pokoju gościnnego.

– Później przyniosę deser, dobrze? – zapytała Maggie, przypominając mu o ciasteczkach z purpurową polewą.

– Oczywiście. Najpierw podamy mamie obiad.

– No pewnie.

Poczekał, aż Maggie otworzy mu drzwi i wszedł do pokoju Ashley. Smuga światła padała z łazienki, poza tym w sypialni panował półmrok. Ashley leżała nadal w łóżku. Miała przymknięte oczy i oddychała spokojnie, miarowo.

Zamierzał wyjść z pokoju i zabrać ze sobą Maggie, ale czterolatka podbiegła radośnie do matki i wskoczyła na łóżko.

– Mamusiu, mamusiu, przynieśliśmy ci obiad. Mamy dla ciebie zupę, a dla mnie kawałki kurczaka, makaron i ser. Pan Ritter kupił mi też ciasteczka z purpurową polewą!

Ashley powoli się obudziła. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do córki, po czym podniosła wzrok i rozejrzała się po pokoju. Raptem spostrzegła Jeffa. Zdumiała się w pierwszej chwili, lecz natychmiast uprzytomniła sobie, gdzie jest.

Jeff ucieszył się, że się go nie przestraszyła. Nie sądził, żeby była zachwycona sytuacją, nie miała jednak na to wpływu. Zapewnił ją, że może się czuć u niego bezpieczna, i starał się jak umiał stworzyć jej ku temu warunki. Zdawał sobie sprawę, że to kwestia czasu, że dziewczyna musi sama się przekonać, iż może mu zaufać.

– Przyniosłem ci obiad – powiedział, zapalając lampę stojącą. – Myślisz, że uda ci się coś zjeść?

– Będę jadła razem z tobą – oznajmiła Maggie. Ześlizgnęła się z łóżka i podeszła do stolika pod oknem. – Czy mogę zjeść tutaj?

– Oczywiście, kochanie – Ashley podciągnęła się do pozycji siedzącej i oparła plecami o zagłówek. Przetarła oczy i spojrzała na tacę. – Nie jestem głodna, ale rozsądek mi mówi, że powinnam spróbować coś przełknąć, bo nie jadłam nic od wczoraj.

Jeff obsłużył najpierw Maggie. Ustawił przed nią talerz z obiadem, szklankę mleka, położył obok widelec i trzy serwetki. Gdy podszedł z tacą do Ashley, spostrzegł, że się przebrała podczas ich nieobecności. Zmieniła dżinsy na dżersejowe spodnie oraz bluzkę na luźny podkoszulek – oba w kolorze spłowiałego granatu.

Była blada jak ściana i miała podkrążone oczy. Jej ciemne włosy potargały się w czasie snu. Nie były aż tak kręcone jak u jej córki – gęste, falujące, sięgały jej do ramion.

– Maggie powiedziała, że lubisz rosół z kurczaka – stwierdził Jeff, ustawiając tacę tak, że nóżki wpasowały się dokładnie po obu stronach jej szczupłych ud.

– A co będzie, jeżeli się okaże, że nie? – spytała. Sięgnęła po łyżkę i nabrała zupy. – Jest wspaniała – zamilkła na moment i spojrzała na Jeffa. – Jesteś dla mnie wyjątkowo uprzejmy. Naprawdę bardzo to doceniam. Ale jutro rano będziesz miał nas z głowy – nawet nie spostrzegła, że zaczęła się do niego zwracać per ty.

– Wątpię w to – powiedział Jeff. – Jesteś chora. Potrzebujesz kilku dni, aby nabrać sił. Mam nadzieję, że będziesz się tu czuć na tyle wygodnie, aby dojść do siebie.

Jej oczy wydawały się teraz bardziej błękitne niż zielone.

Zastanawiał się, czy to kwestia światła, czy też refleks granatowego podkoszulka. Miała chude ramiona… wręcz za chude. Maggie była krzepkiej budowy, ale Ashley wyglądała tak, jakby mógł ją zdmuchnąć powiew wiatru.

Przyglądał się jej z zaciekawieniem. Spostrzegł, że jej policzki pokrył rumieniec. Znowu bierze ją gorączka, pomyślał, po chwili jednak dotarło do niego, że prawdopodobnie się speszyła. Odwrócił wzrok ku jej córce.

– Maggie pomogła mi zrobić zakupy w supermarkecie – powiedział. – Spisała się na medal.

Mała uśmiechnęła się do niego promiennie.

– Wyobrażam sobie – skwitowała Ashley sucho. – Z pewnością namówiła cię na kupno owocowych ciasteczek.

– Nie musiała mnie specjalnie przekonywać.

– Pan Ritter ma zaczarowany samochód – oznajmiła Maggie, przełknąwszy kęs kurczaka. – Jakaś pani mówiła do nas przez radio.

Jeff przystawił sobie drugie krzesło do stolika i usiadł.

– Zadzwoniłem z samochodu do swojej asystentki. Telefon jest podłączony do głośników. Chciałem, żeby mi podsunęła kilka pomysłów na obiad.

– Była bardzo miła i przywitała się ze mną – dodała Maggie.

Dziewczynka zjadła prawie do czysta makaron z serem.

Umazała sobie przy tym buzię i ręce sosem.

Jeff przestudiował kształt jej oczu oraz ust, po czym spojrzał na matkę, chcąc stwierdzić podobieństwo. Ashley miała delikatniejsze rysy i zupełnie inny kolor oczu. Maggie odziedziczyła niebieskie oczy prawdopodobnie po ojcu.

Ashley wsunęła pasmo włosów za ucho. Jeff już wcześniej zauważył, że nie nosi obrączki, ale teraz przyjrzał się uważnie, czy nie ma na palcu śladów wskazujących, że zdjęła ją niedawno. Nie dostrzegł nic szczególnego – ani nieopalonego paska.

ani odgniecenia. Ciekaw był, czy Ashley jest rozwiedziona. To, że miała dziecko, nie oznaczało, że była kiedyś mężatką. Wcale by go to nie zdziwiło, sądząc po tym, jakie robiła na nim wrażenie. Nie wyglądała na samotną matkę z wyboru.

– Chcesz, żebym do kogoś zadzwonił? – spytał. – Do rodziny, czy też przyjaciół?

Ashley przestała pić sok i odstawiła ostrożnie szklankę.

– Żeby powiadomić ich, gdzie jestem?

– Tak.

Jej twarz zachmurzyła się. Odwróciła od niego wzrok. Jeff potrafił czytać w jej myślach. Odkrył jej gorzką prawdę – Ashley była sama jak palec. Skoro nie miał się nią kto zająć w chorobie, nikt by się nie przejął, gdyby raptem obie z córką zniknęły.

Pochylił się w jej stronę.

– Nie zamierzam ci zrobić krzywdy, Ashley.

Uśmiechnęła się, unikając jego wzroku. Jeff nie mógł znieść tego, że w jej oczach znowu pojawił się strach.

– Wiem. Nawet mi to nie przeszło przez myśl. Okazałeś nam tyle dobroci.

– Nie masz kontaktu z rodzicami? – spytał, zdając sobie sprawę, że nie powinien się wtrącać.

– Babcia jest w niebie, razem z tatą – pisnęła Maggie. Skończyła jeść i wycierała starannie ręce serwetką.

A więc Ashley jest wdową? Jeff zmarszczył brwi. Przecież jest taka młoda – ma zaledwie dwadzieścia parę lat. Co się takiego wydarzyło? Wypadek samochodowy? Morderstwo? Czyżby znalazła się w trudnej sytuacji finansowej ze względu na śmierć męża?

Zanim zdecydował, czy powinien o to wszystko zapytać, zadzwonił telefon komórkowy. Jeff przeprosił i wyszedł na korytarz.

– Ritter – zgłosił się do telefonu.

– Mówi Brenda – odezwała się jego asystentka. – Stanęłam jak zwykle na wysokości zadania. Jesteś gotów?

– Poczekaj sekundę. – Wyciągnął z kieszeni garnituru notesik i długopis i zszedł do gabinetu na dole. – No to mów.

– Załatwiłam dla Maggie na jutro po południu opiekunkę. To jedna z jej przedszkolanek. A więc nie tylko kobieta zaufana i z kwalifikacjami, ale do tego jeszcze osoba, którą Maggie dobrze zna. Po drugie, mam tu przed sobą plan zajęć Ashley. Jutro ma dwa wykłady, których nie ma w internecie, dlatego skontaktowałam się ze specjalnym serwisem spoza campusu, który specjalizuje się w robieniu notatek. Ktoś od nich pójdzie na wykłady i przyniosą mi jutro o drugiej maszynopis z obu.

– Jestem pod wrażeniem – powiedział Jeff. Wsunął się za biurko i opadł na skórzany fotel. – Jak ci się udało zdobyć jej plan zajęć?

Brenda zachichotała.

– Zamierzałam właśnie skontaktować się z prywatnym detektywem, kiedy raptem uprzytomniłam sobie, że przecież Ashley pracuje u nas. Zajrzałam do jej danych osobowych i znalazłam numer ubezpieczenia. Reszta to już była dziecinna igraszka. W końcu pobierałam nauki u prawdziwych mistrzów.

– Masz na myśli mnie i Zane'a?

– Odmawiam udzielenia odpowiedzi na to pytanie – sądząc po głosie, Brenda się z nim drażniła. – Wpadnę jutro rano około siódmej, żeby pomóc ci wyszykować małą.

– Myślisz, że to konieczne? Maggie robi wrażenie samodzielnej.

Przecież udało jej się namówić go, aby kupił w supermarkecie wszystko, na co miała ochotę.

– Naprawdę uważasz, że poradzisz sobie z wyszykowaniem czteroletniej dziewczynki do przedszkola? Wybierzesz odpowiednie ubranka, uczeszesz ją?

Nie przyszło mu to do głowy.

– Nie sądzę. Może gdyby miała siedem lat – zażartował. – Jestem ci szalenie wdzięczny, Brenda.

– Wiem. Po prostu robię wszystko, żebyś pozwolił mi pojechać w teren. Byłabym w siódmym niebie.

– Twój mąż by mnie zamordował.

– Prawdopodobnie tak, ale ja bym sobie trochę użyła.

Jeff usiłował wyobrazić sobie pięćdziesięcioletnią z hakiem asystentkę przemykającą się brzegiem rzeki, gdzieś w Rosji, gotowej w każdej chwili sięgnąć po pistolet.

Brenda westchnęła.

– Wiem, wiem. Nie znam żadnych obcych języków i jestem gruba jak beczka, ale mogę sobie trochę pomarzyć, prawda?

– Oczywiście. Niech cię pociesza myśl, że nie poradziłbym sobie bez ciebie.

– Wiem o tym – zachichotała. – Do zobaczenia jutro rano, szefie.

– Do jutra.

Nacisnął przycisk „koniec rozmowy" i rozłączył się. Wspiął się schodami na górę, do sypialni Ashley, żeby zabrać tacę.

W dużym pokoju gościnnym nie zastał nikogo. Z łazienki dochodził szum lejącej się wody oraz śmiechy. Jeff zebrał puste naczynia i ustawił je na tacy. Chciał właśnie wyjść, gdy zjawiła się Ashley.