– Może da się ją naprawić – rzuciła pastorowa z nadzieją, choć wbrew zdrowemu rozsądkowi. – Marianne pobiegnie do Hyacinth Cottage, by przynieść ci czystą suknię, którą mogłabyś włożyć na drogę powrotną do Schofield. Moje będą na ciebie za duże. Marianne, poproś babcię albo ciocię Eleanor, by coś przysłały, dobrze? A tymczasem, Christine, zabiorę cię na górę.
Dopiero teraz pani Derrick przypomniała sobie, że książę i jej siostra nie zostali sobie przedstawieni, i naprawiła gafę.
– Hazel, to jest książę Bewcastle – powiedziała. – Wasza Wysokość, to moja siostra, pani Lofter. Zdaje się, że powinnam była najpierw zapytać, czy chce pan być przedstawiany, prawda? Cóż, teraz już na to za późno.
Wulfric ukłonił się, a pani Lofter, wyraźnie onieśmielona, niezgrabnie dygnęła.
– Zapewne chce pan ruszyć do gospody, by dołączyć do reszty. – Pani Derrick, szamocząc się pod obrusem, zdjęła i oddała księciu surdut. – Proszę się nie czuć w obowiązku na mnie czekać.
– Tym niemniej poczekam – odparł, skinąwszy sztywno głową. – Postoję na zewnątrz, a potem odprowadzę panią do gospody.
Nie wiedział, co skłoniło go do takiej decyzji. Przecież mieszkała w tej wiosce prawie całe życie i trafiłaby do oberży nawet z zawiązanymi oczami. Czekał dobre pół godziny. Najpierw włożył surdut, co bez pomocy lokaja było nie lada sztuką. Potem rozmawiał z pastorem na obojętne tematy. W tym czasie starszy chłopiec nosił młodszego po ogrodzie na barana.
Gdy w końcu pani Derrick wyszła na zewnątrz, miała na sobie bladoniebieską suknię, która kiedyś była chyba o wiele ciemniejsza. Spódnica nosiła ślady cerowania, co być może oznaczało, że kiedyś też uległa wypadkowi. Przyczesała porządnie włosy i zawiązała prosto kapelusz. Twarz miała zaróżowioną i błyszczącą, jakby przed chwilą obmyła ją wodą.
– Ojej, jednak pan poczekał – westchnęła na jego widok.
Zastanawiał się, jak to możliwe, że to obszarpane stworzenie wygląda nie tylko pięknie, ale też wydaje się pełne życia. Christine wetknęła głowę w kuchenne drzwi.
– Idę już! – zawołała. – Pani Mitchell, dziękuję za przyniesienie wody i mydła. Jest pani kochana.
Czy ona mówiła do służącej?
Pastorowa wyszła na zewnątrz i siostry uściskały się serdecznie. Potem przybiegły dzieci, które też należało po kolei poprzytulać. Wreszcie Christine uścisnęła rękę szwagra i cmoknęła go w policzek. Cała rodzina obeszła dom, by stanąć na ganku i machać do niej na pożegnanie, gdy ruszała do oberży, odległej o dwie minuty drogi.
Zdumiewające widowisko, pomyślał Wulfric.
– Nie wiem, dlaczego ciągle wpadam w takie okropne tarapaty – powiedziała pani Derrick, ujmując ramię, które jej podał. – Ale zawsze tak było. Hermione, która próbowała zrobić ze mnie damę, gdy wyszłam za Oscara, była bliska rozpaczy. Oscar z czasem zaczął twierdzić, że robię to z rozmysłem, by okryć go hańbą. A ja zawsze byłam niewinna.
Wulfric milczał.
– Oczywiście gdybym poczekała, Anthony Culver pewnie sam wszedłby na drzewo – ciągnęła. – Nie sądzi pan?
– O tak, madame – rzucił szorstko.
Roześmiała się.
– Cóż, przynajmniej goście Melanie i Bertiego nieprędko mnie zapomną – stwierdziła.
– Istotnie, madame, nieprędko – przyznał.
W tym momencie weszli do gospody. Christine otoczyła grupa osób, wśród nich Justin Magnus, jego młodsza siostra i bliźniacy Culver. Powitali ją niemal jak bohaterkę, choć nieco komiczną. Śmiali się wszyscy razem. Wulfric musiał przyznać, że pani Derrick przynajmniej potrafi się śmiać z samej siebie.
Gdy jednak ten nieznośnie dłużący się poranek dobiegł końca, stwierdził, że po prostu brakuje jej ogłady. Przez resztę pobytu w Schofield powinien uważać i utrzymywać wobec niej odpowiedni dystans.
Co nie wydawało się łatwe, bo choć szybko przestał odróżniać jedną damę od drugiej, o pani Derrick myślał zdecydowanie za często. Miała piękne oczy i śliczną buzię, choć trochę oszpeconą opalenizną i piegami na nosie. Gdy była ożywiona albo się śmiała, stawała się olśniewająco piękna. Miała wąskie kostki, zgrabne nogi i ładnie zaokrągloną figurę.
Nie tylko on to zauważył. Szybko stała się ulubienicą niemal wszystkich panów. Trudno było wytłumaczyć jej urok, bo przecież nie była ani elegancka, ani wytworna, ani młoda.
Miała jednak w sobie iskrę, wewnętrzną radość, promienne ożywienie…
Fizycznie bardzo go pociągała.
Zorientował się, że jest biedna jak mysz kościelna. Zadając Mowbury'emu pozornie niewinne pytania, dowiedział się, że jej mąż w ciągu ostatnich kilku lat życia roztrwonił majątek na hazard i gdy zginął w wypadku na polowaniu w majątku Elricka, wdowa została bez grosza. Elrick najwyraźniej spłacił jego długi, lecz nie zajął się wdową. Przecież jej prawie najlepsza suknia została kupiona trzy lata temu. Poza nią miała niewiele więcej.
Wulfric nie czuł rozbawienia, gdy zdał sobie sprawę, że czuje pociąg do kobiety, która nie miała ani jednej cechy, jakie podziwiał u kobiet. I nie na żarty zaniepokoiło go, gdy przyłapał się na tym, że zastanawia się, jak by to było znaleźć się z nią w łóżku. Nie miał w zwyczaju myśleć w ten sposób o kobietach.
Ale ciągnęło go do pani Derrick.
I nie mógł się uwolnić od lubieżnych myśli.
Po wypadku na dziedzińcu kościoła Christine wracała do Schofield w towarzystwie Justina.
– Strasznie długo musiałeś czekać w gospodzie – powiedziała. – Jestem ci bardzo wdzięczna, Justinie. Gdybyś nie poczekał, musiałabym wracać w towarzystwie księcia Bewcastle'a.
– Myślałem, że będziesz na niego patrzeć jak na rycerza w lśniącej zbroi – odparł z rozbawioną miną.
– Nigdy dotąd nie przeżyłam takiego upokorzenia – wyznała. – Gdyby tylko został w domu i nie był świadkiem tego okropnego widowiska, wszystko nie wydałoby się takie straszne. Justinie, on ani razu się nie uśmiechnął, nie odezwał jednym współczującym słowem. Nie mam nic przeciwko temu, żeby się ze mnie śmiać, zresztą potrafię się śmiać z samej siebie. On zachował się, jak na dżentelmena przystało, i jestem mu bardzo wdzięczna, że tak szybko zareagował. A jednak przez cały czas miał tak ponurą minę, że czułam się mała jak robaczek. Szkoda, że nie mogłam się skurczyć do tej wielkości, wtedy mogłabym się spokojnie owinąć podartą suknią i przemknąć na plebanię. Nie ucierpiałaby moja godność.
– Chrissie, gdybyś tylko mogła się zobaczyć – roześmiał się Justin.
– Dziękuję, mam aż nadto bujną wyobraźnię – odparła i też wybuchnęła śmiechem.
Ale w duchu westchnęła. Dobry Boże! Gdy stanął przy niej i patrząc prosto w oczy, osłaniał jej półnagie ciało przed wścibski – mi spojrzeniami reszty towarzystwa, cała aż drżała z pożądania. Na szczęście mogła złożyć tę reakcję na karb skrępowania swoim wyglądem i próżnym wysiłkiem, by się osłonić. Czuła jego zapach; używał wody kolońskiej z nutą piżma, niewątpliwie bardzo drogiej. I czuła żar bijący od niego niczym z wielkiego paleniska.
To dobrze, że Justin nie domyślał się tych jej odczuć. Niektóre rzeczy trzeba zachować w sekrecie nawet przed najlepszymi przyjaciółmi. To było niedorzeczne i właściwie naganne, że pałała pożądaniem do mężczyzny, którego z całego serca nie znosiła.
Kiedy dotarli do domu, miała ochotę uciec do swojego pokoiku. Ba, z radością zapadłaby się w czarną otchłań, gdyby w jej pokoju były takie udogodnienia. Lecz młode damy, które były świadkami jej upokorzenia, nie zamierzały pozwolić jej tak łatwo umknąć. Lady Sarah poprosiła Christine i resztę pań, by zebrały się w żółtym salonie.
– Choćby nie wiem, jaki był zakład, nie zrobiłabym z siebie takiego widowiska – rzuciła pogardliwie.
– A jeśli pani, pani Derrick, myśli, że wygrała, to ja jestem innego zdania – dodała urażonym tonem Miriam Dunstan – Lutt. – Od naszego wejścia do gospody do chwili, gdy pani pojawiła się tam z księciem Bewcastle'em, upłynęło tylko pięćdziesiąt minut, specjalnie patrzyłam na zegar nad drzwiami. Zresztą przez większość czasu książę i pani przebywaliście w towarzystwie pastora i jego rodziny, czyli wcale nie sam na sam. Znów ten przeklęty zakład!
– Kuzynko Christine, cieszę się, że nie muszę ci wręczać dzisiaj nagrody – odezwała się z przekąsem Audrey. – Jeszcze nikt nie wpłacił ustalonej jednej gwinei.
– Należy współczuć pani Derrick – oznajmiła Harriet King, bynajmniej nie współczującym tonem. – Mam wrażenie, że żona pastora wyciągnęła tę suknię z worka na szmaty.
– Ale łatka na spódnicy została przyszyta bardzo zgrabnie – zauważyła lady Sarah ze sztuczną słodyczą. – Prawie jej nie widać.
– Trzeba przyznać, że ta scena na dziedzińcu kościoła była pyszna – wtrąciła się Rowena Siddings. – Nigdy się tak nie uśmiałam. Pani Derrick, gdyby pani mogła zobaczyć swoją twarz, gdy zeskoczyła na ziemię – wybuchnęła śmiechem, a pozostałe damy, z wyjątkiem panny King i lady Sarah, zawtórowały jej.
Christine nie zamierzała wdawać się w wymianę uszczypliwości, nie miała więc innego wyjścia niż też się roześmiać. Śmiech z samej siebie zaczynał ją już jednak męczyć.
Rozmowa przerodziła się w ożywioną dyskusję na temat tego, jak wygrać zakład.
Potem starsze damy, z których żadna nie uczestniczyła w wycieczce do wsi, usłyszały o nieszczęsnym incydencie podczas wyprawy. Oczywiście tylko cud mógłby Christine przed tym uchronić. Lady Mowbury była bardzo miła. Zaprosiła Christine, by usiadła koło niej w salonie i opowiedziała jej swoją wersję wydarzeń, co ta uczyniła, znacznie ubarwiając całą historię.
Lady Chisholm i pani King trzymały się od Christine z dala, jakby się bały, że jej przypadłość jest zaraźliwa i zanim się obejrzą, one również będą skakać z drzew, rozdzierając sobie suknie.
Gdy lady Mowbury w końcu zaczęła rozmawiać z kimś innym, do Christine przysiadła się Hermione, a obok niej stanął Basil. Po raz pierwszy od przyjazdu do Schofield zwrócili się bezpośrednio do niej.
– Zapewne nie należało oczekiwać, że będziesz się odpowiednio zachowywać przez całe dwa tygodnie – powiedziała Hermione tonem pełnym goryczy.
– A nawet pierwszy tydzień jeszcze nie dobiegł końca – zauważył sucho Basil.
– Nie masz względu na pamięć mego szwagra? – spytała Hermione drżącym głosem. – Ani na nas?
– I ze wszystkich obecnych to właśnie Bewcastle'a zmusiłaś, by pospieszył ci z pomocą – rzucił Basil. – Sam nie wiem, dlaczego poczułem zaskoczenie, gdy usłyszałem o tym incydencie.
– Co on sobie o nas pomyśli? – Hermione uniosła chusteczkę do ust. Wyglądała na szczerze zmartwioną.
– Myślę, że jego zdanie o was jest takie samo jak wczoraj i przedwczoraj – odparła Christine, czując, jak gorący rumieniec oblewa jej policzki. – Z kolei ja w jego oczach upadłam jeszcze niżej. Skoro jednak od początku nie miał o mnie najlepszego zdania, nie sądzę, bym mogła pogrążyć się dużo bardziej. Nie zamierzam więc z tego powodu spędzać bezsennych nocy.
Dawno nie zdarzyło się jej powiedzieć czegoś równie niedorzecznego. Była naprawdę do głębi wstrząśnięta. Incydent, o którym mówili, był straszny, lecz nie na tyle, by odebrać jej apetyt czy sen. Bardziej martwiła się ich niesłabnącą wrogością. Kiedyś byli dla niej mili. Lubili ją. Hermione chyba nawet ją kochała. Christine przepadała za obojgiem. Ze względu na nich bardzo się starała odnaleźć w eleganckim świecie i przez pierwszych kilka lat nawet jej się to udawało. Próbowała być dobrą żoną dla Oscara. Kochała go. A potem wszystko się popsuło. Teraz byli pełnymi pretensji, zajadłymi wrogami. Po śmierci Oscara nie chcieli jej słuchać. A właściwie słuchali, ale nie chcieli jej wierzyć.
– Pewnie flirtowałaś z księciem Bewcastle'em – powiedziała Hermione. – Właściwie nic w tym dziwnego. Ze wszystkimi tu flirtujesz.
Christine wstała i odeszła bez słowa. Znów to stare oskarżenie! I zabolało tak samo jak dawniej. Dlaczego inne damy mogły rozmawiać, śmiać się i tańczyć z dżentelmenami i tylko podziwiano ich towarzyską ogładę, podczas gdy jej zawsze zarzucano flirtowanie? Przecież nawet nie umiała flirtować, a co więcej, nigdy nie zamierzała tego robić. Ani gdy była mężatką, uważała bowiem, że żona jest mężowi winna absolutną wierność, ani potem, kiedy była znów wolna. Po co miałaby flirtować? Gdyby chciała ponownie wyjść za mąż, miała kilku kandydatów wśród znanych jej mężczyzn. Ale nie chciała wychodzić za mąż.
Jak ktokolwiek, nawet Hermione, mógł pomyśleć, że flirtowała z księciem Bewcastle'em?
Zanim zdążyła wybiec z salonu, Melanie ujęła ją pod rękę i uśmiechnęła się serdecznie.
– Christine, ja wiem, że jeśli gdzieś jest jakieś dziecko, to musisz się z nim pobawić, a jeśli trzeba komuś pospieszyć z pomocą, zrobisz to, nawet jeśli oznacza to wspinanie się na drzewo – powiedziała. – Muszę przyznać, że gdy usłyszałam, co się wydarzyło, obawiałam się, że dopadnie mnie migrena, Kiedy jednak Justin opowiedział nam całą historię, Bertie zaczął najpierw chichotać, a potem wybuchnął głośnym śmiechem. Nawet Hectorowi wydała się ona śmieszna. Ja też nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Błagam, nie patrz na mnie, bo znów zacznę chichotać. Tylko Hermione i Basil nie widzieli niczego zabawnego w całej sytuacji, choć Justin zapewniał ich, że zrobiłaś to z dobrego serca, a nie po to, by zwrócić na siebie uwagę, a już zwłaszcza uwagę Bewcastle'a. Szkoda, że tego nie widziałam.
"Niebezpieczny Krok" отзывы
Отзывы читателей о книге "Niebezpieczny Krok". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Niebezpieczny Krok" друзьям в соцсетях.