– Powinienem pamiętać o sobie. Moją powinnością jest poślubić ciebie, Elizabeth. Kocham cię. Czy wyjdziesz za mnie?

– Och. – Przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć, on zaś odwrócił jej dłoń i odszukał ustami odsłonięty nadgarstek. – Pożałujesz tego już po kilku dniach, kiedy sprawy Lily ułożą się i zdasz sobie sprawę, że możesz teraz robić, co tylko zechcesz.

– Czy to znaczy, że mi odmawiasz, moja droga? – Nagle posmutniał, w jego głosie nie słychać już było śmiechu. – Czy możesz spojrzeć na mnie i powiedzieć, że taka jest twoja decyzja, że mnie nie kochasz i wolisz resztę życia spędzić sama zamiast ze mną? Spójrz mi w oczy.

Odwróciła głowę i popatrzyła najpierw na jego podbródek, a potem prosto w błękitne oczy. Czy to spojrzenie było przeznaczone dla niej? Takie samo, jakim patrzył Neville na Lily i jakiego ona im zazdrościła? Portfrey nie odrywał od niej oczu.

– Obiecaj, że nie pożałujesz tej decyzji. – Nadzieja i strach tworzyły osobliwą mieszankę, przyprawiając ją niemal o mdłości. – Obiecaj, że nie będziesz żałował, jeśli za rok lub dwa nie doczekamy się dzieci. Obiecaj…

Zaczął ją mocno całować.

– Aż do tej pory nie wiedziałem, że potrafisz pleść takie androny, Elizabeth – powiedział minutę później.

– Lyndonie. – Zamrugała powiekami. W niewiadomy sposób jej ręce znalazły drogę do jego ramion. – Och, Lyndonie, jesteś taki, taki…

Pocałował ją znowu, tym razem mocniej, wsunął język pomiędzy jej rozchylone wargi i zęby aż do wnętrza ust. Był to tak szokująco intymny dotyk, że straciła oddech, poczuła, że słabnie w kolanach i musiała zacisnąć ramiona na jego szyi, by nie upaść. A potem oddała pocałunek, dotykając jego język swoim, ssąc go, słuchając z radością jak odpowiada cichym pomrukiem.

Uśmiechał się, kiedy znów podniósł głowę.

– Przepraszam. Przerwałem ci. Co mówiłaś?

– Mam przeczucie, że nie pozwolisz mi skończyć żadnego zdania, którego nie będziesz chciał usłyszeć – odezwała się srogim tonem.

– Szybko się uczysz. – Żartobliwie potarł jej nos swoim. Znów zaczął ją całować delikatnie od policzka do skroni, a następnie lekko kąsać jej ucho, czym wywołał stłumiony okrzyk rozkoszy. – Jesteś przecież inteligentną kobietą. Teraz już wiesz, jak będę wymuszał małżeńskie posłuszeństwo.

– Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jaki potrafisz być niedorzeczny. I pozbawiony skrupułów. Lyndonie?

– Mmm?

– Kocham cię – powiedziała, zamykając oczy. – I jako bliskiego przyjaciela i o wiele bardziej. Jeśli wyjdę za ciebie, będę się starała dać ci syna.

Odrzucił do tyłu głowę, roześmiał się głośno i następnie przytulił ją do siebie mocno.

– Naprawdę? To dość prowokująca propozycja, moja kochana, bardzo prowokująca. Sprawdzę twoje postanowienie w noc poślubną, przyrzekam ci to, a potem będę je sprawdzał w każdą kolejną noc. A czasami może także rano lub po południu. Kiedy, Elizabeth? Wkrótce? Jeszcze szybciej? Wystarać się o specjalne pozwolenie? Nie mam cierpliwości do zapowiedzi ślubnych, a ty? Mam już czterdzieści dwa lata. Ty masz trzydzieści sześć. Chcę, byśmy byli ze sobą codziennie, w każdej chwili przez resztę życia.

– Nie jesteśmy jeszcze tacy starzy – zaprotestowała. Oczywiście – zgodził się, całując ją znów w usta. Uśmiechnął się.

– Zobaczmy, co te dzieciaki postanowią w ciągu następnych dwóch dni. Z pewnością będę upierał się przy odpowiednim ślubie w Rutland dla mojej ukochanej Lily, nigdzie indziej. Chciałbym jednak bardzo, by jej macocha pomogła mi wszystko przygotować.

– Aha! – krzyknęła. – Teraz już wiem, o co tu chodzi. Teraz już znam prawdziwy powód, dla którego namawiałeś mnie tak usilnie…

Zamknął jej usta długim namiętnym pocałunkiem.

26

Lily odkryła, że Newbury Abbey nic się nie zmieniło, a jednak wygląda jakoś inaczej. Kiedy tu była poprzednim razem, czuła się zdeprymowana, wszystko ją przytłaczało. Obecnie mogła podziwiać wspaniałość i elegancję pałacu. Teraz czuła się tu jak w domu. Ponieważ to był jego dom i z pewnością stanie się jej domem.

Przez półtora dnia od przyjazdu rozmawiała ze wszystkimi gośćmi i cieszyła się ich towarzystwem. Również służących w kuchni, z którymi wypiła rano kawę, obierając ziemniaki. Przebywała także w towarzystwie Neville 'a, ale nigdy sam na sam. Jedyną okazją do chwili samotności była minuta – nie, nawet nie tyle – kiedy wsunął się do wnętrza powozu po ich przyjeździe.

To nie było ważne. Istniał sposób bycia z kimś sam na sam, nawet wśród tłumu. Dorastała otoczona przez pułk żołnierzy, ich kobiet i dzieci, i nauczyła się tego dosyć wcześnie.

Rozmawiali ze sobą, ale w towarzystwie innych osób. Patrzyli na siebie i uśmiechali się do siebie – ciągle na oczach innych. Ale łączyło ich ciche porozumienie. Oboje wiedzieli, że Lily zostanie tu do końca życia.

Nie wypowiedzieli tego głośno, bo odpowiedni moment jeszcze nie nadszedł. Nie starali się niczego przyspieszać, jakby za obopólną cichą zgodą. Czekali już tak długo, tyle przeżyli. Chwila ich ostatecznego połączenia nadejdzie sama. Nie trzeba przyspieszać biegu zdarzeń.

W salonie zwinięto dywan, by wieczorem, podczas przyjęcia urodzinowego hrabiny, mogły się odbyć tańce. Lady Wollston, czyli ciotka Neville'a, Mary, zajęła miejsce przy fortepianie. Neville zatańczył z matką, a potem z siostrą ponieważ Gwendoline mimo kłopotów z nogą lubiła tańczyć. Następnie poprosił Elizabeth i Mirandę.

I, oczywiście na koniec, zatańczył z Lily, wybierając walca.

– Widzisz, Lily, jestem samolubny – powiedział do niej z uśmiechem. – Gdyby to był wiejski taniec nie miałbym nic przeciwko temu, żebyś zatańczyła go z kimś innym. W walcu mam cię tylko dla siebie.

Lily zaśmiała się. Tańczyła już z ojcem, z Josephem, z Ralphem i Halem. Świetnie się bawiła. Wiedziała, że w końcu zatańczy z nim.

– Wiedziałam, że wybierzesz walca.

– Lily. – Przysunął odrobinę bliżej głowę. – Jesteś niezamężną kobietą, córką księcia, ograniczają cię nakazy przyzwoitości, do których musi się stosować dama z dobrego towarzystwa.

Oczy Lily błysnęły wesoło.

– Rozmawiałem już z Portfreyem i mam jego zgodę – powiedział Neville. – Mógłbym oświadczyć ci się oficjalnie jutro w bibliotece. Twój ojciec i Elizabeth przyprowadziliby cię tam i taktownie zostawiliby nas razem na piętnaście minut. Ale nie na dłużej, bo to byłoby nie na miejscu.

– O? – Lily zaśmiała się znowu. – W twoim głosie i w wyrazie twojej twarzy dostrzegam jeszcze inną możliwość. Jeśli perspektywa kwadransa w bibliotece nie napawa cię radością, mnie zresztą również, jaki masz pomysł?

Uśmiechnął się do niej.

– Portfirey wyzwałby mnie na pistolety o świcie, gdybym tylko o tym pomyślał.

– Neville. – Przysunęła się bliżej. Dzieląca ich odległość mogłaby wywołać skandal wśród wyższych sfer na balu, byli jednak wśród rodziny, która śledziła ich z tkliwym pobłażaniem, udając, że w ogóle nie patrzy. – Czy masz na myśli jakieś inne miejsce zamiast biblioteki? O! Czy mam to powiedzieć? Masz na myśli dolinę, prawda? Wodospad i jeziorko. Domek.

Skinął głową i uśmiechnął się.

– Jutro? – spytała. – Nie, tata mógłby się zdenerwować. Masz na myśli dzisiejszą noc, prawda?

Nie przestawał się uśmiechać. Lily odwzajemniła mu uśmiech. Patrzyli sobie głęboko w oczy, ledwo zdając sobie w ogóle sprawę, że tańczą. A Lily, odczuwając przemożną słabość w kolanach, wiedziała, że właśnie nadszedł ten moment. Idealny moment. Neville odezwał się znowu, kiedy skończył się taniec.

– Pójdziesz tam ze mną, Lily?

– Oczywiście.

– Kiedy już wszyscy zasną, zapukam do twoich drzwi.

– Będę czekała.

Tak, pomyślała Lily kilka minut później, kiedy szła do swego pokoju, wyściskawszy przedtem hrabinę, Elizabeth, ojca i pożegnawszy się stosownie z Neville'em. To właśnie powinni zrobić – iść do domku. Tej nocy. Była teraz damą, córką księcia, była niezamężna i ograniczały ją konwenanse towarzyskie. Jednak ważniejszy od tych spraw był fakt, że była Lily, że w głębi serca była już żoną Neville'a od dwóch lat, i że wiązało ich coś silniejszego niż stworzone przez ludzi zasady.


*

Księżyc, niemal w pełni, świecił z czystego, obsypanego gwiazdami nieba. Panował jesienny chłód, ale Lily, trzymając Neville'a za rękę, postrzegała i czuła jedynie piękno tej chwili. Minęli pospiesznie stajnię, przemknęli przez trawnik, pobiegli między drzewami, a potem wśród paproci, po stromym zboczu do doliny. Nic nie mówili, nawet kiedy już byli wystarczająco daleko od domu i nikt nie mógł usłyszeć ich głosów. Nie było takiej potrzeby. Coś głębszego niż słowa pulsowało między nimi, kiedy szli.

Wreszcie znaleźli się w dolinie i zaczęli iść w kierunku wodospadu, jeziorka i domku. To właśnie tutaj przeżyli razem inny moment – na pewno zbyt krótki – moment całkowitego największego szczęścia, zanim rozdzieliły ich zdarzenia, których nie chcieli teraz pamiętać. Wrócili do miejsca, w którym czuli się szczęśliwi. I byli szczęśliwi teraz.

Wrócili do miejsca, do którego należeli.

Neville odezwał się dopiero wtedy, gdy znaleźli się przed drzwiami domku.

– Lily, zanim porozmawiamy, będziemy się kochać, dobrze? – Pochylił się nad nią, ujmując jej twarz w swe dłonie. – Chociaż ani kościół, ani państwo nie uznały naszego małżeństwa.

– Ja uważam, że jesteśmy małżeństwem – odparła. – Ty również. To jest najważniejsze. Jesteś moim mężem.

To zawsze była prawda, nawet wtedy, na wzgórzach Portugalii, kiedy przeżyła szok i była pogrążona w żałobie. Nawet wtedy wiedziała, że Neville jest dla niej najważniejszy na świecie. Nikt – a tym bardziej bezosobowe siły kościoła czy państwa – nie mógł odebrać ich małżeńskiej przysiędze wagi ani świętości.

– Tak – odrzekł i zamknął oczy. – Tak, jesteś moją żoną.

Po wejściu do domku zapalił dwie świece. Lily wzięła jedną z nich i zaniosła do sypialni, a Neville przyklęknął przy kominku, by rozniecić ogień. Powietrze było lodowato zimne.

– Zaraz zrobi się ciepło – powiedział. Wstał, rozpiął płaszcz, przyciągnął ją do siebie i okrył ich oboje. – Będziemy się przytulać i całować, aż zrobi się na tyle ciepło, byśmy mogli się rozebrać i położyć do łóżka.

Lily roześmiawszy się, odchyliła głowę do tyłu i popatrzyła na niego.

– W naszą noc poślubną również było zimno – przypomniała.

– O, tak, na niebiosa. – Roześmiał się. – Tylko płaszcze, koce i namiot chroniły nas przed grudniowym chłodem.

– I miłość – dodała.

Przycisnął usta do jej warg.

– Pewnie cię okropnie wtedy poturbowałem. To nie był najlepszy wstęp do świata namiętności, nie tak to by wyglądało, gdybym mógł to zaplanować.

– To była jedna z dwóch najpiękniejszych nocy w mym życiu. Inną spędziliśmy tutaj. Przy kominku jest już ciepło.

– Ale podłoga jest twarda.

Uśmiechnęła się do niego kokieteryjnie.

– Nie tak twarda jak ziemia w namiocie w Portugalii.

Ściągnęli poduszki i całe nakrycie z łóżka. Wykorzystali również płaszcze. Nie zdjęli wszystkich ubrań. Podłoga rzeczywiście była twarda i chłodna, a powietrze wcale się jeszcze dobrze nie nagrzało, mimo trzaskającego w kominku ognia.

Ich namiętność nie zauważała tych niedogodności. Istnieli tylko oni obydwoje, ciepli, żywi i pełni pożądania. Neville pieścił ją rękoma i ustami, mrucząc miłosne wyznania, a kiedy wszedł w nią głęboko, przestali być dwojgiem ludzi, stali się jednym ciałem, jednym sercem, po prostu jednością. I kiedy zaczął się w niej poruszać przez długie minuty dzielonej wspólnie namiętności stali się jedną wielką oszałamiającą rozkoszą.

O, tak, byli sobie poślubieni.


*

Neville zasnął, nie wypuszczając jej z ramion. Spał, a Lily czuła ciężar jego odprężonego ciała. I twardą podłogę pod plecami. Kiedy zsunął się z niej, jęknęła cicho i przytuliła się do niego, mrucząc sennie.

Ujrzał przez ramię, że ogień w kominku rozpalił się na dobre. Nie spał więc długo.

– Pewnie bolą cię wszystkie kości.

– Mmm. – Westchnęła. Potem uniosła głowę i pocałowała go powoli w usta. – Czy po tym wszystkim zechcesz uczynić ze mnie uczciwą kobietę?

– Lily. – Przycisnął ją do siebie mocno. – O, Lily, kochana. Tak jakbyś nie była uczciwą kobietą… Jesteś moją żoną. Możesz tysiące razy odmawiać mi swej ręki, a ja nigdy w to nie zwątpię.

– Nie mam zamiaru odmawiać ci tysiąc razy – odparła. – Ani nawet jeden raz. Powiedziałam „tak”, kiedy poprosiłeś mnie pierwszy raz. Wtedy zostałam twoją żoną, byłam nią nawet potem, kiedy wiosną nie chciałam zalegalizować naszego związku. Teraz nie mówię „nie”. Jestem twoją żoną i chcę, by cały świat się o tym dowiedział – mój ojciec, twoja mama, wszyscy. By dowiedział się o tym, co już od dawna jest prawdą.

Pocałował ją.

– Tata marzy o dużym weselu, chociaż dla mnie najważniejszy jest nasz ślub w Portugalii. Chciałby, żebyśmy wzięli ślub w Rutland Park. Musimy się na to zgodzić, Neville. Jest dla mnie kimś wyjątkowym. On… ja go kocham.