– Mam na imię Joseph. – Kiedy roześmiał się, był bardzo przystojny. – Jesteśmy teraz kuzynami, Lily. Nie musisz łamać sobie języka na nazwisku Attingsborough.

– Joseph – powtórzyła. – Teraz chyba zapamiętam.

– Jamesa również – powiedział następny z panów, skłaniając się jej. Jestem twoim kolejnym kuzynem, Lily. Moja żona ma na imię Sylvia, a synek Patrick. Moja matka to ciotka Neville'a, Julia, siostra jego ojca. Mój ojciec…

– Do licha z tym, James. – Czwarty dżentelmen uniósł w górę oczy. – Zanudzisz Lily na śmierć. Może jeszcze dodasz do swojego wykładu, że innymi siostrami ojca Neville'a są ciotki Mary i Elizabeth, a jego wuj jest osławioną czarną owcą w rodzinie, straconą owieczką, która wyruszyła w podróż poślubną ponad dwadzieścia lat temu i nigdy nie wróciła? Mam na imię Ralph, Lily. Tak, kolejny kuzyn. Jeśli nie będziesz pamiętać mojego imienia następnym razem, kiedy się spotkamy, zwracaj się do mnie na ty.

– Dziękuję. – Roześmiała się. Dzisiaj rano z całą pewnością było o wiele łatwiej. Może wszystko okaże się łatwiejsze. Jednak ona zawsze lepiej czuła się w towarzystwie mężczyzn, może dlatego, że dorastała wśród żołnierzy.

– Ten spacer sprawił, że na twych policzkach zakwitły róże, Lily – odezwał się markiz. – Jak udało ci się dojść tak daleko bez butów? – Spojrzał przez monokl na jej bose stopy.

– Och. – Popatrzyła również. – To o wiele wygodniejsze niż chodzenie w butach. Jeśli zdjąłbyś buty i przespacerował się po trawie, Josephie, wiedziałbyś, że mam rację.

– Doprawdy?

– Wiem jednak, że tego nie zrobisz – powiedziała, uśmiechając się pogodnie. – Jestem tego pewna. Na Półwyspie Iberyjskim spotykałam mężczyzn, którzy nigdy nie zdejmowali butów, nigdy, ale to nigdy. Mogę się założyć, że do łóżka również kładli się w butach. Czasami zastanawiałam się, czy w ogóle mają stopy, czy może ich nogi kończą się poniżej kolan. Oczywiście, nie chcieli przyznać się do takiej deformacji. Wyobraźcie sobie, o ile byliby niżsi, przecież mężczyźni są bardzo dumni ze swego wzrostu. Nie cierpią patrzeć w górę na innych mężczyzn i wstydzą się, jeśli muszą z dołu spoglądać na kobiety.

Panowie roześmiali się. Lily przyłączyła się do nich.

– Dobry Boże. – Joseph tym razem spojrzał przez monokl na swoje buty. – Mój sekret się wydał. Kiedy okazało się, że dorosłem do czterech stóp i dalej ani rusz, kazałem, by Hoby zrobił mi specjalne, wysokie buty. Tak, bym mógł spoglądać na świat z wysoka.

– On nawet w nich tańczy, Lily – dodał Ralph. – Radzę ci uważaj, by nie podeptał cię w tańcu.

– Gdy się w nie stuknie, słychać jak pusto dźwięczą – dodał James.

– Ta rozmowa staje się coraz bardziej absurdalna – oznajmiła wesoło Lily. – Możecie sobie drwić, ale czułam trawę i rosę pod stopami, i piasek. Widziałam wschód słońca nad morzem. Anglia to cudowny kraj, tak zawsze mawiał mój tata.

Neville uśmiechnął się do niej.

– Masz rację, Lily. – Podał jej ramię. – Pozwól, że odprowadzę cię do pokoju i powiem Dolly, by pomogła ci się przebrać. Moja matka przyszła już z wdowiego domu i będzie na ciebie czekać w porannym salonie razem z kilkoma paniami.

Nie wyglądał wcale na zirytowanego. Nie robił jej wymówek ani przy kuzynach, ani kiedy opuścili ich towarzystwo. A jednak Lily usłyszała, jak mówi o kilku paniach.

– Czy inne panie też dzisiaj zażywały spaceru? – spytała.

– Z pewnością nie opuściły jeszcze swych sypialni. Damy zazwyczaj nie… ach, nie zażywają spacerów, dopóki pokojówki nie pomogą im się ubrać i nie uczeszą ich. Potem muszą jeszcze zjeść śniadanie, Lily. Uśmiechnął się, gdy wchodzili po szerokich schodach.

– Och, tak. Pokojówki – a ona nawet nie zadzwoniła po Dolly, kiedy wstała. Nie chciała budzić dziewczyny tak wcześnie. Zwłaszcza że żadna suknia nie była odpowiednia do Newbury Abbey oprócz zielonej z muślinu, a nawet i tego nie była pewna. Doszła teraz do wniosku, że mogła przynajmniej związać włosy wstążką i założyć buty.

– Nie pomyślałam o tym. Nie powinnam wychodzić z domu tak jak teraz, nieprawdaż? Z pewnością czułeś się zakłopotany, kiedy wróciłam, wszyscy twoi kuzyni mi się przyglądali. Przepraszam.

– Nie, nie. – Wolną dłonią poklepał rękę dziewczyny spoczywającą na jego ramieniu. – Nie to miałem na myśli. Nie chciałem cię zbesztać, na litość boską. To twój dom, Lily. Możesz robić to, co ci się tylko podoba.

Lily zamilkła, przypomniawszy sobie jego niedoszłą żonę w eleganckiej sukni. Lauren miała na sobie kapelusz, a nawet rękawiczki. Ona z pewnością nie zatańczyłaby boso z rozwianymi włosami, patrząc nad morzem na wschód słońca. Nie wprawiłaby go w zakłopotanie swym wyglądem.


*

Kiedy Lily umyła się, założyła pończochy i stare buty, a Dolly uczesała jej włosy w prosty kok na karku, przyozdobiony tylko dwoma wstążkami, Neville zaprowadził żonę do porannego saloniku. Dolly poradziła jej, by nie zakładała muślinowej sukni, ponieważ będzie musiała później przebrać się po południu, Lily została więc w starej, błękitnej sukni z bawełny.

Neville, który był jedynym mężczyzną w salonie, pozostał z nią przez kilka minut, ale wywołano go, by koniecznie porozmawiał z zarządcą.

Wszystkie panie powitały ją uprzejmie. Hrabina wdowa nawet wstała i pocałowała Lily w policzek, a potem wskazała miejsce obok siebie na sofie. Jednak rozmowa nie była tak przyjemna jak ta na tarasie. Rozmawiano o Londynie i o Almanachu, o wypożyczalniach książek i ogrodach różanych, a także o zatrudnianiu służących. Żadnej z tych spraw Lily nie znała z własnego doświadczenia. Kiedy wspomniano o wojnie i nazwano Francuzów potworami zła i deprawacji, a ona stwierdziła, że są to ludzie tacy sami jak Anglicy, wrażliwi i lojalni, zdolni do miłości i innych dobrych uczuć, rudowłosa dama, która miała, o ile Lily pamiętała, na imię Wilma – młodsza siostra Josepha? – oznajmiła, że zaraz zemdleje. Ktoś skarcił Mirandę, że poruszyła w rozmowie tak niedelikatny temat.

Lily uśmiechnęła się z sympatią do młodej dziewczyny, której twarzyczkę przytłaczała nieco zbyt duża ilość loczków, ta jednak zaczerwieniła się, zagryzła wargę i spuściła wzrok.

Ciotka Sadie próbowała zmienić temat i zapytała Lily, czy chciałaby coś do haftowania. Dziewczyna już wcześniej zauważyła, że niemal wszystkie panie zajęte były jakimiś robótkami. Musiała jednak przyznać, że nigdy nie uczyła się haftować, chociaż potrafi całkiem nieźle łatać i cerować. Zapadła znów pełna zakłopotania cisza, aż wreszcie matka Neville'a zaproponowała, by Miranda poszła do pokoju muzycznego, zostawiła otwarte drzwi i zagrała coś na fortepianie.

Lily w końcu uratowało pojawienie się lokaja, który oznajmił, że przybyły pani i panna Holyoake i czekają na hrabinę Kilbourne.

Dziewczyna spojrzała na matkę Neville'a, tak samo jak wszystkie obecne damy, a ta w odpowiedzi uniosła brwi.

– Czego chce ode mnie pani Holyoake? – spytała. – Z pewnością jej dzisiaj nie wzywałam.

– Przepraszam, proszę pani – Forbes chrząknął dyskretnie. – Wydaje mi się jednak, że zrobił to pan hrabia, dla swej żony. Kazałem zaprowadzić je do błękitnego salonu.

Dziewczyna poczuła się okropnie zakłopotana, zauważywszy szybko stłumiony smutek, jaki odmalował się na twarzy teściowej 4 która najwyraźniej zapomniała, że to ona, Lily, była teraz hrabiną Kilbourne.

Kiedy opuściła poranny salon, lady Elizabeth wyszła do niej pospiesznie, wyciągając dłonie.

– Lily. – Wzięła ją za ręce i pocałowała w policzek. – Witaj, moja droga. Wszystko w porządku, Forbes. Zaprowadzę hrabinę do pań Holyoake. Neville powiedział mi wcześniej, że przyjdą i poprosił, bym dopilnowała przymiarki.

Lily musiała przyznać, że czeka ją miła perspektywa. Obydwie posiadane przez nią suknie z pewnością nie pasowały do nowego życia. Jednak jeszcze większe zdumienie czekało ją w błękitnym salonie. Kiedy przedstawiono jej panią Holyoake i jej córkę, czarnowłose, czarnookie kobiety, podobne do siebie jak dwie krople wody, a te skłoniły się nisko i powiedziały do niej „milady”, ujrzała, że przyniosły ze sobą wiele bel materiałów, mnóstwo wykrojów i innych rzeczy przydatnych w ich zawodzie. Tak wiele, że kilkoro służby musiało je wnosić do środka.

– Może lepiej by było, gdybym to ja odwiedziła panie? – spytała.

Obydwie spojrzały na nią zaskoczone, a Elizabeth roześmiała się.

– Och, nie, od kiedy zostałaś hrabiną Kilbourne, panią Newbury Abbey.

Wyglądało na to, że będzie miała nie dwie lub trzy nowe suknie, ale co najmniej tuzin, jeśli nie więcej. Kiedy zaprotestowała, wyjaśniono jej, że będzie potrzebowała porannych sukni, sukni na herbatę i na wieczór – niektóre będą przeznaczone na uroczystości rodzinne, inne na przyjęcia, a jeszcze inne na bale – a także sukni spacerowych i sukni do podróży powozem. I jeszcze strój do konnej jazdy, kiedy okazało się, że potrafi jeździć konno, chociaż nie powinna się tym przechwalać, skoro z pewnością nie miała w tym dużego doświadczenia.

Odkryła ze zdumieniem, jak wiele jest różnych tkanin i fasonów. Spośród kolorów nie zawsze można było wybierać te, które uznało się za ładne. Okazało się, że istniały barwy, w których jednym było do twarzy, a innym zdecydowanie nie. Jedne prezentowały się dobrze w dziennym świetle, inne wyglądały lepiej w blasku świec. Były też różne rodzaje zdobień – pasujące do różnych tkanin i okazji. Istniały przybrania w tym samym kolorze co tkaniny, które miały ozdabiać. Istniały też takie, które dopełniały tkaniny lub z nimi kontrastowały. Niektóre fasony akurat były w modzie, inne zaś były zbyt avant garde lub wręcz odwrotnie, passe. Jedne fasony pasowały młodym dziewczynom, inne młodym kobietom lub starszym paniom. Musiały wziąć miarę. Musiały…

Mimo uprzejmości Elizabeth i szacunku okazywanego przez krawcowe, Lily wkrótce poczuła się jak kukiełka, która unosi ramiona, ponieważ ktoś pociągnął za sznurki, okręca się wokół, ponieważ ktoś pociągnął inne sznurki i uśmiecha się ciągle namalowanymi ustami. Cała radość z tego, że będzie miała nowe stroje, szybko się ulotniła. Nie miała o niczym pojęcia i musiała pozostawić decyzje tym osobom, które się na tym znały. Poza tym, cały czas ogarniał ją niepokój, czy Neville może sobie na to wszystko pozwolić? I zapomniała spytać go, czy mogłaby zwrócić pieniądze kapitanowi Harrisowi. Jak mogła o tym zapomnieć?

Kiedy wreszcie cierpienia się skończyły, Elizabeth wzięła ją za rękę i zostawiły krawcowe przy pakowaniu rzeczy. Wcześniej Lily zaproponowała, że im pomoże, ale obydwie kobiety zaprotestowały, patrząc na nią zdziwione i poruszone.

– Biedna Lily – powiedziała Elizabeth. – To wszystko musi być dla ciebie strasznie trudne. Chodź, przekąsimy coś i odpoczniemy. – Roześmiała się ze skruchą. – Zapomniałam, że nawet posiłek nie jest dla ciebie odpoczynkiem. Z czasem wszystko będzie łatwiejsze, przyrzekam ci.

Lily chciała w to uwierzyć. Nie była jednak tak wszystkiego pewna. Gdyby tylko mogła cofnąć czas, powiedzmy o kilka dni, pomyślała… Czy miała inne wyjście? Musiała tu przyjechać. Nawet gdyby postanowiła czekać, aż kapitan Harris napisze list, w ten sposób tylko odwlokłaby to, co nieuniknione. Nie mogła po prostu nie przyjechać. Jest żoną Neville'a. Miał prawo dowiedzieć się, że nadal żyje.

Tak naprawdę chciałaby wrócić do tego dnia, kiedy zmarł jej ojciec. Chciałaby powrócić do tej chwili, by usłyszeć wyraźniej, co major Newbury powiedział do niej później, by mogła zebrać się na odwagę i powiedzieć nie.

Czy naprawdę tego chciała? Żeby nigdy go nie poślubić? Żeby tamta noc nigdy się nie zdarzyła? Gdyby nie było tamtej nocy, tego snu miłości, nie wiadomo, czy byłaby zdolna przetrwać późniejszą niewolę. Postradałaby zmysły, to pewne.


*

Lily nie wyszła już na dwór. Neville przyglądał się jej z głębokim zaniepokojeniem, kiedy została otoczona krewnymi, z których większość przynajmniej była gotowa zachować się właściwie i przyjąć ją do swego grona. Starała się, jak mogła, by sprawiać wrażenie radosnej, by zapamiętać nazwiska i koligacje, by odpowiadać na kierowane do niej pytania, by naśladować męża, jego matkę i Elizabeth w sprawach etykiety. Jednak rumieniec, który zakwitł na jej twarzy, kiedy wróciła rankiem ze spaceru, radosne ożywienie malujące się w oczach – wszystkie oznaki dawnej Lily – zniknęły w miarę upływu dnia.

Kiedy oprowadził ją po domu, oglądała wszystko z zainteresowaniem, widać było, że wywarło to na niej duże wrażenie. Wpatrywała się długo i uważnie w wizerunki członków rodziny wiszące w długiej galerii.

– To musi być cudowne uczucie, znać wszystkich przodków, a nawet mieć ich portrety – odezwała się, kiedy doszli do połowy drogi. – Przypominasz swojego dziadka z tego obrazu. Ani mama, ani tata nigdy nie opowiadali o swych rodzinach ani swoich przodkach. Do śmierci taty nie zdawałam sobie nawet sprawy, jaka jestem samotna. Gdybym po powrocie do Anglii chciała znaleźć jego krewnych lub krewnych mamy, nie wiedziałabym nawet, gdzie ich szukać. Wydaje mi się, że Leicester to rozległe miejsce.