Zaczął się wreszcie w niej poruszać, pobudzony jej uległością i oddaniem. Nie mógł się nacieszyć jej drobnym, pięknym ciałem, odgłosami rozkoszy, które wydobywały się z jej ust wraz z rytmem jego ruchów, kiedy powstrzymywał się jak mógł przed ostatecznym spełnieniem.

Lily, pomyślał, kiedy wszystkie doznania, cała świadomość skupiła się na ostrym bólu pożądania.

– Lily – wymruczał. – Moja kochana. Och, moja kochana.

Przestała głośno wzdychać. Jej ciało rozluźniło się, poznał, że przed nim wstąpiła w świat spełnienia, ogarnięta bardziej spokojną radością niż nagłym wybuchem namiętności. Nie mógł marzyć o większej nagrodzie za swą cierpliwość.

– Kochany. – Usłyszał nieledwie szept. Tak właśnie zwracała się do niego w noc poślubną.

Szybko owładnęła nim rozkosz. Naparł na nią całym ciężarem, zagłębiając się w niej aż wreszcie doznał błogosławionego wyzwolenia wszystkich tęsknot, bólu, całej swej miłości do niej.

Przeżyli moment cudownej jedności.

Wszystko będzie dobrze, pomyślał, wracając chwilę później do przytomności. Wszystko. Byli razem i stali się jednością. Razem mogli pokonać wszelkie przeciwności. Wszystko będzie dobrze.

Zdał sobie sprawę, że leży ciężko na niej. Podniósł się, uwalniając jej ciało, i położył się obok, nadal rozgrzany, bez tchu i spocony. Podłożył ramię pod jej szyję i spojrzał na nią. Zanim płomień świecy zamigotał i zgasł, zobaczył ją jedynie przez krótką chwilę. Dziewczyna miała zamknięte oczy. Sprawiała wrażenie spokojnej.

– Dziękuję. – Odkręciła się na bok i zwinęła przy nim, przesunęła ręką po jego wilgotnej piersi, a potem położyła ją obok jego ramienia.

Poczuł jak w gardle wzbiera mu szloch. To brzmiało jak przebaczenie. Jak rozgrzeszenie.

Poczuł na wilgotnym ciele chłodne powietrze. Przysunął stopą koce i okrył oboje.

– Lepiej? – spytał. Roześmiał się miękko. – A podziękowania są zbędne, chyba że miały być komplementem. W takim razie powinienem się do nich przyłączyć. Dziękuję, Lily.

Westchnęła i zapadła w sen z uśmiechem na twarzy.

Wszystko będzie dobrze. Przysunął ją do siebie, potarł policzkiem o jej włosy, wciągając w nozdrza ich zapach i ułożył się wygodniej. Gdyby tylko mógł zobaczyć Lauren szczęśliwą. Z pewnością kiedyś tak będzie. Mogła tyle ofiarować odpowiedniemu mężczyźnie. A Gwen – jej szczęście trwało tak krótko.

Czasami jednak, pomyślał zasypiając, trzeba pozwolić sobie na zatopienie się w samolubnym szczęściu. Współczuł zarówno siostrze, jak i kuzynce, swej byłej narzeczonej. Teraz jednak, dzisiaj w nocy, czuł się tak niewiarygodnie szczęśliwy z Lily, że nie mógł myśleć o niczym innym.

Zasnął.


*

Kiedy Lily obudziła się, doznała tęsknoty tak silnej, że niemal graniczącej z bólem. Za oknem pojawiły się pierwsze oznaki świtu. Znajdowała się w malowniczym, pokrytym strzechą domku, położonym nad jeziorkiem u stóp wodospadu. Była tu teraz z Neville'em, swym mężem, jego ręka spoczywała obok, głowę przytuliła do jego ramienia. Doznała oczyszczenia. Nie czuł do niej odrazy, wiedziałaby, gdyby tak było.

Pragnęła, by ta noc nie była jedyna. Gdyby mogli tu zamieszkać razem, tylko oni dwoje, przez resztę życia. Gdyby tylko mogli zapomnieć o Newbury Abbey, o tym, że na niego czekają obowiązki hrabiego, o jej niewoli, o jego rodzinie, o Lauren.

Bez wątpienia przeżyła najszczęśliwszą noc w swym życiu.

Jednak, chociaż była marzycielką, nigdy nie mieszała marzeń z rzeczywistością. Marzenia dawały tylko chwile szczęścia i siłę pozwalającą zmierzyć się z życiem. I czasami, kiedy marzenia i rzeczywistość zetknęły się ze sobą i przez krótką chwilę stały się jednością, tak jak tej nocy, można je było przyjąć jako cenny dar, można je było przeżyć do końca i doznać spełnienia. Trzymając się ich kurczowo i próbując na siłę zatrzymać, można było je tylko zniszczyć.

Noc się skończy i będą musieli powrócić do Newbury Abbey. Nadal będzie czuła, że od ludzi z jego sfery dzieli ją przepaść nie do pokonania. A on będzie nadal widywał się z Lauren i będzie, chociaż może nieświadomie, porównywał kobietę, która została jego żoną, z kobietą, która powinna nią być.

Zastanawiała się, czy potrafi czerpać siłę z marzenia, które stało się rzeczywistością. Neville nie będzie mógł kochać kogoś tak nieprzystającego do jego pozycji, mimo wyznań, jakimi ją obsypywał, kiedy się z nią kochał. Nie znaczy to, oczywiście, że czuje do niej niechęć. Nie czuł do niej odrazy. Pragnął jej – domyśliła się tego po rosnącym napięciu, jakie się między nimi wytworzyło, kiedy siedzieli przy kominku. I doznał przy niej przyjemności. Ona również doznała rozkoszy. Rozwiały się jej najgorsze obawy, że będzie czuła odrazę do samego aktu miłości.

Pomyślała, że ta noc coś jednak jej dała. Wreszcie poczuli się ze sobą swobodnie, zarówno pod względem fizycznym, jak i uczuciowym. Rozmawiali jak para przyjaciół. Nie była tak naiwna, by uwierzyć, że nagle znikną wszystkie przeszkody stojące na ich drodze ku szczęściu. Może jednak to, co wydawało się niemożliwe, tej nocy stało się choć odrobinę mniej niemożliwe.

– Uwielbiam budzić się tutaj – wyszeptał jej do ucha. – Słucham szumu wodospadu, widzę brzeg jeziora przez okno, czuję zapach roślin. I mogę sobie wyobrazić, że świat jest daleko stąd.

– Czy często pragniesz, by tak było?

– Często. – Palcem odsunął włosy z twarzy dziewczyny. – Ale nie bez przerwy. Ucieczka to cudowna rzecz, pod warunkiem że można zawsze wrócić.

W takim razie nie pragnął, by ta noc trwała wiecznie?

Pocałował ją – miękko, powoli. Oddała pocałunek, czując przy sobie ciepło jego ciała, doznając nowego przypływu pożądania. Czuła, jak stopniowo rośnie napięcie w piersiach i twardnieją sutki, czuła ból w dole brzucha, pulsowanie pomiędzy udami. I czuła jak jego męskość rośnie i twardnieje przy jej brzuchu.

Przez kilka minut całowali się delikatnie. Wkrótce ciepło pomiędzy nimi przemieniło się w żar i gotowi byli znów zaznać rozkoszy.

– Usiądź na mnie – powiedział. – I zrób to, co ci sprawi przyjemność.

Pomyślała, że to cudowne, móc odczuwać pożądanie przed samym aktem miłości i wiedzieć, że podniecenie jest zapowiedzią spełnienia. I że może kochać się z nim tak, jak sama tego chce, jakby byli sobie równi. Wierzyła, że kiedy jest z nim, to właśnie jest prawda. Może jej nie kochał, ale była dla niego ważna. Jeśli chciał się z nią kochać i doznać rozkoszy, pragnął, by i ona też czuła rozkosz.

Jak bardzo różnili się obaj ci mężczyźni, nie chciała jednak ich porównywać.

Przypomniał sobie, jak kochali się w noc poślubną. Była wówczas bierna, jakby nieświadoma tego, co robi. Musieli zachowywać się cicho, nieopodal obozował cały oddział żołnierzy. Odczuwała wtedy jednocześnie ból i rozkosz.

Teraz klęknęła nad nim i przyjęła go w siebie. Położyła dłonie na jego piersi i pochyliła się.

Nie istnieją na świecie cudowniejsze doznania, pomyślała, czując w sobie jego twardą wyprężoną męskość, niż owo dobrowolne połączenie się ciał, niż ten rytm, niż ból pożądania pulsujący w jej wnętrzu i świadomość, że ten mężczyzna, jej kochanek, jej mąż, powiedzie ją do końca, kiedy wszystko roztapia się w spełnienie i spokój. Otworzyła oczy i popatrzyła na niego.

– Jest tak cudownie – powiedziała.

– Tak, to prawda.

Dopóki jej tego nie zaproponował, nie przyszło jej na myśl, że kobieta może zachowywać się bardziej aktywnie. Zawsze leżała nieruchomo – ogarnięta zachwytem i rozkoszą w ich pierwszą noc i teraz, a cierpiąc w ciągu siedmiu miesięcy niewoli. Nigdy nie pomyślała o sobie jako o czyjejś kochance – jedynie o tym, że może być albo kochana, albo wykorzystywana. Powiedział jej, że może się z nim kochać, jak sama chce. I zgodnie z własnymi słowami – chociaż Lily znała już teraz na tyle mężczyzn, by wiedzieć, że to dla niego trudne – leżał teraz pod nią nieruchomo, czuła tylko jego twardą rozpaloną męskość w swym łonie.

Jak chciała się z nim kochać? Oparła ręce na jego piersiach, uniosła się nad nim i znów opadła. Odkryła, poruszając się tak, że może znaleźć odpowiedni rytm, chociaż zawsze jej się wydawało, że to domena mężczyzn, i myśl ta podnieciła ją.

– O, tak. – Jego głos był ochrypły, rękoma złapał ją za biodra i trzymał delikatnie. – Tak, Lily.

Poruszała się nad nim szybko, coraz szybciej, zacisnęła oczy, by poddać się całkowicie temu doznaniu. Słyszała jego ciężki oddech i własne westchnienia, skrzypienie sprężyn łóżka. I czuła zapach – mydła i wody kolońskiej, drewna w kominku i namiętności.

Nagle wszystko skupiło się w jednym miejscu, głęboko w niej, tam, gdzie ciągle bała się zejść, napinając się nawet wtedy, kiedy się poruszała, naprężając mięśnie, jakby broniąc się przed czymś.

– Zaufaj sobie, Lily. Zaufaj mi – usłyszała jego głos. – Nie zawiodę cię już.

Zawsze mu ufała, wierzyła mu. Nigdy jej nie zawiódł. Nigdy.

Wymagało od niej wyjątkowego natężenia wiary, by się otworzyła, by poruszała się na nim, zapominając o obronie przed bólem, przed upadkiem, przed śmiercią.

Otwarła się, a on zacisnął dłonie na jej biodrach i trzymał ją mocno, i napierał na nią coraz mocniej, poruszał się coraz szybciej, popychając i cofając się i…

Usłyszała swój krzyk.

Nie zatraciła się całkowicie aż do tej chwili, aż wreszcie poczuła, że Neville dociera do tajemnego miejsca, w którym żyła tylko ona, aż wreszcie obydwoje spotkali się i połączyli, i stali się jednością.

Sekundy, minuty, a może godziny minęły, kiedy poczuła, że Neville układa ją na sobie wygodnie. Była jednak na granicy snu, jedynie przez sekundę zacisnęła mięśnie i poczuła go, był nadal ciepły i twardy w jej wnętrzu. Gdyby mogli pozostać tak złączeni na zawsze.

Ciekawe, skąd wiedział, jak wyczuł jej strach w chwili, kiedy ona zaczynała być go dopiero świadoma, skąd znalazł słowa zdolne ją uspokoić, w jaki sposób zdołał powstrzymać swoje spełnienie i wlać swe nasienie dopiero wtedy, kiedy ona doszła do momentu rozkoszy – kiedy zaczęła, krzyczeć, poczuła jego ciepło rozlewające się w jej wnętrzu.

Słuchała jak ich oddechy uspokajają się, czuła się cudownie odprężona. Zapadłaby całkiem w sen, gdyby zimne powietrze nie owiewało jej wzdłuż pleców i nóg. Było to jednak przyjemne uczucie, tak samo jak ciepło jego ciała stykającego się z jej ciałem. Zarówno uczucie zimna, jak i ciepła sprawiało, że wiedziała, że żyje i jest jednocześnie wyczerpana i pełna energii.

– Możemy zasnąć albo iść popływać. – Neville bawił się jej potarganymi włosami, opuszkami palców gładził jej głowę. – Co wolisz?

Mogliby zasnąć w takiej pozycji – splątani razem i nadal złączeni. Okryłby ich znów kocami i schroniliby się w kokonie ciepła. Odczuwała przemożną senność. Mogli też wyjść z domku, w zimny świt, i wskoczyć do jeszcze zimniejszej wody jeziorka.

Skrzywiła się.

– Czy mam jakiś wybór? – spytała, nie otwierając oczu. Nagle uśmiechnęła się. – Wybieram, oczywiście, pływanie. Czy musiałeś pytać?

– Nie. – Roześmiał się i zaczął się z nią turlać, aż rozplatali swe ciała. – Nie byłabyś sobą, gdybyś przedkładała cywilizowany sen nad kąpiel w zimnej wodzie. Ostatni jest okropnym tchórzem!

Nie ryzykowała narażenia się na to obraźliwe przezwisko i nie złapała za ubrania. Wykorzystała fakt, że znajduje się bliżej drzwi. On skorzystał z tego, że ma dłuższe nogi. Zatrzymał się na chwilę, by zabrać ręczniki. A mimo to dobiegł na porośnięty paprociami brzeg jeziorka jedynie chwilę po niej. Zatrzymał się jednak, by spojrzeć. Znaleźli się w wodzie w tym samym momencie, a w każdym razie doszli do takiego wniosku, kiedy wynurzyli się na powierzchnię, wzdychając z szoku po zetknięciu się z lodowatą wodą i zadyszani zaczęli przekomarzać się ze śmiechem.

Pływali i dokazywali, pryskali się wodą i śmiali przez kwadrans, aż wreszcie bezlitosne zimno wody i nadchodzący dzień sprawiły, że z żalem wyszli na brzeg, szybko wysuszyli się i pobiegli do domku, gdzie pospiesznie się ubrali.

Lily zdała sobie sprawę, że nadszedł kres nocy, w której marzenie i rzeczywistość zetknęły się ze sobą i połączyły w jedno. I znów te przeciwności miały się rozdzielić. Noc dobiegła końca, a dzień zabierał ją i Neville'a z powrotem do Newbury Abbey, gdzie nie mogli być ze sobą jak równy z równym. Na tym właśnie polegała magia tej nocy, pomyślała Lily. Tej nocy byli sobie równi, żadne z nich nie było ważniejsze lub gorsze. Byli sobie równi jako kochankowie. Jednak dwie osoby nie mogły żyć tylko miłością i niczym więcej. A nie znaleźliby oprócz tego nic, gdzie byliby sobie równi. W Newbury Abbey była od niego gorsza pod każdym względem.

– Czy chcesz zostać tutaj i przespać się, kiedy ja wrócę do domu? – spytał Neville, gdy się ubrali. – Nie wypoczęłaś tej nocy dobrze, prawda?

Propozycja była kusząca. Wiedziała jednak, że nie przeżyje, jeśli będzie musiała patrzeć, jak marzenia ją opuszczają. Musi stąd wyjść. Tylko w ten sposób może mieć nadzieję, że zapanuje choć odrobinę nad rzeczywistością.