– O Boże -jęknęła Betsy.
Po chwili Patrick wrócił do kuchni.
– Nie widzę nigdzie w domu swoich zdjęć. Dlaczego?
– Patricku, myślałam, że nie żyjesz. Usunęłam je wszystkie. Musiałam. Musiałam jakoś dalej żyć.
– Nie jest ci teraz głupio? – spytał wojowniczo.
– W pewnym sensie.
– W tym domu nie ma nic mojego. To twój dom. Na kogo wystawiony jest akt notarialny? Chcę, żeby dopisano na nim moje nazwisko. To Kalifornia. Połowa tego, co twoje, należy do mnie. Powiedziano mi, że przekazali ci skrzynie z moimi rzeczami. Gdzie one są?
Kate opuściły siły.
– Pochowałam je na cmentarzu. Odprawiłam nabożeństwo za ciebie. Potem kazałam je wykopać i pochować obok grobu twych rodziców w Westfield. Chciałam… chciałam powiedzieć, że mi przykro, ale wcale nie jest mi przykro, Patricku. Musiałam nadać sens swojemu życiu. Nie miałam żadnej nadziei, że kiedykolwiek wrócisz. Nie sądzę, bym miała inny wybór. Zrobiłam to, co uważałam za słuszne.
Wymierzył jej policzek i uderzyłby ją jeszcze raz, gdyby Betsy i Ellie nie złapały go za rękę. Nie mógł się równać ze swymi młodymi, wysportowanymi córkami. Kate płakała w ścierkę do naczyń.
Patrick wypadł z kuchni jak burza.
– Mamo, daj sobie spokój z szykowaniem obiadu – zaproponowała Ellie. – Zaparz nam kawy, usiądziemy razem na tarasie, w słońcu, i porozmawiamy. Nie zostawię cię tutaj… samej z nim, póki… póki nie będę spokojna o ciebie.
– Zgadzam się – dodała Betsy.
– W porządku – wycedziła Kate przez zaciśnięte zęby. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, było napić się kawy i porozmawiać. Kim był ten mężczyzna? W tym nieznajomym nie dostrzegła nic, co choćby trochę przypominało Patricka.
Ten nieznajomy – tak określała go w myślach – nie sprawiał wrażenia, jakby ktoś się nim zaopiekował. Co dla niego zrobili? Z pewnością armia i władze nie zostawiłyby go w takim stanie, umywając ręce, odsuwając go na bok, zrzucając wszystko na jej barki. Kate odmierzyła kawę do koszyka, napełniła imbryk zimną wodą, włączyła ekspres. W rzeczywistości właśnie tak postąpili. Czego oczekują teraz od niej? Zdjęła ją litość dla męża, którego tak dawno utraciła.
Kate westchnęła. Co się stanie, kiedy dziewczęta wyjadą do Los Angeles, a ona zostanie sama z Patrickiem? Nie zastanawiając się sięgnęła po notes z adresami i zaczęła go kartkować, póki nie znalazła telefonu do trafiki w Meksyku. Gdy usłyszała znajomy głos mężczyzny, któremu ponad rok temu zostawiła kartkę z wiadomością, przedstawiła się.
– Proszę przekazać wiadomość señorze Delii Rafaelli Abbott. Proszę jej powiedzieć, że Kate natychmiast jej potrzebuje. Proszę ją poinformować, że wrócił kapitan Starr i żeby jak najszybciej przyjechała. – Wyrwał jej się zduszony szloch. – Czy może pan przekazać tę wiadomość señorze Delii?
– Si, señora. Señora Della przyjdzie niedługo do sklepu. Widziałem ją godzinę temu. Powiem wszystko.
– Dziękuję, bardzo dziękuję.
Kawa była gotowa. Kate westchnęła ciężko. Z Delią u boku może jakoś przetrzyma to, co ją czekało. Postawiła na tacy filiżanki i zaniosła je na taras. Po chwili wróciła po imbryk z kawą.
W jasnym świetle Patrick wyglądał jeszcze gorzej.
– Nie życzę sobie, żebyś się tak ubierała. Chcę, żebyś ubierała się tak, jak dawniej.
Czy powinna mu ustąpić czy też powiedzieć prosto z mostu? Czy jeszcze za wcześnie na ustalanie reguł? Ktoś powinien je pouczyć, jak powinny postępować, jak zachowywać się wobec Patricka. Ale nikogo zwyczajnie to nie obchodziło.
– Chodzę do pracy, muszę się odpowiednio ubierać. Przykro mi, że nie podoba ci się moja sukienka. Jest bardzo elegancka. Dobrze w niej wyglądam. Mam do czynienia z ludźmi interesu. Muszę się odpowiednio prezentować. Już nie szyję sobie w domu, Patricku. Nie muszę. Taka teraz moda. Odpowiada mi to. Musimy pomyśleć o kupnie czegoś dla ciebie. Nie widzę żadnych bagaży. Czyżby nic ci nie dali?
– Zmianę bielizny, maszynkę do golenia i szczoteczkę do zębów. Zostawiłem torbę przed domem. Gdybyś nie wyrzuciła moich rzeczy, nie musielibyśmy niczego kupować.
– I tak by na ciebie nie pasowały. Trudno mi uwierzyć, że nie chcesz nowych ubrań. Musisz zacząć się odpowiednio ubierać, wyglądać jak…
– Harry. Powinnaś się zacząć do mnie zwracać „Harry”.
– Dobrze, Harry – zgodziła się Kate, siadając na krześle z sekwojowego drewna. Pragnęła usnąć i nigdy się nie obudzić.
– Cieszę się, że jestem w domu, mimo że nigdy przedtem go nie widziałem – odezwał się cicho Patrick. – Wiem, że wyglądam jak kawał rozjeżdżonej drogi. Już to mówiłem na samym początku, prawda? Spodziewałem się… myślałem, że zobaczę odrazę na twojej twarzy. Przez te wszystkie lata nie miałem lusterka. Mawiałaś, że jestem przystojniejszy niż gwiazdorzy filmowi. Pamiętasz? – Znów wydał z siebie ten dziwny odgłos, który miał być śmiechem.
Kate opowiedziała mu o tęczy Betsy i wskazała rabatę wokół domu.
– Myślała, że przylecisz samolotem i odnajdziesz mały domek, w którym kiedyś mieszkałyśmy. Tak długo wierzyłyśmy w twój powrót. Miałyśmy nadzieję. Modliłyśmy się. Sześć czy siedem razy pisałam do prezydenta i do wszystkich, którzy mi tylko przyszli na myśl. Za każdym razem, kiedy zdawało się, że czegoś się dowiemy, odbierano nam tę możliwość. Patricku, co podpisałeś?
Patrick pił kawę siorbiąc. Trochę skapnęło mu na brodę. Ellie wręczyła ojcu serwetkę.
– Zgodziłem się na ich żądania, żeby móc wrócić do domu. Nie chcą, bym powiedział komukolwiek, gdzie byłem ani co się ze mną działo. Spytałem, jak długo będę musiał zachować milczenie, a oni odparli: póki nie pozwolimy ci mówić. Może już do końca życia pozostanę Harrym.
– Dla nas zawsze będziesz Patrickiem – powiedziała Kate zdesperowanym głosem.
– My też musiałyśmy podpisać dokument – oznajmiła Betsy.
– Żałujecie tego?
– Nie – odparły chórem.
– Kate, kiedy zamierzasz przepędzić te ptaki?
– Nigdy. Ubóstwiam budzić się i słyszeć ich śpiew. Karmię je.
Sądziłam, że będzie ci miło mieć je w pobliżu. Przecież sam latałeś. Powiedziałeś mi kiedyś, że potrafisz latać lepiej od nich, a dla ptaków latanie to coś naturalnego. Nie chcę, żeby zabrzmiało to niegrzecznie lub despotycznie, ale musisz się trochę dostosować do nowych warunków. Ptaki to boskie stworzenia.
– Nie chcę ich tutaj. Przypominają mi czasy, kiedy latałem. Sam je przepędzę.
Elie i Betsy poruszyły się nerwowo na krzesłach. Kate raptownie zerwała się i padła na kolana, zachowując pewną odległość od męża.
– Patricku, posłuchaj mnie. Nie wolno ci tknąć tych ptaków. Ani teraz, ani nigdy. Jeśli spróbujesz to zrobić, będę musiała… musiała… poprosić, byś zamieszkał gdzieś indziej, póki nie dostosujesz się do nowych warunków. Z całych sił postaram się… znów cię poznać. – Zauważyła, że chce ją kopnąć i w porę się cofnęła.
– Nie mów mi, co mam robić! Przez dziewiętnaście lat i sześć miesięcy mówiono mi, co mam robić. Jestem wolnym człowiekiem, nie muszę robić niczego, na co nie mam ochoty – warknął Patrick.
– W moim domu tak – powiedziała spokojnie Kate. – Nigdy więcej nie waż się na mnie zamierzyć. Jeśli to zrobisz, wylecisz stąd tak szybko, aż zakręci ci się w głowie.
Patrick uśmiechnął się drwiąco. Kate nie dała się zbić z tropu. Zwróciła się w stronę córek i nieznacznym ruchem głowy dała im znak, by poszły do domu. Usta złożyła do słowa „gotować”. Obie dziewczyny niechętnie zbierały się do odejścia, ale usłuchały matki.
Kate przestawiła krzesło tak, by móc patrzeć prosto na swego męża, ale na tyle daleko, by nie mógł jej kopnąć ani uderzyć. Rozsiadła się, sukienka podjechała jej do połowy ud. Obciągnęła ją. W zeszłym roku wzięła tę sukienkę na Hawaje, wkładała ją na obiady z Gusem. Podobała mu się, powiedział, że wygląda w niej jak rzadki kwiat, że jest jej do twarzy w tym kolorze. Ona zaś stwierdziła, że idealnie pasuje do koloru jego oczu. Jaka była wtedy szczęśliwa. Znów obciągnęła sukienkę.
– Patricku – zaczęła łagodnie – musimy porozmawiać. Myślę, że musimy wszystko zacząć od początku. Jesteśmy teraz innymi ludźmi, oboje. Nie możemy wrócić do tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego roku. Tamte czasy dawno minęły. Oboje musimy się dostosować do nowej sytuacji. Bardzo chcę znaleźć dla ciebie psychoanalityka, jestem pewna, że dziewczęta zaakceptują ten pomysł. Nie wiem, przez co przeszedłeś, a gdybyś mi powiedział, prawdopodobnie nie potrafiłabym sobie wyobrazić twego bólu i cierpień. Bardzo mi przykro, ale nie mogę dopuścić, byś wyładowywał swoją złość na mnie i dziewczętach. Po prostu nie pozwolę ci na to.
– Zawsze było mi zimno, cierpiałem niewygody. Chodziłem wiecznie głodny. Myślałem jedynie o tobie i dziewczętach. To pomagało mi wytrwać – odparł Patrick, spoglądając na ogród.
– A my myślałyśmy o tobie. Przez całe lata. Nawet kiedy ja się w końcu poddałam, Betsy nadal wierzyła. Pracowała niezmordowanie. Moje serce tęskniło za tobą. Marzyłam o dniu, kiedy przestąpisz próg domu. Bardzo długo żyłam w świecie fantazji, łudząc się nadzieją, śniąc o twoim powrocie. Odczuwasz złość, co jest całkiem usprawiedliwione, ale twoja złość skierowana jest przeciwko niewłaściwym osobom. Nie jesteśmy twoimi wrogami. Myślałam, że będziesz dumny z dziewcząt, ze mnie. A ty… ty nas zlekceważyłeś. Pragnęłyśmy się z tobą wszystkim podzielić, ale nie chciałeś słuchać. Odkąd tu jesteś ani razu się nie uśmiechnąłeś. Dzięki fachowej pomocy znów staniesz na nogi. Jesteśmy cierpliwe i mamy środki, by ci pomóc. Nie wyładowuj swojej złości na nas. Przez wiele lat też żyłyśmy w naszym własnym piekle.
– Nic nie jest takie, jak dawniej – powiedział lakonicznie Patrick.
– Czas nie stoi w miejscu, Patricku. Z pewnością wiedziałeś, że wszystko się zmieniło – tłumaczyła mu łagodnie Kate.
– Chciałem, żeby było, jak dawniej. Chciałem ujrzeć tamto małe mieszkanie, potknąć się o te cholerne kaczuszki. W snach czułem twój zapach. Widziałem dziewczynki z kokardkami przy skarpetkach i we włosach. Dorosły, a mnie to wszystko ominęło. Zawsze wiedziałem, że kiedyś wrócę do domu. Wkroczę z podniesioną głową, jak bohater, porwę was w objęcia. Śniłem o uściskach i pocałunkach, o uroczystym powitalnym obiedzie. Spodziewałem się defilady, spotkania z prezydentem, telewizji, wywiadów. Nic takiego nie nastąpiło.
– Och, Patricku, tak mi przykro – powiedziała Kate zdławionym głosem. – To źle, że twój kraj się ciebie wyparł, że udaje, iż nie żyjesz. Zasłużyłeś sobie na coś więcej. Gdybym mogła ci dać to, na co zasłużyłeś, poruszyłabym niebo i ziemię, by ci to ofiarować. Ale niejaki Spindler kazał i nam podpisać ten dokument. Nie chciałam się na to zgodzić, ale powiedział, że jeśli nie podpiszemy, wywiozą cię gdzieś. Betsy twierdziła, że mogą to zrobić. Uznała, że powinnyśmy podpisać.
– Nie żartowali – stwierdził Patrick. – Wiesz, dzięki czemu nie zwariowałem przez te wszystkie lata?
– Powiedziałeś, że myślałeś o nas.
– Nie tylko. Kiedy było zupełnie źle, w myślach wracałem do Westfield. Chodziłem od drzwi do drzwi. Pukałem, a gdy mi otwierano mówiłem: „Cześć, nazywam się Patrick Starr. Kiedyś tu mieszkałem”. Głaskałem ich psa czy kota, a oni prosili, żebym znów kiedyś zajrzał. Pukałem do wszystkich drzwi w Westfield. Odwiedziłem każdy sklep. W miarę upływu lat składałem drugą i trzecią wizytę. Widziałem, jak zdychały psy i koty, zapraszano mnie na śluby. Byłem na dwóch. W myślach. Uczestniczyłem też w kilku pogrzebach, raz niosłem nawet trumnę. Jakaś pani zasięgała mojej opinii w sprawie tapet do kuchni. Powiedziałem jej, że powinna się zdecydować na biało-zieloną, taką, jaką mieliśmy w naszym domu. No wiesz, żeby zimą wyglądało, jakby było lato. Kobieta zgodziła się ze mną, że to dobry pomysł. Kiedy naprawdę dokuczało mi zimno, odwiedzałem ten dom, w którym mieszkało starsze małżeństwo. Mieli kudłatego, białego psa, który lubił się wylegiwać przed kominkiem. Przynosiłem im drew, a oni pozwalali mi usiąść koło kominka. Staruszka robiła gorące kakao i krówki. Psu bardzo smakowały, oblepiały mu wąsy. To byli bardzo mili ludzie. Nie mieli nazwisk, ale wszyscy wiedzieli, jak mi na imię. Czy to nie dziwne? – Po policzkach płynęły mu łzy.
Kate przysunęła bliżej krzesło i ujęła dłonie męża.
– Nie pójdzie nam łatwo, Kate. Stałem się chyba okropnym człowiekiem. Trudno mi zapanować nad sobą. Nie będzie ze mną lekko żyć.
– Wiem. Rozczarowałeś się mną, prawda? Chciałam, żebyś był dumny z moich sukcesów.
– Nie myślałem, że masz dosyć oleju w głowie, by iść na studia. Dotknięta słowami męża, Kate mruknęła:
– Chyba nikt nie wie wszystkiego o drugim człowieku.
– Zaczęłaś zarabiać swoimi bohomazami. Ten świat chyba naprawdę zwariował.
– Patricku, jeden z moich rysunków wisi w Białym Domu. To nie są bohomazy.
Patrick uniósł brwi do góry. Sprawiał wrażenie, jakby skurczył się w sobie.
– Nie chcę, żebyś pracowała. Żony nie powinny pracować. Chcę cię mieć w domu.
"Obiecaj mi jutro" отзывы
Отзывы читателей о книге "Obiecaj mi jutro". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Obiecaj mi jutro" друзьям в соцсетях.