Po czerwcu przyszedł lipiec, miesiąc długich gorących dni. Billie męczyły poranne mdłości. Ukrywała to przed Mossem wstając z łóżka dopiero po jego wyjściu. Natomiast sokole oczy Agnes widziały wszystko. Billie nader często mijała ją na korytarzu, pędząc do łazienki. Matka zawsze miała dziwną minę, którą Billie mylnie oceniała jako naganę. „Niedobrym ludziom źle się dzieje”. Ileż razy słyszała z ust Agnes to powiedzonko. Ale o co ma teraz pretensje? Przecież Billie wyszła za mąż. I to za wspaniałego mężczyznę.

Choć przekonana, że jest w ciąży, Billie nie powiedziała ani słowa na ten temat. Czekała, aż lekarz postawi oficjalną diagnozę. Na razie jest po prostu młodą mężatką z delikatnym żołądkiem. Jej uwagi nie uchodziły spojrzenia, które często wymieniali matka i Moss. Jej mąż nie był uległy wobec Agnes, jednak miała wrażenie, że wiele spraw omawia właśnie z nią. Skąd się wzięła taka komitywa? Kiedy to się zaczęło? Z wahaniem zadała Mossowi te pytania. Utrzymywał, że wszystko sobie wmówiła. Uwierzyła mu.


* * *

Zjedli już obiad – panierowane kotlety wieprzowe, które Moss dodatkowo polał ketchupem. Zawsze urozmaicał swoje porcje ostrymi przyprawami, zwłaszcza mdłe dania Agnes. Najchętniej wbiłby zęby w krwisty stek albo soczystego kurczaka, a nie wysmażone na podeszwę kotlety czy pieczeń. Colemanowie nigdy nie zawracali sobie głowy przydziałem żywności.

– Kto dzisiaj zmywa, ty czyja? – Billie posłała mężowi uśmiech.

– Sami o tym zdecydujcie. Wychodzę na spotkanie. – Na potwierdzenie tych słów Agnes wstała od stołu.

Moss zgłosił się na ochotnika do wycierania. Nie znosił babrania się w wodzie po łokcie. W innych warunkach nawet siłą nie zapędzono by go do kuchni. W domu mieli od tego pokojówki i kucharzy.

Billie lubiła, kiedy razem z nią przebywał w kuchni i pomagał jak dobry mąż. Pewnego dnia będą mieli własny domek, z ogródkiem i huśtawką dla dziecka.

– Dzisiaj w wiadomościach mówili o USS „Enterprise” – oznajmiła pochylona nad zlewem. – Nowym komandorem został niejaki kapitan Davis. Słyszałeś o tym? – Po co w ogóle poruszyła ten temat? Dlaczego się dręczy, rozmawiając z nim o samolotach, okrętach i lotniskowcach, i wypatruje błysku w jego oczach?

– Tak, słyszałem. – Oddałby wszystko, byle być na pokładzie. Davis. Czy powiedzieć o tym teraz? Nie, lepiej później. Po co zawracać jej głowę, skoro nie wiadomo, czy Davis go pamięta? To że razem trenowali w San Diego nie znaczy wcale, że kapitan przychylnie wysłucha jego prośby o powrót na „Enterprise”. Nigdy w życiu nie pragnął niczego tak bardzo, jak przydziału na Pacyfik.

Billie nuciła pod nosem i płukała czyste talerze. Była ucieleśnieniem męskich marzeń, Moss jednak chciał czegoś więcej niż ślicznej żony. Potrzebował wyzwania, przygody; musiał latać. Zerknął na jej talię. Zacznie działać, kiedy upewni się, że Billie jest w ciąży.

Odezwała się tak cicho, że z trudem ją zrozumiał:

– Mówili o Midway. – Nie podnosiła głowy znad zlewu. – Opowiadałeś o tym w zeszłym tygodniu. Pamiętasz?

– Jakże mógłbym zapomnieć? „Enterprise” zdała egzamin, co zamknęło dyskusję o przydatności lotniskowców.

Ilekroć rozprawiał na ten temat, mówił szybkim, podnieconym głosem. Billie powoli wpadała w panikę.

– Loty z lądu odegrały niewielką rolę w bitwie o Midway.

Oczyma wyobraźni studiował mapę Pacyfiku. Założy się o każdą sumę, że następnym celem „Enterprise” będą Wyspy Salomona. Milczenie Billie zwróciło jego uwagę. Spojrzał na nią. Po jej policzku spływała łza.

– Hej, Billie, o co chodzi? – Odrzucił ścierkę i przytulił ją mocno. Rozpłakała się.

– Myślałam o tych żołnierzach, którzy zginęli. Moss, umrę, jeśli coś ci się stanie.

– Billie, nic mi nie będzie. Nie płacz. – Tulił ją i uspokajał, a w głębi duszy wymyślał sobie od najgorszych. Wkrótce przecież ją zostawi i pojedzie na Pacyfik.


* * *

Życie w domku Amesów i Colemanów toczyło się nowym torem. Billie robiła co mogła, by jak najprzytulniej urządzić ich pokój. Godzinami stała w kolejce po mięso dla Mossa. Czasami poświęcała cenne kupony na stek. Moss nauczył ją, jak należy je przyrządzać: mają być wysmażone na wierzchu, krwiste w środku. W tamte dni wykręcała się od kolacji bólem żołądka i jadła tylko gotowane warzywa. Moss nie zauważał jej ofiary, ale Agnes widziała wszystko.

Im bardziej nasilały się działania wojenne na Pacyfiku, tym więcej czasu spędzał Moss w bazie. Czasami wracał późno w nocy. Co prawda centrum dowodzenia siłami Pacyfiku znajdowało się na Zachodnim Wybrzeżu, nie w Filadelfii, on jednak czyhał na każdy strzęp wiadomości. Śledził uważnie eskalację działań w Europie, należało to do jego obowiązków, ale sercem był na zachodnim nieboskłonie.

Kiedy wracał późno i zasypiał od razu, Billie leżała koło niego i gładziła czarną głowę. Co noc modliła się, by nie wysłano go na Pacyfik.


* * *

Na początku sierpnia przestała ukrywać poranne mdłości. Po raz drugi nie miesiączkowała. Odnosiła wrażenie, że i Moss, i Agnes nie spuszczają wzroku z jej brzucha. Dwa dni temu poszła do lekarza. Agnes ją umówiła; oboje, ona i Moss, musieli mieć pewność, choć Billie twierdziła, że ma przed sobą całe życie i nie śpieszy się do macierzyństwa.

O trzeciej po południu zadzwonił telefon. Agnes, która ścierała kurze w salonie, od razu podniosła słuchawkę.

Billie piła lemoniadę w kuchni. Nie pamiętała, by na twarzy matki kiedykolwiek gościł tak szeroki uśmiech.

– Dzwonił doktor Backus. Jesteś w ciąży, Billie. Moss będzie bardzo zadowolony.

Jest w ciąży. Teraz to pewne. Urodzi dziecko, dziecko Mossa. Powinna nie posiadać się ze szczęścia, a tymczasem targały nią sprzeczne uczucia. Nie była gotowa do roli matki, jeszcze nie. Nadal pragnęła Mossa tylko dla siebie. Potrzebowała go. Tymczasem przytyje, stanie się brzydka i niezgrabna. Czy Moss nadal będzie jej pragnął? Czy nadal będzie namiętnym kochankiem? Nie wyobrażała sobie, jak można się kochać, kiedy brzuch kobiety sterczy aż do nieba.

– Cieszysz się, prawda, mamo? – zapytała cicho.

– Oczywiście, Billie, cieszę się twoim szczęściem. Moss także będzie zachwycony, sama zobaczysz. Moim zdaniem powinnyśmy powiedzieć mu dopiero po kolacji, nie uważasz? Takiej nowiny nie przekazuje się telefonicznie.

Agnes tryumfowała. Kamień spadł jej z serca. A więc to pewne. Billie urodzi dziedzica Colemanów, Mossa Juniora. To fakt. Teraz mają zapewnioną przyszłość, bez względu na to, co się stanie z Mossem. One i dziecko też, dodała po chwili.

– Mamo, idę się położyć. Zawołaj mnie, gdyby Moss dzwonił, nawet jeśli zasnę.

– Dobrze, Billie. Jesteś dzisiaj trochę nerwowa. To chyba przez ten upał. – Oby nic innego, błagała w myślach. Nie, to nie może być nic innego.

Billie opadła na stos poduszek obszytych koronką. Nie pojmowała, dlaczego się nie cieszy. Zamiast śpiewać z radości, chciało jej się płakać. Ciąża wszystko zmieni, nieważne, co mówi Agnes. Zasypiała na poduszce mokrej od łez.

Telefon zadzwonił, kiedy nakrywała do stołu. Słuchawkę podniosła Agnes, mruknęła coś niezrozumiale i odłożyła ją na widełki.

– Moss nie przyjdzie na kolację. Sprzątnij jego nakrycie. „Sprzątnij jego nakrycie”, jakby już go niebyło.

– Mamo, dlaczego mnie nie zawołałaś? Nie chciał ze mną rozmawiać? Agnes popatrzyła na nią uważnie. Nie zdziwiło jej rozczarowanie Billie, chociaż nigdy chyba nie potrafi zrozumieć romantycznej natury córki.

– Kochanie, poznał mnie po głosie. Prosił, żeby ci przekazać wiadomość. Nie miał czasu.

Billie ciężko usiadła na krześle. Zawód zniekształcił jej ładne rysy.

– I tak masz szczęście – stwierdziła Agnes, starannie ukrywając zniecierpliwienie. – Jesteś żoną wojskowego i musisz się z tym pogodzić, że często nie będzie go w domu. Pomyśl o żonach oficerów, którzy są daleko od domu.

– Która godzina? – przerwała jej Billie. – Posłuchajmy wiadomości. Na pewno wydarzyło się coś okropnego. Nienawidzę tej wstrętnej wojny! – wybuchła nagle.

Moss nie wrócił na noc. Następnego dnia nawet nie zadzwonił. Billie nade wszystko pragnęła z nim porozmawiać. Minęły już dwa dni. Nie tęsknił za nią? Co może być dla niego ważniejsze niż ona i dziecko? Przecież nawet nie wie o ciąży.

Otarła łzy i zadzwoniła do biura admirała McCartera. W słuchawce odezwał się nieznajomy głos. Porucznika Colemana nie ma w gabinecie. Czy coś przekazać? Billie wymamrotała coś, co od biedy można było uznać za odpowiedź odmowną, i odłożyła słuchawkę. Nienawidziła współczucia Agnes. Jej oczy mówiły, że czeka ją jeszcze wiele takich sytuacji i im szybciej do nich przywyknie, tym lepiej. Nigdy, przenigdy się do tego nie przyzwyczai.

Następnego dnia, kiedy już straciła nadzieję na zobaczenie Mossa, pojawił się przed domem. Było południe, w kościele dzwonili na Anioł Pański. Miał wymizerowaną, nie ogoloną twarz i zaczerwienione, podkrążone oczy. Zwykle nieskazitelny mundur był brudny i pognieciony. Niedbale pocałował Billie w policzek i delikatnie odsunął od siebie.

– Marzę o prysznicu i zimnym piwie. Za trzy godziny muszę być z powrotem w bazie. Nie zmrużyłem oka od dwóch dni i… nie, Billie, nie mogę ci powiedzieć, o co chodzi. Powinienem był zostać w biurze, ale chciałem się z tobą zobaczyć. A teraz padam z nóg. Czy mogłabyś podać mi piwo?

Weszła do sypialni, niosąc tacę z puszką piwa i różą w wazoniku. Moss spał. Ostrożnie, żeby go nie zbudzić, zdjęła mu buty i skarpetki. W szafie wisi czysty mundur; zabierze go na dół i wyprasuje. Przynajmniej będzie miała coś do roboty. Zanim wyszła, pocałowała Mossa w czoło. Żywiła absurdalną nadzieję, że obudzi się i weźmie ją w ramiona. Spał kamiennym snem.

Na schodach minęła ją Agnes. Taszczyła na górę ogromny budzik.

– Twój zegareczek go nie obudzi. Postawię mu ten na komodzie. Może usłyszy.

Billie odwróciła głowę, żeby matka nie dostrzegła jej zirytowania. Moss to jej mąż. Potrafi sama się o niego zatroszczyć i nie życzy sobie, by ktokolwiek wtykał nos w ich sprawy. Tymczasem Agnes nie zapominała o niczym. To ona decydowała, co zjedzą na obiad, o której pójdą w niedzielę do kościoła, kiedy trzeba zmienić pościel, czy należy otworzyć okno, a nawet kiedy i w jaki sposób Billie powie Mossowi o dziecku.

Billie wiele razy wyobrażała sobie ten moment. W filmach żona szykowała pyszny obiad, siadała mężowi na kolanach i nieśmiało przekazywała nowinę. Niestety, nic z tego nie zdarzy się w rzeczywistości. Moss wrócił do domu po raz pierwszy od dwóch dni. Kiedy ma mu powiedzieć? W ostatniej chwili, zanim wróci do bazy? To niesprawiedliwe. Gdyby chociaż wiedziała, co się dzieje za bramą jednostki…

Niepokój nie opuszczał jej przez całe popołudnie, kiedy starannie prasowała mundur męża. Moss był wycieńczony, a mimo to szczęśliwy. Wolała nie myśleć, co wywoływało tę radość.

Idealnie gładki mundur zawisł z powrotem w szafie, wypolerowane do połysku buty stanęły w idealnie równej linii pod łóżkiem. Billie zabrała się za lekturę porannej gazety. Przeleciała wzrokiem kolumny „Philadelphia Inquirer”. Wiadomości ze wszystkich frontów, owszem, jednak nie znalazła niczego, co tłumaczyłoby dwudniową nieobecność Mossa. To straszne. Kiedy wreszcie wojna się skończy i ludzie będą mogli normalnie żyć?

Nie mając nic lepszego do roboty, usiadła na werandzie i rozwiązywała krzyżówki. Nie była jednak w stanie się skoncentrować, bo ciągle wracała myślami do Mossa.

Kiedy niewiele później zbiegł po schodach, znalazł ją skuloną na fotelu. Spała.

– Więc tak, leniuszku, spędzasz całe dnie! – zażartował. Miał na sobie odświeżony mundur. Wilgotne po prysznicu włosy lśniły, gładko zaczesane. – Muszę lecieć. Może później uda mi się zadzwonić. Nie czekaj na mnie.

– Moss, chwileczkę! – Pobiegła za nim. – Nie zdążyliśmy nawet porozmawiać, a mam ci tyle do powiedzenia. Co się tam dzieje? Dlaczego nie wracasz do domu? Czy coś się stało?

– Kochanie, nie teraz. Admirał obedrze mnie ze skóry, jeśli się spóźnię. Zadzwonię do ciebie. – Cmoknął ją w policzek i odjechał. Odprowadzała go wzrokiem, wściekła, ogłupiała i zawstydzona. Nadal nie wiedział nic o dziecku.

Moss widział ją w bocznym lusterku. Poczuł wyrzuty sumienia, ale zaraz pomknął myślami ku wojnie. Admirał McCarter i jego wysoko postawiony gość z Pentagonu analizowali sukces operacji na Guadalcanal. Nie ulegało wątpliwości, że przeciwnik będzie próbował zająć wyspę i odzyskać strategiczną kontrolę nad południowym Pacyfikiem. „Enterprise” na pewno nie będzie stała z boku. A Moss Coleman znajdzie się na jej pokładzie.

Biedna Billie, przemknęło mu przez głowę. Może jutro wygospodaruje trochę czasu i zabierze ją do kina. A potem kochaliby się powoli i leniwie. Tak, to dobry pomysł… Ale nie seksu pragnął. Chciał walczyć. Wzdragał się przed konkluzją, że on i Agnes wykorzystali Billie. Przecież to wspaniała dziewczyna, wkrótce urodzi mu dziecko, a on sam świata poza nią nie widzi.