– A ty chciałaś wzywać pomoc! – zaśmiała się Kelly.
– Wciąż uważam, że powinnyśmy…
BUM!
Łodzią wstrząsnęła eksplozja. Buchnął dym i ogień. Drewno pękało z trzaskiem, strzelały płomienie. Caitlyn upadła. Uderzyła głową o pokład. Poczuła potężny ból.
Gdzieś daleko usłyszała przerażony krzyk Kelly.
Dziób motorówki zanurzył się ostro.
Caitlyn starała się nie stracić przytomności. Kurczowo zacisnęła palce na relingu.
– Kelly! – chciała krzyknąć, ale nie udało się jej wydać żadnego dźwięku. – Kelly! – Miotało nią po pokładzie.
Z leniwym, złowieszczym jękiem pękł kadłub, rozlane paliwo wciąż płonęło. Łódź rozpadła się na kawałki.
– Kelly! – Z gardła Caitlyn wydobył się tylko szept. Boże, gdzie ona jest? – Kelly! – Ogarnęła ją panika, a czarna otchłań wciąż próbowała ją wciągnąć. Wpatrując się w dym i ciemność, widziała, jak szczątki wymarzonej łodzi Kelly toną w odmętach. Załatają zimna woda i pociągnęła w dół, ale Caitlyn rozpaczliwym wysiłkiem zdołała utrzymać się na powierzchni. Boże, nie pozwól, żebym straciła przytomność, nie pozwól mi utonąć. Kelly! Kelly, gdzie jesteś? Zobaczyła unoszący się na wodzie kawał styropianu i złapała się go kurczowo, obejmując ramionami. – Kelly! – krzyknęła, kaszląc i krztusząc się. – Kelly! – Nie mogła złapać tchu. Nagle pochłonęła ją ciemność. Poczuła, jak zimna woda wciąga ją w głąb, a gdzieś w oddali usłyszała rozdzierający jęk.
Nie miała sił walczyć. Woda wdarła się do jej płuc.
Zamknęła oczy i zaczęła modlić się do Boga, któremu nie ufała.
Wciąż nie mogła spokojnie myśleć o tym strasznym wypadku. Teraz, dziesięć lat później, znów poczuła tamten przejmujący chłód i tamtą grozę. Zadrżała.
Adam z brodą opartą na dłoni, z notatnikiem na kolanach patrzył na nią w skupieniu.
– Dobrze się czujesz? – zapytał.
Dopiero teraz łzy napłynęły jej do oczu. Zamrugała nerwowo. Usłyszała skrzypnięcie fotela, gdy Adam wstał po pudełko chusteczek. Usiadł koło niej i podał jej jedną.
– Wszystko w porządku. – Wzięła chusteczkę i wytarła głupie łzy, zirytowana, że nie potrafi nad sobą zapanować. Ale przecież Adam nieraz widział ludzi w takim stanie. Na miłość boską, to jego praca. Tym się właśnie zajmował. Albo nawet jeszcze gorszymi przypadkami, o ile to w ogóle możliwe. Mimo to czuła się jak idiotka.
– Chcesz o tym mówić? – zapytał Adam łagodnie, z troską w głosie.
– Nie ma już nic więcej do powiedzenia. – Próbowała powstrzymać potok przeklętych łez. – Straciłam przytomność, znalazła mnie jakaś łódź. Ocknęłam się trzy dni później.
– A Kelly?
– Kelly zawsze się udaje – powiedziała Caitlyn. – Ją też ktoś znalazł i zawiózł do szpitala jeszcze przede mną. Myślę, że najbardziej zmartwiła ją utrata łodzi. Pluła sobie później w brodę, że jej nie ubezpieczyła. – Uśmiechnęła się i dodała: – Ale jakoś nigdy nie wspomniała, że chce kupić nową.
– Czy możesz mi coś jeszcze o niej opowiedzieć?
Caitlyn przewróciła oczami.
– Mnóstwo rzeczy. Jest szalona i odważna. Bystra. W dzieciństwie ciągle pakowała nas w kłopoty, mnie i mojego przyjaciela Griffina. Teraz pracuje w Maxxellu jako zaopatrzeniowiec. Często wyjeżdża, za często… Nie układa jej się z resztą rodziny.
– Dlaczego?
– Przez ten wypadek na łodzi. Nie tylko przepuściła sporą część pieniędzy zgromadzonych w funduszu, ale też omal nas nie zabiła. – Caitlyn skubała chusteczkę.
Czekał. Przygryzła wargę. Tak trudno mówić o pewnych sprawach.
– Caitlyn? – Głos Adama zmienił rytm jej serca. To było beznadziejnie głupie. Poczuła zapach mydła i płynu po goleniu, zapach, który drażnił jej zmysły. – Jest jeszcze coś, prawda? – zapytał i przez moment miała ochotę wtulić się w niego i przywrzeć do niego całym ciałem.
– Nie wiem, czy powinnam o tym mówić – przyznała, strzępiąc chusteczkę.
Czekał.
– Jak uważasz. To twoja decyzja.
Myślała, że dotknie jej, poklepie po ramieniu, obejmie. Chciała tego. Chciała poczuć dotyk zatroskanego mężczyzny. Zobaczyła wahanie w jego oczach. Nagle wstał z kanapy, jakby zdał sobie sprawę, że nie powinien siedzieć tak blisko niej, że to niebezpieczne. Wrócił na swój fotel.
Caitlyn uznała, że skoro zabrnęła tak daleko, nie może już się cofnąć. Potrzebuje pomocy. Za wszelką cenę musi odzyskać równowagę, a Adam ma jej w tym pomóc. Wzięła głęboki oddech.
– Kilka lat temu Kelly oskarżyła Charlesa. To było zaraz po wypadku na łodzi. Oskarżyła mojego starszego brata, że… że przychodził do jej pokoju i… – wypuściła powietrze. Na samo wspomnienie zadrżała i zrobiło jej się niedobrze. -…że ją molestował.
Adam się nie poruszył.
– Wierzysz jej?
Powoli skinęła głową. Przypomniała sobie Charlesa. Dziesięć lat starszy. Budził zaufanie. Ulubieniec ojca. Ścisnęło ją w żołądku.
– Dlaczego?
Zapiekło ją pod powiekami, ale postanowiła być dzielna. Nie uroni ani jednej łzy.
– Bo mnie też molestował.
Znów zalała ją fala wspomnień, odgłos kroków za drzwiami sypialni, przerażenie na widok ruszającej się klamki, śmiertelny strach, gdy niemal bezszelestnie szedł przez pokój. Ale ona słyszała każdy stłumiony krok, czuła jego zapach – kwaśny zapach whisky pomieszanej – teraz już wiedziała – z brudnym zapachem męskiego potu. Czasami, gdy świecił księżyc, a zasłony były odsłonięte, widziała jego wyciągnięty cień, ciemny, kanciasty, złowróżbny, skradający się po dywanie i po ścianach. Zamykała mocno oczy, sztywniała i udawała, że śpi. Trzymała kurczowo kołdrę i modliła się. Nie, Boże, nie… nie pozwól mu!
Potem dotykał ją, ręce mu drżały, oddychał chrapliwie. Kuliła się, błagała i płakała, ale on nie przestawał.
– Caitlyn?
Zaskoczona otworzyła oczy. Klęczał przy niej Adam, z twarzą tuż przy jej twarzy. Byli w jego gabinecie. To wszystko wydarzyło się dawno, dawno temu. Wiele by dała, żeby uciec od tych wspomnień. Policzki miała mokre, trzęsła się cała.
– Przepraszam – wyszeptała, pociągnęła nosem i sięgnęła po chusteczkę.
– Nie musisz. To, co ci zrobił, jest przestępstwem.
Znów w kącikach jej oczu pojawiły się łzy.
– To… to wydarzyło się dawno temu. Miałam siedem… może osiem lat. On był dziesięć lat starszy.
– Ten ból nigdy nie mija – powiedział łagodnie, siadając obok niej na kanapie. Tym razem objął ją mocno ramieniem. – Myślę, że na dzisiaj wystarczy.
Przełknęła z trudem ślinę, oparła się o niego i wyczuła lekki zapach wody po goleniu. Pewnie popełnia błąd, nie powinna pozwalać jemu ani sobie na takie gesty. Tłumaczyła sobie jednak, że może mu zaufać. Te wszystkie dyplomy wiszące na ścianach… Poza tym Rebeka nigdy nie poleciłaby jej kogoś, kto mógłby ją wykorzystać.
Skąd wiesz, że Rebeka rzeczywiście go poleciła? Masz przecież tylko jego słowo.
Tak, to prawda. Ale na razie jej to wystarczało.
– Zanim znów zapukam do drzwi Caitlyn Bandeaux, powtórzmy jeszcze raz, co już wiemy. – Reed usiadł naprzeciwko Morrisette. W powietrzu wisiał gęsty dym, dobiegały ich stłumione głosy i rozmowy przerywane śmiechem. W głębi dwóch facetów grało w bilard, w telewizji leciał mecz Bravesów. Atlanta wygrywała trzy do jednego z Cincinnati, ale to dopiero początek trzeciej zmiany.
Podeszła kelnerka, żeby przyjąć od nich zamówienie. Morrisette wzięła grillowaną kanapkę z dietetyczną colą, a Reed wybrał cheesburgera z frytkami. Nie był na służbie, więc zamówił też piwo.
– No więc, czego się dowiedziałaś? Po kolei, co się dzieje w tej przeklętej rodzinie?
– Dowiedziałam się całkiem sporo. I naprawdę nie wygląda to najlepiej. Przeczucie mi mówi, że cała rodzinka to pieprzone szajbusy. Co do jednego. To nie są lekko stuknięci pomyleńcy, ale prawdziwe świry. Pierwsza liga! Ciąży też nad nimi jakieś fatum. Tak to przynajmniej wygląda. Jedna tragedia za drugą. Ojciec, Cameron, zginął w wypadku jakieś piętnaście lat temu. Był porządnie wstawiony, stracił panowanie nad samochodem w drodze na wyspę St. Simons i wpadł w bagno. Wyleciał przez przednią szybę. Pasy bezpieczeństwa zawiodły i zrobił straszne bum. Nieźle go potrzaskało, połamane żebra, kość udowa, szczęka, miednica i przebite płuco i – wyobrażasz sobie – obcięte prawe jądro.
– Coś takiego!
– Tak. Nigdy go nie znaleziono. Dziwne, nie?
– Jak to się mogło stać?
– Widocznie przelatywał przez szybę i… ciach!
– Przecież przednia szyba jest z klejonego szkła.
Kelnerka przyniosła napoje i obiecała wrócić za chwilę z kanapkami. Morrisette włożyła do kubka słomkę i upiła tyk coli.
– Stary Montgomery był pasjonatem. Kochał stare samochody i jechał właśnie jednym ze swoich cacek. Starym modelem jaguara. Wtedy nie było jeszcze klejonych szyb.
– To miał pecha – zauważył Reed, popijając piwo. Coś mu się w tym wszystkim nie podobało.
– A to dopiero wierzchołek góry lodowej. – Morrisette pociągnęła duży łyk coli, Bravesi właśnie zdobyli punkt, aż facet przy barze krzyknął z radości. Morrisette rzuciła okiem na telewizor i mówiła dalej. – Kilka lat później najstarszy syn. Kolejny „dziwny wypadek”. Ile dziwnych wypadków może się wydarzyć w jednej rodzinie? Było tak: wszyscy pojechali do Wirginii Zachodniej, do domku łowieckiego. Na Święto Dziękczynienia. Charles poszedł na polowanie. A skończył ze strzałą w piersi. Zgadnij, kto go znalazł? Caitlyn.
– Pani Bandeaux?
– Tak. Biegała po lesie i w pewnym momencie się zgubiła. Mówi, że wpadła na niego, gdy już umierał. Wyciągnęła strzałę, a biedny Charles wykitował.
– Ile miała wtedy lat?
– Jakieś dziewięć czy dziesięć.
– Jezu!
– Wezwano lekarza, jakiegoś konowała, nazywa się Fellers. To ich lekarz od wielu lat. Twierdzi, że nic już nie mógł zrobić, bo strzała została wyrwana. Obrażenia były zbyt poważne. Chłopak stracił dużo krwi. – Bez zbytniego entuzjazmu kelnerka postawiła przed nimi jedzenie. Reed dostał zapiekaną kanapkę Morrisette, a Morrisette dostał się jego cheeseburger.
Sylvie zamieniła talerze.
– Do diabła, zawsze się muszą pomylić. Jak oni to robią? – zapytała głośno, żeby znudzona kelnerka usłyszała. – Nie przyszliśmy tu całą paczką. Jest nas tylko dwoje, na miłość boską, i nie ma tu żadnego ruchu.
– Może zrobiła to specjalnie, żeby cię zirytować.
– No to jej się udało. – Wzięła ze stołu plastikową butelkę z keczupem i wycisnęła na frytki długą czerwoną wstęgę. Reedowi skojarzyło się to z nadgarstkami Bandeaux. Nacięcia zrobione pod dziwnym kątem, struga krwi. Morrisette podkradła mu jedną frytkę i ugryzła kawałek. – Uwielbiam je, ale nigdy nie zamawiam. Tuczące.
– Poczęstuj się – powiedział.
– Wiedziałam, że nie będziesz miał nic przeciwko temu. W ten sposób żadne z nas się nie utuczy.
– A ja zapłacę.
– Tym lepiej. – Chwyciła kolej na frytkę, unurzała ją w kałuży keczupu i powiedziała: – Jest jeszcze coś, o czym mało kto mówi. Może to nic takiego, ale jedno z dzieci umarło na zespół nagłej śmierci łóżeczkowej niemowląt. Dziecko, które urodziło się między Troyem a Hannah… dobrze mówię? Tak, Parker. Miałby teraz dwadzieścia kilka lat.
– Myślisz, że został zamordowany?
– Pojęcia nie mam. Licho ich wie, tych Montgomerych. A ten cały doktor Fellers, ten konował, na pewno by im pomógł ukryć rodzinne sekrety. Nie zapominaj też, że w rodzinie jest choroba psychiczna. Ciotka Caitlyn miała mocno nie po kolei i – tak, wiem, że to nie jest poprawne politycznie – była tak nienormalna, że zamknięto ją w jednym z tych luksusowych domów wariatów. Któregoś dnia spadła ze schodów i złamała sobie kark. Nikt nie widział, jak to się stało. Stwierdzono nieszczęśliwy wypadek, ale jedna z jej przyjaciółek – też wariatka oczywiście – upierała się, że to samobójstwo. Biedna ciotka cierpiała na depresję – a kto by w takiej sytuacji nie cierpiał, nie? – i często mówiła o śmierci.
Morrisette zjadła połowę kanapki. Reed jeszcze nawet nie tknął swojego cheesburgera.
– A co z Caitlyn?
– Myślisz, że zepchnęła ciotkę ze schodów?
– Nie, ale przyszło mi coś do głowy. Zastanawiam się, czy nie moglibyśmy zdobyć nakazu sądowego i przejrzeć notatki jej psychoterapeuty. Znalazłaś ją już, tę doktor Wade?
– Nie. – Morrisette skrzywiła się. – Też dziwna historia. Doktor Wade zaplanowała wycieczkę, a potem zrezygnowała. Poprosiłam o jej rachunki za telefon, komórkę i spis transakcji kartą kredytową. Dostałam też wyciąg z banku. Zrobiła rezerwację w drogiej miejscowości wypoczynkowej w stanie Nowy Meksyk i nigdy się tam nie pojawiła ani nie zadzwoniła. Straciła wpłaconą zaliczkę. – Reed słuchał, gryząc cheeseburgera. – Ostatnie zakupy zrobiła w sklepie sportowym w Savannah. Kupiła buty turystyczne i sprzęt sportowy. Przez internet zamówiła książki i mapy. Zostały dostarczone już po jej zniknięciu. Są teraz u właścicielki domu.
– Mapy czego?
– Arizony, Nowego Meksyku i południowej Kalifornii, w tamte strony miała właśnie pojechać.
"Noc Tajemnic" отзывы
Отзывы читателей о книге "Noc Tajemnic". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Noc Tajemnic" друзьям в соцсетях.