Elizabeth miała sporo przyjaciół i znajomych. Wielu spośród nich odwiedzało ją w ciągu pierwszego miesiąca po jej powrocie do miasta, a ona również udzielała się towarzysko. Korzystała również z wielu wieczornych, rozrywek. Nikt jednak nie miał okazji ujrzeć jej nowej damy do towarzystwa, panny Doyle, ani zbytnio nie ciekawił się jej osobą, aż pewnego wieczoru tuż przed balem u lady Ashton Elizabeth, jakby przez przypadek. przy obiedzie powiedziała, że Lily Doyle i kobieta, która wiosną spowodowała takie zamieszanie na ślubie hrabiego Kilbourne, to ta sama osoba.

Wszyscy słyszeli o Lily. Była prawdopodobnie najsłynniejszą, a w każdym razie najbardziej osławioną osobą w Anglii tej wiosny, przynajmniej wśród osób z wyższych sfer. Tylko jej pojawienie się w kościele w Newbury, kiedy zrujnowała jeden z najsłynniejszych ślubów w tym roku, wystarczyłoby za temat rozmów prowadzonych przez cały sezon. Zanim jednak zainteresowanie zaczęło opadać, reszta rozkosznie dziwacznej historii wyszła na jaw – okazało się, że Lily ostatecznie nie jest hrabiną Kilbourne, ponieważ jej małżeństwo nie zostało odpowiednio zarejestrowane.

Historię dziewczyny powtarzano i omawiano w każdym modnym salonie i bawialni Londynu. Padało wiele pytań, na które nie znano odpowiedzi, a które stawały się niekończącym się tematem rozmów: Kim była? Dlaczego Kilbourne ją poślubił? Dlaczego nikomu o tym nie powiedział? Gdzie dokładnie przebywała, kiedy Kilbourne myślał, że zmarła? Co się stało, kiedy Kilbourne odkrył prawdę, że małżeństwo nie zostało zawarte legalnie? Czy błagała go na kolanach, by ją poślubił? Czy to prawda, że groziła, że rzuci się ze skały? Czy ktoś słyszał, ile Kilbourne musiał jej zapłacić? Czy naprawdę była taka wulgarna, jak wszyscy mówili? Co się z nią stało? Czy to prawda, że uciekła z połową fortuny hrabiego razem z jego stajennym? Kiedy Kilbourne ma zamiar poślubić pannę Edgeworth? Czy tym razem zdecydują się na cichy ślub? I kim była ta Lily? Czy naprawdę jedynie córką zwykłego żołnierza?

A wtedy okazało się, że panna Doyle, która mieszka z lady Elizabeth Wyatt jako jej dama do towarzystwa, to w istocie panna Lily Doyle, która była przez krótki czas hrabiną Kilbourne. I że będzie ona na balu u lady Ashton. Tylko nieliczni pomyśleli, że jako córka zwykłego sierżanta piechoty, członka niższej klasy społecznej, Lily nie ma prawa pojawiać się na balu, lub że Elizabeth łamie poważnie wymogi etykiety, zabierając ze sobą taką osobę.

Prawda była taka, że wszyscy niecierpliwie czekali, by wreszcie ujrzeć Lily Doyle, a jeśli można było tego dokonać jedynie na balu u lady Ashton, no cóż, niech i tak będzie. Ci, którzy widzieli ją już w kościele w Newbury, zapamiętali szczupłą, biednie ubraną kobietę, którą wzięto za żebraczkę. Zastanawiali się, jak lady Elizabeth miała śmiałość wpaść na pomysł, by wprowadzić ją na salony, nawet jeśli jako płatna towarzyszka dziewczyna będzie siedziała cicho w kącie z innymi przyzwoitkami. Jednak prawie wszyscy, powodowani ciekawością, cieszyli się, że Elizabeth zdobyła się na takie zuchwalstwo – mieli ochotę przyjrzeć się jeszcze raz kobiecie, którą widzieli jedynie przez chwilę.

Ci, którzy nigdy nie widzieli Lily, pragnęli chociaż przez moment ujrzeć kobietę, która złapała w sidła hrabiego Kilbourne. Jaka była kobieta, zastanawiali się wszyscy, która spędziła całe życie wśród pospolitych żołnierzy? Wulgarna? Czy mogła być inna?

U lady Ashton zawsze bywało mnóstwo osób. W tym roku również zapowiadało się, że będzie wielu gości. Co więcej, cały beau monde, zazwyczaj umierający już z nudów w tym okresie, z utęsknieniem oczekiwał rozrywki, która zapowiadała się na dość niezwykłą.

Dwa dni przed balem okazało się, że hrabia Kilbourne zjechał do swego domu na Grosvenor Square. Dzień przed balem o jego przyjeździe wiedzieli wszyscy. A także o tym, że przyjął zaproszenie na bal u lady Ashton.


*

Lily, wchodząc do salonu Elizabeth, ujrzała, że zjawił się już książę Portfrey. Wiedziała, że będzie im towarzyszył, więc jego widok nie był dla niej zaskoczeniem. Jednak to spotkanie zdenerwowało ją. Nie przebywał w mieście, odkąd przyjechały tu z Elizabeth, nie znaczy to, że chciałaby go widzieć, nawet jeśliby tu był. Widywała jedynie Elizabeth i jej służbę, a także różnych nauczycieli, którzy przychodzili, by udzielać jej lekcji. Pragnęła, by książę wcale nie przyjeżdżał do stolicy, chociaż w ciągu miesiąca, odkąd go ostatni raz widziała, przekonała samą siebie, że nie ma powodu, by się go bać.

Stanęła tuż przy drzwiach do salonu, nie wchodząc dalej – nauczono ją, jaka odległość jest odpowiednia – i ukłoniła się. Zajęło jej absurdalnie dużo czasu, zanim nauczyła się poprawnie wykonywać ukłon. Zwykłe zgięcie kolana i skinienie głową nie wystarczało, tak kłaniała się służba. Przeciwieństwo tego – zamiatanie podłogi nogą i czołem – było przesadne, nadawało się co najwyżej na prezentację u królowej lub księcia regenta. Poza tym rozśmieszało Elizabeth do łez. Tak naprawdę, Lily musiała to przyznać, nauka była istotnie bardzo zabawna, jak określała Elizabeth ich działalność w ciągu ostatniego miesiąca. Miały wiele powodów do śmiechu.

– Wasza książęca mość – powiedziała Lily, opuszczając skromnie oczy, kiedy się skłoniła i podnosząc, kiedy się wyprostowała. Spojrzała prosto na niego, niezbyt śmiało, trzymając nieco uniesiony podbródek, a plecy i ramiona wyprostowane, ale nie sztywne jak u żołnierza podczas parady. Rozluźniona, pełna godności postawa, mawiała wielokrotnie Elizabeth.

– Panno Doyle?

Książę skinął jej lekko, ale wytwornie. Wszystko było w nim eleganckie, od ułożonych w modną fryzurę w stylu Brutusa ciemnych włosów po równie modne lakierki do tańca. W ciągu ostatniego miesiąca Lily nauczyła się wiele o modzie – zarówno męskiej, jak i kobiecej – i poznawała różnice między dobrym smakiem a dandyzmem. Jego książęca mość ubierał się z nieskazitelnie dobrym smakiem. Jak na starszego mężczyznę jest naprawdę przystojny, pomyślała. Nie dziwiła się, że Elizabeth traktuje go jako przyjaciela. On również patrzył na nią uważnie, używając nawet monokla, i przypomniała sobie o niepokoju, jakim napełniał ją w Newbury.

– Wspaniale. Wybornie – wymruczał.

– Ależ oczywiście – odpowiedziała Elizabeth z zadowoleniem. – Czyżbyś spodziewał się czegoś innego, Lyndonie? – Uśmiechnęła się ciepło do Lily. – Wyglądasz doprawdy uroczo, kochanie. Bardziej niż uroczo. Wyglądasz jakbyś była…

– Damą? – spytała Lily, kiedy ciotka Neville'a szukała odpowiedniego określenia.

Elizabeth uniosła brwi.

– O, tak, bez wątpienia – powiedziała. – Miałam jednak na myśli „pewna siebie”. Wyglądasz, jakbyś miała to we krwi. Nieprawdaż, Lyndonie?

– Czy zechce pani, panno Doyle, zaszczycić mnie i zatańczyć ze mną pierwszy taniec?

– Dziękuję, wasza książęca mość.

Lily powstrzymała się od zagryzienia wargi lub powiedzenia tego, co powtarzała Elizabeth w ciągu ostatniego tygodnia – zresztą bez skutku. Dowodziła, że chociaż ma najwspanialszą suknię balową, jaką kiedykolwiek widziała, i chociaż nauczyła się wykonywać ukłony, utrzymywać odpowiednią postawę, zwracać się do różnych osób i wykonywać tak śmieszne czynności, jak używanie w odpowiedni sposób wachlarza – okazało się, że służy on nie tylko do ochładzania się, kiedy jest gorąco – z pewnością nie może wziąć udziału w balu jako tancerka. To prawda, że miała lekcje tańca trzy razy w tygodniu, a kapryśny nauczyciel, który doprowadzał ją i Elizabeth do łez, oznajmił, że jest zdolną i pełną wdzięku uczennicą, ale mimo to nie czuła się na tyle pewna swych umiejętności, by tańczyć na prawdziwym balu. Nie czuła się nawet odpowiednio przygotowana, by tkwić nieruchomo gdzieś w najgłębszym cieniu sali balowej.

– Czy możemy już jechać? – spytał książę.

Pięć minut później Lily siedziała wraz z Elizabeth i księciem w jego miejskim powozie. Udawali się na bal do lady Ashton. Lily ma obowiązek tam pojechać, wyjaśniła Elizabeth, kiedy dziewczyna protestowała z przerażeniem. A jaki jest pożytek z przyzwoitki, jeśli nie może obracać się w towarzystwie ze swoją pracodawczynią? Elizabeth nie potrzebowała kolejnej służącej, miała już cały komplet. Potrzebna jej była przyjaciółka.

Lily była przerażona. Newbury Abbey dało jej przedsmak tego, na czym polegało życie wyższych sfer. Był to obcy, nieznany świat. Z tego, między innymi, powodu z zadowoleniem przyjęła fakt, że wcale nie jest mężatką. A teraz udawała się na bal w Londynie. Poczuła mdłości, chociaż podczas obiadu zdołała przełknąć jedynie kilka kęsów. Nie będzie zdziwiona, jeśli kolana odmówią jej posłuszeństwa, kiedy będzie wysiadała z powozu.

Miała nadzieję, że po tańcu z księciem Portfrey będzie mogła się wycofać w jakiś bezpieczny kącik, ale czy na balu znajdzie się takie miejsce? Miała nadzieję, że Elizabeth nie będzie naciskała, by zatańczyła z kimś jeszcze. Miała nadzieję, że nikt jej nie zna. Wiedziała, oczywiście, że niektórzy z obecnych gości z pewnością byli w kościele w Newbury na ślubie, który przerwała. Nie wierzyła jednak, że ktoś ją rozpozna. Z pewnością by ją haniebnie wyrzucono, jeśli ktokolwiek by odkrył, kim jest lub, co gorsza, kim nie jest. A z pewnością nie jest damą.

Kiedy zerknęła na księcia okazało się, że ten nie odrywa od niej wzroku. Zawsze przez niego traciła oddech – nie z tego samego powodu, co przebywając z Neville'em, i nie ze strachu. Nie potrafiła nazwać tego uczucia, wiedziała jednak, że nie jest ono przyjemne.

– To zupełnie nadzwyczajne – wymruczał.

– Nieprawdaż? – powiedziała wesoło Elizabeth. – Zupełnie jak Kopciuszek, zgodzisz się ze mną, Lyndonie? Musisz jednak przyznać, że nie niemożliwe. Jest w niej wiele piękna i naturalnego wdzięku, na którym można się było oprzeć. Nie stworzyliśmy nowej Lily. My jedynie wypolerowaliśmy dawną i uczyniliśmy ją taką, na jaką się zapowiadała.

– Ciekawe. – Książę uniósł brwi i spoglądał na nią uważnie. Mówił miękko, ale dziewczyna niespokojnie zdała sobie sprawę, że Elizabeth nie zrozumiała jego poprzedniej uwagi.

Nie miała jednak czasu na obawy. Powóz zwolnił, wreszcie zatrzymał się. Lily, wyjrzawszy przez okno, ujrzała, że stanęli w długiej kolejce pojazdów. Przed nimi widniał rzęsiście oświetlony pałac. Czerwony dywan rozpostarto od drzwi na schodach i chodniku tak, by goście wychodzący z powozów nie musieli stawać na twardej, zimnej ziemi.

Przybyli już prawie na miejsce. Musieli jeszcze poczekać na swoją kolej, tymczasem powozy podjeżdżały do dywanu, gdzie ubrani w liberię lokaje pomagali wysiąść pasażerom w bogatych strojach.

Lily marzyła ze strachem, by ich kolej nigdy nie nadeszła. To znów pragnęła, by mieli to już za sobą, by nie miała czasu na trwożne myśli.

– Wejdzie pani do domu wsparta o moje ramię, panno Doyle – powiedział spokojnie książę, najwyraźniej zdając sobie sprawę z jej niepokoju, chociaż myślała, że go nie okazuje. – Nic pani przy mnie nie grozi. A nawet bez mojego towarzystwa wygląda pani w każdym calu jak dama. Tak pięknie, że z pewnością wywoła pani podziw każdej obecnej tu osoby.

Lily nie chciała w ogóle zwracać na siebie uwagi, ale musiała przyznać, że jego słowa podziałały na nią uspokajająco. I nagle sprawił wrażenie człowieka, na którym można polegać i któremu można ufać. Uspokoiła się. Aż wreszcie powóz podjechał kolejnych kilka metrów, jeden z lokajów otworzył drzwi i rozłożył schodki.


*

Neville przyjechał na bal dość późno. Zjadł obiad z markizem Attingsborough, a potem zasiedzieli się nad swoim porto dłużej niż zwykle.

– Tak naprawdę, nie miałem okazji jej zobaczyć – przyznał kuzyn. – Elizabeth trzymała ją cały czas przy sobie. Nie wiedziałbym nawet, że przebywa w mieście, gdybym nie był w Newbury, kiedy stamtąd wyjeżdżała. Cały świat wie, że Lily przyjedzie na bal, i oczywiście, że ty tam będziesz.

Neville skrzywił się. Myślał, że wie – miał taką nadzieję – co Elizabeth zamierza, nie był jednak pewien, czy pochwala stosowane przez nią metody. Wolałby po prostu odwiedzić je w domu, ale ciotka nie zgodziła się na to. Mógłby się założyć, że Lily nawet nie wie o jego przyjeździe do Londynu.

Starał się nie myśleć, jak zareagowałaby na wiadomość o tym lub jak zareaguje, widząc go niespodzianie dzisiaj.

Biedna Lily – dzisiaj wieczór czeka ją nie tylko ta niespodzianka. Spodziewał się po Elizabeth większej delikatności, wiedziała przecież, że Lily czuje się niepewnie w towarzystwie, nie musiała jej brać ze sobą na bal, skoro nawet zwykły dzień w Newbury Abbey był ponad siły dziewczyny. Nie da sobie rady w takiej sytuacji, i znienawidzi to. Gdy wreszcie razem z kuzynem dotarł na Cavendish Square i wszedł na schody prowadzące do sali balowej Ashtonów, denerwował się o nią równie mocno jak o siebie.

– Do licha – wymruczał do przyjaciela, kiedy stanęli w drzwiach. – Po co ja to robię?