Caitlyn poczuła coś. Jakieś mrowienie. Czy to jej wyobraźnia, czy rzeczywiście może ruszać palcem?

Nie słuchaj jej. Rusz się, na litość boską. Rusz się. To twoja jedyna szansa. Głos Kelly krzyczał w jej głowie.

– Ale notatki pani psycholog pomogły mi – ciągnęła. – Podpowiedziały mi, jak przywołać Kelly. Więc znalazłam sposób na wywołanie u ciebie przyśpieszonego oddechu i zwiększenie ciśnienia. Wtedy zjawiała się Kelly. A ty nie pamiętałaś, co się z tobą działo. I nie miałaś alibi.

Hannah zajęczała przeraźliwie.

– Sprytne? – zapytała Amanda, zawiązując sznurek.

Nie, ty wariatko. Psychiczne. Chore. Okropne. Amanda zabiła tylu ludzi, torturowała ich, wykorzystywała, a potem chciała wrobić w to Caitlyn. Ale Caitlyn odzyskała właśnie czucie w nogach i rękach. Nie uniosła głowy i nie dała nic po sobie poznać. Na razie, dopóki nie odzyska sił, lepiej udawać niezdolną do żadnego ruchu.

– A teraz musisz umrzeć tutaj, w tej kryjówce… Zeznam, że było odwrotnie, że to ty mnie tu uwięziłaś. Spójrz. – Podniosła ręce i pokazała sińce na nadgarstkach. – Kajdanki – wyjaśniła. – Będzie to wyglądało, jakbyś przykuła mnie do barierki w piwnicy. Uwolniłam się, potem była szarpanina, poprzewracałyśmy stoły, a w końcu cię zabiłam. W obronie własnej, oczywiście.

Zawiązała kolejny sznurek. Czas uciekał.

– Ułatwiłaś mi zadanie… a może to była Kelly… dokonując zamachu na życie Josha. Nie wiedziałaś, że przyjechałam tam przed tobą i widziałam, jak Josh pije wino. Gdy nie patrzył, dodałam mu do wina narkotyk. Uciekłam na patio i obserwowałam. I wiesz co? Wtedy pojawiłaś się ty. Josh nie domyślał się, że w jego winie jest narkotyk, więc nalał ci kieliszek. Świetnie, upiekłam dwie pieczenie przy jednym ogniu.

Z podziwem patrzyła na swoją pracę. Caitlyn starała się nie ruszać. Zaczynała czuć mrowienie w kończynach, wracało jej czucie w rękach i stopach.

– Wiesz – powiedziała Amanda – sposób, w jaki zginął Josh, był idealny. Nie uważasz? Josh, krwiopijca, sam stracił życiodajną krew. – Skończyła zaplatanie. Caitlyn uważniej przyjrzała się siostrze. Jak ona mogła mordować wszystkich po kolei, tak metodycznie, z zimną krwią!

– …z małą Jamie nie było łatwo.

Co? Jamie?

Nie, o Boże… Nie! Nie! Nie! Jej ciałem wstrząsnął ból, szarpał ją wściekłym i pazurami, wdzierał się w każdy zakątek umysłu. Tylko nie dziecko. Proszę, proszę, nie moje ukochane, najdroższe dziecko.

Caitlyn drżała, czuła, że traci świadomość. Nie… nie teraz, nie może się teraz poddać. Nie pozwoli dojść Kelly do głosu. Musi walczyć. Musi wygrać. Caitlyn zawsze była słaba, ale teraz nie zrezygnuje. Nie!

– I tak by umarła – kontynuowała Atropos z błogim uśmiechem. – To wspaniałe dziecko, ale wiemy przecież, że była poważnie chora, że nie było już nadziei.

Serce Caitlyn zamarło. Jak ten potwór może to mówić, tak zimno, tak obojętnie?

– Zrobiłam to z przykrością. Ale musiałam jej pomóc, tak jak matce. Wiesz, że była spadkobierczynią. Przeszkadzała. Zanim to zrobiłam, nagrałam Jamie na taśmę. Leżała w szpitalu i była przerażona. Zeszłaś na dół na obiad, to był jedyny moment, kiedy została sama. „Odwiedziłam” ją z dyktafonem w kieszeni. W telefonie słyszałaś głos Jamie i mój udający ją. – Przerwała na moment i dodała wystraszonym głosem: – Mamusiu… mamusiu… gdzie jesteś?

Caitlyn próbowała krzyczeć, próbowała się ruszyć. Jej dziecko! Jej własna siostra zabiła jej dziecko! Poczuła przypływ adrenaliny. Ogarnęła ją wściekłość. Palce zacisnęły się na krawędzi biurka.

Hannah wydała z siebie stłumiony jęk.

– Jesteście takie żałosne. Aż trudno uwierzyć, że mamy wspólne geny. – Spojrzała gniewnie na Hannah, a potem wycelowała palec w Caitlyn. – Teraz ty jesteś problemem. Caitlyn? Kelly? Bliźniaczki. Dwie osoby w jednym ciele? – Amanda zaczęła przemierzać pokój. – Myślę, że najlepiej byłoby przeciąć cię na pół. Przez sam środek. I ułożyć połówki osobno. Ale zrobiłby się straszny bałagan… Już raz narobiłam takiego bałaganu. Utoczenie krwi Josha i rozpryskanie jej w twoim pokoju… myślisz, że to takie łatwe? Byłaś nieprzytomna, a potrzebowałam odcisku twojej dłoni. Na szczęście rozbiłaś sobie nos, gdy upadłaś w gabinecie Josha. Założę się, że wpadłaś w panikę, gdy obudziłaś się następnego ranka, prawda? Myślałaś, że za dużo wypiłaś? – Zaśmiała się szatańsko. Caitlyn przeszedł dreszcz, ale próbowała wziąć się w garść. Mogła się ruszać. Z dużym trudem, ale mogła. Odzyskiwała ostrość widzenia i wydawało jej się, że poza monotonnym głosem Amandy słyszy też czyjeś kroki. Ale to chyba tylko złudzenie.

– Caitlyn, nigdy więcej nie pozwól, żeby ktoś dosypał ci narkotyk do drinka. Traci się wtedy świadomość i pamięć. – Uśmiechnęła się i stanęła obok potwornego drzewa rodowego. – Zresztą my ślę, że nie będziesz już musiała się o to martwić. Już o nic nie będziesz się martwić. – Hannah stopniowo przesuwała się w stronę Amandy. Spojrzała na Caitlyn, która mrugnęła, mając nadzieję, że siostra zrozumie.

Amanda nie przerywała swojej paplaniny, ale jej słowa ledwie docierały do Caitlyn. Skoncentrowała się na próbach poruszenia palcami rąk i nasłuchiwała. Czy to schody skrzypnęły? Omal nie podskoczyła… i poczuła, że odzyskuje kontrolę nad własnym ciałem. Jeśli spróbuje… W skupieniu próbowała podnieść palec prawej ręki.

Hannah zobaczyła ten ruch i zamarła.

Amanda patrzyła z podziwem na swoją pracę.

– A teraz – powiedziała do Caitlyn – najprzyjemniejsza część. Atropos przetnie nić. – Długimi nożyczkami chirurgicznymi przecięła czerwono-czarny sznurek.

Caitlyn znów udało się poruszyć jednym palcem. Z dużym trudem.

– Świetnie – powiedziała Amanda, odłożyła nożyczki na biurko i odwróciła się w stronę groteskowego drzewa. – Wkrótce dołączysz do pozostałych.

Nie, jeśli ja wkroczę do akcji! W głowie zabrzmiał jej głos Kelly. Rusz tą pieprzoną ręką, Caitlyn! Chwyć za nożyczki!

Caitlyn napięła mięśnie i przesunęła powoli rękę. Amanda stała odwrócona do niej plecami. Najwyraźniej myślała, że Caitlyn nie jest w stanie się ruszyć, nie zauważyła też, że Hannah podpełzła powoli w jej stronę. Na tyle blisko, że Amanda mogłaby się o nią potknąć przez nieuwagę.

– Co robisz? – zapytała nagle, patrząc na Hannah. – Nic do ciebie nie dociera. Chyba muszę dać ci nauczkę. – Sięgnęła po nożyczki i podniosła je szybkim ruchem. – Może powinnam ci pokazać, co się stało z Joshem?

Hannah potrząsnęła głową i zaczęła odsuwać się w panice.

– Wykrwawił się na śmierć, po kropelce. – Hannah skuliła się za biurkiem. Nad nią leżała Caitlyn.

Amanda pochyliła się, ale nie rozwiązała Hannah rąk, nie sięgnęła do jej nadgarstków, chwyciła ją za włosy i szarpnęła, odsłaniając szyję.

O Boże!

Pistolet! Gdzie jest ten cholerny pistolet Charlesa?

Caitlyn rozglądała się w popłochu, zobaczyła go w rogu brezentowej płachty, rozpaczliwie daleko. Nie da rady go szybko podnieść. Narkotyk przestawał działać, ale bardzo powoli. Wciąż nie była w stanie się ruszyć. Pokiwała delikatnie palcami u nóg. Nie mogła dłużej czekać. I nie mogła też dosięgnąć tego cholernego pistoletu. Amanda kreśliła linię na szyi Hannah, która zaczęła płakać i skomleć.

– Patrz Caitlyn. Widzisz? – zapytała Amanda. – Będziesz następna. Ten brezent jest po to, żeby nie pobrudzić podłogi. Jak tylko uporam się z Hannah, zajmę się tobą. Za chwilę.

Rozwarła nożyczki. Ostrza błysnęły groźnie. Powoli, zwiększając napięcie, Amanda przyłożyła ostrze do białej szyi Hannah. Na skórze pojawiła się kropla krwi.

Teraz albo nigdy.

Zrób coś. Natychmiast coś zrób!

Caitlyn napięła mięśnie. Gwałtownie wyciągnęła rękę. Kątem oka Amanda dostrzegła to i szybko pociągnęła ostrzem, trysnęła krew. Amanda rzuciła się do Caitlyn z uniesionymi nożyczkami.

– Ty mała suko! Myślałaś, że ci się uda?

Ostrza opadły, skierowane prosto w twarz Caitlyn. Cudem dźwignęła się i przetoczyła, a nożyce uderzyły z całą siłą w biurko. Kopnęła Amandę w brzuch.

Zaskoczona Amanda zatoczyła się do tyłu i potknęła o Hannah, krztuszącą się i plującą krwią. O Boże, to już koniec!

Za ścianą rozległy się głosy.

– Co do cholery? – warknęła Amanda.

– Policja. Otwierać!

– Cholera! – Amanda chwyciła pistolet, oczy błyszczały jej wściekle. Spojrzała na Caitlyn. – To twoja wina, prawda? Ty ich tu sprowadziłaś – syknęła.

– Policja! Otwierać natychmiast!

– Pieprzcie się – mruknęła Amanda i wycelowała pistolet w głowę Caitlyn. – Nie tak to zaplanowałam, Caitie-Did, ale to musi mi wystarczyć.

Hannah przetoczyła się z piskiem w stronę Amandy, plamiąc krwią brezent.

Caitlyn chwyciła nożyczki i rzuciła się na siostrę.

Niezdarnie. Nieudolnie.

Amanda potknęła się, przewróciła na Hannah, a Caitlyn na nią.

Wystrzelił pistolet. Ogłuszający huk wstrząsnął całym pokojem.

Caitlyn poczuła ostry ból w brzuchu. Z całej siły pchnęła nożyczki głęboko w szyję Amandy i przetoczyła się na bok.

Trysnęła fontanna krwi, rozległ się przeraźliwy krzyk Amandy.

Drzwi runęły i do pokoju wpadli policjanci.

Caitlyn z trudem łapała powietrze, wiła się z bólu. Hannah, Boże, proszę, nie pozwól jej umrzeć!

Policjanci wycelowali pistolety w Caitlyn. Ogarnęła ją ciemność, kojąca ciemność, jak balsam na brzuch rozrywany bólem.

– Wezwijcie karetkę – krzyknął ktoś. Głos brzmiał znajomo. Reed. Tak, detektyw Pierce Reed.

– Już jedzie – odezwała się kobieta.

– Potrzebujemy lekarza! Jezu, one wszystkie wykrwawią się na śmierć!

Głosy dobiegały z oddali, powoli traciła przytomność. Przed oczami jak w kalejdoskopie migały jej obrazy. Kelly jako dziecko, śmiejąca się, drocząca się z nią, biegnąca w słońcu, potem eksplozja, wybuch ognia i światło rozjaśniające noc… Griffin zwierzający się w lesie ze swoich sekretów… Babcia z zimnymi oczami i jeszcze zimniejszym dotykiem… Leżący w lesie i krwawiący Charles, który już nigdy więcej nie przyjdzie w nocy do jej pokoju i Jamie, słodka Jamie latem na plaży… a potem Adam. Przystojny. Silny. Cierpliwy. Z zagadkowym uśmiechem… mądrymi oczami… Ścisnęło ją w gardle. Wyobraziła sobie, co powiedziałaby Adamowi, gdyby tylko dano jej szansę jeszcze z nim porozmawiać.

Proszę… Adamie… przepraszam, że nie byłam silniejsza.

Rozdział 34

Adam chodził nerwowo po wykładzinie w pustej szpitalnej poczekalni, między usychającą palmą a oknem wychodzącym na parking.

Od strzelaniny minęło dwanaście godzin. Caitlyn przeżyła. Usunięcie kuli z brzucha wymagało skomplikowanej operacji, zabieg trwał cztery godziny. Amanda nie żyła. I dobrze, pomyślał ze złością Adam. Amanda Montgomery zamordowała i torturowała tylu ludzi.

Życie Hannah wisiało na włosku, transfuzje niewiele pomagały. Pomodlił się za nią i za Caitlyn.

Martwił się o Caitlyn. Była taka delikatna, wrażliwa. Jak ona to wszystko zniesie? Zabiła siostrę. Jak sobie z tym poradzi? I ze świadomością, że jej własna siostra wymordowała prawie całą rodzinę, również małą Jamie? Jak zareaguje, gdy dowie się, że cierpi na dysocjacyjne zaburzenie tożsamości i prawdopodobnie również na schizofrenię? Podrapał się w brodę, poczuł dwudniowy zarost.

Dręczyło go poczucie winy. Wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju, rozdzierały duszę. Od samego początku powinien być z nią szczery, powinien zaryzykować i zgłosić na policji zaginięcie Rebeki. Może wszystko potoczyłoby się inaczej. Może udałoby się ocalić czyjeś życie. Może nie byłoby tej jatki. Może Caitlyn nie musiałaby cierpieć.

Matko Boska, schrzanił sprawę. Gdyby tylko…

– Doktor Hunt? – Podeszła do niego pielęgniarka.

Gwałtownie podniósł głowę.

– Tak.

– Pani Bandeaux obudziła się i właśnie przesłuchuje ją policja. Pytała o pana.

– Chodźmy. – Adam poczuł niewymowną ulgę.

Pielęgniarka nie poruszyła się, patrzyła na niego przenikliwie.

– Musi pan wiedzieć, że może pan tam wejść tylko na kilka minut. Lekarz chce, żeby odpoczęła.

– Oczywiście.

Pielęgniarka uśmiechnęła się.

– Pokój 307. Windy są w końcu korytarza, za rogiem.

– Dziękuję. – Ruszył prawie biegiem w stronę wind. Nie chciał czekać ani sekundy dłużej. Chciał ją zobaczyć, przekonać się na własne oczy, że przeżyła to piekło. Że naprawdę jest sobą, że rozumie swoją sytuację i że… do diabła, za dużo tego.

Nie poczekał na windę, popędził schodami na drugie piętro, przeskakując po dwa stopnie. Okazał się krótkowzrocznym głupcem. Co powie Caitlyn, gdy go zobaczy? Musi powiedzieć jej prawdę. Całą prawdę.

Gwałtownie otworzył drzwi na korytarz, skręcił i omal nie wpadł na Reeda. Detektyw kiepsko wyglądał, włosy miał w nieładzie, krawat przekrzywiony, oczy zaczerwienione. Adam wyglądał pewnie tak samo.

– Mam nadzieję, że już skończyliście.

– Skończyliśmy. Ale chciałem zadać panu jeszcze kilka pytań, żeby wyjaśnić wszystkie wątpliwości.