Zatrzymała się i popatrzyła na stadko kaczek unoszących się na wodzie w pobliżu wysepki.
To w sumie dobrze dla niej, że Oscar Derrick umarł, pomyślał Wulfric.
– Pani mąż zginął w wypadku na polowaniu? – spytał.
– Tak – odparła szybko. Za szybko.
– Powiedziała pani kiedyś, że oskarżono ją o zabicie męża, choć pani nie było nawet w pobliżu, gdy on zmarł – drążył.
– Mój mąż zginął w wypadku na polowaniu – powtórzyła. Wiatr szarpał daszkiem jej kapturka i połami płaszcza.
Miał nadzieję, że tego popołudnia spędzą ze sobą trochę czasu i lepiej ją pozna. Zamierzał pokazać jej gołębnik, stracili jednak zbyt dużo czasu na wzgórzu i potem kłócąc się w lesie. Powiedziała mu rzeczy, z których zapewne zwierzała się niewielu osobom, lecz zachowała w tajemnicy coś, co miało związek ze śmiercią jej męża. Był rozczarowany. Uświadomił sobie, że pragnie, by zaufała mu jak przyjacielowi.
Jaki z niego głupiec! Nigdy nikt nie darzył go prawdziwą przyjaźnią.
Wolnym krokiem ruszył dalej, skręcając między drzewa w kierunku domu.
– Oscar został zastrzelony w pojedynku – wyrzuciła z siebie.
Zatrzymał się, ale nie odezwał.
– Przebywaliśmy w Winwood Abbey – ciągnęła, zacisnąwszy ręce w pięści. – Hermione i Basil wyjechali na kilka dni, a Oscar poszedł do sąsiada grać w karty. W tym czasie odwiedził mnie inny sąsiad, młody, nieżonaty dżentelmen. Oscar przyjaźnił się z nim od dziecka. Przywitałam go na zewnątrz. Nie chciał wejść, skoro Oscara nie było w domu. Przeszłam z nim podjazdem i tam spotkaliśmy Justina, który właśnie przyjechał na parę dni. On też znał pana Boothby'ego. Zsiadł z konia i dość długo staliśmy tam we troje i rozmawialiśmy. Akurat żegnałam się z panem Boothbym, gdy pojawił się Oscar. Pamiętam do dziś, co pan Boothby zawołał. „O, jesteś już, Derrick. Zaniedbujesz swoją żonę, więc zabawiałem ją przez jakąś godzinę. Najpierw przyłapał mnie z nią twój kuzyn, a teraz i ty”.
– Niezbyt mądry dowcip – rzucił Wulfric. – Ale wobec chorobliwie zazdrosnego męża śmiertelnie głupi.
– Oscar nie uwierzył w moją niewinność i zapewnienia Justina, że był z nami przez cały czas – powiedziała Christine. – Jeszcze tego samego wieczoru pojechał do pana Boothby'ego i wyzwał go na pojedynek, ciągnąc ze sobą biednego Justina jako sekundanta. Następnego ranka strzelali się z pistoletów. To było okropne. – Wzdrygnęła się. – Pan Boothby powiedział, że celował tak, by postrzelić Oscara w nogę. Niestety trafił w tętnicę i Oscar wykrwawił się na śmierć, bo nawet nie pomyśleli, by zabrać ze sobą lekarza. Hermione i Basil wrócili akurat, gdy Oscara wnoszono do domu. Oni… – Uniosła rękę i się odwróciła. – Przepraszam. Nie mogę…
Najwyraźniej usiłowała powstrzymać łzy.
– Oni też pani nie uwierzyli? – spytał Wulfric po dłuższej chwili.
Potwierdziła skinieniem głowy.
– Wyglądał tak pięknie… tak spokojnie. Ja… – Nie mogła mówić dalej.
Chciał podejść do niej i wziąć w ramiona, instynkt podpowiadał mu jednak, że nie powinien. Gdyby Oscar Derrick żył, wbiłby mu trochę rozumu do głowy.
– Czy opowiedziała pani komuś tę historię? – zapytał.
Pokręciła głową.
– Wspólnie uzgodniliśmy oficjalną wersję, że to był wypadek na polowaniu. Dzięki temu pan Boothby nie miał kłopotów z prawem, a my uniknęliśmy hańby.
– Ale przecież pani była niewinna.
– Tak. – Spojrzała na niego, a potem spuściła wzrok. – Nie mogę uwierzyć, że wyznałam to wszystko właśnie panu. Nie wyobraża pan sobie, jak bardzo pragnęłam komuś o tym opowiedzieć.
Reakcja Oscara Derricka była całkiem zrozumiała, pomyślał Wulfric. Zazdrosny głupiec, na którego zachowanie niewątpliwie miały wpływ alkohol i straszliwe długi. Trudniej było zrozumieć postawę Elricków. Wydawali się rozsądnymi ludźmi. Ale przecież Derrick był bratem Elricka. Wiadomo, że człowiek zawsze patrzy na sytuację mniej obiektywnie, gdy chodzi o jego najbliższych. Nie bez racji mówi się, że krew nie woda.
– Dziękuję – odezwał się w końcu. – Dziękuję pani za szczerość. Może pani liczyć na moją dyskrecję.
– Wiem.
Podeszła do niego i ramię w ramię ruszyli z powrotem do domu.
„Nigdy nie angażuj się uczuciowo”.
„Nie próbuj poznać i dzielić emocji innej osoby”.
„Zachowaj rezerwę”.
„Opieraj się tylko na faktach”.
„Zawsze szukaj rozsądnego wyjścia z sytuacji, unikaj impulsywności i emocji”.
Te zasady wpajali mu dwaj nauczyciele, pod których opiekę oddał go ojciec, gdy Wulfric skończył dwanaście lat. Z czasem uznał je za swoje i żył według nich zupełnie odruchowo. Rezerwa i rozsądek stały się jego drugą naturą.
Teraz je złamał. Poznał emocje drugiej osoby i bardzo się zaangażował uczuciowo. Niech Bóg go ma w swojej opiece.
– Mówię wam, rzuciła jego monokl na drzewo! – Alleyne rozciągnął się na łożu w sypialni Aidana i Eve i wybuchnął śmiechem. – Naprawdę się pokłócili.
Morgan przysiadła na brzegu łóżka i przycisnęła dłoń do serca.
– Ona mi się bardzo podoba – powiedziała. – Pasuje do nas, prawda?
Po spacerze wszyscy zostawili pociechy w pokoju dziecinnym i stłoczyli się u Aidana i Eve. Alleyne, wróciwszy z lasu z Beatrice, oznajmił, że ma im coś ważnego do powiedzenia.
– Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że ktoś odważył się dotknąć monokla Wulfrica, a cóż dopiero wyrwać mu go i wrzucić na drzewo – roześmiał się Gervase.
– Czy kazał jej wejść na drzewo i go zdjąć? – spytał Joshua. – Lady Renable opowiadała mi na spacerze, że zeszłego lata pani Derrick wdrapała się na drzewo na dziedzińcu kościelnym, a zeskakując, zostawiła na nim połowę sukni. I to na oczach niemal wszystkich gości w Schofield. Wulf przyszedł jej wtedy z pomocą.
– Ona naprawdę coraz bardziej mi się podoba – oznajmiła Freyja. – Gdy zobaczyłam, jak turla się z tego wzgórza, pomyślałam, że wspaniale nada się dla Wulfa. No więc, Alleynie, czy weszła na drzewo, żeby zdjąć monokl? Bądź uprzejmy odpowiedzieć, jak już przestaniesz się zarykiwać ze śmiechu.
– Nie, nie weszła – odparł Alleyne. – Wulf wszedł. A potem siedział na gałęzi i piorunował ją wzrokiem. I dalej się kłócili.
Obraz najstarszego brata wspinającego się na drzewo po monokl i siedzącego na gałęzi, by stamtąd kontynuować kłótnię, okazał się ponad siły rodzeństwa Bedwynów oraz ich współmałżonków. Przez kilka minut pokładali się ze śmiechu.
– Nie podsłuchiwałem – zapewnił Alleyne, gdy nieco ochłonęli. – To nie wypada, zresztą Bea pewnie by zdradziła moją obecność. Ale usłyszałem, jak Wulfric mówił, że ona jest przeciwieństwem kobiety, jaką by sobie wybrał. A pani Derrick odparła z najwyższą pogardą, że on na pewno nie chce się żenić, skoro ma dwie kochanki.
Na chwilę zapadła cisza, po której nastąpił kolejny wybuch śmiechu.
– Kochany Wulfric – westchnęła Rachel, ocierając oczy chusteczką. – Chyba naprawdę się zakochał, jeśli dał się sprowokować do tak niestosownego zachowania.
Wizja zakochanego Wulfrica rozśmieszyła mężczyzn, ale kobiety zgodziły się z Rachel.
– Ona po prostu musi zostać moją bratową – oświadczyła Freyja. – Już ja się o to postaram.
– Biedny Wulfric – powiedział Joshua. – Nie ma żadnych szans.
– Biedna ciotka Rochester! – wtrącił Rannulf z szerokim uśmiechem. – Z taką determinacją stara się skojarzyć Wulfa z siostrzenicą Rochestera, że nie widzi, co się dzieje tuż pod jej nosem. A przecież jest z Bedwynów, więc nie może nie widzieć własnego nosa.
– Powinniśmy zejść do salonu na podwieczorek – zasugerowała Eve. – Inaczej uznają nas za bandę dziwaków, a biedna Amy zostanie posadzona na sofie sam na sam z Wulfrikiem.
– Musimy się postarać, by Wulf i pani Derrick jak najwięcej przebywali ze sobą – powiedziała Judith.
– Myślę, że oni sami mogą się o to postarać – rzucił Alleyne.
– Niezupełnie – odparła. – Nie spędziliby razem dzisiejszego popołudnia, gdyby nie przytomność Morgan, która oznajmiła, że obiecała Amy porozmawiać z nią o jej prezentacji na dworze. A gdyby nie spędzili tego czasu ze sobą, nie mieliby okazji do kłótni.
– Co według kobiecej logiki jest rzeczą pożądaną? – spytał Rannulf, uśmiechając się ciepło do żony.
– Gdybym wiedział, że kiedyś będę uczestnikiem spisku, by wyswatać Wulfrica, to zastrzeliłbym się na którymś polu bitwy i zrzucił winę na Francuzów – oświadczył surowo Aidan i otworzył drzwi, dając do zrozumienia, że powinni już wyjść.
Następnego ranka mimo protestów Christine przekonali ją, by wybrała się z nimi na konną przejażdżkę. Mieli nadzieję, że Wulfric jako gospodarz będzie im towarzyszył, ponieważ jechało z nimi również kilkoro gości.
Nie powinnam była dać się namówić, pomyślała Christine. Stawiała właśnie stopę na dłoni lorda Aidana, który pomagał jej dosiąść konia.
Bedwynowie wyglądali, jakby wszyscy urodzili się w siodle. Tak samo panna Hutchinson. Christine wiedziała, że również Melanie, Bertie i Justin są doskonałymi jeźdźcami.
Tylko ona jedna nie.
Nie miała stroju dojazdy konnej, włożyła więc ciemnozieloną suknię podróżną. Musiała też w obecności wszystkich poprosić o najspokojniejszego konia w stajni. Najlepiej kulawego i na wpół ślepego, jak powiedziała lordowi Aidanowi, który dokonywał wyboru. Siedziała w damskim siodle spięta i skupiona na tym, żeby nie spaść. Zacisnęła ręce na cuglach, jakby była to jedyna rzecz, która utrzymywała ją zawieszoną nad ziemią, choć przecież wiedziała, że i tak nie uchronią jej przed upadkiem. Koń oczywiście nie był kulawy ani na wpół ślepy. Lord Aidan zapewnił, że to bardzo spokojny wierzchowiec, lecz już od pierwszej chwili okazał się płochliwy.
Rozumiała, co się dzieje, ale nie mogła nic na to poradzić. Nie jeździła konno od ponad trzech lat. Tamta przejażdżka z Hyde Parku do domu Bertiego w Londynie raczej się nie liczyła.
Rodzeństwo Bedwynów i ich małżonkowie byli bardzo serdeczni. Przywitali się z Christine, dodawali jej otuchy, udzielali rad i śmiali się wraz z nią. „wyjechali ze stajni wszyscy razem, co przez krótki czas dawało jej poczucie bezpieczeństwa.
A potem została sama.
Jedna grupa pociągnęła za sobą pannę Hutchinson, choć markiza Rochester powierzyła ją opiece księcia. Z drugą odjechali Melanie, Bertie, Audrey, sir Lewis i Justin.
Przy Christine został tylko książę Bewcastle.
Czuła się bardzo skrępowana. Nadal nie mogła uwierzyć, że powiedziała mu prawdę o swoim małżeństwie i o śmierci Oscara. Nigdy nikomu się z tego nie zwierzyła, nawet Eleanor, siostrze, z którą była najbardziej związana. Książę jej nie pocieszył. Oczywiście, że nie. Na pewno był zdegustowany, choć podziękował jej za szczerość… Przez cały wczorajszy wieczór trzymał się z dala od niej, a dziś przy śniadaniu nie odezwał się do niej ani słowem.
– Jeśli mamy dotrzeć do Alvesley przed zmrokiem, powinna pani skłonić tę klacz, by ruszyła do przodu, zamiast tańczyć w miejscu – powiedział.
– Najpierw musimy się lepiej poznać – odparła. – Proszę mi dać chwilę.
– Trixie, poznaj panią Derrick – dokonał „prezentacji”. – Pani Derrick, to jest Trixie.
– Cieszę się, że udało mi się zainspirować pana do żartów – rzuciła Christine. Zacisnęła ręce na cuglach i klacz zatańczyła w kółko.
– Proszę się rozluźnić – poinstruował książę – bo koń wyczuwa pani napięcie i robi się nerwowy. Trixie pójdzie posłusznie za Karym, jeśli tylko da się jej swobodę. Taki ma charakter.
Rozluźnić się. To wydawało się takie proste. I rzeczywiście. Gdy tylko spróbowała, zadziałało. Trixie potulnie ruszyła za pięknym czarnym ogierem księcia.
– Teraz pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że przed nami nie pojawi się żaden żywopłot – powiedziała Christine. – Kary na pewno zgrabnie go przeskoczy, a Trixie pójdzie w jego ślady. Obawiam się jednak, że ja zostanę na ziemi.
– Obiecuję, że wrócę po panią – zapewnił.
Roześmiała się, a on przyglądał się jej nieprzeniknionym wzrokiem.
– Proszę mi opowiedzieć o Alvesley Park i ludziach, którzy tam mieszkają – odezwała się. – To dom hrabiego Redfielda?
– Tak – potwierdził.
Myślała, że to wszystko, co usłyszy, i postanowiła się nie wysilać, by podtrzymywać konwersację. Jeśli książę zadowoli się ciszą, ona też na niej poprzestanie.
Ale za chwilę książę opowiedział jej historię trzech synów hrabiego. Najstarszy zmarł przed kilku laty. Najmłodszy był rządcą w majątku księcia w Walii. Został ciężko ranny podczas wojny w Hiszpanii, lecz starał się udowodnić, że potrafi być użyteczny. Kit Butler, wicehrabia Ravensberg, średni syn, był teraz dziedzicem hrabiego i mieszkał w Alvesley z żoną i dziećmi.
– Czy wasze rodziny pozostają w dobrych stosunkach? – spytała Christine.
– Właściwie tak – odparł. – Synowie Redfielda, moi bracia i Freyja zawsze się razem bawili. Morgan też, gdy trochę podrosła.
– A pan?
– Przez jakiś czas. – Wzruszył ramionami. – Potem wyrosłem z zabaw – dodał z pogardą.
"Niebezpieczny Krok" отзывы
Отзывы читателей о книге "Niebezpieczny Krok". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Niebezpieczny Krok" друзьям в соцсетях.