– A co ze mną? Mam za tobą nosić kredki, czy co?

– Będziesz nosiła kredki i dodawała cyfry w księgach. Może uda nam się nakłonić tego faceta, by nam zapłacił.

– Nie ma mowy – oświadczyła Kate. – A gdybyś podpisała je tylko nazwiskiem? Mogę w przyszłości też podpisywać w ten sposób swoje prace. Tak będzie bardziej uczciwie.

– Jestem gotowa do snu – powiedziała Ellie, wyłażąc z jacuzzi. – To urządzenie szturcha człowieka w siedzenie, ale potem śpi się jak niemowlę.

W drodze do sypialni Kate spytała zaniepokojona:

– Będziemy spały razem?

– Tak – odparły jednocześnie obie córki, idące za nią.

– Dobrze. Chyba lepiej, jeśli zostawimy wszystkie światła zapalone na wypadek, gdyby wasz ojciec się obudził. Powinnyśmy też do niego zajrzeć.

Kate przystanęła gwałtownie, zaglądając do pokoju męża.

– O Boże, śpi na podłodze. Okrył się chyba sześcioma kocami.

– Może bał się, że spadnie z łóżka. Jest dość wysokie – zauważyła Ellie.

– Albo przyzwyczaił się do spania na podłodze – powiedziała Betsy. – Może nie miał łóżka. Ten dywan jest wystarczająco gruby, by mógł służyć za materac.

– Sprawia wrażenie takiego… samotnego -mruknęła Kate. Weszła do pokoju i uklęknęła obok Patricka. Miała mu odgarnąć włosy z czoła, kiedy się obudził. Oczy przepełniał mu zwierzęcy strach. Skulił się i wymamrotał coś po rosyjsku, czego Kate nie mogła zrozumieć.

– To ja, Kate. Wszystko w porządku – uspokajała go, klepiąc męża po ramieniu. – Nic ci się nie stanie, póki tu jestem.

– Kate? Kate?

– Tak, Patricku. Spróbuj znów zasnąć. Zostanę tu z tobą przez jakiś czas. – Delikatnie pogłaskała go po włosach. Ponieważ nie mogła sobie przypomnieć żadnej kołysanki, zaczęła nucić: – Miała Marysia owieczkę o runie…

– Białym jak śnieg. Gdziekolwiek…

– Marysia poszła, owieczka biegła też.

– Zaśpiewaj jeszcze raz, Kate.

Kate dała córkom znak, by wyszły. Kiedy skończyła piosenkę o Marysi i jej owieczce, zaczęła śpiewać o Jacku i Jill. Ujrzała uśmiech na twarzy męża, zapadającego ponownie w sen. Serce podeszło Kate do gardła, a łzy kapały na ramiona Patricka, osłonięte koszulą. Poczuła głuchy, gwałtowny gniew. Nawet nie dali mu ubrania. Jedynie zmianę bielizny. Spał w ubraniu, żeby mu było ciepło. Gotowa była zabić ich za to, co z nim zrobili.

– Obiecuję ci, Patricku, że twój dzień jeszcze nadejdzie – szepnęła.


* * *

Rano Kate wręczyła Patrickowi obszerny sweter.

– Na dworze jest chłodno – wyjaśniła. – Pojedziemy do Los Angeles. Zamówiłam wizytę u lekarza. Zajmie nam to cały dzień, Patricku. Wytrzymasz?

– Tak, Kate – powiedział cicho Patrick.

– Jutro sprawimy ci nową garderobę. Albo poprosimy o to dziewczęta. Zrobią zakupy i kiedy wrócimy, nowe ubrania będą już na ciebie czekały. Tak, to dobry pomysł. Zgadzasz się?

– Uważasz, że to dobry pomysł?

– Tak, ale co ty o tym myślisz?

– Chciałbym mieć swoje własne ubrania. Chcę wyrzucić wszystkie te ciuchy, które mam na sobie. Oprócz swetra. Sweter dostałem od ciebie. Tak, to dobry pomysł. Udało mi się, Kate? Podjąłem decyzję? Nie wolno mi… nie było mi wolno rozmawiać ani zadawać pytań. O niczym nie decydowałem.

– Cóż, właśnie zadecydowałeś. W ciągu dnia zdarzy się to jeszcze nie raz – powiedziała łagodnie Kate.

– A jeśli podejmę błędną decyzję? – spytał Patrick. – Co się wtedy stanie?

– Nic a nic. – Znów ogarnęła ją paląca złość na tych bezimiennych, nieznanych ludzi, którzy uczynili z jej męża całkiem innego człowieka. Próbowała nadać swemu głosowi pogodne brzmienie. – Czasem nawet dobrze coś schrzanić, bo wtedy ma się okazję wszystko naprawić.

– Czyli, że będę miał dwie szanse.

– Jasne. A jak zajdzie potrzeba i więcej -powiedziała Kate łamiącym się głosem. Ciekawa była, gdzie podziała się jego złość, wściekłość, wrogość? Czy coś nim powodowało, że był taki uległy? Strach potrafi wyczyniać z ludźmi dziwne rzeczy. Walczyła ze swą bezsilną złością. Twój dzień jeszcze nadejdzie, Patricku. – Kto przygotuje śniadanie? – spytała pogodnie.

– Ja – zaoferowała się Betsy.

– Wezmę prysznic. Patricku, wziąłeś prysznic?

– Było… było za zimno.

– Należy codziennie brać prysznic. Musisz też się golić i myć zęby. Pokażę ci, jak uruchamiać termowentylator w łazience, żeby nie było ci zimno. Nagrzewa pomieszczenie w ciągu pięciu minut.

Patrick ruszył z Kate korytarzem do łazienki. Obserwował ją uważnie i kiwał głową, by pokazać, że rozumie, jak się włącza i wyłącza termowentylator.

– Nie zamykaj drzwi, Kate.

– Dobrze.

– Czy kupimy dziś psa?

Wielki Boże, zupełnie zapomniała. No cóż, dziewczęta będą musiały pomóc i przy tym.

– Tak, Patricku. Czy chodzi ci o jakąś konkretną rasę?

– Psa dla mężczyzny – powiedział z ożywieniem.

– Zgoda. Wiesz, że będziesz go musiał wytresować. Obiecujesz, że weźmiesz za niego całkowitą odpowiedzialność?

– Tak, obiecuję. Traktowali mnie jak psa. Nigdy nie będę postępował z psem tak, jak oni postępowali ze mną. Chcę tego dowieść. Muszę tego dowieść. Nie, jeszcze go nie kupujmy.

Kate coś ścisnęło za gardło. Udało jej się jakoś wydusić:

– Kupimy ci najlepszego psa w całej Kalifornii. Ale jeszcze nie teraz. Zostaniecie prawdziwymi kumplami.

Patrick uśmiechnął się do niej. Wy pieprzone skurwiele, zapłacicie mi za to. Pobiegła do swojej łazienki, wzięła prysznic i umyła włosy, wszystko w ciągu niespełna pięciu minut. Wyszła, ubrana, i pojawiła się w kuchni po zaledwie dwunastu minutach.

– Ładnie wyglądasz, mamo. Założę się, że tacie spodobają się te spodnie i sweter. To twój kolor.

– Dziękuję. Co jest na śniadanie?

– Naleśniki. Są bardzo miękkie. Rozpuściłam masło i ogrzałam syrop. Betsy wycisnęła sok z pomarańczy. Zaparzyłyśmy też kawę.

– Dziewczęta, mam dla was jeszcze jedno zadanie. Jeśli będziecie miały czas, upieczcie tort czekoladowy, grubo lukrowany. Kupcie też lody.

– Co mu mamy kupić z ubrania? Musimy wiedzieć, jaki rozmiar pasuje na tatę – powiedziała Betsy, sięgając po notes. – I co mamy zrobić, jeśli pojawi się Della podczas twojej nieobecności?

– Uściskajcie ją. Kupujcie wszystko duże. Sportowe rzeczy. Na razie nie potrzebny mu garnitur. Pantofle, może mokasyny, numer jedenaście. Grube skarpetki. Pamiętajcie, żeby wszystko było ciepłe. Nosi prawdopodobnie bieliznę numer trzydzieści dwa. Kupcie flanelową piżamę, ciepły szlafrok. Kilka swetrów. Ciepłe spodnie, kurtkę z podpinką. Wełniany kapelusz i rękawiczki. Przejdźcie się po sklepach z odzieżą męską i kierujcie się własnym rozsądkiem. Później wybiorę dla niego kurtkę lotniczą. Może mu się spodoba.

– Gdyby zostało nam trochę czasu, czy mamy pomalować dom? – zażartowała Ellie.

– Nie zapomnijcie upiec tortu – przypomniała im Kate, przypalając papierosa od niedopałka, trzymanego w ustach.

– Cześć, tato. Siadaj. Zrobiłam naleśniki – pochwaliła się Betsy. Nałożyła mu sześć.

– Wyglądają bardzo ładnie – powiedział Patrick. Betsy zachichotała.

– I wybornie smakują.

Patrick zjadł wszystko ze swojego talerza, potem dopił sok i kawę.

– Nigdy niczego nie zostawiam. Jak się coś zostawiło, za karę nie dostawało się następnego posiłku – wyjaśnił.

– Nie musisz się już tym martwić – pocieszyła go Kate. – Jeżeli jest ci wystarczająco ciepło, ruszajmy w drogę. Zadzwonię do was wieczorem, dziewczynki. Karta kredytowa i pieniądze są w biurku.

– Nie korzystasz już z książki kucharskiej? – spytał Patrick.

– Czasami. Ale najczęściej zapominam i wkładam pieniądze do szuflady biurka. Patricku, powiedziałeś, że chcesz mieć trochę pieniędzy. Przyniosę ci. Ile chcesz? – spytała i ujrzała popłoch na twarzy męża. – Co powiesz na pięćdziesiąt dolarów? – dodała łagodnie.

Patrick odprężył się.

– Pięćdziesiąt dolarów będzie… w sam raz.

Kate usłyszała w głosie męża taką ulgę, że zachciało jej się płakać.

– Kupcie też portfel – powiedziała do córek, po czym zwróciła się do Patricka: – Na razie możesz trzymać pieniądze w kieszeni spodni. Do zobaczenia, dziewczęta.

– Wpadniemy podczas weekendu, żeby się z tobą zobaczyć, tato – obiecała Ellie.

– Dobra. Chcecie, żebym was pocałował na pożegnanie?

– Oczywiście – ucieszyła się Betsy, oczy jej zwilgotniały. Ellie uścisnęła ojca i powiedziała:

– Szkoda, że nie pamiętam, jaki byłeś kiedyś.

– A ja ciebie pamiętam. Ciągnęłaś mnie za uszy, kiedy cię brałem na barana. Betsy ciągnęła mnie za włosy. Pamiętam wszystko. Kiedyś powiedzieli mi, że zginęłyście w wypadku drogowym. Wiedziałem, że to nieprawda, bo wasza matka była dobrym kierowcą. Udałem, że im wierzę, ale naprawdę nie uwierzyłem – oświadczył z dumą Patrick. – Niewiele mi zostało włosów – stwierdził niespodziewanie.

– Wystarczy -powiedziała Kate. Był taki potulny, taki dobroduszny. Zastanawiała się, kiedy Patrick znów wybuchnie. A może ten wczorajszy atak furii okaże się pierwszym i ostatnim?

– Wierzę ci, Kate, bo nigdy mnie nie okłamałaś.

– Owszem, Patricku, nigdy cię nie okłamałam. Teraz też nie będę cię okłamywała.

Wyjechali na szosę, ogrzewanie w mercedesie nastawiła na pełny regulator. W pewnej chwili Kate spytała:

– Patricku, czy ty mnie kiedykolwiek kochałeś?

– Nie jestem pewny. Byłaś dobrą matką, dbałaś o dom. Byliśmy szczęśliwi, prawda?

– Myślałam, że tak. Kochałam cię całą duszą i sercem – powiedziała cicho.

– Nie wiedziałem, że aż tak – odparł zdumiony Patrick.

– Ale to prawda. Nie jestem pewna, czy ty mnie chociaż lubiłeś. Dlaczego zgłosiłeś się na ochotnika na tę wojnę?

– Chciałem zdobyć punkty. To był jedyny sposób uzyskania awansu. Ale popełniłem błąd. Niewiele błędów popełniłem w życiu, prawda?

– Niewiele.

– Chciałem, żeby wszystko było, jak dawniej. Przepraszam za wczoraj.

– Ja też przepraszam. Czy naprawdę uważałeś, że jestem głupia, że potrzebowałam ciebie, byś za mnie myślał, a w mojej głowie nigdy nie zaświtała żadna myśl?

– Tak, ale dlatego, że naprawdę tak było. Kate skuliła się.

– Masz kłopoty ze słuchem, co?

– Owszem. Chyba za często obrywałem po głowie. Ale jedno ucho jest zupełnie dobre.

– Dlaczego nic nie powiedziałeś? – spytała smutno Kate.

– Bo szwankuje we mnie tyle innych rzeczy. I tak nie mogłabyś mi zajrzeć do uszu.

Boże, pomóż mi wytrwać. Pomóż mi go zrozumieć, być dla niego dobrą.

– Zajmiemy się dzisiaj i tym.

– Kate, jak myślisz, kiedy znów stanę się normalnym człowiekiem? – spytał Patrick.

– Nie wiem. Będziemy ci pomagały z całych sił, ale ciebie też czeka ciężka praca. Zrobię wszystko, co w mojej mocy.

Kate niemal wybuchnęła śmiechem, kiedy Patrick się odezwał:

– Ponieważ kochałaś mnie całą duszą i sercem? Bo już mnie nie kochasz, prawda? – dodał obojętnie.

Kate zastanowiła się, nim odpowiedziała.

– Jakaś cząstka mnie zawsze cię będzie kochała, Patricku. Ale nie jestem już w tobie zakochana. – Boże, błagam, modliła się, niech mnie nie spyta, czy kocham innego. Nie pozwól mu zadać tego pytania. – A ty mnie kochasz? – rzuciła, mając nadzieję, że w ten sposób odwlecze to, czego tak się bała usłyszeć.

– Myślę, że byłem zakochany w idei małżeństwa. Potrzebna mi była żona. Kiedy się jest w wojsku, trzeba mieć żonę, inaczej nie zrobi się kariery. Lubiłem cię. Na ogół. – Powiedział to takim rzeczowym tonem, że Kate uśmiechnęła się lekko. Może, pomyślała, nie zabrzmiało to tak strasznie z uwagi na jego rosyjski akcent. Kiedy się wszystko uładzi, i będzie miała spokojną głowę, zastanowi się nad tym, co właśnie powiedział jej mąż. Nagle odkryła, że pod wpływem słów Patricka zaczyna znikać gnębiące ją dotąd poczucie winy.

– Czeka nas ciężki dzień, Patricku. Powiedz mi coś. Nie rozumiem, dlaczego nie poddano cię leczeniu. Nie rozumiem, jak mogli cię… wypuścić w takim stanie. Potraktowali cię jak zwierzę – wybuchnęła.

To był mój wybór. Zabrali mnie gdzieś, przeprowadzili pobieżne badania. Oczy i uszy mieli mi skontrolować później. Poddano mnie również intensywnym przesłuchiwani om. Kiedy się przyznałem, że puściłem farbę, przestali się mną interesować. Miałem dziewiętnaście lat i sześć miesięcy, by nad tym wszystkim rozmyślać, w głębi duszy wiedziałem, że żaden człowiek nie oprze się takim torturom i środkom farmakologicznym, jakie mi aplikowano. Pragnąłem jak najszybciej znaleźć się w domu. Powiedzieli, że zwrócą nam koszty leczenia. Kłamali, Kate.

– Wiem o tym.

– Kiedy poczuję się lepiej i zacznę normalnie wyglądać, wybierzemy się na obiad do jakiegoś lokalu?

– Chciałbyś?

– Postawiłem sobie taki cel. Na razie. Będę się musiał od nowa nauczyć chodzić, jak inni ludzie. Teraz powłóczę nogami, ale najczęściej moje ruchy są gwałtowne, nieskoordynowane. To dlatego, że często mnie wiązano.