* * *

Agnes wystarczyło jedno spojrzenie na Mossa, gdy wrócił do domu przy Elm Street. Usiadła na niewygodnym drewnianym krześle. Poinformowała go, że Billie piele warzywa w ogródku za domem. Dopiero wtedy zapytała spokojnie:

– Kiedy wyjeżdżasz?

– Pojutrze. Dostałem przydział na „Enterprise”, jak chciałem. Będzie w Pearl Harbor, tam się zaokrętuję – odparł.

Dopiero teraz dotarło do niego, że jego nowina wcale nie zdziwiła ani nie przestraszyła Agnes. Najwyraźniej się tego spodziewała.

– Zanim pójdziesz do Billie, chciałam ci przypomnieć… Wiesz, że sama chce ci powiedzieć o dziecku.

– Pamiętam o tym. Domyślasz się chyba, że nie podejmowałem żadnych kroków w kwestii nowego przydziału, dopóki nie byłem pewien, że jest w ciąży. Muszę zadzwonić do ojca i o wszystkim mu powiedzieć – stwierdził po chwili namysłu. Ta rozmowa będzie dla ojca podwójnym szokiem. Straszną nowinę, że jego syn wyrusza na Pacyfik, złagodzi jednak wiadomość o pierwszym wnuku.

Billie nagle straciła grunt pod nogami, by po chwili spojrzeć w roześmianą twarz męża.

– Moss! – Promieniała radością, która jednak przerodziła się w rozczarowanie, gdy zajrzała mu w oczy. – Mama ci powiedziała – rzuciła rozgoryczona. – Sama chciałam to zrobić.

Moss objął ją mocno, ukrył twarz w zagłębieniu szyi.

– Nie ma znaczenia, kto mi powiedział, mamusiu. Pocałuj mnie. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaki jestem szczęśliwy!

W jego ramionach zapomniała o urazie. Dopóki jest szczęśliwy, póki ją kocha, nic nie jest ważne.

Wdychał zapach nagrzanej słońcem skóry i wymyślał sobie od ostatnich skurczybyków. Dobrze chociaż, że ma dość przyzwoitości, by nie zepsuć Billie tych chwil. Jego wiadomość musi poczekać. Powie jej po kolacji, kiedy obecność Agnes złagodzi cios. Złość zupełnie przejdzie jej w łóżku. Przyszłe losy Mossa Colemana w końcu spoczęły w jego rękach. Nikt mu nie przeszkodzi w realizacji planów, ani Seth, ani Agnes, ani nawet Billie.

Weszli do domu czule objęci.

– Dzisiaj mamy na kolację rostbef, tak jak lubisz, nie wysmażony. Mama twierdzi, że po raz pierwszy w życiu poda żywe stworzenie.

Wybuchnął śmiechem. Doceniał ich wysiłki, by sprawić mu przyjemność. Domyślał się także, jak wygląda dzisiejsze menu: nieśmiertelna fasolka szparagowa, przyrządzona tak samo, jak robiła to jego matka, młode kartofelki, świeże bułeczki do sosu, placek z truskawkami i rabarbarem. Poinformuje Billie po deserze – uwielbiał placek z truskawkami.

– Nie mogę się doczekać wieczora – puścił do niej oko. – Ostatnio nie spisywałem się najlepiej jako mąż…

Pokazała mu język i kopnęła w kostkę, ale uskoczył błyskawicznie.

– Idę pod prysznic. Pomóż mamie, w kuchni jest duszno jak w łaźni. Twierdząco skinął głową.

– Dobrze, a więc postanowione. Mamo, zjemy dzisiaj na werandzie. Już nakrywam do stołu. Pospiesz się, Moss, bo sos wystygnie.

Podczas posiłku Agnes nie zamykały się usta. Była zdenerwowana, lecz triumfowała. Czuła się jak dyrygent prowadzący symfonię: na jego znak będą rozbrzmiewać kolejne nuty, akordy, aż narośnie finałowe crescendo. Billie wyczuwała to także. Miała strach w oczach.

Moss odłożył widelczyk i poprawił się na krześle.

– Musisz dać mojej mamie przepis na ten placek.

Nie ma wyjścia. Powiedzieć to. Najlepiej prosto z mostu.

– Billie – zaczął miękko. – Dostałem dzisiaj nowe rozkazy. Wyjeżdżam pojutrze.

Widelczyk wypadł jej z dłoni. Wiedziała.

– Dokąd? Dokąd jedziesz? – wykrztusiła z trudem.

– Pearl Harbor. Tam wsiądę na „Enterprise”. Chcę tego, Billie. Muszę to zrobić, nie rozumiesz?

Pochyliła głowę. Ukryła rozczarowanie pod jasnymi włosami.

– Chcesz tego, mimo że wiesz już o dziecku?

– Tak. Ale nie chcę, żebyś siedziała tu sama. Wolałbym, żebyś ty i twoja mama przeniosły się do Austin. Zorganizuję wam podróż. Zamieszkacie z moją rodziną, dopóki nie wrócę.

– Mamy jechać do Teksasu? – Billie nie wierzyła własnym uszom. Nie chciała opuszczać Filadelfii i wszystkiego, co dobrze znała. Pragnęła tu zostać, tu urodzić dziecko, tu czekać na jego powrót do domu.

Spojrzenia Mossa i Agnes skrzyżowały się nad stołem.

– Przepraszam, że nie zapytałem cię o zdanie, tylko od razu założyłem, że pojedziesz z Billie.

Billie zacisnęła zęby. Jej też nie zapytał. Nie wykrzyczana złość ją dławiła. Nerwowym ruchem sięgnęła po wodę. Zakrztusiła się. Moss w mgnieniu oka zerwał się na równe nogi i zaczął ją klepać po plecach. Ponownie spojrzał na Agnes. Rozumieli się bez słów. Już ona dopilnuje, by wszystko było w porządku.

– Kochanie, polubisz Teksas – zapewniał żonę. – Ty też, Agnes. Jeśli chcesz, dostaniesz całe prawe skrzydło dla siebie. Dzisiaj wieczorem zadzwonię do rodziców. Mam nadzieję, że obie zamienicie z nimi kilka słów. Billie, obiecaj mi, że nie będziesz się martwić. Moje dziecko powinno przyjść na świat w Teksasie, w moim domu. Ani tobie, ani twojej mamie niczego nie zabraknie. To duży dom, Billie. Moi rodzice nie będą wchodzić ci w drogę, jeśli tego się obawiasz. A dziecko będzie miało zapewnioną opiekę. Będziecie mieć wszystko, czego zapragniecie.

– Wszystko, czego pragnę, mam tu i teraz. – Billie spojrzała mu w oczy. – Dopóki jesteś ze mną.

– Wiem, skarbie, i czuję to samo, wiesz przecież. Po prostu będę spokojniejszy wiedząc, że ktoś dba o ciebie i o Agnes. I chcę, żeby mój syn od małego znał swoje dziedzictwo. Rozumiesz to, prawda?

Powiedział „syn”, zauważyła Billie. A jeśli to dziewczynka? Dziedzictwo? Jakie dziedzictwo? Farma w Teksasie? Dojenie krów i uprawianie kukurydzy? O czym on mówi?

Moss uśmiechnął się lekko, widząc jej zagubienie:

– Kochanie, jest chyba coś, czego ty i twoja mama o mnie nie wiecie. – Zerknął na Agnes, żeby zaznaczyć, że mówi także do niej. – Pamiętacie, jak powiedziałem, że moi rodzice mają rancho w Teksasie? To prawda, ale nie powiedziałem nic o jego rozmiarach. Billie, Sunbridge to nie żadna farma. To imperium, które zbudował mój ojciec. Pewnego dnia będzie nasze i naszego dziecka. I nie myśl sobie, że leży gdzieś na końcu świata. Austin to duże miasto, większe niż Filadelfia, są tam dobre szkoły i, uwierzcie mi na słowo, brukowane ulice – zażartował, chcąc rozładować atmosferę. – Będziesz miała samochód do dyspozycji i wszystko, co tylko zechcesz. Ale dla mnie najważniejsze jest to, że ktoś będzie się tobą opiekował.

Zasłuchana, nie zauważyła zadowolonej miny Agnes.

– Moss, powiedz mi prawdę. Sam prosiłeś o nowy przydział. Zrobiłeś wszystko, co w twojej mocy, żeby dostać się na „Enterprise”. Myślałam, że przestałeś o tym myśleć, odkąd się pobraliśmy.

Prawda. Kiedy cię złapią z rozpiętym rozporkiem, mów prawdę.

– Nigdy nie ukrywałem, że zrobię wszystko, żeby się stąd wyrwać. Mamy wojnę i chcę walczyć. Nie okłamałem cię, Billie. Ani razu cię nie okłamałem.

– Ale to było, zanim dowiedziałeś się, że jestem w ciąży. Co ze mną i z dzieckiem?

– Jedź do Sunbridge. Ze względu na ciebie i na dziecko. Jesteś teraz jedną z Colemanów i tam jest twoje miejsce. Wszystko, o czym zamarzysz, będzie w zasięgu twojej ręki.

– Nie marzę o niczym ani o nikim innym prócz ciebie! Agnes wzięła sprawę w swoje ręce.

– Jedziemy do Austin, Billie, i koniec. Moss ma rację. To najlepsze wyjście w twojej sytuacji. Pojadę z tobą, żebyś nie czuła się osamotniona wśród obcych. Na pewno pokochasz państwa Colemanów, kiedy ich lepiej poznasz. – Sunbridge. Powiedział, że rancho nazywa się Sunbridge. – To dobry pomysł, Moss. Billie będzie potrzebowała wsparcia rodziny. Co, według ciebie, mam zrobić z tym domem?

– Znajdź dobrego agenta obrotu nieruchomościami i kontaktuj się z nim listownie. Jeśli nie chcesz zawracać sobie tym głowy, mój ojciec to załatwi.

Wszystko ustalone. Agnes była podekscytowana jak dziecko przed Bożym Narodzeniem. Ma sprzedać dom, więc nie będzie miała dokąd wracać po narodzinach dziecka. Sunbridge stanie się także jej domem. Nawet nie śmiała o tym marzyć, a tymczasem wszystko rozwija się po jej myśli. Z czasem także – Billie dostrzeże płynące z tego korzyści.

– Pozmywam sama. Moss, może pójdziecie z Billie na spacer? Albo do parku. Powinna się dużo ruszać.

– Doskonały pomysł – stwierdził z wymuszoną radością. Dlaczego Billie nie chce tego zrozumieć? Dlaczego kobiety tak się wszystkim przejmują? Nienawidził siebie za to, jak ją potraktował, ale nie chciał już o tym myśleć. Wziął ją pod rękę i wyprowadził na dwór. Wszystko będzie w porządku, już on o to zadba.

Billie zrównała swój krok z krokiem męża. Musi zaakceptować jego decyzję. Kłótnie i sprzeciwy oznaczałyby ochłodzenie stosunków, może nawet rozstanie, a tego nie zniosłaby. Czuje się zdradzona? Trudno, musi się z tym pogodzić. W tej chwili liczy się każda minuta. Nie wolno zmarnować tego czasu. Dąsanie się niczego nie zmieni, chyba tylko uczucia Mossa wobec niej. Z trudem przełknęła łzy i posłała mu szczery, wzruszający uśmiech.

Mossowi kamień spadł z serca. Billie jest taka słodka, czarująca. I jest w ciąży. Odwzajemnił jej uśmiech. Kochał ją za to, że jest jego żoną, matką jego dziecka. Gdyby nie ona, nie byłoby potomka i nie udałoby mu się zrealizować marzenia. Jego problem został rozwiązany: stanie na pokładzie okrętu. Zawsze będzie ją za to kochał.

Wrócili tuż przed dziewiątą. Najwyższy czas zadzwonić do Teksasu. Agnes obserwowała, jak Moss przestępuje z nogi na nogę. Po raz pierwszy, odkąd go znała, okazywał zdenerwowanie. Zazwyczaj pokonywał przeszkody z pewnością siebie, graniczącą z arogancją. Najwyraźniej jednak w ten sposób nie dałby sobie rady z ojcem.

Zasłonił dłonią słuchawkę.

– Są kłopoty z uzyskaniem połączenia. I musimy uwzględnić różnicę czasu. – Trzymał słuchawkę z dala od ucha, gdy zagrzmiał w niej głos Setha Colemana:

– Moss, synu! Cieszę się, że cię słyszę! Niedawno dostaliśmy list od jakiejś kobiety, która twierdzi, że jest twoją teściową! Co to ma znaczyć?

– To prawda, tato. – Zerknął na Billie. Obserwowała go uważnie. Oby ojciec nie domagał się wyjaśnień, na które teraz nie mógł sobie pozwolić. Do licha, za długo zwlekał z tą rozmową. Powinien był zadzwonić z biura.

– Czemu zrobiłeś takie głupstwo? Wojna to nie czas na ożenek. Mężczyzna nie myśli wtedy normalnie. Na świecie jest dosyć chętnych kobiet! – Cisza; Sethowi przyszło coś do głowy: – Czy musiałeś się z nią ożenić, synu?

– Mniej więcej tak to wygląda, tato – Moss czuł się nieswojo. Zastanawiał się, czy Billie słyszy słowa Setha.

– Jaka ona jest, ta twoja żona?

– Pierwsza klasa. Pamiętasz tę klaczkę, którą mi dałeś na dziesiąte urodziny i jak ją kochałem?

– Pamiętam, że zajeździłeś ją na śmierć! – rzucił szorstko Seth.

Moss spochmurniał. Dlaczego z niego taki skurczybyk? Kochał tamtego konia. Teraz. Wyrzuć to z siebie.

– Wysyłam Billie i jej mamę do Austin. Wyjeżdżam stąd za 36 godzin. Dostałem przydział na USS „Enterprise”. Nie powstrzymasz mnie, tato. Nie próbuj żadnych sztuczek. Proszę, byś zaopiekował się moją żoną i teściową. I dopilnuj, żeby mój syn przyszedł na świat cały i zdrowy. – Cisza w słuchawce nie zaskoczyła go. Seth przetrawiał nowe wiadomości.

– To trzecie głupstwo, które zrobiłeś w Filadelfii. Gdybyś nie latał z rozpiętym rozporkiem, nie ożeniłbyś się i…

– Nie chcę tego słuchać, tato. – Ze względu na Billie zmusił się do uśmiechu. – Będziesz miał wnuka.

– Na razie obchodzi mnie mój syn! – wrzasnął Seth. – Milcz teraz. Zadzwonię do odpowiednich ludzi i za dwadzieścia cztery godziny możesz zapomnieć o „Enterprise”.

– Jeśli skiniesz palcem w tej sprawie, nigdy ci tego nie wybaczę. Nie żartuję. – Cisza. Chciał się upewnić, że ojciec zrozumiał. – Pokochasz Billie. Pomyśl, tato, będziesz dziadkiem. – Rzucić staremu przynętę i zobaczyć, czy się skusi.

W słuchawce rozległ się suchy kaszel. Moss wyobrażał sobie, w jakim terapie myśli przelatują przez głowę ojca. Dziecko załatwi sprawę. Seth nie pozwoli, by cokolwiek stanęło między jego synem a wnukiem.

– A jej matka? – burknął.

Moss z trudem powstrzymał śmiech. Nie powie mu przecież, że Agnes to suka pierwszej wody!

– Zupełnie jak ty. Ją także pokochasz.

– Matka chce z tobą rozmawiać – oznajmił Seth. – Nie odkładaj później słuchawki. Jeszcze z tobą nie skończyłem.

– Owszem, skończyłeś, tylko nie chcesz się z tym pogodzić.

Moss przyciągnął Billie do siebie. Załatwione. Staruszek nie będzie mu wchodził w drogę, nie teraz, kiedy stawką w grze jest dziedzic imperium.

– Mamo! Cieszę się, że cię słyszę! Jak się czujesz? Zmartwił go jej słaby smutny głos:

– Brakuje nam ciebie, synku. Billie to na pewno wspaniała dziewczyna i pokochamy ją tak, jak ciebie. Kiedy j ą poznamy?

– Niedługo. Tata ci wszystko wyjaśni. Billie i jej matka przyjadą do Austin. Opiekuj się nimi, mamo. Obiecaj mi.