– Jak powiedziała Scarlett, pomyślę o tym jutro – odparła Kate zmęczonym głosem. – Delio, będziesz spała ze mną w moim pokoju?
– Zostawiłam tam swoje rzeczy. Uważam, że powinnaś się położyć, wyglądasz na wyczerpaną.
– Delio, twoja obecność jest dla mnie kojąca. Wystarczy, że patrzę na ciebie, a od razu mi lżej. Jak zwykle nie potrafię wyrazić ci swojej wdzięczności.
– I jak zwykle niepotrzebne mi żadne podziękowania. Na pewno nie chcesz nic zjeść?
– Na pewno. Poza tym Patrick powiedział mi dzisiaj, że jestem za gruba. Sądzę, że mogłabym zrzucić kilka kilogramów.
Nazajutrz Kate zaczęła wprowadzać w życie nowy rozkład dnia Patricka. Aby wyglądać bardziej oficjalnie, Kate trzymała linijkę. Niezupełnie wiedziała, dlaczego, ale Patrick o nic nie pytał. Ubrany był w szarą bluzę Nike, tenisówki L.A. Gear i czapkę Metsów. W ustach wciąż trzymał okład z esencji. Na nosie miał przyciemnione okulary, aparat słuchowy nastawiony na pełny regulator. Spoglądał wyczekująco na Kate.
Kate machnęła linijką i odchrząknęła.
– Zjadłeś smaczne śniadanie – gorącą zupę mleczną, rozgniecione banany, budyń, napiłeś się soku. Teraz zrobimy… zrobimy kilka prostych ćwiczeń, bo nie poradziłabym sobie z trudniejszymi. Potem pójdziemy na spacer. Na długi spacer. Kiedy się zmęczymy, odpoczniemy, wrócimy do domu, zjemy lunch. Della ugotuje spaghetti, zupę i dużo miękkich potraw, trzeba ci też będzie zmienić okład. Zdrzemniesz się godzinkę, a potem zaczniemy od nowa. Jeśli zechcesz, pojedziemy do miasta, zorientujemy się, czy można cię zapisać na jakieś zajęcia sportowe. Wstąpimy do perfumerii i kupimy dla ciebie jakąś farbę do włosów. Potem napijemy się herbaty, zjemy jakieś słodkie wypieki Delii. Popływamy, pomoczymy się w jacuzzi, zadzwonię do masażysty, by codziennie robił ci masaż całego ciała. Może i mnie.
– Przyda ci się – mruknął Patrick.
– Słyszałam to – zauważyła Kate. Znów wydał ten zabawny odgłos, przypominający śmiech. Della wyjrzała rozbawiona przez okno kuchenne.
Trzeciego dnia, kiedy jechali do miasta po protezę, Patrick nie zdrzemnął się ani na moment. Kate chichotała przez większą część drogi do domu obserwując Patricka, podziwiającego w lusterku wstecznym swoje nowe zęby. Kiedy zatrzymała się na światłach, ukazał w uśmiechu dziąsła, a potem wydał ten zabawny dźwięk.
– Domyślam się, że zrobiłeś jakąś głęboką uwagę – powiedziała Kate, kiedy zbliżali się do wyjazdu w kierunku Bakersfield – ale ni cholery nic nie zrozumiałam. To chyba dlatego, że nie przyzwyczaiłeś się jeszcze do protezy, no i przez ten twój rosyjski akcent. Myślę, że powinniśmy zatrudnić dla ciebie nauczyciela wymowy. Nie martw się, jakoś wygospodarujemy na to czas. Cóż to jest jeszcze sześćdziesiąt minut w twoim życiu?
Patrick przewrócił oczy, a potem klepnął ją w ramię. Kate wzruszył ten prosty gest.
– Może się teraz odświeżysz – zaproponowała Kate, kiedy zatrzymali się na podjeździe. -Przygotuję mrożoną herbatę, napijemy się na tarasie.
– Dobra – zgodził się Patrick i podreptał do domu. Wzrokiem pełnym litości obserwowała go, jak szedł korytarzem, powłócząc nogami.
Było tego wszystkiego za wiele. Czuł się jednocześnie wolny i osaczony. Kręciło mu się w głowie. Jego pokój… Nie podobało mu się to określenie: jego pokój. Ten pokój też nie brzmiało lepiej.
Chciał, żeby wszystko było, jak dawniej, oczekiwał tego. Akceptował zmiany w wyglądzie córek, ale nie Kate. Kate była… Kate była… głupiutką gąską. Nazywał ją tak kiedyś, ale to tylko słowa. Kate była zwykłą, prostą dziewczyną o kochających oczach, pełną ciepła.
Obrzucił pokój uważnym spojrzeniem. Wyglądał jak pokój mężczyzny, z narzutą w zielono-białą kratkę i zasłonami pod kolor. Nawet poduszki obleczone były w powłoczki. Zastanawiał się dlaczego. Może bali się, że ma wszy albo łupież. Pokój wydawał mu się za duży, miał zbyt wiele okien. Potrzebował czegoś mniejszego, gdzie mógłby się zwinąć w kłębek. Tyle przestrzeni onieśmielało go.
To był obcy pokój w obcym domu. Czy kiedykolwiek poczuje się tu, jak u siebie? Wciągnął powietrze nosem, mając nadzieję, że poczuje jakiś znajomy zapach. Naftalina. Nie używano tego pomieszczenia. Był to pokój gościnny. Umieszczono go w pokoju gościnnym. Spojrzał na białe ściany, zielony dywan, o jeden ton ciemniejszy od narzuty i zasłon. Zastanawiał się, czy może poprosić o coś żółtego. Dobra byłaby czerwień, nawet oranż. Pomyślał o pomarańczowym kolorze i skulił się w sobie.
Dopiero wtedy zauważył garderobę. Nigdy do niej nie zaglądał. Zastanowił się dlaczego. „Może jej nie widziałem” – mruknął. Otworzył drzwi, owionął go zapach cedrowego drewna. Wciągnął powietrze raz i drugi, zanim doszedł do wniosku, że podoba mu się ten zapach. Garderoba była malutka, wyposażono ją jedynie w drążek do wieszania ubrań i jedną półkę. Ręce mu się trzęsły, kiedy spróbował wyciągnąć drążek. Półka dała się wyjąć z łatwością. Postawił ją przed drzwiami i wszedł do środka. Przestał się trząść dopiero, gdy wcisnął się w sam róg i chude ręce kurczowo skrzyżował na piersi. Przesuwał dłonie coraz wyżej, aż zaczął się nimi uderzać po twarzy, po ramionach, rwać rzadkie włosy. Dygocząc na całym ciele osunął się na podłogę. Stopami wczepił się w puszysty dywan.
– Boże, musisz mi pomóc. Nie dam sobie sam rady. Proszę, pomóż mi. Nie mogę znieść wyrazu twarzy moich najbliższych. Wzbudzam w nich lęk. Nie chcę tego. Dlaczego siedzę w tej garderobie? Dlaczego nie potrafię stanąć na środku pokoju? Dlaczego potrzebuję tego ciemnego, ciasnego kąta? Kate mnie nie ukarze. Dziewczęta nie będą mnie biły. Pokaż mi, co mam robić. Pokaż mi, jak mam postępować. Zapomniałem. Ktoś musi mi pomóc – błagał. – Daj mi jakiś znak, coś, czego będę się mógł uczepić, kiedy zrobi się zupełnie źle. Cokolwiek. Zrozumiem to. Tak bardzo tego pragnę. Proszę, Boże, pomóż mi.
– Patricku?
Znak dla niego. Podniósł się z trudem. Patrzyli na siebie.
– Chcesz mnie zapytać, dlaczego tu jestem?
– Chyba wiem dlaczego. Czujesz się tam bezpiecznie. Wszystko inne wzbudza w tobie… lęk. Potrzebujesz czasu, by się przyzwyczaić – powiedziała łagodnie Kate.
– Kate, czy mogłabyś mi wyświadczyć przysługę?
– Oczywiście.
– Nie podobają mi się te kolory.
– Cóż, możemy to zmienić. Jaki byś wolał?
– Jakiś… żywszy.
– Na przykład…
– Żółty. Lubię też czerwony.
– Załatwione, Patricku. Jutro wezwę kogoś, by przemalował twój pokój. Co powiesz na jasnożółty? Będzie wyglądało… bardzo żywo.
– Właśnie, żywo. -Patrick uśmiechnął się. Kate była owym znakiem dla niego. Dzięki Kate wszystko się odmieni. – Dziękuję Ci, Boże – wymamrotał.
W miarę upływu dni i tygodni stan Patricka ulegał tak gwałtownej poprawie, że Kate wprost nie mogła uwierzyć. Zanim nadszedł Nowy Rok, przybyło mu siedem kilogramów. Jeszcze dziesięć i dojdzie do normy. Twarz mu się zaokrągliła, ruchy stały się bardziej płynne, jeśli bardzo uważał, potrafił już normalnie chodzić, a czasem nawet się ślizgał ku uciesze Kate. Nie był już taki blady, korzystał bowiem z łóżka opalającego w klubie odnowy biologicznej.
– Nie opalaj się za dużo, Patricku, słońce nie jest dla ciebie dobre – ostrzegła go.
Przed Dniem św. Patricka, na który Della ugotowała wielki kawał peklowanej wołowiny i dwie główki kapusty oraz drobne, białe ziemniaki, Patrick robił co rano siedmiokilometrową przechadzkę, potem ćwiczył hantlami, pływał, a przed kolacją wybierał się na jeszcze jeden siedmiokilometrowy spacer. Potem przychodził masażysta, a po nim korepetytor.
Kate była wyczerpana i straciła tylko trzy kilogramy.
W czerwcu Patrick zdał egzamin na prawo jazdy i Kate kupiła mu jeepa, jaskrawoczerwonego, by pasował do koloru jej mercedesa. Nadal nosił w kieszeni spodni pięćdziesiąt dolarów, które Kate dała mu nazajutrz po jego przyjeździe.
Do połowy sierpnia przytył o kolejne dziewięć kilogramów i wiecznie zaglądał do lodówki. Biegał, pływał i ćwiczył.
Pewnego słonecznego, pogodnego popołudnia Patrick wymknął się z domu, kiedy Kate brała prysznic. Pojechał do schroniska dla zwierząt, gdzie za swoje pięćdziesiąt dolarów kupił psa, znalezionego na szosie. Był to nędzny, zaniedbany, brudny kundel o wielkich, smutnych ślepiach i uciętym ogonie. Spodobała mu się ręka Patricka.
– Wezmę tego. Czy ma jakieś imię?
– Wołamy na niego Jake. Pasuje do niego, jeśli wie pan, co mam na myśli.
Patrick nie wiedział i nie miał zamiaru pytać.
Jake tak okropnie śmierdział, że Patrick musiał w drodze do domu otworzyć wszystkie okna w samochodzie.
– Nieźle nam się dostanie, Jake, kiedy dotrzemy do domu. Nie wolno mi samemu nigdzie chodzić. – Ostatnie zdanie wypowiedział prawie bez śladu rosyjskiego akcentu. – Wiesz co, Jake? Wyglądasz jak ja, kiedy się tu znalazłem. Powiem ci jeszcze coś. Moja żona jest w porządku. Dla mnie zrezygnowała ze swojego życia. Chcę jej coś powiedzieć, ale chyba jeszcze nie nadeszła odpowiednia chwila. Niezbyt mnie lubi.
Wygłaszał swój długi monolog od czasu do czasu spoglądając na psa, jakby oczekiwał od niego odpowiedzi.
– Nie jest taka, jak się spodziewałem. Nic a nic. Ma swoje zdanie. Przed moim wyjazdem nawet nie wiedziała, co to znaczy. A teraz spójrzcie tylko! Chyba jestem zazdrosny. Chciałem, żeby wszystko było po staremu, tymczasem wszystko się zmieniło. Chcę ją kochać. Myślę, że oczekuje mojej miłości. Chyba spodziewa się, że… że coś zrobię. No wiesz, zaciągnę ją w krzaki czy coś w tym rodzaju. Jest dla mnie taka dobra, próbuje mi pomóc i w ogóle. Zresztą powinna, należy mi się to. Chciałbym do niej coś czuć poza wdzięcznością, ale nawet wdzięczność przychodzi mi z trudem. Jak myślisz, dlaczego, Jake?
Wiesz, wtedy musiałem się wyrwać z domu. Czułem się stłamszony, ale gdy dostałem się w niewolę, potrafiłem myśleć tylko o Kate. Zależało mi na niej. Dawniej mi na niej zależało. Była niemal idealną dziewczyną. Na żonę. Widzisz, wszyscy mówili, że jestem idealnym pilotem. I do czego mnie to doprowadziło? Straciłem dwadzieścia pieprzonych lat życia, oto, do czego.
Kate coś przede mną ukrywa. Widzę to w jej oczach. Dziewczęta wiedzą, co to za tajemnica, ale nic mi nie mówią. – Roześmiał się, na ten dziwny odgłos Jake stulił uszy po sobie.
– Jestem intruzem w jej życiu, Jake. Nie chce, bym został z nią, i z tego powodu gnębią ją wyrzuty sumienia. Widzisz, znam tę kobietę.
Gdyby ktoś do mnie przyszedł teraz, w tej chwili, i powiedział: „No, Patricku, znów umożliwię ci latanie”, uciekłbym stamtąd tak szybko, że zostawiłbym ślady na puszystym dywanie Kate. To jedyne, czego pragnę, Jake, znów latać. Kate i dziewczęta mają swoje własne życie. Chciałbym ją kochać, kochać naprawdę. Chciałbym, żebyśmy mieli szansę, ale nic z tego. Kate jeszcze o tym nie wie. Myśli, że potrafi naprawić cały świat. Wydaje jej się, że zdoła mnie zmienić, uratować nasze małżeństwo. Ale wczoraj minęło, Jake. Wciąż to powtarza. Sądzi, że nie umiem samodzielnie myśleć. Teraz ona chce ze mnie zrobić drugą stronę lustra. Właśnie przez to zaczęło się między nami wszystko psuć. Dawniej była tylko dodatkiem do mnie. Ale jestem od niej mądrzejszy; nie dopuszczę do tego. Nie, mój panie, nie dopuszczę do tego.
No, Jake, jesteśmy na miejscu. Oto, gdzie teraz mieszkam. Tymczasowo. Kate wydaje się, że zakopała się tu na długo, ale czytam w niej jak w książce. Ona tylko spełnia swój obowiązek, Jake. No dobra, wysiadamy, pokażę ci, jakie cię czeka wygodne życie.
Wysiadł z jeepa, ale Jake odmówił wyjścia z samochodu. Boi się, pomyślał Patrick.
– To jest wolność, Jake. Dostaniesz stek, największy, jaki kiedykolwiek widziałeś, a kość wyrzucimy. – Gdyby Jake był kotem, zamruczałby czując delikatny dotyk ręki Patricka. – No, chodź, stary, umyjemy cię. Będziesz spał w moim pokoju, a jeśli ona przypadkiem zaprotestuje, pokażemy jej, kto tu rządzi.
W chwilę później wrócił do Jake’a z potulną miną. Z tarasu dobiegał podniesiony głos Kate.
– Jest wkurzona – wyjaśnił. – Powiem ci, po czym poznaję, że jest wkurzona, Jake. Kiedy jest wściekła, woła na mnie Harry. Gdy zwraca się do mnie Patricku, to znaczy, że wszystko w porządku. No, tym razem jesteśmy w gównie po same uszy.
Kate wybiegła przed drzwi frontowe, jej oczy rzucały ognie.
– Znasz zasady, Patricku. Niepokoiłam się o ciebie do szaleństwa. Dlaczego nic nie powiedziałeś…? No więc? Co masz na swoje usprawiedliwienie? – wycedziła.
– Poznaj Jake’a. Pojechałem do schroniska. Kupiłem go za pięćdziesiąt dolarów. Trochę śmierdzi. Mniej więcej tak, jak ja, kiedy się tu pojawiłem. Wydaje mi się, że nikt go nie chciał.
– Jakie pięćdziesiąt dolarów? – spytała Kate.
– Te, które mi dałaś nazajutrz po moim przyjeździe – wyjaśnił cierpliwie Patrick.
– Wydawało mi się, że powiedziałeś, iż nie jesteś jeszcze gotowy na psa.
"Obiecaj mi jutro" отзывы
Отзывы читателей о книге "Obiecaj mi jutro". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Obiecaj mi jutro" друзьям в соцсетях.