Joseph uśmiechnął się do niej.

– Ludzie, którzy kłamią, Lily, idą po śmierci prosto do piekła.

– W takim razie udowodnię wam to.

Dlatego właśnie znajdowali się teraz w bibliotece. Dziewczyna zaproponowała, by markiz zdjął z półki jakąś książkę, a ona przeczyta na głos pierwsze zdanie.

– Czy masz jakieś książki z kazaniami, Elizabeth? – spytał markiz, rozglądając się po półkach.

– Wierzę pani na słowo, panno Doyle – powiedział pan Wylie. – Jestem pewien, że czyta pani bardzo dobrze. A nawet, jeśli tak nie jest, to i cóż z tego.

Lily uśmiechnęła się do niego.

– Rycerskie zachowanie wobec dam nigdy nie należało do najmocniejszych stron Josepha, panie Wylie – oznajmiła Elizabeth. – Nie szukaj kazań, Josephie. Nasłucham się ich dosyć na niedzielnej mszy.

– Wstydziłabyś się – wymruczał. – O, co my tu mamy, Wędrówki pielgrzyma. - Teatralnym gestem zdjął z półki oprawny w skórę tom i otworzył go na pierwszej stronie, po czym podał go Lily.

Zaśmiała się i jednocześnie okropnie zaczerwieniła. Poczuła się jeszcze bardziej zakłopotana, kiedy ktoś pojawił się w drzwiach. Ujrzała księcia Portfrey. Widocznie dopiero co przyjechał do miasta i przybył, by przywitać się z Elizabeth.

– Och, Lyndon – zwróciła się do niego pani domu. – Joseph właśnie obraził Lily, insynuując, że jest analfabetką. Lily ma zamiar mu udowodnić, że się myli.

Książę uśmiechnął się i stanął niedaleko wejścia, zakładając ręce na plecach.

– Może się założymy, Attingsborough – zaproponował. – Na pewno przegrałbyś mnóstwo pieniędzy.

– O masz ci los – powiedziała Lily. – Nie czytam jeszcze dobrze. Może nie uda mi się odczytać każdego słowa. – Pochyliła głowę i ujrzała z ulgą, że pierwsze zdanie nie należy do skomplikowanych, poza tym nie zawiera długich wyrazów.

– „Kiedy przeszedłem pustkowie tego świata” – przeczytała jednostajnie, przerywając co chwila. – „Znalazłem pewne miejsce, gdzie znajdowała się jaskinia, a kiedy usnąłem, miałem sen”. – Spojrzała z triumfalnym uśmiechem i opuściła książkę.

Panowie zaczęli bić brawo, markiz zagwizdał.

– Brawo, Lily – zawołał. – Może jednak dostaniesz się do nieba. Przyjmij moje najpokorniejsze, najuniżeńsze przeprosiny. – Wziął książkę z jej rąk i zamknął ją z trzaskiem.

Lily spojrzała na księcia, który zrobił w jej stronę kilka kroków. Uśmiech zamarł na jej ustach. Portfrey patrzył na nią z pobielałą twarzą. Wszyscy to zauważyli. W pokoju rozległy się podniecone szepty.

– Lily, skąd masz ten medalionik? – odezwał się dziwnym, stłumionym głosem.

Zakryła ręką wisiorek.

– Należy do mnie – odparła. – Rodzice mi go podarowali.

– Kiedy? – spytał.

– Zawsze go miałam, odkąd tylko pamiętam. Jest mój. – Znów ogarnął ją strach. Zacisnęła palce na łańcuszku.

– Pozwól, że mu się przyjrzę. – Podszedł do niej na wyciągnięcie ręki.

Lily zacisnęła jeszcze mocniej dłoń.

– Lyndon… – zaczęła Elizabeth.

– Pozwól mi go zobaczyć!

Dziewczyna odsunęła rękę. Patrzył na medalionik z twarzą jeszcze bardziej, o ile to było możliwe, pobladłą, wyglądał, jakby był bliski omdlenia.

– Ma splecione litery F i L – powiedział. – Otwórz go, proszę. Co znajduje się w środku?

– Lyndonie, o co chodzi? – W głosie Elizabeth zabrzmiała irytacja.

– Otwórz go! – Książę nie zwrócił uwagi na panią domu.

Lily potrząsnęła głową, przepełniona strachem, mimo że w pokoju przebywały inne osoby. Portfrey zdawał się nie być świadomy ich obecności, w końcu odwrócił wzrok od wisiorka i potarł oczy dłonią. Następnie, kiedy przyglądali mu się w milczeniu, poluzował krawat i wyciągnął spod koszuli złoty łańcuszek, na którym wisiał medalionik identyczny z tym, który miała dziewczyna.

– Istniały tylko dwa takie same – wyjaśnił. – To ja kazałem je zrobić. Czy w twoim coś jest, Lily?

Potrząsnęła głową.

– Dostałam go od taty – powiedziała. – On nie był złodziejem.

– Nie – odparł książę. – Nie, z pewnością nie był. Czy jest coś w środku?

Ponownie potrząsnęła głową i odstąpiła krok do tyłu.

– Jest pusty – oświadczyła. – Należy do mnie. Nie zabierze mi go pan. Nie pozwolę na to.

Elizabeth stanęła obok niej.

– Lyndon, sprawiłeś, że Lily się ciebie boi. Co to ma wszystko znaczyć? Kazałeś specjalnie zrobić dwa identyczne medalioniki?

– L oznacza Lyndon, a F – Frances. Moja żona. Twoja matka, Lily.

Dziewczyna spojrzała na niego bez wyrazu.

– Jesteś Lily Montague – powiedział, patrząc na nią. – Moją córką.

Lily potrząsnęła głową. Miała wrażenie, że szumi jej w uszach.

– Lyndon. – Usłyszała głos Elizabeth. – Skąd takie przypuszczenie? Może…

– Wiem to, odkąd ujrzałem ją w kościele w Newbury. Z wyjątkiem błękitnych oczu jest niesamowicie podobna do Frances, do swojej matki.

– Do licha! Spójrzcie na pannę Doyle – powiedział zupełnie niepotrzebnie jeden z mężczyzn.

Książę podskoczył do Lily i złapał ją w ramiona. Dziewczyna, na wpół przytomna, ujrzała swój, nie, jego medalionik, zwisający z jego szyi tuż przed oczami.

Posadził ją na sofie i zaczął pocierać jej dłonie, a Elizabeth podłożyła pod głowę poduszkę.

– Nie miałem dowodów, Lily – powiedział książę. – Aż do tej pory. Wiedziałem, że żyjesz, chociaż nie miałem nic na potwierdzenie tego faktu. Nie mogłem cię odnaleźć. Nigdy nie przestałem cię szukać. A kiedy weszłaś do kościoła…

Lily potrząsała głową. Nie chciała tego słuchać.

– Lyndon – odezwała się spokojnie Elizabeth. – Wolniej. Sama ledwo jestem przytomna. Wyobraź sobie, jak musi się czuć Lily.

Książę popatrzył na Elizabeth, a potem rozejrzał się po pokoju.

– Tak – powiedziała. Inni taktownie wyszli z pokoju. – Lily, kochanie, nie masz się czego bać. Nikt nie ma zamiaru nic ci zabierać.

– Mama i tata byli moimi rodzicami – wyszeptała dziewczyna.

Elizabeth pocałowała ją w czoło.

– Co tu się dzieje? – Od drzwi rozległ się nowy, energiczny głos. – Joseph powiedział mi, żebym szybko tu przyszedł. Lily?

Krzyknęła i zerwała się na nogi. Znalazła się w jego ramionach, zanim zrobiła choć krok od sofy. Objął ją mocno, przycisnęła twarz do jego piersi.

– To ja ją wytrąciłem z równowagi, Kilbourne – wyjaśnił książę. – Właśnie oznajmiłem jej, że jest moją córką.

Lily wtuliła się mocniej w ciepłe i bezpieczne ramiona Neville'a.

– Tak, wiem o tym – usłyszała. – To prawda.


*

– List adresowano do lady Frances Lilian Montague – wyjaśniał Neville. – Ktoś jednak napisał poniżej innym charakterem pisma, tak mnie przynajmniej zapewnił pastor, „Lily Doyle”.

Siedział na sofie obok niej, trzymając ją za rękę. Dziewczyna była tak oszołomiona, że sprawiała wrażenie nieobecnej. Książę Portfrey przeszedł przez pokój i wrócił ze szklanką brandy, którą bez słowa jej podał. Potrząsnęła głową. Odstawił szklankę i usiadł na krześle naprzeciwko. Patrzył na nią teraz, niemal pożerając ją wzrokiem. Elizabeth przechadzała się po pokoju.

– Gdybyśmy tylko wiedzieli, co było w tym liście – powiedział Portfrey smutno.

– Ależ wiemy – odezwał się Neville. – List zaadresowano do Lily Doyle. William Doyle był jej najbliższym krewnym, chociaż nie zdawał sobie sprawy z jej istnienia. Pastor otworzył list i przeczytał go.

– I pamięta jego treść? – spytał gwałtownie książę.

– Jeszcze lepiej. Sporządził odpis. Po przeczytaniu listu poradził Williamowi, by zaniósł list do Nuttall Grange do barona Onslow, dziadka Lily. Pomyślał jednak, że William powinien dostać kopię. Może uważał, że Doyle'owie zechcą jakiegoś zadośćuczynienia za lata opieki Thomasa Doyle'a nad Lily.

Dziewczyna splatała między palcami kosztowne frędzle zdobiące wieczorową suknię. Zachowywała się spokojnie i apatycznie, jak dziecko siedzące w towarzystwie dorosłych.

– Czy masz tę kopię, Kilbourne? – powiedział z napięciem w głosie książę.

Neville wyjął list z kieszeni i podał bez słowa. Portfrey zaczaj po cichu czytać.

– Lady Frances Montague poinformowała swego ojca, że na kilka miesięcy wyjeżdża do chorej szkolnej koleżanki – powiedział po kilku minutach Neville. Elizabeth usiadła przy nich. – Tak naprawdę udała się do swej byłej pokojówki i jej nowo poślubionego męża, Beatrice i Thomasa Doyle'ów, by u nich urodzić dziecko.

Lily rozplotła frędzle i od nowa zaczęła je splatać.

– Małżeństwo z Lyndonem Montague zawarte zostało w sekrecie mówił dalej Neville. – Obydwoje postanowili, że nie zdradzą tej tajemnicy, dopóki on nie wróci z Holandii. Wysłano go jednak z pułkiem do Indii Zachodnich, a ona odkryła, że spodziewa się dziecka. Bała się gniewu ojca i teścia. Co gorsza, bała się swego kuzyna, który zmuszał ją do ślubu, by odziedziczyć fortunę i majątek, a także tytuł po śmierci Onslowa. Bała się tego, co zrobi jej i dziecku, kiedy dowie się prawdy.

– Pan Dorsey? – spytała Elizabeth.

– Nie kto inny. – Książę złożył list i umieścił go na kolanach. Znów spojrzał na Lily. – Jakże byliśmy naiwni, wierząc, że nasze małżeństwo ochroni Frances przed tym człowiekiem. Stało się, oczywiście, inaczej.

– Bała się wrócić do domu z dzieckiem – ciągnął dalej Neville. – Czekała, aż mąż przyjedzie z Indii Zachodnich. Napisała mu o sytuacji, w jakiej się znalazła. Tymczasem zostawiła dziecko u Doyle'ów. Zapewne chciała wierzyć, że wkrótce po nie wróci razem z mężem. Bała się jednak o własne bezpieczeństwo. Zostawiła więc z dzieckiem medalionik i list, jakby przeczuwała, że spotkają coś złego.

– Zawsze uważałem, że jej śmierć nie była przypadkowa – powiedział książę. – Podejrzewałem, że to Dorsey ją zabił. Istotnie poinformowała mnie, że spodziewa się dziecka, jeśli jednak napisała jeszcze jeden list, z pewnością go nie otrzymałem. Kiedy zmarła, dziecka przy niej nie było i nikt o niczym nie wiedział. Myślałem, że mogła się pomylić, kiedy pisała pierwszy list, lub że poroniła. Jednak z niewiadomych przyczyn zawsze wiedziałem, że dziecko istnieje, że gdzieś w świecie jest ktoś, kto jest moim synem lub córką. Sprawdziłem każdą możliwość, która mi przyszła do głowy, nie wiedziałem jednak o Beatrice Doyle.

– Lyndon, czy to pan Dorsey próbował zabić Lily? – spytała Elizabeth. – Nie mogę wprost uwierzyć, że byłby do tego zdolny.

– Onslow jest ciężko chory – powiedział Neville. – Prawdopodobnie to Dorseyowi William Doyle dostarczył list. Doyle odkrył więc prawdę, chociaż był przekonany, że Lily nie żyje. Ciekawe, czy śmierć Williama Doyle'a to też był wypadek. Może domagał się od Onslowa jakiejś nagrody za lata opieki nad jego wnuczką. Pastor z Leavenscourt z pewnością ma szczęście, że jeszcze żyje. Nagle Lily pojawiła się w Newbury. Dorsey również znajdował się w kościele. Zobaczył to samo, co Portfrey.

– Lily. – Książę pochylił się nagle na krześle i wziął jej wolną rękę w swe dłonie. List upadł zapomniany na podłogę. – Beatrice i Thomas Doyle'owie to twój ojciec i matka. Stworzyli ci rodzinę i dali bezpieczeństwo, wychowali cię i obdarzyli głęboką miłością. Nikt, a już na pewno nie ja, nie ma zamiaru ci ich odbierać. Zawsze będą twoimi rodzicami.

Wtuliła głowę w ramię Neville'a, widział jednak, że uniosła wzrok, by spojrzeć na Portfreya.

– Kochaliśmy się, Lily – rzekł książę. – Twoja m… Frances i ja. Jesteś dzieckiem zrodzonym z uczucia. Obdarzylibyśmy cię naszą miłością, gdyby… – Zaczerpnął powietrza i wypuścił je wolno. – Kochała cię na tyle, by zapewnić ci, przynajmniej na jakiś czas, bezpieczeństwo. W ciągu ostatnich dwudziestu lat nie mogłem się pogodzić z jej śmiercią i nie mogłem zrezygnować z myśli, że istniejesz naprawdę. Nie porzuciliśmy cię. Jeśli mogłabyś pomyśleć o niej, o Frances, mojej żonie, jako o twojej mamie, Lily, gdyby ona nie… Jeśli mogłabyś tylko pomyśleć o mnie jak o twoim ojcu… Nie chciałbym rywalizować z twoim tatą. Nigdy. Pozwól mi jednak… – Podniósł jej rękę do ust, a potem uwolnił ją i wstał.

– Gdzie się wybierasz? – spytała Elizabeth.

– Lily jest w szoku – powiedział. – A ja tylko samolubnie zawracam jej głowę. Muszę wyjść, Elizabeth. Wybaczysz mi? Przyjdę jutro, jeśli nie masz nic przeciwko temu. Nie próbuj jednak zmuszać Lily, by mnie przyjęła. Opiekuj się nią.

– Wasza książęca mość – dziewczyna odezwała się po raz pierwszy, odkąd Neville wszedł do pokoju. Portfrey i Elizabeth odwrócili się do niej. – Przyjmę pana… jutro.

– Dziękuję. – Nie uśmiechnął się, ale kiedy spojrzał na nią, znów nie mógł oderwać od niej wzroku. Wreszcie ukłonił się oficjalnie i ruszył w kierunku drzwi.

– Poczekaj na mnie, Portfrey – odezwał się Neville. – Zaraz do ciebie przyjdę.

Książę skinął głową i wyszedł z Elizabeth.

Neville wstał, pociągając za sobą Lily. Objął ją ramionami i przytulił do siebie. Jakie to jest uczucie, zastanawiał się, kiedy ktoś odkrywa, że jego ukochani rodzice nie są prawdziwymi rodzicami? Próbował sobie wyobrazić, jak sam odkrywa taką prawdę. Czułby się pozbawiony korzeni, kotwicy. Czułby… strach.