– Kto tak mówi?
– Wszyscy. Hannah, Amanda. Troy. Nawet Kelly.
– Siostra bliźniaczka nie staje w twojej obronie? – zapytał, patrząc na nią uważnie.
– Nie utrzymuje kontaktów z resztą rodziny. Myślałam, że o tym wiesz.
– Dlaczego?
– Nie mówiłam ci? Mama zerwała z nią stosunki po wypadku na motorówce. Obwiniała ją za to, że przepuściła spadek i że omal przez nią nie zginęłam.
Adam zmarszczył czoło i wytarł kropelkę wody na szklance.
– Opowiedz mi jeszcze raz o tym wypadku.
– Po co?
– Bo próbuję ci pomóc – powiedział łagodnie.
– O czym tu jeszcze mówić. Wiesz, co się wtedy wydarzyło.
– W porządku, a potem? Kiedy znów zobaczyłaś Kelly?
– Kiedy wypisano mnie ze szpitala. – Do czego zmierzał? Dlaczego tak na nią patrzył?
– Ją też wtedy wypisano, tak?
Gitarzysta przestał wreszcie grać i nagle zrobiło się bardzo cicho. Tylko wentylatory pod sufitem jednostajnie szumiały. Nie lubiła rozmawiać o Kelly, nie w taki sposób. Ale Adam czekał. Wpatrywał się w nią badawczo. Odstawiła szklankę i wzięła głęboki wdech. Najwyraźniej przyszedł czas spowiedzi, jak mawiała jej matka. Wszystkie sekrety musiały wreszcie wyjść na jaw. Drżąc lekko, zaczerpnęła powietrza
– Tak.
– Jak często się z nią spotykasz?
– Nie tak często, jak bym chciała. Ona stale wyjeżdża w interesach.
– Co robi? – zapytał.
– Pracuje w dziale zaopatrzenia jednego z dużych domów towarowych.
– Którego?
– Czy to ma jakieś znaczenie? – Po co te wszystkie pytania? – Kelly nie lubi, gdy mówię o jej życiu osobistym. Ceni swoją prywatność.
– Ale mieszka tu w okolicy.
– Tak. Kiedy wraca. Ma dom nad rzeką.
– Odwiedzasz ją?
– Czasami, ale przeważnie zostawiamy sobie wiadomości na sekretarce lub wysyłamy e-maile.
– A reszta rodzeństwa? Często się z nią kontaktują?
– Nie, mówiłam ci, że stanęli po stronie matki. – Lekkie drżenie powoli narastało, lada chwila przemieni się w potężny dygot. – Oni wszyscy… oni wszyscy zachowują się, jakby nie żyła.
Świat się zatrzymał.
Wypowiedziane słowa zawisły między nimi w powietrzu.
Adam nie odzywał się, patrzył tylko na nią i poczuła, że musi mu wszystko wyjaśnić.
– To działa w dwie strony. Kelly też nie chce mieć nic wspólnego z całą rodziną. Uczucia są odwzajemnione.
– Caitlyn…
W gardle jej zaschło, z trudem przełknęła ślinę.
– Przeczytałem dzisiaj nekrolog Kelly.
Zamknęła oczy.
– Caitlyn, ona nie żyje.
– Nie. – Wiedziała, że do tego dojdzie. Pociągnęła łyczek mrożonej herbaty, a potem potrząsnęła głową. – Jej ciało… jej ciała nigdy nie odnaleziono. Oficjalnie. Ale przeżyła wypadek. To był cud… – Udało jej się opanować wewnętrzne drżenie i uciszyć szum w głowie. – Wiem tylko to, co mi powiedziała.
– To znaczy? – Jeśli nie dowierzał, nie dał tego po sobie poznać.
– Że na zmianę to traciła, to odzyskiwała przytomność, że popłynęła z prądem, że wyłowił ją jakiś przemytnik narkotyków. Uratował jej życie… Wolał pozostać anonimowy, bo rozesłano za nim listy gończe. Kelly zaczęła życie od nowa. A rodzina… kiedy próbowałam powiedzieć im, że Kelly żyje, nawet nie chcieli słuchać. Uważają, że cierpię na jakąś chorobę psychiczną… nie, czekaj – „przypadłość”, tak to określała moja matka.
– Rozumiem. – Odchylił się na krześle. Znów popłynęła muzyka, brzmiała jak lekko zmieniona wersja poprzedniego utworu.
– Nie wierzysz mi.
– Tego nie powiedziałem.
– Nie musisz. Nikt mi nie wierzy. Albo nie chcą uwierzyć. Moja rodzina jest chciwa. Jeśli Kelly nie żyje, to znaczy, że jej część łupu albo, powiedzmy, spadku, mogą zagarnąć, rozdrapać między siebie.
– Caitlyn…
– Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale za każdym razem, gdy ktoś ją rozpozna, Kelly udaje mnie. Ma teraz nową tożsamość, nowe nazwisko. Nazywa się K.C. Griffin. K jak Kelly, C jak Caitlyn i Griffin – to jej drugie imię.
– I imię twojego przyjaciela z dzieciństwa?
Zrozumiała, dokąd zmierza.
– Tak. – Ze wzrokiem utkwionym w wypalone papierosami plamy wyszeptała: – Wiem, co chcesz powiedzieć. Że nie było żadnego Griffina, żadnego przyjaciela z dzieciństwa. Ale mylisz się. On istniał. – Zamrugała kilka razy, przypominając sobie długie, samotne lata dorastania. – Dla mnie on istniał.
Adam wziął jej ręce w swoje dłonie.
– Jeśli był dla ciebie realny, to istniał. Wtedy. A teraz?
Potrząsnęła głową, powstrzymując łzy.
– Teraz wiem, że był wytworem mojej wyobraźni.
– Ale wtedy potrzebnym.
– O tak! – Pociągnęła nosem i przygryzła wargę, przypominając sobie noce, gdy wychodziła przez okno, wspinała się na dach i wpatrywała się w gwiazdy. Obok niej zawsze siedział Griffin. Gotów ją złapać, gdyby się zsunęła, gotów ją pocieszać… Nigdy jej nie zawiódł w przeciwieństwie do innych, w przeciwieństwie do starszego brata, który skradał się korytarzem i wślizgiwał do jej pokoju i do pokoju Kelly, wstrętny, śmierdzący piwem, oblepiający jej policzki plugawymi pocałunkami. W przeciwieństwie do matki, która jej nie wierzyła. W przeciwieństwie do ojca, który rzadko bywał w domu i nigdy nie interesował się swoimi dziećmi.
– Griffin był potrzebny – przyznała.
– Tak jak Kelly teraz? – zapytał delikatnie. Potrząsnęła głową. Nie rozumiał. Nikt nie rozumiał.
– Kelly istnieje, Adamie – upierała się. – Istnieje, tak jak ja istnieję.
Rozdział 28
Reed rozsiadł się w swoim komfortowym fotelu przed telewizorem. Płaski ekran, trzydzieści sześć cali. Telewizor był naprawdę ekstra, kosztował majątek, ale Reed go uwielbiał. Postanowił najpierw zjeść gówniany obiad z mikrofalówki, zerkając przy okazji na mecz, a potem pokręcić się koło domu Caitlyn Bandeaux. Poprosił Morrisette, żeby trochę poobserwowała dom i zgodziła się, mimo że jej córka właśnie przechodziła ospę wietrzną. Reed musiał trochę odpocząć. Pracował dwadzieścia cztery godziny na dobę i czuł, że trzeba nieco wyhamować, spojrzeć na wszystko z perspektywy.
Zanim Caitlyn Bandeaux znów zatrzaśnie ci drzwi przed nosem.
Do diabła.
Bravesi przegrywali siedem do jednego pod koniec ósmej zmiany, dwóch zawodników zostało usuniętych. Kiepsko to wyglądało. Metsi mieli dobrą passę.
Reed popił obiad piwem, wyrzucił plastikowy talerz do kosza i wyłączył telewizor. Gdy tylko wyszedł, zadzwoniła komórka. Odebrał, wsiadając do swojego el dorado.
– Reed, słucham.
– Cześć, to ja. – Usłyszał głos Morrisette.
– Już jadę.
– W samą porę. Opiekunka dzwoniła dwa razy.
– Gdzie jesteś?
– W bocznej uliczce naprzeciwko małego baru, który nazywa się Nickleby’s. – Podała mu adres. – I wiesz co, nasza wdowa ma chyba randkę. Z tym swoim doktorkiem. Piją drinki. Wyglądają na naprawdę bliskich znajomych.
Ciekawe.
– Będę za dwadzieścia minut. – Wyjechał z podjazdu i ruszył w kierunku miasta. Po chwili znów zadzwonił telefon. Pewnie opiekunka ponaglała Morrisette.
– Reed.
– Mówi Bell, zastępca szeryfa w St. Simons. Chciał pan, żebym zadzwonił, gdy ustalimy tożsamość tej kobiety, którą wyciągnęliśmy z wody na północy wyspy.
Reed skręcił w lewo i czekał w napięciu.
– Tak, zgadza się.
– To Rebeka Wade. Zidentyfikowano ją na podstawie dokumentacji stomatologicznej.
– Wiadomo, kiedy zginęła?
– Trochę już przeleżała w wodzie. Kilka tygodni lub miesięcy. Jeszcze nie ustaliliśmy.
– Przyczyna śmierci?
– Wciąż nad tym pracujemy. Jak tylko dostanę raport z autopsji, to przefaksuję go panu. Ale jest jeszcze coś dziwnego – dodał poważniejszym tonem, zwiastującym kolejne złe wieści. – Chyba powinien pan o tym wiedzieć.
Nie zdążył przyhamować i wpadł w zakręt z piskiem opon.
– Niech pan strzela.
– Jak mówiłem, jej ciało jest w kiepskim stanie… ale lekarz zauważył coś dziwnego, wspomni o tym w raporcie. Wygląda na to, że odcięto jej język.
Reed zacisnął szczęki. Ścisnął mocniej kierownicę.
– A nie zrobiło tego jakieś drapieżne zwierzę?
– Raczej nie. Lekarz mówi, że język został równo odcięty, zawinięty w folię i włożony do jej torebki. To jedyna rzecz, którą miała w torebce. Własny język zawinięty jak pieprzona kanapka z szynką.
Przed domem pozwoliła mu się pocałować.
To był jej pierwszy błąd.
Drugim było zaproszenie go do domu na drinka.
A trzecim pragnienie, by się z nim kochać. Świat jej się walił i rozpaczliwie pragnęła poczuć się bezpieczna w ramionach Adama. Poczuć, że żyje, gdy wokół wszyscy po kolei umierali.
Siedzieli na kanapie, popijając drinki – ona cosmopolitana, a on whisky z lodem.
– Chyba mu się nie podobam. – Adam wskazał brodą Oskara. Pies leżał w przejściu i nie spuszczał oka z Adama.
– Nie jest przyzwyczajony do gości.
– Ale rozpoznaje Kelly?
Caitlyn westchnęła, zastanawiając się, czy dobrze zrobiła, opowiadając mu o siostrze.
– Chciałbyś z nią porozmawiać?
– Świetny pomysł.
– Poczekaj. – Poszła do kuchni, Oskar za nią. Znalazła torebkę, wyjęła telefon i wróciła do salonu. Adam siedział rozciągnięty na poduszkach w rogu kanapy. Włosy miał lekko zmierzwione, na twarzy pojawił się cień zarostu, długie nogi wyciągnął pod stolikiem. Poważnym spojrzeniem śledził każdy jej ruch, gdy usiadła obok niego i zaczęła wystukiwać numer Kelly.
– Może nie być w domu.
– Na pewno.
– Mówię poważnie… – Caitlyn odczekała chwilę, włączyła się sekretarka.
– Cześć Kelly, jestem w domu. Oddzwoń do mnie, dobrze? Muszę z tobą porozmawiać i nie… nie martw się, nie zamierzam przekonywać cię, żebyś poszła na pogrzeb mamy. Dobrze? Zadzwoń. – Rozłączyła się, spojrzała na Adama i dostrzegła powątpiewanie w jego oczach.
– Wciąż mi nie wierzysz, prawda? No cóż… – Jeszcze raz wystukała numer Kelly i podała mu telefon. – Posłuchaj jej głosu i zostaw wiadomość. Powiedz jej, na miłość boską, że chcesz z nią porozmawiać.
Nie spuszczał z niej wzroku. To było irytujące, że nikt jej nie wierzył, nawet psychoterapeuta. Ale kiedy włączyła się sekretarka Kelly, Adam nawet się nie zawahał.
– Mówi Adam Hunt. Pewnie słyszała pani, że pracuję z pani siostrą Caitlyn. Czy mogłaby pani do mnie oddzwonić? Byłbym bardzo wdzięczny. – Zostawił swój numer, rozłączył się i siedział przez dłuższy czas z telefonem w ręku.
– Wciąż mi nie wierzysz.
– Tego nie powiedziałem. – Oddał jej telefon.
– Mogę to wyczytać w twoich oczach. Wiesz, powinieneś nazywać się Tomasz. Niewierny Tomasz. – Pociągnęła łyk cosmopolitana, czując jak wzbiera w niej złość. Dlaczego przejmowała się tym, co on sobie myśli? Bo był jej psychologiem… nie, chodziło o coś więcej. Chciała, żeby jej wierzył niejako psycholog, ale jako człowiek, jej powiernik, jej przyjaciel, jej… kochanek. Nawet jeśli spotykała się z nim z powodu swoich problemów psychicznych.
– Przecież wiesz, o co mi chodzi – powiedział powoli. – Nikt poza tobą nie ma kontaktu z Kelly.
– Mylisz się. Kelly jest samotniczką, ale ma pracę. Ma klientów, dużo podróżuje.
– Czy ktoś jeszcze z twojej rodziny rozmawiał z Kelly po wypadku?
– Nie, ale… Na miłość boską, po co miałabym wymyślać sobie nieistniejącą siostrę? Ona istnieje. Możesz sprawdzić jej świadectwo urodzenia.
– Nie chodzi o jej narodziny – powiedział. – Martwi mnie raczej jej śmierć.
– Domniemana śmierć. Domniemana. Ona żyje. Wiesz co, namówię ją, żeby się z tobą spotkała. Kiedy oddzwoni, możesz z nią porozmawiać, a jeśli to cię nie przekona, odwiedzimy ją w domu.
– Gdzie to jest?
– Za miastem przy Sorghum Road… Mam adres, gdzieś w gabinecie. Ale listy nie przychodzą do niej na ten adres, odbiera je na poczcie – to pewnie część jej kamuflażu. Mieszka w takim małym, zwyczajnym domku niedaleko Oak Hill, tyle że za rzeką. Jak na ironię. Nie odwiedza Oak Hill, ale od siebie może widzieć, co się tam dzieje. Myślę, że rodzina nawet nie zdaje sobie sprawy z istnienia tego domu.
– Dlaczego?
– Może mój ojciec albo dziadek wiedzieli o nim, moi bracia też mogli go widzieć, gdy chodzili nad rzekę na ryby. Dom jest schowany między drzewami. Nikt nie podejrzewa, że Kelly tam mieszka. – Dokończyła drinka.
– Czy to nie wydaje ci się dziwne?
– Niejedno w mojej rodzinie wydaje mi się dziwne.
Ogarnął ją smutek, gdy przypomniała sobie o tych, których straciła, chłód tak straszny, że żaden alkohol nie byłby w stanie jej rozgrzać. Czuła ból tak głęboki, że nie wierzyła, by kiedykolwiek minął. I coś jeszcze. Strach, że jest w to wszystko zamieszana. Czy mogła sprowadzić cierpienie na tych, których kochała? Czy była tej nocy w domu Josha? I co? Przywiozła do swojego domu wiadra krwi? Czy naprawdę, tak jak twierdził Josh, zaniedbała własne dziecko? Matko Boska, nie… Przeszył ją dreszcz. Czy tego wieczoru, gdy matkę odwieziono do szpitala, poszła do jej sypialni i podmieniła tabletki nitrogliceryny, a potem zakradła się do szpitala i dokończyła swoje dzieło? Przed oczami skakały jej obrazy, niewyraźne, przerażające… Czy w okresach amnezji przemieniała się w zabójczynię? Jak doktor Jekyll i pan Hyde? Nie… tylko nie to.
"Noc Tajemnic" отзывы
Отзывы читателей о книге "Noc Tajemnic". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Noc Tajemnic" друзьям в соцсетях.