Dziewczyna pokiwała głową.

– Dziękuję – powiedziała. Zatrzymała jeszcze Elizabeth przy drzwiach, kiedy przyszła jej do głowy pewna kłopotliwa myśl. – Czy książę Portfrey jedzie razem z nami?

– Nie. Irytujący człowiek. – Ciotka Neville'a roześmiała się. – Wyjechał dzisiaj po południu. Nie jedzie prosto do Londynu, nie będzie go w stolicy kilka tygodni. To nie znaczy, że zostawił mnie na pastwę losu, zresztą nie ma obowiązku ciągle dotrzymywać mi towarzystwa. Webster i Sadie będą jechać obok w swoim powozie, i oczywiście Wilma. Joseph również opuszcza Newbury w tym samym czasie, ale on pewnie będzie jechał z szybkością stosowną do jego młodego wieku i płci. Szczęściarz!

Lily skinęła głową i doznała wielkiej ulgi. Książę Portfrey wyjechał. Przez jakiś czas nie będzie go w Londynie. Wyjechał dzisiaj po południu? Tak nagle? Może po tym, kiedy próbował pozbawić ją życia? Może sądzi, że mu się udało? Przestraszyła się swoich myśli. Nie było żadnego mężczyzny. A nawet jeśli był, nie ma dowodu, żeby podejrzewać o to księcia. Poza tym, równie dobrze mogła to być kobieta. Jeśli to była Lauren, skończy się wreszcie to skradanie się za nią, te próby wywołania wypadku. Lauren będzie mogła znów pozyskać uczucia Neville'a. Z pewnością nikogo tam nie było. Głaz spadł zupełnie przypadkowo.

Gdy Elizabeth wyszła, Lily zamknęła oczy i oparła głowę na fotelu. Myślała o swoim ślubie i o nocy poślubnej, o marzeniu, by się znów połączyć z Neville'em, o marzeniu, dzięki któremu nie postradała zmysłów w czasie swej niewoli, o długiej, samotnej, niebezpiecznej wędrówce do Lizbony i bezowocnych poszukiwaniach Neville'a lub kogoś, kto uwierzyłby w jej historię, wreszcie o długiej podróży do Anglii i do Newbury, o tym, jak znalazła go w kościele i o wszystkich wydarzeniach ostatnich kilku dni.

O ostatniej nocy.

Dwie łzy uciekły spod powiek, spłynęły po policzkach i spadły na suknię.

I o dzisiejszym popołudniu w bibliotece.

Nadal jeszcze nie w pełni zdawała sobie sprawę z tego, że jej marzenia legły w gruzach. Nie śmiała spojrzeć w przyszłość. To prawda, wszystko wydawało się teraz jaśniejsze, a w każdym razie bezpieczniejsze niż godzinę temu. Ale to była przyszłość bez niego. Bez Neville'a.

Od kiedy skończyła czternaście lat, Neville był zawsze w jej życiu, chociaż przez cztery lata wydawał się nieosiągalny, a przez półtora roku przebywał daleko. Zawsze jednak marzyła o nim. Marzenia i realność zetknęły się poprzedniej nocy – nawet wtedy dobrze zdawała sobie sprawę, że było to jedynie zetknięcie, które nie mogło trwać długo. Nie wiedziała jednak, że tak prędko jej marzenia runą w gruzach. Nie wiedziała, że tej nocy jej sen się skończy.

Mimo że nadal go kochała i zawsze będzie go kochać.

Mimo że on kochał ją.

Kres marzeń, które nie miały szans na spełnienie.

No cóż, pomyślała, otwierając oczy i wstając, by przygotować się do snu, przeżyje. To zawsze był główny cel w życiu ludzi, wśród których dorastała – chcieli po prostu przeżyć. I ona nie ma innego wyjścia. Może gdzieś w przyszłości pojawi się inne marzenie, któremu się podda. Nie mogła tego sobie teraz wyobrazić, ale miała nadzieję, że tak się stanie.

Mogła pogrążyć się w marzeniu o marzeniu. Uśmiechnęła się na tę niedorzeczną myśl. Uśmiechnęła się, bo nawet teraz nie opuszczała jej nadzieja.


*

Neville nie mógł się upić. Siedział w bibliotece z markizem Attingsborough i walcząc z pokusą, by znaleźć chociaż tymczasowe zapomnienie, wypił dwie brandy, jedną po drugiej, ale na tym poprzestał. Alkohol nie mógł ukoić jego bólu. Mógł jedynie zmącić mu umysł, a przecież powinien przygotować się na to, co czekało go rano.

Lily miała go opuścić następnego dnia.

– Chciałbym cię jakoś pocieszyć, Nev – powiedział markiz, odstawiając na pół wypity kieliszek, pierwszy kieliszek. - Kiedy dziewięć dni temu towarzyszyłem ci w kościele, myślałem, że nie może się stać już nic gorszego, niż to, co się wydarzyło. Okazuje się, do licha, że się myliłem. Stało się.

– Uważasz, że pomogłoby, gdybym jej ukręcił szyję? – Neville zaśmiał się, ale próba okazania dobrego humoru, nawet tak czarnego, tylko sprawiła, że poczuł się jeszcze gorzej. Oparł głowę na oparciu fotela i zamknął oczy.

– Jest wyjątkowa – stwierdził Joseph. Zachichotał bez sensu. – Kto oprócz Lily potrafiłby, do licha, odrzucić twoje oświadczyny? Zwłaszcza że nie miała dużego wyboru. I że jest w tobie okropnie zakochana.

– Może Elizabeth zdoła ją przekonać do zmiany decyzji – powiedział z nadzieją w głosie Neville. – Co ja zrobię, jeśli jej się to nie uda? Obiecałem ojcu Lily, że się nią zaopiekuję. Złożyłem jej śluby małżeńskie. Ja… no cóż, wszystko to nie ma nic wspólnego z obietnicami i ślubami. Ja… nie zrozumiałbyś tego, Joe.

– Będąc bezdusznym facetem, który nigdy się nie zakochał i marzył, że spotka kiedyś tę jedną jedyną i będzie ją kochał przez całe życie? – spytał ponuro kuzyn. – Twoje uczucia względem niej są zupełnie oczywiste, Nev, i widzę wyraźnie, że niewzruszone. Zazdrościłem ci. Wszyscy byliśmy pod urokiem Lily.

Do pokoju weszła Elizabeth i obaj mężczyźni skoczyli na równe nogi. Spojrzała znacząco na ich kieliszki, ale nic nie powiedziała.

– I? – Neville zacisnął mocno pięści.

– Rano Lily wyjeżdża ze mną do Londynu – oznajmiła. – Zgodziła się u mnie pracować. Jako osoba do towarzystwa.

Neville popatrzył na nią z niedowierzaniem.

Markiz odchrząknął i niespokojnie poruszył nogą.

– Tak właśnie zdecydowała – wyjaśniła spokojnie Elizabeth. – To będzie dla niej odpowiednia pozycja, Neville.

– Czy próbowałaś przekonać ją, by została i wyszła za mnie? – spytał. Jednak wyraz jej twarzy nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Cały jego powściągany niepokój znalazł ujście w gniewie. – Nie zrobiłaś tego, prawda? Nie miałaś nawet takiego zamiaru. Specjalnie mnie wprowadziłaś w błąd. Czy ty również chcesz zabrać ją z mojej drogi, Elizabeth, tak by scena była pusta, by znów było po staremu? Nic nie będzie po staremu. Lily jest moją żoną. Kocham ją. Czy nikt nie może tego zrozumieć, tylko dlatego, że nie należy do naszej sfery? Jest dla mnie wystarczającą damą. Jest moją damą. Pójdę teraz do niej i…

– Nie, Neville – przerwała mu spokojnie, zanim zrobił krok w kierunku drzwi. – Nie, mój drogi. Postąpiłbyś źle. Źle dla ciebie, źle dla Lily.

– A ty wiesz, co jest dla nas dobre? – Neville spojrzał na nią błyszczącymi oczami. – Ty, Elizabeth? Stara panna? Co ty wiesz o miłości?

– Uważaj, stary – odezwał się spokojnie Joseph.

Neville przeczesał ręką włosy.

– Wybacz – powiedział. – Do diabła. Przepraszam, Elizabeth. Tak mi przykro.

– Bardziej bym się martwiła, gdybyś nie zareagował tak gwałtownie, Neville – odparła niezbyt poruszona. – Wysłuchaj mnie, proszę. To może być najlepsza rzecz, jaka się zdarzyła wam obojgu. Kochasz ją, nie muszę nawet pytać, czy to prawda. Musisz jednak przyznać, że twoje małżeństwo mogło doprowadzić do katastrofy. Może, kiedy następnym razem oświadczysz się Lily, połączy was nie tylko miłość i zobowiązanie.

– Następnym razem? – Neville uniósł brwi, a markiz podszedł do szafy i zaczął oglądać grzbiety książek.

– Nie należysz do mężczyzn, którzy poddają się bez walki – odpowiedziała. – Szczerze wątpię, czy pragnąłeś czegoś bardziej niż Lily. Czy naprawdę masz zamiar tak łatwo z niej zrezygnować?

Patrzył na nią przez chwilę w milczeniu. Nadal targały nim silne emocje. Nadal nie mógł spokojnie przyjąć, że Lily wyjeżdża następnego dnia. Nie myślał jeszcze o tym, czy będzie mógł ją odzyskać po jej wyjeździe z Newbury Abbey. Albo go teraz poślubi, sądził, albo będzie musiał resztę życia przeżyć bez niej.

– Kiedy?

– Nie mnie o tym mówić – odparła, potrząsając głową. – Może nigdy. Z pewnością nie w ciągu najbliższego miesiąca.

– Miesiąca?

– Ani jednego dnia wcześniej. Czeka nas jutro wczesna pobudka. Idę spać. Dobranoc, Neville. Dobranoc, Joseph.

Po jej wyjściu w bibliotece zapanowała cisza. Neville patrzył w drzwi, a Joseph nadal przeglądał książki stojące na półce, nie zdejmując żadnej.

– To byłaby głupia nadziej a – powiedział w końcu Neville. – Głupia nadzieja, Joseph. Mam rację?

– Niech to piekło pochłonie. – Kuzyn westchnął głośno. – Kto potrafi przewidzieć zachowanie kobiety? Na pewno nie ja, mój stary. Zawsze jednak bardzo szanowałem Elizabeth.

– Przyrzeknij mi coś.

– Co tylko chcesz, Nev. – Markiz odwrócił się od szafy z książkami i spojrzał w zamyśleniu na kuzyna.

– Miej na nią oko. Jeśli będzie sprawiała wrażenie bardzo nieszczęśliwej…

– Do licha, Nev. Jeśli będzie sprawiała wrażenie? Problem w tym, staruszku, że ona jest wolna i ma prawo do swoich wyborów. Odwiedzę kilka razy Elizabeth. I pojadę całą drogę do Londynu koło jej powozu, chociaż to będzie ciężka próba dla moich nerwów, ponieważ mój ojciec będzie jechał zbyt blisko, a podróż z matką i Wilmą nie należy do przyjemności. Mimo to przypilnuję, by Lily dotarła bezpiecznie do Londynu. Daję ci na to słowo honoru.

– Dziękuję.

– I kto wie? – Joseph powiedział wesoło i przeszedł przez pokój, by poklepać przyjacielsko kuzyna po ramieniu. – Może Elizabeth ma rację i Lily zrozumie, co traci, kiedy znajdzie się z daleka od ciebie. Elizabeth wie więcej o tym, jak pracuje umysł kobiety. Masz zamiar się upić czy idziemy spać?

– Nie sądzę, by udało mi się upić, nawet gdybym próbował – odparł Neville. – Dzięki jednak za propozycję.

– Od czego ma się przyjaciół…


*

Neville poszedł spać podtrzymywany na duchu nową nadzieją. Udało mu się nawet zapaść w urywany sen. Rano jednak cały czas trawił w myślach echo słów Elizabeth – „Może nigdy” – a ich wspomnienie powodowało, że opuszczała go nadzieja.

Wyjeżdżali wszyscy razem – ciotka Sadie i wujek Webster z Wilmą, Joe na koniu, Elizabeth z Lily. Taras zapełnił się wieloma osobami żegnającymi się i ściskającymi, nawet Gwen i Lauren przyszły z wdowiego domku. Neville zauważył, że Lily również została wyściskana przez wszystkich. Również Lauren i Gwen miały łzy w oczach, kiedy się z nią żegnały. Ubrana była w piękną błękitną suknię podróżną, którą niedawno dla niej uszyto – bardzo się obawiał, że nie będzie chciała zachować swoich nowych rzeczy.

Wreszcie podszedł do niej, świadom, że wszyscy cofają się taktownie na bok, dając im okazję do bycia sam na sam. Wziął jej dłoń w rękawiczce w obie ręce i spojrzał prosto w oczy. Były spokojne, bez łez, którymi inni się zalewali.

Próbował coś powiedzieć, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Patrzyła na niego bez słów. Uniósł jej dłoń do ust i pozostał tak nieruchomo, zamykając oczy. Kiedy jednak spojrzał na nią, nadal nie był w stanie nic powiedzieć. Nie, to było nie w porządku. Miał jej tyle do powiedzenia, ale żadne słowa nie mogły tego wyrazić. Więc nie mówił nic.

W końcu odezwała się Lily.

– Neville. – Niemal nie wydała żadnego dźwięku, ale widział, że jej usta wymówiły jego imię.

Wielkie nieba! Tak długo pragnął, by znów zwróciła się tak do niego. Powiedziała jego imię wczoraj po południu. Mówiła je teraz. Czuł jednak, jakby jego serce rozrywały cięcia ostrego noża.

– Lily – wyszeptał, pochylając ku niej głowę. – Zostań. Zmień zdanie. Zostań ze mną. Uda nam się.

Potrząsnęła jednak powoli głową.

– Nie uda – powiedziała. – Nie uda. T – ta… tamta noc. Cieszę się, że to się stało.

– Lily…

Wyrwała jednak dłoń z jego uścisku i pospieszyła do otwartych drzwi powozu. Patrzył z niekłamaną rozpaczą, jak lokaj pomaga jej wejść do środka.

Usiadła obok Elizabeth i spojrzała bez wyrazu przed siebie. Służący złożył schodki i zamknął drzwi. Powóz zakołysał się na resorach i ruszył.

Neville przełknął ślinę, raz, drugi. Poczuł, że ogarnia go panika, pragnienie, by rzucić się za nimi, otworzyć drzwi, porwać ją w swe ramiona i nie pozwolić jej jechać.

Uniósł rękę w geście pożegnania, jednak Lily nie odwróciła się.

Może nigdy. Te słowa cały czas rozbrzmiewały w jego umyśle.

Och, kochana. Marzenia legły w gruzach i nie było pewności, czy zdoła je odbudować.

CZĘŚĆ CZWARTA. EDUKACJA DAMY

17

Zabaw mnie Lily i odpowiedz na kilka pytań – zażądała nowa pracodawczyni, kiedy upłynęła niemal godzina milczenia i pierwszy ból minął. – Musisz odpowiadać szczerze, taka jest podstawowa zasada gry w „co by było, gdyby”.

Dziewczyna odwróciła się do niej, starając się zachować uśmiechniętą twarz. Nadal nie zdawała sobie sprawy, czy potrafi być odpowiednią damą do towarzystwa, postanowiła jednak, że postara się najlepiej, jak tylko może.

– Jeśli miałabyś wolny wybór i dysponowałabyś odpowiednimi środkami, by robić to, co chciałabyś najbardziej na świecie, co byś wybrała? – spytała Elizabeth.