– Nie żałuję – odparł.

Lampion zakołysał się na wietrze, rzucając na nią raz smugi światła, raz cienia.

Nagle powietrze między nimi niemal zaczęło iskrzyć.

– Tańczmy tutaj – zasugerował.

– Tutaj? – Uniosła brwi i się roześmiała. – W świetle lampionów, pod gwiazdami? Jak rom… Jak cudownie! Tak, zatańczmy.

Miała zamiar powiedzieć: romantycznie. Skrzywił się w duchu. Nigdy nie był romantyczny. Nie wierzył w te sentymentalne bzdury.

Objął ją w talii, ujął jej dłoń i poprowadził do walca. Po chwili jednak uznał, że jego pomysł nie był rozsądny. Trawnik, zwłaszcza tak nierówny jak ten, okazał się nie najlepszym parkietem, a tańczenie tylko we dwoje na osobności było sprzeczne z zasadami etykiety. Znajdowali się wprawdzie w pobliżu domu, a otwarte drzwi sali balowej i zapalone lampiony zachęcały gości do wyjścia na zewnątrz, nie powinien jednak być z nią sam na sam.

Niemal natychmiast zrozumiał absurdalność swoich obiekcji. Przecież pani Derrick jest wdową i dobiega trzydziestki. W tym, co robili, nie było nic niestosownego.

Tyle że przebywanie z nią sam na sam wcale nie było bezpieczne.

Wirowali w rytm muzyki dobiegającej z sali. Po kilku minutach uderzyło go, że trawa pod stopami i rozgwieżdżone niebo nad głową to idealna sceneria do tańca. Zapach trawy i drzew był piękniejszy niż mieszanka perfum w sali balowej.

Trzymał w ramionach idealną partnerkę. Rozluźniła się w jego uścisku, pozwoliła się prowadzić i razem z nim poddała urokowi tańca.

Przyciągnął ją bliżej, żeby móc ją lepiej prowadzić po nierównym gruncie. Potem oparł jej dłoń na swoim sercu i przykrył swoją ręką. Nie wiadomo kiedy wtuliła twarz w fałdy jego halsztuka. Jej włosy łaskotały go pod brodą. Ciepła, delikatna i kobieca, przytulona do niego całym ciałem, udami dotykała jego nóg. Poruszali się w idealnej harmonii.

Pomyślał, że walc to niesamowicie zmysłowy taniec.

Poczuł wyraźny przypływ pożądania.

Minęło już tyle czasu…

Muzyka jeszcze brzmiała, ale oni się zatrzymali. Przez nieskończenie długą chwilę stali bez ruchu, aż w końcu ona uniosła głowę i spojrzała na niego.

Tym razem zobaczył jej twarz w świetle księżyca. Pomyślał, że jest wręcz nieziemsko piękna. Ujął jej twarz w dłonie i wsunął palce w jej miękkie włosy. Obrysował kciukami jej brwi, kości policzkowe i podbródek. Przesunął palcem wzdłuż ust, odchylił dolną wargę i dotknął jej wilgotnego wnętrza. Musnęła językiem koniuszek jego kciuka, possała lekko i zaprosiła go głębiej. Gorąca, miękka i wilgotna.

Cofnął palec i zastąpił go ustami.

Ale tylko na chwilę.

Odchylił głowę i spojrzał w jej pełne księżycowego blasku oczy.

– Pragnę cię – szepnął.

Mówiąc to, zdał sobie sprawę, że mogła jednym słowem przerwać czar tej nocy. Drobną cząstką siebie chciał, by tak się stało.

– Tak – odparła szeptem.

Patrzyła na niego pięknymi oczami spod wpółprzymkniętych powiek.

– Chodź ze mną nad jezioro.

– Dobrze.

Melodia walca rozbrzmiewała nadal. Z sali balowej dobiegał śmiech i gwar rozmów. Lampiony kołysały się na wietrze. Księżyc był niemal w pełni. W jego świetle i blasku tysięcy gwiazd na niebie książę ujął Christine Derrick za rękę i poprowadził ku linii drzew na porośnięty trawą brzeg jeziora.

9

Christine świadomie nie dopuszczała do siebie głosu rozsądku. To była czarowna noc. Ostatnia. Jutro jej życie znów zacznie się toczyć zwykłym, raczej monotonnym trybem. Nie lubiła księcia Bewcastle'a i wszystkiego, co sobą reprezentował. Obraził ją arogancką sugestią, że pieniądze, klejnoty i własny powóz wydadzą się jej bardziej kuszące niż szlachetne ubóstwo i życie, jakie dotąd wiodła. Był ucieleśnieniem wszystkiego, czego nie cierpiała w mężczyznach.

Tak mówił rozsądek. Nie chciała słuchać jego oschłego, ponurego głosu.

Czuła do księcia niezaprzeczalny pociąg, najwyraźniej odwzajemniony. Miała niemal pewność, że dla obojga to wszystko działo się wbrew ich woli. Ale przecież było coś między nimi. Został im tylko dzisiejszy wieczór, by przekonać się, co to jest, zanim jutro ich drogi rozejdą się na zawsze.

Nie miała złudzeń, do czego to zmierza. Nie szli nad jezioro, by patrzeć na księżyc i kilka razy niewinnie się pocałować.

„Pragnę cię”.

„Tak”.

Mocno trzymał ją za rękę. W tym uścisku nie było cienia czułości ani romantyzmu. Ale to jej nie przeszkadzało. Łączyło ich przecież tylko zmysłowe pożądanie i obietnica czegoś więcej, gdy dotrą nad jezioro.

Nie miała pojęcia, dlaczego się na to zgodziła. Nie miała pojęcia. Rozwiązłość ani swoboda obyczajów nie leżała w jej naturze. Przed ślubem wymienili z Oscarem zaledwie kilka pocałunków, a w trakcie małżeństwa – mimo oskarżeń, które pojawiły się pod koniec – nigdy nawet nie pomyślała, by zdradzić męża. Przez ostatnie dwa lata prowadziła cnotliwe życie wdowy i nie czuła pokusy, aby zejść z tej drogi, choć w okolicy było dość dżentelmenów, którzy chętnie wdaliby się z nią w romans albo nawet starali o nią ze szlachetnych pobudek.

A teraz szła z księciem Bewcastle'em nad jezioro. Powiedział, że jej pragnie, a ona jednym słowem potwierdziła, że czuje do niego to samo.

Nawet nie próbowała tego pojąć. Odsunęła od siebie wszelkie myśli.

Muzyka i gwar głosów za nimi stopniowo ucichły. Szli w ciszy, przerywanej tylko od czasu do czasu pohukiwaniem sowy, szumem liści nad głową i szelestem jakichś zwierząt w zaroślach. Po upalnym dniu nastała ciepła noc.

Nad jeziorem było jasno niemal jak w dzień. Blask księżyca lśnił na wodzie szeroką srebrzystą smugą.

Wspaniała romantyczna sceneria. Ich jednak nie połączyło romantyczne uczucie. Ciągle trzymając ją za rękę, książę skręcił ku porośniętemu trawą brzegowi. Miejsce było niewidoczne ze ścieżki wiodącej do domu. Wybrał je pewnie na wypadek – choć raczej mało prawdopodobny – gdyby jeszcze komuś przyszło do głowy wybrać się tu na spacer.

Nie od razu puścił jej dłoń. Odwrócił się do niej i ustami odnalazł jej wargi.

Teraz już nic ich nie powstrzymywało. Byli z dala od sali balowej, nikt nie mógł ich zobaczyć ani usłyszeć. Nie musieli niczego udawać. Powiedział, że jej pragnie, a ona odpowiedziała: tak.

Gdy wreszcie uwolnił jej dłoń, zarzuciła mu ręce na szyję. Objął ją i przyciągnął do siebie. Rozchylił jej wargi pocałunkiem i wsunął jej język do ust. Gwałtowne pożądanie przeszyło jej piersi i brzuch i spłynęło niżej między uda. Gdyby nie jego ręce podtrzymujące ją w talii, chyba upadłaby z uniesienia. Przylgnęła do niego całym ciałem. Położył dłonie na jej pośladkach i przycisnął ją mocno. Nie miała wątpliwości, że pragnie jej równie gorąco, jak ona jego.

Rozluźnił uścisk, ale nie oderwał od niej ust. Zdjął frak, odsunął się, odwrócił i rozłożył go na trawie.

– Połóż się – powiedział.

Uświadomiła sobie, że to pierwsze słowa, które wypowiedział od chwili, gdy zaproponował przechadzkę nad jezioro. Wyniosły ton jego głosu przypomniał jej, z kim się tu znalazła. Ale to tylko podsyciło jej podniecenie.

Położyła się z głową i ramionami na jego fraku, a on opadł na trawę obok niej. Dotknął jej kostek i przesunął palcami wzdłuż nóg, unosząc spódnicę sukni. Zdjął jej bieliznę i rozpiął guziki przy rozporku pantalonów. Jedną rękę włożył jej pod głowę, a drugą ujął jej podbródek. Pochylił się nad nią i znów zamknął usta namiętnym pocałunkiem.

Christine delektowała się gwałtowną zmysłowością tego, co się działo. Spodziewała się, że on wejdzie w nią niemal natychmiast i wkrótce wszystko się skończy. Cieszyła się każdą chwilą. Była tak strasznie spragniona. Nie tylko przez ostatnie dwa lata. Miała wrażenie, że od zawsze.

Od zawsze.

Przesunął usta niżej, znacząc gorący szlak w dół jej podbródka i szyi aż do piersi. Zaczepił kciukiem głęboko wycięty dekolt jej sukni i pociągnął w dół, uwalniając pierś. Otoczył ją ustami i zaczął ssać, drażniąc językiem sutek. Głaskał dłonią wnętrze jej ud, a potem dotknął ją w najintymniejszym miejscu. Zaczął je pieścić, aż odrzuciła głowę do tyłu i zaciskając mu palce we włosach, pomyślała, że zaraz oszaleje z rozkoszy.

Wsunął się między jej uda i rozłożył je szeroko na trawie. Podłożył dłonie pod jej pośladki. Bała się, że jest już zbyt wrażliwa i nabrzmiała i akt ostatecznego połączenia przyniesie jej tylko ból. Gdy poczuła jego nieustępliwą twardość na progu swego ciała, niemal zaczęła błagać, żeby się zatrzymał.

– Proszę – wyszeptała gardłowym głosem, który nawet w jej uszach zabrzmiał obco. – Proszę.

Wszedł w nią, długi i twardy. Była tak wilgotna i gotowa, że poczuła tylko zmysłową rozkosz, napiętą do granic bólu, który lada moment mógł rozerwać ją na strzępy.

Rozkosz, jakiej nigdy nie doznała.

O jakiej nawet nie śniła.

Wspięła się na jej szczyt, gdy tylko zaczął poruszać się w jej wnętrzu długimi, mocnymi pchnięciami. Zadygotała w ekstazie. Potem leżała zachwycona i rozluźniona, podczas gdy on poruszał się nad nią sekundy czy minuty, nie wiedziała jak długo. Wsłuchiwała się w wilgotny rytm ich zespolenia, czując w sobie każde jego pchnięcie. Wkrótce na nowo ogarnęła ją namiętna gorączka i bolesne napięcie. Osiągnęła szczyt po raz drugi na chwilę przed nim. Znieruchomiał w niej nagle, wsunął się bardzo głęboko i westchnął. Poczuła w sobie gorący strumień jego spełnienia.

Na kilka chwil opadł na nią całym ciężarem. Potem przetoczył się na bok, usiadł i wstał. Stojąc plecami do niej, poprawił ubranie, odszedł parę metrów i zatrzymał się na brzegu jeziora, zapatrzony w wodę. Wysoki, pięknie zbudowany mężczyzna w ciemnych pantalonach, haftowanej kamizelce i białej koszuli z koronką przy szyi i mankietach.

Książę Bewcastle.

Christine usiadła i doprowadziła swój strój do porządku. Potem podciągnęła kolana pod brodę i objęła je rękami. Uświadomiła sobie, że nogi lekko jej drżą. Piersi miała wrażliwe, wnętrze ciała jeszcze rozpalone. Czuła się po prostu cudownie.

Przeżyła objawienie.

Kochała Oscara, najbardziej przez kilka pierwszych lat. Ale później też nie przestała go kochać. Ich współżycie nigdy nie budziło w niej odrazy. W końcu to zupełnie naturalna rzecz między mężem i żoną. Jeśli czasem czuła rozczarowanie, pocieszała się rozsądnie, że rzeczywistość nigdy nie dorównuje marzeniom.

Teraz zrozumiała, że rzeczywistość może nie tylko dorównać marzeniom, lecz nawet je przerosnąć.

Równocześnie zdawała sobie sprawę, że w tym akcie cielesnym nie było nawet odrobiny romantyzmu czy miłości i żadnej nadziei na przyszłość. Połączyła ich czysta namiętność.

A jednak sprawiła jej rozkosz.

Podobno tylko mężczyźni przeżywają to czysto fizycznie, dla kobiet zaś jest to przede wszystkim doświadczenie uczuciowe. A przecież w tej chwili ona nic do księcia nie czuła. Nic, nawet niechęci. A już na pewno nie wyobrażała sobie, że jest w nim zakochana. O nie.

To szokujące!

Oczywiście czuła pewien niepokój. Wiedziała, że nie ucieknie przed poczuciem winy, gdy znów zostanie sama z własnym życiem i myślami.

Odwrócił się i spojrzał na nią. Tak przynajmniej przypuszczała, bo księżyc miał za plecami, więc nie widziała jego twarzy. Milczał jakiś czas.

– Pani Derrick – odezwał się wreszcie. – Chyba zgodzi się pani ze mną, że powinna rozważyć…

– Nie – przerwała mu w pół zdania. – Nie zgadzam się i nie rozważę ponownie. To, co się tu wydarzyło, to nie początek, tylko koniec. Z jakiegoś powodu, niezrozumiałego dla nas obojga, coś nas do siebie pociągnęło. Ulegliśmy temu pragnieniu i zaspokoiliśmy je. Teraz możemy się pożegnać, ruszyć jutro każde w swoją stronę i zapomnieć o sobie nawzajem.

Już gdy mówiła te słowa, miała świadomość, że wygaduje kompletne bzdury.

– Doprawdy? – spytał cicho.

– Nie zostanę pańską kochanką – rzuciła. – Zrobiłam to dla siebie, dla własnej przyjemności. To było naprawdę rozkoszne. Zaspokoiłam swoją ciekawość i na tym koniec.

Mocniej objęła kolana. Odwrócił twarz nieco w lewo, tak że widziała jego profil, dumny, arystokratyczny i piękny. Nawet teraz, już po fakcie, ledwo mogła uwierzyć, że obcowała z tym mężczyzną, że to wszystko, czym jeszcze pulsowało jej ciało, stało się za sprawą księcia Bewcastle'a. Przypomniała sobie, jak wyglądał w holu tamtego pierwszego popołudnia, gdy przyglądała mu się ze schodów. Wydał się jej groźny.

Chyba się wtedy nie myliła, prawda?

– Czy przyszło pani do głowy, że może pani zajść w ciążę? – spytał.

Dobrze, że siedziała, bo gdy usłyszała te obcesowe słowa, zrobiło się jej słabo. Stanowczo nie uciekał się do eufemizmów.

– Byłam bezpłodna przez siedem lat małżeństwa – odparła nie mniej bezpośrednio. – Myślę więc, że pozostanę bezpłodna jeszcze przez jedną noc.

Zapadła długa cisza. Nie przychodziły jej do głowy żadne zdawkowe słowa, a nie chciała się z nim dzielić prawdziwymi myślami. Zaczynała rozumieć, że przed chwilą oszukiwała samą siebie. Nie potrafiła potraktować beznamiętnie tego, co się wydarzyło dzisiejszego wieczoru, nawet jeśli jej uczucia nie miały nic wspólnego z miłością. Wiedziała, że następne dni, a może nawet i tygodnie będą bardzo trudne. Kobiecie wcale nie jest łatwo oddać się mężczyźnie w przypadkowym zbliżeniu, a potem wzruszyć ramionami i stwierdzić, że to tylko przelotna rozkosz bez żadnych konsekwencji.