A w salonie po posiłku czekała ją kolejna konwersacja. Wspaniale byłoby ograniczyć się tylko do słuchania, gdyby mogła być niewidzialna, gdyby różne osoby, z tych czy innych powodów, nie próbowały wciągnąć jej do rozmowy. Za każdym razem, kiedy tylko otwierała usta, coraz bardziej okazywała swoją niewiedzę.

Znów założyła zieloną muślinową suknię, a Dolly ułożyła jej nową fryzurę. Wszyscy zaś zmienili ubrania, więc czuła się przy nich pospolita i zaniedbana. Nie podobało się jej to uczucie. Nigdy przedtem nie przejmowała się tym, co na siebie wkłada. Ubrania miały służyć do ochrony przed zimnem, miały być zgodne z podstawowymi nakazami przyzwoitości. Tutaj jednak odzwierciedlały również pozycję społeczną.

I to ma być moje życie, pomyślała, odchodząc od okna w stronę łóżka. Uniosła koszulę, by nie potknąć się lub nie nadepnąć na nią. Stanęła jednak i uśmiechnęła się na widok bosych stóp. Dolly spędziła niemal cały wieczór, wypruwając falbankę z dołu, skracając koszulę i przyszywając na powrót falbankę. To miło z jej strony, przecież Lily mogła to zrobić sama. Kiedy jednak oznajmiła to pokojówce, ta roześmiała się, powiedziała, że to śmieszne i obie zaczęły chichotać bez powodu. Pokojówka rozpakowała jej torbę i powiedziała, że nie znalazła w środku koszuli nocnej. Nie mogła pozwolić, by hrabina potknęła się na falbance i złamała kark.

Ktoś zapukał do drzwi przebieralni. Czyżby Dolly? Czy ta dziewczyna nie ma czasu dla siebie?

– Proszę – zawołała Lily.

Okazało się, że to nie pokojówka. Do pokoju wszedł Neville, wyglądał niezwykle przystojnie w długiej, obszytej brokatem koszuli nocnej. Lily przypomniała sobie, jak powiedział jej, że zajrzał do niej wcześniej, kiedy spała. Przygryzła dolną wargę, przypominając sobie noc poślubną. Jednocześnie jednak przypomniała sobie z bólem, że tę noc miał spędzić z kimś innym.

– Lily, czy potrzebujesz czegoś?

Potrząsnęła głową.

– Czy… wszystko w porządku?

Skinęła potakująco.

– To był dla ciebie ciężki dzień – powiedział. – Może jutro będzie lepiej.

– Czy ją kochasz? – Nie mogła powstrzymać się od tego pytania. Spojrzała na niego, żałując, że nie może cofnąć słów, bojąc się bólu, kiedy usłyszy twierdzącą odpowiedź. Kiedy była z Manuelem i partyzantami, podtrzymywała ją tylko nadzieja, że pewnego dnia powróci do mężczyzny, który ją poślubił. Okazało się jednak, że on w tym czasie adorował inną kobietę, może nawet zakochał się w niej. Potem w tej strasznej podróży tylko myśl o tym, że niedługo dotrze do niego, podtrzymywała ją na duchu, oni zaś planował ślub z inną.

Założył ręce z tyłu i spojrzał na nią poważnie.

– Dorastaliśmy razem – powiedział. – Mieszkała tutaj z nami. Jej matka poślubiła mojego stryja, brata mojego ojca, ale Lauren była jej córką z pierwszego małżeństwa. Byliśmy sobie przeznaczeni od dzieciństwa. Zawsze bardzo ją lubiłem. Kiedy wróciłem z Hiszpanii, nasze małżeństwo wydawało mi się jedynym logicznym krokiem.

– W takim razie byłeś z nią po słowie, kiedy mnie poślubiłeś? – spytała.

– Nie – odparł. – Niezupełnie. Buntowałem się przeciwko życiu, jakie było mi przeznaczone, przeciwko obowiązkom, jakie narzucała przynależność do mojej sfery. Powiedziałem Lauren, by na mnie nie czekała.

– Byłam częścią twojego buntu, prawda? – spytała go, zdając sobie sprawę, że nie mógł wyrazić lepiej swej buntowniczej postawy wobec poprzedniego życia i rodziców, niż żeniąc się z córką sierżanta.

– Nie, Lily. – Zmarszczył brwi. – Nie byłaś. Poślubiłem cię, bo tak było trzeba, ponieważ tak przyrzekłem twojemu ojcu. I ponieważ tak chciałem.

Tak. Tak było. Poślubił ją, ponieważ był dobrym, honorowym mężczyzną. I ponieważ tego chciał. Ale tak naprawdę cóż to oznaczało?

– Ale przez cały ten czas lubiłeś ją?

– Tak, Lily.

Zauważyła jednak, że nie odpowiedział tak naprawdę na jej pytanie. Czy kochał kobietą imieniem Lauren? Czy zdał sobie sprawą, że poślubiając Lily, popełnił okropny błąd, nawet jeśli, ulegając impulsom, sam tego chciał?

– A dzisiaj byś ją poślubił? – spytała.

– Tak. – Nie spuszczał z niej wzroku. – Znałem ją przez całe życie, Lily. Czekała na mnie. Mój ojciec zmarł i przejąłem po nim obowiązki. Jednym z nich było małżeństwo, chodziło o to, by w majątku zamieszkała hrabina. I by urodziła mi dzieci, zwłaszcza by dała mi dziedzica. Moje życie rebelianta się skończyło. A ty nie żyłaś.

– Nikomu o mnie nie powiedziałeś. – To nie było pytanie. Odwróciła się i dotknęła jedwabistego brokatu zwisającego nad łóżkiem. Zasłona była ciężka i bogato zdobiona. Tak obca, niepodobna do tego, co znała. Chciałaby wrócić do Portugalii. Nie miała pojęcia, co mogłaby tam robić, żałowała jednak, że nie może wrócić. Może powinna nadal wierzyć w sen…

– Lily – odezwał się, jakby czytał w jej myślach. – W głębi serca cierpiałem po twojej śmierci. Cieszę się, że przeżyłaś. Naprawdę, moja droga. Czyż mogłoby być inaczej?

Nie, był przecież dobrym człowiekiem. Zawsze traktował ją delikatnie uprzejmie, nawet kiedy była małą dziewczynką i czasami mogła się wydawać okropna czy nieznośna. Nie pragnąłby jej śmierci.

– Nie wspominałem o tobie nie dlatego, że nie byłaś dla mnie ważna – powiedział. – I nie z tego powodu zamierzałem dzisiaj poślubić Lauren, chociaż minęło dopiero półtora roku od twojej… śmierci. Proszę, uwierz mi.

Wierzyła. Tak, zależało mu na niej. Na tyle, by ją poślubić. Na tyle, by szeptać czułe wyznania w noc poślubną. Na tyle, by żałować jej śmierci. Jednak pomyślała, że gdyby to on zmarł, nosiłaby żałobę po nim do końca życia. Nigdy by nie mogła… Ale czy na pewno? Czy miała prawo go osądzać? Poza tym, istniała przeszkoda jeszcze poważniejsza niż fakt, że on był hrabią Kilbourne, a ona dawną Lily Doyle.

– Ja… – Przełknęła ślinę. – Wiesz, co się stało ze mną w Hiszpanii, prawda? Zrozumiałeś dzisiaj rano?

Czuła, że przyglądał się długo, jak bawiła się frędzlami, zdobiącymi kotarę nad łóżkiem.

– Czy to był jeden mężczyzna, Lily – spytał. – Czy więcej?

– Jeden. – Manuel, ich przywódca. Niewysoki, żylasty i śniady Manuel, który rządził swoją bandą partyzantów dzięki odwadze i charyzmie, a także czasami posługując się terrorem. – Nie byłam ci wierna.

– To był gwałt – powiedział chrapliwie.

– Ja… nigdy nie walczyłam. Nie zgadzałam się wiele razy i czasem pragnęłam… raczej umrzeć, niż mu ulec, jednak kiedy przyszło do tego, nie opierałam się. – Ciążyło jej na sumieniu, że nie walczyła ze swym oprawcą bardziej zawzięcie.

– Popatrz na mnie, Lily – przemówił spokojnym, zdecydowanym tonem; tak mówił w wojsku jako oficer. Niechętnie, z bólem spojrzała w jego oczy. – Dlaczego nie walczyłaś?

– Byli też francuscy jeńcy – zaczęła mówić. Jej oddech stał się szybszy, kiedy przypomniała sobie, co z nimi się stało. – Ponieważ bałam się. Potwornie się bałam. Ponieważ okazałam się tchórzem.

– Lily. – Nie zmienił tonu głosu. Patrzył jej prosto w oczy tak, że nie mogła odwrócić wzroku. Znów był jej dowódcą, a nie mężem. – To był gwałt. Nie jesteś tchórzem. Obowiązkiem żołnierza jest przetrwać za wszelką cenę w niewoli, a ty byłaś córką żołnierza i żoną żołnierza. Nie ma mowy o tchórzostwie. To był gwałt. Nie zdrada. Zdrada wymaga przyzwolenia.

Mówił tak pewnie, sprawiał wrażenie, że wierzy w swoje słowa. Czy to prawda? Nie okazała się tchórzem? Nie jest zdrajczynią?

– Pozwól mi wziąć cię w ramiona. – Zmienił ton głosu na delikatniejszy. – Sprawiasz wrażenie takiej samotnej, Lily.

Przybyła do obcego sobie świata, wróciła do męża, który właśnie miał poślubić inną. Jak okropnie musi się czuć. Czy nadejdzie czas, kiedy będzie znów taka jak dawniej? Pogodna, pewna siebie, szczęśliwa, taka, jaką zapamiętał, jaką przestała być po tamtej nocy przepełnionej miłością.

Neville podszedł do niej i przygarnął do siebie. Czuła jego ciepło i siłę. Przez chwilę miała wrażenie, że jest bezpieczna, że ktoś ją darzy miłością, że znalazła się wreszcie w domu.

A jednak czuła się jak ktoś, kto dotarł na drugi koniec tęczy, by odkryć, że nie ma tam nic – żadnego złota, nawet strzępów tęczy. Tylko… nic. Przestała wierzyć w to, co po drugiej stronie. Została sama, czekało ją mozolne budowanie nowej tożsamości, nowego życia.

Odsunęła się od niego, nie chcąc zatracić się w poczuciu zależności, które do niczego dobrego przecież by nie doprowadziło.

– Lepiej byłoby dla nas, gdybym umarła.

– Nie, Lily – odparł gwałtownie.

– Nie powiesz mi chyba, że przynajmniej raz nie przyszło ci na myśl, że tak byłoby lepiej?

Przerwała na ułamek sekundy, ale nie uszło jej uwagi, że nie spieszył z zaprzeczeniem.

– Myślę, że gdybym żyła, gdybyś ty wiedział, że żyję, nigdy byś mnie tu nie przywiózł. Znalazłbyś jakąś wymówkę, by tego nie robić. Załatwiłbyś to delikatnie. Wyjaśniłbyś, że to dla mojego dobra, że tak będzie lepiej. Jednak nigdy byś mnie tu nie przywiózł.

– Lily. – Podszedł do jednego z okien i spojrzał w ciemność. – Tego nie można przewidzieć. Ja tego nie wiem. Nie wiem, co by się wtedy stało. Byłaś moją żoną. Byłaś mi… droga.

Ach, tak, była mu droga. Nie była miłością jego serca, tak jak nazwał ją tamtej nocy. Uśmiechnęła się blado i usiadła na łóżku, objęła się ramionami, czując wieczorny chłód.

– Uważam, że to wszystko jest bez sensu – powiedziała. – To, że zupełnie tutaj nie pasuję, jest tak oczywiste, że aż chce się śmiać. Ona za to pasuje tu dobrze, prawda? Ta twoja Lauren. Została wychowana do takiego życia, przygotowana, by zostać twoją żoną i hrabiną. A zamiast tego została skrzywdzona, twoje plany legły w gruzach, a ja… No, cóż.

– Lily. – Podszedł znów do niej, pochylił się i wziął ją za ręce. – Nie ma rzeczy niemożliwych… Tylko posłuchaj tego, co mówisz. Czy tak mówi Lily Doyle? Lily Doyle, która przemaszerowała wzdłuż i wszerz Półwysep Iberyjski, nie zważając na gorące lato, mroźną zimę, niebezpieczeństwa bitew i potyczek, niedogodności i niewygody obozowego życia? Lily Doyle, która zawsze się uśmiechała i miała dla każdego miłe słowo? Która potrafiła dostrzec piękno nawet w najbardziej ponurej okolicy? Spośród wszystkich znanych mi osób jesteś jedyną, dla której nie ma rzeczy niemożliwych. Pomogę ci. Z własnej woli połączyliśmy nasze życie na tamtym wzgórzu w Portugalii. Musimy walczyć dalej, Lily. Nie mamy innego wyboru.

Nie wiedziała, czy potrafi wskrzesić tamtą Lily. Jednak rozgrzała ją jego wiara.

– Może jestem po prostu zmęczona i zniechęcona – uśmiechnęła się słabo. – Może rano wszystko ujrzę w jaśniejszych barwach. Ten dzień był trudny dla nas obojga. Dziękuję za twoją dobroć. Byłeś naprawdę dla mnie dobry.

– Pewnie chciałabyś zostać sama? – spytał. – Zostanę z tobą w nocy, jeśli potrzebujesz otuchy, Lily. Nie będę cię zadręczał moimi atencjami.

Propozycja była kusząca. Jeśli jednak chciała znaleźć sposób, by dać sobie radę z tym nowym, strasznym życiem, nie może poddać się tęsknocie za bezpieczeństwem jego ramion, zwłaszcza że niczego innego nie pragnęła.

– Wolałabym zostać sama – odparła.

Uścisnął jej dłonie i wstał.

– W takim razie do zobaczenia – powiedział. – Jeśli będziesz mnie potrzebowała, moja przebieralnia przylega do twojej, a sypialnia jest za nią.! Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, dzwonek jest za twoim łóżkiem. Na jego dźwięk zjawi się pokojówka.

– Dziękuję – odparła. – Dobranoc.

Nagle zaczęła się zastanawiać, jak jego niedoszła żona – Lauren – czuje się dzisiaj. Czy kocha go? Lily było naprawdę przykro z jej powodu. To miała być noc poślubna Lauren, a jednak to Lily była w sypialni hrabiny.

Wszystko potoczyło się w złym kierunku.

8

W nocy Lilly zrywała się często, dwa razy obudził ją ten sam sen – stary koszmar, który ją często nawiedzał.

Manuel leżał na niej, a ona otworzyła oczy i ujrzała jego – majora Newbury Neville' a, który stał w drzwiach chaty. Przyglądał im się z tym samym wyrazem, który widziała u niego często po bitwie, miał ciężki, zimny, ogarnięty szaleństwem walki, niemal nieludzki wzrok i ręce zaciśnięte na rękojeści szpady, aż pobielały mu kostki. Miał zamiar zabić Manuela i uwolnić ją. Nadzieja zaświtała boleśnie, kiedy próbowała leżeć bez ruchu, by nie ostrzec Hiszpana.

We śnie przebieg zdarzeń był zawsze ten sam. Najpierw Neville stał tam z pobladłą twarzą, znieruchomiały, zdawało się, na wieczność, a potem odwracał się i znikał. Drogocenne chwile mijały, a Manuel nadal nie przestawał jej wykorzystywać.

We śnie wreszcie była wolna i mogła pobiec za Neville'em, kiedy tylko partyzant skończył z nią, jednak miała tak słabe nogi, że nie mogła wstać, a gęste powietrze wręcz uniemożliwiało każdy ruch. Nie mogła zawołać go, nie wiedziała, dokąd odszedł, w jakim kierunku. Wokół zawsze unosiła się mgła, a ją ogarniała panika. Wtedy mgła nagle opadała i znów go widziała, stał nieruchomo o kilka kroków dalej, odwrócony do niej plecami.