Wulfric wybrał najbezpieczniejszą trasę do Alvesley ze względu na panią Derrick, która nie była dobrym jeźdźcem. W drodze powrotnej już nie musiał się powstrzymywać. Kłusowali na przełaj przez pola, przeskakując ogrodzenia. Teraz też nie zawracał sobie głowy, by zboczyć i przejechać przez otwartą bramę. Ponaglił konia ostrogami i skierował ku najwyższej i najszerszej części żywopłotu. Kary wykonał zgrabny skok. Wulfric zacisnął zęby i czekał, aż jego towarzysz też pokona przeszkodę.
– Dobry Boże! – zawołał Magnus ze śmiechem. – Już dawno nie robiłem czegoś tak ryzykownego.
– Moim zdaniem pan sam jest zakochany w pani Derrick – rzucił Wulfric i spojrzał na Justina. – W jej obronie powie pan wszystko. Gdyby było trzeba, popełniłby pan nawet krzywoprzysięstwo.
Magnus jechał jakiś czas w milczeniu.
– Zaufanie jest konieczne w przyjaźni tak samo jak w miłości – odezwał się w końcu. – Ja ufam Chrissie. Zawsze tak było i będzie. Jeśli pan ją kocha, Bewcastle, czy choćby tylko lubi, też jej pan zaufa. Nawet jeżeli będzie się panu wydawało, że ona zachowuje się zbyt swobodnie. Pan jest człowiekiem światowym. Oscar nie był, a na dodatek miał słaby charakter. Chciał ją mieć tylko dla siebie. Nie, żeby Chrissie kiedykolwiek zrobiła coś niestosownego. Tego nie powiedziałem. Wręcz przeciwnie. Chrissie to uosobienie niewinności. Tyle że czasami sytuacja wydaje się podejrzana. Tak jak w przeddzień śmierci Oscara, gdy przez całą godzinę była w Winwood Abbey sam na sam z mężczyzną, bez żadnej przyzwoitki. Próbowałem dać jej alibi, bo uwierzyłem jej, gdy powiedziała, że nic się nie stało. Wprawdzie złamała konwenanse, ale zupełnie niewinnie. Chyba za dużo mówię. Pana pewnie nie obchodzi akurat ten incydent.
– Nie – powiedział Wulfric.
– Obiecałem, że będę pana trzymał jak najdalej od niej – rzucił Magnus ze szczerym, acz melancholijnym uśmiechem. – To dlatego towarzyszę panu w drodze. Przypuszczam, że kusi ją perspektywa zostania księżną. Tak samo jak szansa na małżeństwo z hrabią Kitredge'em. Dla córki nauczyciela byłaby to doskonała partia, prawda? Ale widzi pan, ona się pana boi. Boi się, że pan będzie surowszy niż Oscar, a Christie potrzebuje swobody, żeby…
– Flirtować? – zasugerował Wulfric.
– Nie – odparł Magnus wyraźnie poirytowany. – Chrissie nigdy nie flirtuje. Ona potrzebuje swobody, by być sobą.
– Żeby swobodnie nawiązywać, hm, przyjaźnie z innymi dżentelmenami – dokończył Wulfric.
– Cóż, można tak to nazwać – przyznał Justin. – Ale zupełnie platoniczne przyjaźnie.
– Rozumiem – mruknął Wulfric. Droga powrotna z Alvesley strasznie mu się dłużyła. Odetchnął z ulgą, gdy Lindsey Hall pojawiło się w zasięgu wzroku. – Ta konwersacja robi się męcząca, Magnus. Wbrew temu, co się panu wydaje, moje zainteresowanie panią Derrick jest minimalne. I nie wierzę nawet w jedną dziesiątą tego, co pan o niej mówi. Pańska lojalność budzi podziw, ta kobieta to zwykła ladacznica.
– Wasza Wysokość! – Magnus był zbulwersowany. – Proszę pamiętać, że mówi pan o osobie skoligaconej ze mną przez małżeństwo i jednocześnie mojej przyjaciółce.
– Której będzie pan bronił do upadłego – dopowiedział Wulfric. – Doskonale pana rozumiem. Zadurzony mężczyzna uwierzy we wszystko, w co chce uwierzyć. A raczej zignoruje wszystko, w co nie chce wierzyć. Jeśli towarzyszył mi pan w drodze powrotnej nie tylko po to, by uchronić panią Derrick przed moim towarzystwem, ale także po to, by przemówić w jej sprawie, to poniósł pan porażkę. To moje ostatnie słowo na ten temat.
– Ależ…
Wulfric przynaglił konia do biegu i skierował się do stajni.
„Nigdy nie dopuszczaj do siebie gniewu. Jest zbędny i bezużyteczny”.
„Jeśli należy coś powiedzieć, powiedz to. Jeśli trzeba coś zrobić, zrób to”.
„Nigdy nie dopuszczaj do siebie gniewu. A co ważniejsze, nigdy go nie okazuj”.
„Gniew jest oznaką słabości”.
Dobrze się wyuczył tej lekcji. Ale dzisiaj jego panowanie nad sobą zostało wystawione na poważną próbę. Miał ochotę zabić gołymi rękami.
Był straszliwie rozgniewany. Aż kipiał gniewem.
Markiz i markiza Hallmere mieli właśnie zaśpiewać w duecie. Markiza długo protestowała, lecz w końcu dała się namówić braciom.
– Boże, miej litość nad nami – skomentował lord Rannulf z szerokim uśmiechem. – Joshua, czyżbyś nauczył Freyję śpiewać?
– Słyszałem, że w wilgotnym klimacie Kornwalii głosy, tak jak piły, szybko rdzewieją – dorzucił lord Alleyne.
Bertie i Hector roześmiali się serdecznie. Markiza Rochester uniosła lorgnon do oczu. Pani Pritchard pogroziła Alleyne'owi palcem i przypomniała mu, że Walijczycy słyną z pięknych głosów, a żyją w równie wilgotnym klimacie. Lady Freyja wstała sztywno z godnością.
– Zaśpiewamy – oświadczyła. – A jeśli potem ktoś wspomni o zardzewiałych piłach, osobiście rozkwaszę mu nos.
– Nikt nie potrafi tego lepiej od ciebie, kochanie – odparł z lodowatym uśmiechem jej mąż. – Mam na myśli śpiewanie – dodał pospiesznie.
Goście i domownicy po kolei występowali, zabawiając wszystkich obecnych. Panna Hutchinson zagrała na fortepianie. Żona lorda Rannulfa odegrała rolę Desdemony z zadziwiającym talentem aktorskim. Hector urządził pokaz sztuczek magicznych, na co rzadko dawał się namówić. A za chwilę zabrzmi śpiew w duecie.
Christine próbowała odzyskać dobry humor. Nie miała przecież powodu, by się smucić. Dzień był pełen wrażeń. Po porannej przejażdżce i wizycie w Alvesley spędziła drugie śniadanie na rozmowie z baronem Westonem. Potem wyszła na zewnątrz z grupą dorosłych i dzieci. Grała w piłkę ze starszymi dziećmi i bawiła się w kółeczko z młodszymi, podczas gdy hrabia Rosthorn kołysał swoje maleństwo w ramionach, a żona lorda Alleyne'a zajmowała się pociechami Hallmere'ów. Wczesnym popołudniem Christine poszła na długi spacer z Justinem.
Stanowczo miała rację, unikając Bewcastle'a i ignorując jego awanse, powiedział Justin, klepiąc ją współczująco po ręce. Książę jest straszliwym ponurakiem i na pewno będzie okropnie zazdrosnym mężem jakiejś biednej damy. Zirytował go fakt, że markiz Attingsborough odprowadził Christine, pomógł wsiąść na konia i zamienił z nią kilka słów na pożegnanie.
– To nie fair z jego strony – ocenił Justin. – Przecież Whitleaf podobnie nadskakiwał pannie Hutchinson. Ale ty mu się najwyraźniej podobasz, chciałby więc, żebyś całą uwagę poświęcała tylko jemu. Powiedziałem mu, że potrzebujesz swobody, by być sobą.
Książę całe popołudnie spędził w domu. Zszedł na kolację jak zwykle pełen chłodu i rezerwy i prawie nie brał udziału w konwersacji. Nie pojawił się w salonie, gdy panowie dołączyli do dam.
To nawet lepiej, pomyślała Christine. Nie powinna była wczoraj się z nim kłócić, a potem opowiadać mu o swoim małżeństwie. Jego dzisiejsze opowieści na temat rodziny i sąsiadów nie miały żadnego znaczenia. Zapewne tylko chciał podtrzymać rozmowę.
Gdy markiz z żoną usiedli przy fortepianie, poczuła lekkie dotknięcie na ramieniu. Odwróciła się i zobaczyła lokaja, który pochylił się nad nią i szepnął:
– Madame, Jego „wysokość prosi panią, by zechciała dotrzymać mu towarzystwa w bibliotece.
Christine zauważyła, że Hermione i Basil właśnie kierują się do drzwi. Czyżby też zostali zaproszeni? Wstała i wyszła z salonu, gdy zabrzmiały pierwsze dźwięki muzyki.
W korytarzu wymienili zażenowane spojrzenia. Przez ostatnie dni trzymali się z dala od siebie, choć nie okazywali sobie wrogości.
– O co chodzi? – spytała Hermione.
– Zapewne Bewcastle chce poudzielać się towarzysko, ale nie w zatłoczonym salonie – rzucił Basil.
Christine milczała.
Lokaj poprowadził ich korytarzem i otworzył przed nimi drzwi biblioteki.
– Lord i lady Elrick oraz pani Derrick, Wasza Wysokość – oznajmił.
W bibliotece unosił się zapach skóry, drewna i świec. Musiało tu być tysiące książek. Stały rzędami na półkach od podłogi do sufitu. W pobliżu okna znajdowało się duże biurko, a przy kominku, na którym płonął ogień, ustawiono w kręgu obszerne fotele.
Bewcastle stał plecami do kominka. Wyglądał posępnie i groźnie. Nie był sam. Z jednego z foteli podniósł się Justin.
Książę ukłonił się, powitał nowo przybyłych i zaproponował, by usiedli, przy czym nawet na krok nie ruszył się z miejsca i nie zmienił wyrazu twarzy.
Christine patrzyła mu prosto w oczy. Jak śmiał irytować się na to, że rozmawiała z markizem Attingsborough i pozwoliła mu, by pomógł jej dosiąść konia. Jak śmiał! Książę pierwszy odwrócił wzrok.
I dobrze. Okropny człowiek! Czy uważał, że ma do niej wyłączne prawo, tylko dlatego że zgodziła się przyjechać do Lindsey Hall i rozmawiała z nim na osobiste tematy?
– Doskonale bawiliśmy się w salonie – powiedziała Hermione. – Żona lorda Rannulfa to wspaniała aktorka. Na kilka minut po prostu zapomniałam, że nie jest biedną Desdemoną, którą za chwilę zamorduje Otello. A Hector pokazał kilka magicznych sztuczek. Zawsze obserwuję go z uwagą, by wreszcie odkryć, jak to robi, ale nigdy mi się nie udaje. Jak kawałek sznurka może się podzielić na dwie części, a potem znów połączyć w całość? Przecież Hector ani razu nie włożył ręki do kieszeni i miał podwinięte rękawy.
– Potrafił robić takie sztuczki już jako chłopiec – rzekł Justin ze śmiechem. – Doprowadzał Mel, Audrey i mnie do szału, bo nigdy nie chciał nam zdradzić ich sekretu.
– Cały sekret polega na tym – odezwał się książę Bewcastle – by sprawić, żeby widz przyjął pozory za rzeczywistość. Zwykła iluzja. Ale wymaga wprawy i talentu.
– Naprawdę nie potrafię tego pojąć – powiedział Justin. – Szkoda, że nie obejrzałem występu żony lorda Rannulfa. Może powtórzy go jeszcze któregoś wieczoru.
– Są ludzie, którzy potrafią mówić jedno, gdy mają na myśli coś zupełnie innego – ciągnął książę, ignorując Justina.
– Ma pan rację, Bewcastle – włączył się Basil. – Wielu ludzi, w tym pisarzy, posługuje się ironią po mistrzowsku. Choćby Alexander Pope. Zawsze pękam ze śmiechu, gdy czytam jego Porwany lok.
– A inni znowu mają dar mówienia prawdy, przy czym jednocześnie przekonują słuchaczy, że to kłamstwo – powiedział książę, jakby Basil w ogóle się nie odezwał.
Hermione, Basil i Justin patrzyli na księcia z uprzejmymi minami, ale nie wiedzieli, co powiedzieć. Christine wpatrywała się w niego chłodno. Pomyślała, że jest zarozumiały i skupiony tylko na sobie. Dlaczego przyszło jej do głowy, że jest zdolny do głębszych uczuć? Może to iluzja, o której właśnie mówił?
– Odniosłem wrażenie, że pani Derrick jest powszechnie uważana za kokietkę – powiedział książę.
– Do diabła! – Justin zerwał się na nogi.
Hermione dotknęła pereł na szyi.
– Bewcastle, zdaje się, że jest pan winien mojej bratowej przeprosiny – rzucił sztywno Basil.
Christine siedziała zmartwiała w fotelu.
Książę ujął monokl.
– Mam nadzieję, że wszyscy państwo wysłuchają mnie do końca – rzekł znudzonym tonem. – Niech pan siada, Magnus.
– Nie, dopóki nie przeprosi pan Chrissie – zaprotestował Justin.
Książę uniósł monokl do oka.
– Czy powiedziałem, że uważam ją za kokietkę? – spytał. Justin usiadł, ale widać było, że jest wściekły. Christine uśmiechnęła się do niego ciepło.
– Madame, pani sama tak określiła panią Derrick zeszłego roku w Schofield – powiedział Bewcastle i spojrzał na Hermione. – Muszę jednak przyznać, że jako jedyna nazwała ją kokietką. Natomiast aż do znudzenia powtarzano mi, że pani Derrick nią nie jest.
Spojrzenie jego srebrzystych oczu spoczęło na Christine. Spiorunowała go wzrokiem. Miała ochotę zerwać się z fotela i uderzyć go w twarz, bała się jednak, że upadnie. Nogi jej drżały i brakowało jej powietrza.
– Powiedziała pani, madame, że pani Derrick flirtuje z każdym dżentelmenem obecnym w Schofield – zwrócił się książę do Hermione. – Twierdziła też pani, że flirtowała ze mną, spacerując w alei szczodrzeńców, żeby wygrać zakład. Proszę sobie przypomnieć, co sprawiło, że zaczęła pani tak myśleć. Czy pani własne obserwacje? A może ktoś tak żarliwie i namiętnie zapewniał panią, że pani Derrick nie flirtuje, iż wzbudziło to jej podejrzliwość i doprowadziło do odpowiedniej konkluzji?
– Widzi pan? – zawołał Justin, nim Hermione zdążyła odpowiedzieć. – Mówiłem panu, że zawsze tak było. Żałuję, że wystąpiłem w obronie Chrissie. Zawsze przynosiło to więcej szkody niż pożytku. Zawsze! Ale dość! Nie zrobię tego nigdy więcej. – Spojrzał na Christine, niemal bliski łez. – Przepraszam cię, Chrissie.
Patrzyła na niego zaintrygowana.
– Wszyscy wiemy, że Justin bardzo lubi Christine – powiedziała Hermione. – Może nawet jest w niej zakochany. Widzi w niej wszystko, co najlepsze. Broniłby jej, nawet gdyby był naocznym świadkiem jej występków. To miłe z jego strony. Niestety rzadko można mu wierzyć. Wybacz mi, Justinie. Wiem, że zawsze miałeś dobre intencje.
"Niebezpieczny Krok" отзывы
Отзывы читателей о книге "Niebezpieczny Krok". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Niebezpieczny Krok" друзьям в соцсетях.