Dostarczono go godzinę temu, akurat kiedy miała się wziąć do szycia. Wkrótce pojawi się ktoś z lotnictwa. Następnie do drzwi jej domu zastuka kapelan i towarzyszący mu oficer.
– Nie wpuszczę ich!
Wróciły dziewczynki i zaczęły się przed nią popisywać w nowych, odświętnych sukieneczkach. Zachwyciła się, żeby zrobić im przyjemność, uśmiechnęła się, przytuliła je, a potem poleciła, by zdjęły sukienki, bo musi je obrębić.
Betsy spojrzała na nią błyszczącymi oczami i powiedziała:
– Mamusiu, nie chcę już nosić majteczek, dobranych do sukienki. To dobre dla maluchów. Nie chcę pokazywać bielizny.
– Ależ skarbie, ten fason wprost prosi się o odpowiednie majteczki. – Nagle poczuła się głupio. Może Betsy ma rację? Może sześcioletnie dziewczynki nie noszą króciutkich sukienek, spod których widać kolorowe majteczki?
– A ja chcę, żeby moje były w kolorze sukienki. – Ellie chichocząc wypięła pupę, pokazując białe majteczki.
– Ależ ty się lubisz popisywać – burknęła Betsy. – Chłopcy będą się z ciebie śmiali, jak zobaczą twoją bieliznę.
– W porządku. Ty włożysz zwykłe, białe majteczki, a Ellie – kolorowe. Osiągnęłyśmy kompromis. Wszyscy powinni być zadowoleni.
– Hurra! – zapiszczała Ellie.
– Kiedy zamierzasz otworzyć ten list? – spytała wciąż naburmuszona Betsy. – Powinnaś się z nami podzielić wiadomościami o tatusiu.
– Później, skarbie. Przebierzcie się i przynieście mi sukieneczki, żebym je mogła obrębić. Potem możecie sobie pograć w chińczyka, jeśli macie ochotę.
Betsy nie miała zamiaru dać się tak łatwo zbyć.
– Kiedy później przeczytasz list, powiesz nam, co w nim jest napisane?
– Tak – odparła Kate, bo żadna inna odpowiedź nie zadowoliłaby jej córki.
Teraz. Powinna otworzyć depeszę teraz. Ale jeśli to zrobi, złamie obietnicę daną Betsy. Istniało wszelkie prawdopodobieństwo, że telegram jest od ojca Patricka albo od jej rodziców. Ale nie. Wiedziała, kto przysłał depeszę i co zawierała. MINISTER LOTNICTWA Z ŻALEM ZAWIADAMIA…
– Niepotrzebnie wydał pan pieniądze, panie ministrze, bo nie zamierzam otworzyć tego cholernego telegramu – wycedziła Kate przez zaciśnięte zęby.
Dziewczynki sprzeczały się, gdzie zagrać w chińczyka. W końcu stanęły przed nią domagając się, by zadecydowała za nie.
– Mam pomysł. Może pierwszą partię zagracie w sypialni tatusia i mamusi, na samym środku łóżka. Drugą partię możecie rozegrać w łazience, a trzecią – w swoim pokoju.
Ellie zapiszczała z zachwytu. Betsy swą miną wyraźnie dawała do zrozumienia, że to najgłupszy pomysł, jaki kiedykolwiek słyszała, podreptała jednak za siostrą. W chwilę potem Kate usłyszała, jak zamykają się drzwi sypialni.
Przygryzła dolną wargę, by powstrzymać drżenie ust, i odchyliła się na oparcie krzesła, na które samodzielnie wykonała obicie. W tej pozycji widziała doskonale, co się działo za oknem.
Zaczęła wspominać swego męża. Jakby kiedykolwiek mogła go zapomnieć. Patrick był jej życiem, celem istnienia. Wiedziała, że w dniu, w którym stworzył ją Bóg, powiedział do siebie: „Oto zesłałem na ziemię Kate Anders, by mogła poślubić Patricka Starra”. Nigdy nikomu nie zdradziła tej myśli, nawet Patrickowi. Była to jej tajemnica, którą się rozkoszowała każdego dnia swego życia.
Znała Patricka od dzieciństwa, każdego ranka szła za nim i jego kolegami do szkoły, czerwieniąc się gwałtownie, kiedy się odwracał, by na nią spojrzeć przez ramię. Kiedy nie obserwowali go koledzy, uśmiechał się, czasem robił do niej oko. O tym też nigdy nikomu nie mówiła.
W trzeciej klasie, kiedy nauczycielka wyznaczyła ją na kapitana sztafety, Kate wybrała w skład drużyny Patricka. Odmówił udziału, bo koledzy się z niego naśmiewali. Później na korytarzu powiedział, by nigdy czegoś takiego nie robiła. Skinęła głową, a potem rozpłakała się jak dziecko.
Tego samego dnia w drodze powrotnej do domu Patrick dogonił Kate i przeprosił, że doprowadził ją do łez. Dokładnie pamiętała, co wtedy powiedział. „Jezu, Kate, chłopaki nigdy by mi nie dali spokoju. Faceci nie lubią takich rzeczy. Nie chcę, żeby się ze mnie nabijali. Lubię cię. I to bardzo. Przepraszam, że przeze mnie płakałaś. Nie mów o tym swojej matce, dobrze? Ona powtórzyłaby wszystko mojemu ojcu. Chłopcom nie wolno bić dziewczynek ani im dokuczać. Na pewno dostałbym lanie”.
Cała szkoła wiedziała, że Patrick i Kate się lubią. Ale dopiero kiedy byli starsi, chodzili do liceum, umówili się na pierwszą prawdziwą randkę.
Wszystkie dziewczęta lubiły Patricka, bo z nimi flirtował, ale tylko do niej się uśmiechał i tylko za nią wodził oczami, błyszczącymi i wilgotnymi jak u psiaka. Raz, kiedy była w siódmej klasie, dotknął jej włosów i powiedział, że przypominają jedwab. Zaproponował potem, że jeśli chce, może zostać jego dziewczyną, ale gdyby komuś o tym powiedziała, to z nimi koniec. Wieczorem Kate dopisała to sobie do swej długiej listy sekretów, którą trzymała pod poduszką.
Jako nastolatka każdą chwilę wolną od szkolnych i domowych obowiązków spędzała z Patrickiem. W tym czasie koledzy Patricka też zaczęli spotykać się z dziewczętami, więc nie musieli się już ukrywać. Patrick był jej chłopakiem, a ona – jego dziewczyną. Zawsze. Gdy nie widziała go jeden dzień, wydawało jej się, że umrze. Już wtedy wiedziała, że nie potrafi bez niego żyć.
Kiedyś przez trzy dni leżała w łóżku z wysoką gorączką. Choroba przeciągnęła się na czwarty dzień, potem piąty. Wiedziała, że nie zdrowieje tak szybko, jak powinna, bo czuje się nieszczęśliwa. Nie chciała pić, nie chciała jeść. Jej organizm domagał się czegoś innego: obecności Patricka, dotyku jego rąk, uśmiechu.
Zaczekała, aż wszyscy usną, zeszła na dół, otuliła ramiona futrem matki i w samych kapciach poszła pod dom Patricka. Rzuciła w jego okno małym kamykiem. Wyszedł na dwór w piżamie, objął Kate, zaczął całować oczy, a nawet uszy. Powiedział jej mnóstwo miłych rzeczy, a potem odprowadził do domu. Nazajutrz poczuła się lepiej. Przez wiele następnych tygodni myślała jedynie o pocałunkach Patricka, słodkich jak miód i gorących jak promienie letniego słońca.
Pocałunki nadal były słodkie i gorące, a potem stały się namiętne. Zawsze namiętne, nawet kiedy była w ciąży, do ostatniej chwili przed rozwiązaniem.
Nigdy nie zapomni zachwyconej miny Patricka, po raz pierwszy trzymającego Betsy. Uśmiechnięty lekarz stwierdził, że ojciec i córka przypadli sobie do serca.
Twarz Kate spochmurniała na wspomnienie narodzin Ellie. Patrick był dziwnie obojętny wobec drugiej córeczki. Przez całe dwa tygodnie ani razu nie wziął jej na ręce, a kiedy to w końcu zrobił, oświadczył: „Wygląda zupełnie jak ty, Kate”. Jaką przyjemność sprawił jej tym komplementem. Ale wkrótce wpadła w popłoch, gdy Patrick zaczął w kółko powtarzać, że Betsy jest jego, a Ellie – jej. Nawet teraz nie była pewna, czy Patrick kocha Ellie. Tyle razy go o to pytała, a on spoglądał na nią i mówił: „Nigdy w życiu nie słyszałem głupszego pytania”. Ani razu nie odpowiedział wprost.
Wzdrygnęła się słysząc przed domem jakiś hałas. Otarła łzy i wyjrzała Przez okno.
Wiedziała, kto to, kiedy tylko zobaczyła niebieski samochód ze złotym napisem na drzwiczkach, zatrzymujący się przed domem.
Każda żona wojskowego wiedziała, kto to.
Zerwała się z krzesła i podbiegła do drzwi. Zatrzasnęła je i przekręciła klucz w zamku, ogarnięta paniką. Dłonie zacisnęła w pięści, aż pobielały kostki. Po policzkach płynęły jej łzy.
Samochód lśnił, na karoserii nie było najmniejszego pyłku. Drzwiczki uchyliły się nieco, zobaczyła jeden wypastowany but, potem drugi. Stopy w czarnych skarpetkach. Potem nogi. W końcu całą postać. Jakie ostre miał kanty u spodni. Niemal takie same jak Patrick.
Kate rzuciła okiem na stolik. Powinna przeczytać telegram… Nie, nigdy!
Niebieski mundur. Zaczęła trzeć oczy, próbując zdusić łkanie, rozdzierające jej piersi. Rozprostował ramiona, ale inaczej niż robił to Patrick, z gwałtownością, w której było coś złowieszczego. Przez łzy patrzyła, jak wkłada na głowę czapkę. Za chwilę ruszy w stronę drzwi…
Kate przycisnęła ręce do piersi. Jak jej serce może bić tak szybko? Przecież jest złamane, rozpadło się na tysiąc kawałków!
Ruszył. Betsy policzyła kiedyś, ścigając się z Ellie, ile jest kroków do drzwi: dwadzieścia jeden. Zaczęła liczyć, utkwiwszy oczy w czarnych, wypastowanych butach. Dziesięć, jedenaście… Betsy ma małe nóżki. Temu mężczyźnie w mundurze i lśniących butach na pokonanie odległości od furtki do drzwi wystarczyło tylko jedenaście kroków. Powinna wiedzieć, że będzie ich tylko jedenaście. Dlaczego tego nie wiedziała?
Nigdy nie słyszała głośniejszego dźwięku niż tamto pukanie do drzwi. Serce zakołatało jej w piersi. Nie otwieraj. Ani teraz, ani nigdy. Jeśli mu otworzysz, twoje życie na zawsze ulegnie zmianie.
Znów rozległo się pukanie, tym razem bardziej natarczywe. Kate poczuła, że zaczyna się łamać. Jej wzrok pobiegł ku fotelowi Patricka, ku jego zdjęciu na konsolce. Jaki jest przystojny w mundurze lotnika. Widziała przez łzy jego podekscytowaną minę, drogi uśmiech. Jej mąż, ojciec Ellie i Betsy.
– Pani Starr, jest tam pani?
Oczywiście, że tu jest; cóż za głupie pytanie. Ma dwie małe córeczki, którymi musi się opiekować, gdzie indziej mogłaby być pół godziny przed obiadem? Boże, proszę, spraw, by sobie poszedł. Ugniatała uda zaciśniętymi pięściami.
– Pani Starr, muszę z panią porozmawiać. Proszę otworzyć drzwi.
– Niech pan odejdzie – powiedziała płaczliwym głosem Kate. Boże, proszę, spraw, by sobie poszedł.
Wyczuła jakiś ruch po drugiej stronie drzwi.
Pod Kate ugięły się kolana. W chwilę później osunęła się na podłogę, oczy miała na poziomie gałki u drzwi do kuchni. Patrzyła, jak mosiężna gałka przekręca się, ujrzała jego cień i odprasowane spodnie, wypastowane buty.
– Proszę stąd wyjść! – zaskomlała, kiedy stanął przed nią. – Nie ma pan prawa wchodzić do mojego domu. Pan się tu włamał… włamywanie się jest… pojawił się pan tu nieproszony. Proszę wyjść! To rozkaz, majorze. Mój mąż był kapitanem… jest… wciąż jest… byłby… Proszę mnie zostawić samą! – Kate rozpłakała się.
– Nie mogę, pani Starr. – Podszedł bliżej i wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać.
Kate odepchnęła jego dłoń i przywarła do drzwi.
– Pani Starr… – powiedział major Collier, przyklęknąwszy na jedno kolano, by jego wzrok znalazł się na wysokości twarzy kobiety -…kapelan jest już w drodze. Przykro mi, myślałem, że już tu będzie. Chciałem przyjść razem z panią Willard. – Pani Willard była żoną dowódcy Patricka. – Musiało zdarzyć się coś nieprzewidzianego… – Zawiesił głos. – Wiem, jak pani ciężko. Człowiek nigdy nie jest przygotowany… Ale to wcale nie znaczy, że kapitan Starr nie żyje. Jeszcze tego nie wiemy. Nie przyszedłem tu, by powiadomić panią, że coś się zmieniło. Zna pani procedurę. – Mówił coraz bardziej chaotycznie.
Kate ocknęła się z odrętwienia.
– O czym pan mówi? – Wytarła oczy rękawem bluzki. – Jeśli Patrick nie… co pan tu robi? Dlaczego przysłano mi ten telegram? – spytała, wskazując na stolik w holu. – Wiem, kim pan jest. Przynosi pan wieści od Posępnego Żniwiarza. Wszyscy nazywają was jego posłańcami. Jak może pan to robić? Dlaczego pan to robi? Do diabła, gdzie jest Patrick?
Nelson Collier cofnął się. A więc nie przeczytała telegramu. O niczym nie wiedziała. Przeklęte lotnictwo.
– Samolot kapitana Starra został zestrzelony – powiedział. – To wszystko, co wiemy. Dwóch naszych pilotów twierdzi, że widziało, jak się katapultował. Jeśli mówią prawdę, to znaczy, że żyje. Może być gdzieś w dżungli albo został uwięziony. Nie wiemy. Postaramy się panią poinformować, jak tylko się czegoś dowiemy. Pomogę pani wstać.
Był wyższy, niż myślała, taki wysoki, że musiała wyciągnąć szyję, by spojrzeć mu w twarz. Nagle zaczęła wszystko słyszeć i czuć – radio, grające cicho w kuchni, zapach klopsa w piekarniku, mrugające lampki na choince. Patrick nie zginął. Żył gdzieś. Uczepiła się tej myśli. Pozwoliła się zaprowadzić do małej kuchni, lśniącej czystością.
– Pani Starr, czy mogę prosić o filiżankę kawy?
– Oczywiście – odparła obojętnie Kate. Wyłączyła piekarnik, a potem wsypała do ekspresu kawę i wlała wodę.
– Jaka śliczna kuchnia. Bardzo spodobałaby się mojej żonie – powiedział cicho major Collier.
– Sama ją wytapetowałam. Patrick… mówił, że przypomina mu ogród. To dzięki temu deseniowi w bluszcze.
– Podzielam jego zdanie. Szczególnie, gdy się patrzy na te rośliny ozdobne na parapecie. A może to zioła?
– I jedno, i drugie. – Rozłożyła na stole trzy serwetki w zieloną kratkę. Obserwowała, jak Nelson Collier bawi się frędzelkami. – To też moja robota – pochwaliła się.
– Bardzo ładne. Moja żona bardzo lubi zielony kolor.
– Zieleń była… jest ulubionym kolorem Patricka. Betsy też lubi zielony. Ellie woli czerwień. A ja chyba błękit.
"Obiecaj mi jutro" отзывы
Отзывы читателей о книге "Obiecaj mi jutro". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Obiecaj mi jutro" друзьям в соцсетях.