To chyba było najgorsze. Jak mieli się znów do siebie zbliżyć, kiedy dzieliła ich ta straszna tajemnica?
Lily, otworzywszy oczy, by popatrzeć ponad dachami rezydencji na morze w oddali, nagle poczuła na lewo od siebie nieznaczny ruch. Ktoś nadchodził ścieżką od strony skalnego ogrodu. Zatrzymał się niedaleko drzewa, na którym siedziała, przysłonił oczy dłonią i patrzył na ścieżkę. Nie mogła rozpoznać, co to za osoba, widziała jedynie wysoką sylwetkę w ciemnym płaszczu. Może to był Neville, może jej szukał. Serce zabiło jej z radości. Nie miałby na pewno nic przeciwko temu, że wdrapała się na drzewo. Pomachała, zdała sobie jednak sprawę, że to nie on.
Mężczyzna, a może kobieta? W każdym razie tajemniczy nieznajomy zniknął. Może stropiło go, że widzi ją na drzewie? A może, ktokolwiek to był, nie zauważył jej?
Lily ogarnął niewytłumaczalny smutek. Samotność najwidoczniej nie służyła jej dzisiaj. Wróci do domu, postanowiła, schodząc ostrożnie z drzewa na ziemię i wkraczając na ścieżkę prowadzącą do skalnego ogrodu. Może Elizabeth zechce wybrać się z nią na spacer?
W połowie drogi, kiedy znalazła się na zakręcie, wpadła niemal na księcia Portfrey, który szedł z przeciwnej strony. Miał na sobie ciemny płaszcz.
– Och – powiedziała. – To był pan.
– Byłem w stajniach, kiedy przechodziłaś tamtędy jakiś czas temu – wyjaśnił. – Domyśliłem się, że idziesz ścieżką rododendronową. Postanowiłem, że wyjdę ci naprzeciwko. – Podał jej ramię.
– To miło z pana strony – odparła. Dlaczego jednak stał tam potajemnie, szukając jej, a może kogoś innego, a potem wycofał się, by znów wrócić, udając, że dopiero teraz idzie jej na spotkanie? – Nic nie szkodzi – odparł. – Lily, opowiadałaś mi jakiś czas temu o swojej matce, przerwano nam wtedy.
Uczyniła to Elizabeth, która uznała, że jego pytania stają się zbyt dociekliwe.
– Tak.
– Powiedz, czy ona też pochodziła z hrabstwa Leicester?
– Tak mi się wydaje.
– A jak brzmiało jej panieńskie nazwisko?
Lily odpowiedziała, że nie ma pojęcia. Jego drobiazgowe wypytywanie wprawiało ją w niepokój.
– Jak wyglądała? – pytał dalej. – Czy była podobna do ciebie?
Nie. Jej matka była pulchna i miała okrągłą, rumianą twarz i ciemne oczy. Była wysoka, a taką się przynajmniej zdawała dziecku, które miało zaledwie siedem lat w chwili jej śmierci. Miała szerokie, miękkie piersi, na których można było złożyć głowę, chociaż Lily oczywiście przemilczała ten fakt.
– Ile ty masz dokładnie lat, Lily? – spytał książę.
– Dwadzieścia, proszę pana.
– Ach. – Zamilkł na chwilę. – Dwadzieścia. Nie wyglądasz na tyle Kiedy dokładnie się urodziłaś?
– Mam dwadzieścia lat proszę pana – powtórzyła stanowczo, coraz bardziej zirytowana natarczywymi pytaniami.
Minęli już ogród skalny i doszli do fontanny. Książę spojrzał na nią.
– Przepraszam cię, Lily. Zachowuję się arogancko. Przebacz mi, proszę. Chodzi po prostu o to, że przypomniałaś mi o mojej starej… ach, obsesji, sądzę, że tak to można nazwać, o której, jak mi się wydawało, już dawno zapomniałem, dopóki nie pojawiłaś się w wiejskim kościele.
Wprawiał ją w zakłopotanie. I niepokoił. Nie była pewna, czy nie powinna się go trochę obawiać.
– Przebacz mi. – Zatrzymał się przy fontannie, uśmiechnął i uniósł jej dłoń do swych ust.
– Oczywiście, książę – odparła uprzejmie, zabierając dłoń i ruszając pospiesznie schodami wiodącymi na taras. Zapomniała, że w takim stanie powinna pobiec do wejścia dla służby. Miała jednak szczęście, że nie zauważył jej nikt oprócz lokaja Jonesa, który zaczerwienił się i odpowiedział na jej radosne powitanie z zakłopotanym uśmiechem.
Pomyślała, że książę Portfrey ma ujmującą elegancką aparycję i miły uśmiech. Popełniłaby jednak głupstwo, gdyby przestała się go obawiać.
Następnego dnia Neville wyszedł wcześnie z domu razem ze swym rządcą w sprawach majątku. Nie dochodziło jeszcze południe, kiedy wrócił sam, przechodząc przez wieś. Postanowił zajrzeć do wdowiego domku, by sprawdzić, co słychać u Lauren i Gwen, chociaż obydwie niemal co dzień przychodziły z wizytą do pałacu. Lauren uparła się, by zachowywać się tak, jakby nic złego się nie stało. Można by powiedzieć, że wzięła Lily pod swe skrzydła. Czasami nawet czytała jej lub grała na fortepianie. Chociaż wyglądało na to, że wszystko obróciło się na dobre, Neville'a wciąż dręczył niepokój.
Gwendoline siedziała sama w porannym salonie. Na widok brata odłożyła książkę i nadstawiła do pocałunku policzek. Nie obdarzyła go uśmiechem. Gwen nie uśmiechała się zbyt często ostatnimi czasy.
– Minąłeś się z Lily o jakiś kwadrans – oznajmiła. – Przyszła tutaj po spacerze na plażę. Wróciła do pałacu przez las zamiast drogą. Zachowuje się bardzo niekonwencjonalnie.
– Jeśli to miała być krytyka, daruj sobie, Gwen – odparł. - Lily ma moje pełne poparcie, by zachowywać się tak niekonwencjonalnie, jak tylko zechce.
Zmierzyła go wzrokiem.
– W takim razie nigdy nie zdoła się dostosować – powiedziała. – Postępujesz nierozsądnie, Neville. Powiem ci jednak, co niepokoi mnie bardziej, niż mogę to wyrazić. W pewnym sensie zazdroszczę jej. Nigdy nie brodziłam w morskiej wodzie, w każdym razie nigdy od czasu dzieciństwa. Nigdy nie wspięłam się na tamtą skałę i nie zrzuciłam kapelusza i nie zdjęłam pończoch. Ja nigdy nawet… nie zeszłam ze ścieżki do lasu.
Popatrzyli na siebie poważnie, a potem uśmiechnęli się smutno.
– Nie darz jej nienawiścią, Gwen. Nie chciała przecież nikogo urazić. Czuje się taka samotna. Nie jestem pewien, czy moje oparcie wystarcza jej. Potrzebuj ę pomocy.
Podniosła koronkę ze stolika stojącego obok i pochyliła się nad robótką.
– Miałam takie miłe marzenie – powiedziała. – Poślubiasz Lauren i mieszkasz z nią w pałacu. Ja mieszkam tu, z mamą. Wszyscy razem, tak jak kiedyś, zanim… poślubiłam Vernona. Teraz wszystko zaprzepaszczone. A Lauren cierpi tak bardzo, że nawet mi się z tego nie zwierza. Nev, zawsze o wszystkim rozmawiałyśmy.
– Gdzie jest teraz?
– Wyszła kilka minut po Lily – odparła. – Powiedziała, że musi zaczerpnąć powietrza i przyda jej się trochę ruchu, nie chciała jednak, bym z nią poszła. Chciałabym, by nie starała się traktować Lily jakby wypełniała jakiś obowiązek. Musi koniecznie udowodnić, że może być ponad niechęcią, że potrafi zapomnieć o urazach, że nadal jest wzorową damą, tak jak zawsze. Gdyby tylko mogła…
– Ciskać we mnie przedmiotami i nienawidzić Lily? – podpowiedział, kiedy się zawahała.
– Chociażby – odparła. – To byłby zdrowszy odruch, Nev. Lub gdyby zmoczyła kilka ręczników swymi łzami. Mówiła nawet o powrocie do pałacu, żeby być zawsze do dyspozycji Lily, by mogła jej pomóc dawać sobie radę z nowym życiem.
– Nie – odparł stanowczo.
– Nie – zgodziła się. – Zachoruję na trąd lub coś równie śmiertelnie niebezpiecznego, żeby została tutaj, by się mną opiekować.
Znów uśmiechnęli się do siebie krótko, a Gwen powróciła do robótki.
– Może zaproponuję, by Lauren pojechała do Londynu, przynajmniej na jakiś czas. Elizabeth wraca do stolicy za kilka dni. Z pewnością będzie rada z towarzystwa Lauren. Twojego również.
– Do Londynu? – Spojrzała na niego zaskoczona. – Och, nie, Neville Nie, nie chcę tam jechać. Lauren też by nie chciała. Masz na myśli znalezienie jej męża? Jeszcze za wcześnie. Poza tym, Lauren zapewne… nasza cała rodzina cieszy się teraz niezdrowym zainteresowaniem.
Skrzywił się. Rzeczywiście, nie pomyślał o rym. Wydarzenia ostatniego tygodnia z pewnością stały się pożywką dla spragnionego sensacji i skandalu towarzystwa. Wielu jego członków przybyło do Newbury na ślub. A ci, których nie było, chętnie dowiedzą się szczegółów. Gdyby Lauren pokazała się w tym roku w Londynie, czekałoby ją tam tylko upokorzenie.
Westchnął i wstał.
– Mam wrażenie, że wszyscy potrzebujemy trochę czasu – powiedział. – Chciałbym wziąć cały ciężar tego, co się stało, na swoje barki, by nie narażać was na cierpienie. Biedna Lily. Biedna Lauren. I biedna Gwen.
Odłożyła robótkę i odprowadziła brata do stajni, gdzie zostawił konia. Wzięła go pod ramię, więc zwolnił kroku.
– A kiedy minie jakiś czas, czy będziesz szczęśliwy, Nev? – spytała. – Czy teraz możesz być szczęśliwy?
– Tak – odparł.
– Więc lepiej naucz Lily. A jeszcze lepiej pozwól mamie, by ją nauczyła.
– Nie pozwolę, by Lily czuła się nieszczęśliwa, Gwen.
– A czy jest szczęśliwa w obecnym położeniu? – krzyknęła. – Czy ktokolwiek z nas jest szczęśliwy? A zresztą, jakie to ma znaczenie? Jeśli jesteśmy nieszczęśliwi, to nie wina Lily. I nawet, jak mi się wydaje, nie twoja. Dlaczego zawsze szukamy sprawcy własnego nieszczęścia w kimś innym? Chodzi po prostu o to, że od początku postanowiłam, że znienawidzę Lily.
– Gwen, Lily to moja żona – powiedział. – Zawarłem to małżeństwo z miłości, nie zapominaj o tym.
– Och? – Uniosła brwi. – Naprawdę? Biedna Lauren.
Nie powiedziała nic więcej, uniosła jedynie rękę w pożegnalnym geście, gdy ruszył w dalszą drogę.
Kiedy po powrocie zostawił konia stajennemu, by ten odprowadził go do boksu, okazało się, że Lily nie wróciła jeszcze do pałacu, chociaż opuściła domek wdowi dobre pół godziny temu. Gdzie się podziała? Trudno było zgadnąć, wiedział jednak, że poszła potem do lasu. Może nadal tam była. Nie znaczy to, że łatwo byłoby ją odnaleźć.
A może zgubiła drogę? Zawrócił koło fontanny i minął szeroki trawnik, ruszając w kierunku drzew.
Mógłby błądzić tam przez godzinę i nie znaleźć jej. Jednak przez zwykły przypadek ujrzał ją niemal natychmiast. Wpadła mu w oczy niebieska suknia, pierwszy nowy strój, jaki jej sprawił. Lily stała nieruchomo, obejmując obiema rękami pień drzewa. Nie chciał jej przestraszyć. Wcale się do niej nie skradał. Mimo to, zobaczył w jej oczach lęk.
– Och. – Zamknęła je na moment. – To tylko ty.
– Czyżbyś spodziewała się kogoś innego? – spytał z ciekawością. Nie miała na głowie kapelusza – gdyby tylko zobaczyła to jego matka! – miała za to starannie ufryzowane włosy.
Potrząsnęła głową.
– Nie wiem – powiedziała. – Może księcia Portfrey.
– Księcia? – zmarszczył brwi.
– Co się stało z twoim płaszczem? – spytała.
– Nie założyłem dzisiaj płaszcza – odparł, spoglądając na swój strój do konnej jazdy. – Jest za ciepło.
– Ach. W takim razie pomyliłam się.
Nie chciał jej dotykać, pochylił się jednak bliżej.
– Dlaczego się przestraszyłaś?
Uśmiechnęła się słabo.
– Wcale nie. Naprawdę. Nic się nie stało. Przestraszyłam się własnego cienia.
Przyjrzał się jej uważnie. Wciąż jeszcze tuliła się do drzewa, wyglądała jak zagubione dziecko rozpaczliwie szukające schronienia i bezpieczeństwa. Nowa, bolesna myśl przyszła mu do głowy.
– Myślałem o twojej niewoli i pobycie w Lizbonie, gdzie próbowałaś znaleźć kogoś w Wojsku, kto uwierzyłby w twoją opowieść. Jest jednak pewien okres, o którym nie wspominałaś, mam rację? Byłaś gdzieś w Hiszpanii i dostałaś się do Lizbony, idąc na piechotę przez całą Portugalię. Sama, Lily?
Skinęła głową.
– A każde wzgórze, wklęsłość terenu czy zarośla mogły skrywać bandę partyzantów – ciągnął. – Lub francuski oddział, który zaplątał się z dala od swych pozycji. A nawet naszych ludzi. Nie miałaś żadnych papierów. Powinienem pomyśleć o tamtej podróży, prawda? – Jaki strach musiała przeżywać w tej długiej drodze, oprócz trapiących ją niewygód fizycznych?
– W życie każdego wpisane jest cierpienie – powiedziała. – Wystarczy, że sami musimy je przeżywać. Nie musimy się obarczać zmartwieniami innych osób.
– Nawet jeśli jedną z nich jest własna żona? – spytał.
Umilkł na chwilę, zawstydzony, że aż dotąd nie pomyślał o jej mozolnej, samotnej i pełnej niebezpieczeństw wędrówce przez półwysep.
– Wybacz mi, Lily.
– Co? – Uśmiechnęła się do niego i znów przypominała słodką, czarodziejską, dawną Lily. – Ten las jest piękny. Stary. Zaciszny. Pełen ptaków i ich śpiewu.
– Z czasem wszystko się ułoży – powiedział. – W końcu uwierzysz, że tu, w Anglii jesteś bezpieczna. Że tu jest twój dom. Nic ci tu nie grozi, Lily.
– Nie boję się teraz – zapewniła go, jej poważny uśmiech zdawał się zaprzeczać tym słowom. – To było tylko… takie uczucie. Byłam niemądra. Czy jestem spóźniona? Dlatego mnie szukałeś? Mamy jakichś gości? Zapomniałam, że ciągle ktoś nas odwiedza.
– Nie spóźniłaś się – zapewnił. – Nie ma żadnych gości, przyjadą dopiero wieczorem. Nawet jednak gdybyś się spóźniła, nie miałoby to znaczenia. Pragnę, byś czuła się tutaj wolna, Lily. To twój dom.
Nie odpowiedziała, skinęła jedynie głową. Odruchowo wyciągnął do niej rękę. Zanim ją cofnął, podała mu swoją i splotła palce, jakby dotykanie go było dla niej najnaturalniejszą rzeczą na świecie. Ujął mocno jej ciepłą, gładką dłoń, kiedy ruszyli w drogę powrotną do domu.
"Noc Miłości" отзывы
Отзывы читателей о книге "Noc Miłości". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Noc Miłości" друзьям в соцсетях.