– Cóż – odparł Patrick, zastanowiwszy się. – Chyba poczekam do tego przyjęcia, które planujesz zorganizować razem z dziewczętami dla uczczenia pierwszej rocznicy mojego powrotu. Słyszałem, jak rozmawiałyście – przyznał się zawstydzony. – Dzięki temu aparatowi słuchowemu słyszę nawet spadającą szpilkę. – Roześmiał się na widok miny Kate. Był to przyjemny, pogodny śmiech męża, wywołany zakłopotaną miną żony.

– A co zrobisz potem? – spytała z niepokojem Kate.

– Potem chyba wrócę do domu i rozpocznę nowe życie. Może uda mi się kupić w Westfield dom, należący kiedyś do mojego ojca. Wydaje mi się, że jak się ma dość pieniędzy, można kupić prawie wszystko.

– Nie zawsze. A jeszcze później?

– Może zapiszę się na kurs latania. Może nawet dostanę pracę na lotnisku w Linden. Mogę też spróbować w Newark. Jedyna rzecz, na której się znam, to samoloty. Będę miał Jake’a. Kupię sobie rower i przejadę się obok twojego dawnego domu. Jeśli zostanie mi jeszcze trochę pieniędzy, mogę kupić i ten dom. Będę wtedy mógł przyjeżdżać tam razem z Jake’em, siadać pod drzwiami i wyobrażać sobie, że za chwilę wyjdziesz i nas przegonisz.

Kate tak mocno zagryzła dolną wargę, że poczuła krew. Chciało jej się płakać.

– To było jedno z twoich marzeń. Nie rozumiem ciebie. Powiedziałeś, że nie byłeś we mnie zakochany. Dlaczego więc chciałbyś siedzieć przed moim domem?

– To jedno z najprzyjemniejszych wspomnień. Wtedy wszystko wydawało się takie proste. Byliśmy niewinnymi dzieciakami. Nie sądzę, by kiedykolwiek działo nam się lepiej. Jeśli podarujesz mi tę starą książkę kucharską Betty Crocker, tę z kieszenią za okładką, wtedy już niczego mi nie będzie brak.

Rozpłakała się, całym jej ciałem wstrząsało głośne, urywane łkanie. Patrick otoczył ją ramieniem, jednocześnie włączając magnetowid.

– Myślę, że będzie ci mnie brak, Kate. Kogo będzie ci brak, mnie czy Harry’ego?

– Zamknij się, Patricku. Zamknij się, słyszysz mnie?

– Dzięki temu aparatowi słuchowemu…

– Wynoś się do diabła! – krzyknęła Kate, wyswobadzając się z jego objęć. Ruszyła korytarzem do swojej sypialni. Trzasnęła drzwiami i zamknęła je na klucz. Rycząc jak bóbr, rzuciła się na łóżko. Kiedy zabrakło jej łez, przekręciła się na bok i sięgnęła po aparat telefoniczny. Nie przejmując się, czy ktoś słyszy, nie przejmując się niczym, wykręciła numer telefonu Gusa w redakcji „New York Timesa”.

– Cześć – powiedziała. – Dzwonię z domu. – Wyraz „dom” nada odpowiedni ton ich rozmowie. – Jak tam twoja nagroda Pulitzera? – Był to stały przedmiot ich żartów. Zmusiła się do chichotu.

– Jak Harry? – spytał Gus.

– Harry miał dzisiaj zły dzień, ale zarazem dobry. Pojechał i kupił sobie psa. Woła na niego Jake. W lutym Ellie bierze ślub. Ponieważ jest romantyczką, zapragnęła się pobrać w dzień św. Walentego. Betsy tak świetnie daje sobie radę z prowadzeniem firmy, że przestałam zawracać jej głowę telefonami. Myślę o zajęciu się ceramiką.

– Boże! – wykrzyknął Gus.

– Może będę tkała kilimy.

– Boże – powtórzył Gus. – Mówisz trochę przez nos, czyżbyś była przeziębiona?

– Chyba tak – skłamała Kate. – Zastanawiam się nad kupnem samolotu.

– Zamierzasz nim latać czy tylko mu się przyglądać? – spytał Gus.

– Będę mu się przyglądać. Cierpię na lęk wysokości.

– Ja też. Chciałem powiedzieć, że też cierpię na lęk wysokości. Mamy wiele wspólnych cech, nie sądzisz?

– Zawsze tak uważałam. Minął prawie rok, odkąd… odkąd wrócił Harry. Dziewczęta planują zorganizowanie przyjęcia okolicznościowego. Z serpentynami, balonikami i tak dalej.

– Zapowiada się niezła zabawa.

– Zależy od punktu widzenia.

– Kate…

– No cóż, myślę, że zabrałam ci dość czasu. Myślałam o tobie przez cały dzień, a wtedy zawsze muszę się upewnić, że moi przyjaciele dobrze się mają. Wracaj do pisania artykułu, godnego nagrody Pulitzera.

– Kate…

– Do widzenia, Gus. Wkrótce znów zadzwonię.

Kate zaczekała, aż się rozłączył, ale nie odłożyła słuchawki. Odchrząknęła.

– Kimkolwiek jesteś, ty skurwielu, mam nadzieję, że pójdziesz prosto do piekła. – Wsunęła palce do ust i zagwizdała tak, jak ją nauczył Patrick, kiedy byli dziećmi. – Mam nadzieję, że popękały ci bębenki! – wrzasnęła, nim rzuciła słuchawkę z powrotem na widełki. Bywały chwile, jak teraz, kiedy zastanawiała się, czy nie zwariowała. Patrick zapewniał ją, że nie, że naprawdę gdzieś tam siedział jakiś mężczyzna bez twarzy i podsłuchiwał każdą ich rozmowę telefoniczną. Wierzył w to, więc ona też.

Kate rzuciła w kąt spódnicę od kostiumu i purpurową bluzkę i wciągnęła spodnie oraz pulower. Może uda jej się wykraść parę ciasteczek, jeśli Della nie zrezygnowała z pieczenia. Ubóstwiała jej wypieki.

Patrick puścił sobie na wideo „Szeregowca Beniamina”. Oglądał film, bawiąc się uszami Jake’a, i co chwila wybuchał śmiechem. Od razu zauważyła, że Della właśnie przekłada ciasteczka z blachy na talerz. Złapała jedno, ale natychmiast puściła czując, jak parzy w rękę.

– Dobrze ci tak – zauważyła Della. – Włóż naczynia do zmywarki.

– Co przyrządzimy na przyjęcie Patricka? – spytała Kate.

– Raczej bankiet. Twoje córki przygotowały spis na dwie strony. Jeśli się bliżej przyjrzeć, widać, że najważniejsze będą desery. Tort czekoladowy, lody ananasowe własnej roboty, ambrozja, cobbler wiśniowy. Cocktail z krewetek, homar, pieczony kapłon, żeberka, kandyzowane bataty, fasolka szparagowa, migdały, sałata zielona, bułeczki własnej roboty, obok kukurydzy jest znak zapytania. Nie mam pojęcia, co oznacza. Betsy chce marynowane buraczki i jajka z wielką ilością cebuli. Napisała, by użyć octu aromatyzowanego. A co ty byś sobie życzyła?

– Włoskiego hot-doga. Sałatkę z kapusty i kawałek tego tortu czekoladowego. A ty?

– Przyjemnie będzie zjeść taco.

– Jak myślisz, ile czasu zajmie nam przyszykowanie tego wszystkiego? – spytała zaciekawiona Kate.

– To zależy, ile czasu zajmie nam nadmuchiwanie baloników – stwierdziła gderliwie Della.

– O cholera! – zaklęła Kate. – Delio, chciałam ci podzię…

– Kate, zanieś te ciasteczka Patrickowi. Dwa są dla Jake’a. Lepiej daj mu jeść z ręki, żeby nie pobrudził dywanu.

Patrick uśmiechnął się do niej, kiedy wręczała mu talerz z ciasteczkami. Wzięła jedno, by dać Jake’owi.

– Ja to zrobię, Kate. Chcę, żeby wiedział, że to ode mnie dostaje jeść. Nie masz chyba nic przeciwko temu? – spytał, bawiąc się uszami Jake’a.

– Oczywiście, że nie. – Ale czuła się urażona i zastanawiała się czemu. Przypatrywała się przez chwilę Patrickowi i psu, a potem wstała i poszła do swego pokoju.

W dniu przyjęcia Kate wstała wcześnie. Od kilku dni gotowały i sprzątały z Delią. Dziewczęta miały przyjechać koło piątej. Zaparzyła kawę i wyszła na taras. Rok temu myślała, że nastąpił koniec jej świata. Dzisiaj była z siebie dumna. Czuła to samo, co w dniu, w którym otrzymała dyplom. Dobra robota, Kate Starr. Poklepała się po ramieniu, oczy piekły ją od łez.

– Ale z ciebie ranny ptaszek – powiedział cicho Patrick. – Słuchaj, miałaś rację, ich ćwierkanie jest takie radosne. A ja chciałem je wystrzelać. Nie znam wielu przyjemniejszych dźwięków, niż ptasi świergot. Chcę ci podziękować za to, że nie pozwoliłaś mi… i za ostatni wieczór. Jake obudził mnie w środku nocy, żeby go wypuścić. Szybko się uczy, szybciej niż ja.

Kate uśmiechnęła się.

– Miałeś utrudniony start. Jestem z ciebie dumna, Patricku.

– To dla mnie bardzo dużo znaczy, bo wiem, że naprawdę to czujesz.

– Mam dla ciebie prezent – powiedziała Kate, nagle onieśmielona komplementem męża. – Zaczekaj, zaraz ci go przyniosę.

– Ja też mam coś dla ciebie – oświadczył Patrick. Pobiegli na wyścigi do domu po przygotowane prezenty. Kate wróciła na taras pierwsza i wręczyła upominek mężowi, kiedy się tylko pojawił.

– Mój jest trochę głupi – powiedziała.

– Wielki kubek. W sam raz na wyprawę przez cały kraj. Wspaniały prezent, Kate.

– Zamierzasz wrócić, Patricku?

– Nie, razem z Jake’em… zostaniemy nomadami. – Okłamał ją, ale Kate o tym nie wiedziała. – Naprawdę nie miałem pojęcia, co ci dać. Byłoby głupio, gdybym ci coś kupił za pieniądze, które dostałem od ciebie, a nie zdobyłem się na podjęcie gotówki ze swojego konta. – Zza bluzy wyciągnął cztery kołonotatniki. Podał je Kate, jakby wręczał jej bezcenny dar. Bo rzeczywiście był to bezcenny dar, dawał dwadzieścia lat swojego życia żonie, która już nigdy nie będzie jego żoną.

– Jest tu wszystko, Kate. Każda minuta ostatnich dwudziestu lat. Miałaś rację, musiałem to spisać. Jest doprowadzony do samego końca. Kończy się… kończy się opisem mojego jutrzejszego wyjazdu. To wszystko, co mogę ci dać.

– Dziękuję – powiedziała Kate, łzy płynęły jej po policzkach. – Dobrze… dobrze się nimi zaopiekuję.

– Nie musisz ich czytać – zastrzegł się Patrick. – Mogłabyś się zbyt przejąć.

– Chcę je przeczytać.

– Dobra, ale nie musisz. Dzięki tobie stanąłem na nogi.

– Wiem o tym, Patricku. Zawsze o tym wiedziałam. A ty wiedziałeś, że o tym wiem -jąkała się.

– Powtarzasz się – powiedział z uśmiechem. – Zdawało mi się, że chwaliłaś się, iż ukończyłaś college.

– No cóż, coś się zyskuje, coś się traci. Chcesz się przejść?

– Tak, z przyjemnością. Jake lubi tę obrożę i smycz od Gucciego, które mu kupiłaś.

– Zasłużył sobie na to. Będzie jedynym psem w Westfield, który ma obrożę i smycz od Gucciego.

– Wiem, ale czy ktokolwiek w Westfield ma pojęcie, kto to taki ów Gucci? A propos, co to za jeden?

– Facet, który robi buty i portfele. Zdaje się, że siedzi w więzieniu. – Patrick gwizdnął przeciągle. – Zaraz wracam. Tylko zaniosę do pokoju prezent od ciebie.

– Skoro mamy przejść siedem kilometrów, proponuję, żebyś poszedł też do łazienki. Czuję się zażenowana, kiedy sikasz w krzakach.

– Myślałby kto – roześmiał się Patrick.

Kate skończyła czytać dziennik Patricka za kwadrans piąta. Zabrała się do lektury, kiedy skończyło się przyjęcie i wszyscy położyli się do łóżek. Zamknęła notes z policzkami mokrymi od łez i zaniosła go do biurka. Wzięła krótki prysznic, założyła czystą bluzę i pomaszerowała do kuchni. Otworzyła drzwi do pokoju Delii, weszła na paluszkach do środka i pochyliła się, by szepnąć coś staruszce na ucho.

Włączyła ekspres do kawy i pobiegła z powrotem do swojego pokoju. Słyszała, że obydwa prysznice są odkręcone, co znaczyło, że Patrick i dziewczęta wstali. Usiadła za biurkiem, wyciągnęła z szuflady papier i pióro. Przygryzła dolną wargę, a potem przez pięć minut coś pisała.

– No, czas się zbierać – powiedział Patrick wzruszonym głosem. – Nie wiedziałem, że tak trudno będzie mi się z wami pożegnać. Może nie powinienem tego mówić.

– Może nie powinieneś – zgodziła się Betsy. – Jadę z tobą.

– Ja też – dołączyła się Ellie.

Patrick podszedł do żony, wziął od niej torbę i wręczył ją Delii.

– Nie, Kate, nie możesz jechać z nami. Za miesiąc od dziś, może za rok, znienawidziłabyś mnie. A nie chcę tego. Słuchaj, lubię cię. Nawet cię kocham. Ale… już do mnie nie pasujesz. A ja nie pasuję do ciebie. Nikt nie jest temu winien. Po prostu tak jest. Twoim zadaniem było doprowadzić mnie do tego punktu. Od tej pory muszę sobie dać radę sam. Jeśli będzie mi ciężko, zadzwonię do ciebie, byś mogła mnie podnieść na duchu. Jake pomoże mi pokonywać trudności. Nie płacz, Kate, brzydko wyglądasz, kiedy płaczesz.

Nie odbieram ci dziewcząt. Muszę spędzić z nimi trochę czasu, poznać je. Obiecuję, że je odeślę.

– Och, Patricku, to nie w porządku – powiedziała płaczliwie Kate. – Chcę jechać z wami. Znów jesteśmy rodziną. Dlaczego mi to robisz?

– Ponieważ ty nie masz dość odwagi, by to zrobić. Owszem, teraz, w tej minucie, chcesz jechać ze mną, ale nic dobrego z tego nie wyniknie.

Oboje się zmieniliśmy. Nie jestem już tamtym dawnym Patrickiem. Jestem Harrym jakimś tam, a ty jesteś Kate. Urosły ci skrzydła, Kate, i musisz pofrunąć. Zadzwoń do tego faceta i powiedz mu, że jesteś w drodze do niego. Życie jest zbyt krótkie, by je marnować. Ej, muszę dużo zrobić i odwiedzić wiele miejsc. I zrobię to. Po swojemu. Razem z Jake’em.

– Och, Patricku… łamiesz mi serce – płakała Kate.

– No uspokój się i pomachaj nam na pożegnanie – powiedział radośnie Patrick.

– Idź do diabła, Patricku! – krzyknęła Kate.

– Kate, na twoim miejscu zrzuciłbym pięć kilogramów, zanim stanąłbym na progu domu tego faceta. – Patrick śmiejąc się zajął miejsce za kierownicą. Pomachał ręką. Jake zaszczekał. Dziewczęta przesłały całusy. Jeep ruszył podjazdem.

– Dlaczego ją okłamałeś? – spytała Betsy.

– Chciała jechać z nami. Znów bylibyśmy rodziną – krzyknęła Ellie. Patrick spojrzał na swe córki.

– Czy żadna z was niczego się nie nauczyła w tych modnych college’ach, na które uczęszczała? Wasza matka kocha innego mężczyznę. Była gotowa go porzucić. Dla mnie. Prawie jej na to pozwoliłem. Do ostatniej chwili zamierzałem… należę do tych, którzy biorą. Wasza matka jest z tych, co dają. Powiimyście o tym wiedzieć. Wiem jedno, wasza matka zrobi słusznie. Widzicie, oboje coś sobie obiecaliśmy. Dotrzymaliśmy słowa, a teraz czas, by każde z nas mogło przeżyć życie po swojemu.