Kiedy go poznała, była śliczną debiutantką. Teraz miała siwe włosy, mieszkała w olbrzymim domu, którego nie znosiła, z mężczyzną, którego nie obchodziło, czy dożyje następnego dnia.
Wzięła Billie za rękę, chcąc przekazać jej siłę, której sama nie miała.
– Musisz być silna – szepnęła. – Nie twarda, lecz silna. To różnica.
Zanim samochód skręcił w podjazd, lekko potrząsnęła synową:
– Obudź się, skarbie. Zaraz zobaczysz nasz dom: Sunbridge.
Billie przetarła oczy i wyjrzała przez szybę. Przejeżdżali właśnie pod drewnianym łukiem z wypalonym napisem „Sunbridge”. Białe ogrodzenie ciągnęło się na wiele mil. Wiekowe dęby ocieniały krętą aleję. Po obu stronach zieleniły się trawniki, regularnie spryskiwane wodą z automatycznych zraszaczy.
Billie miała wrażenie, że znalazła się w tunelu zieleni. Daleko przed nimi świeciło słońce. W końcu, za ostatnim zakrętem, ich oczom ukazał się dom.
Olbrzymi budynek usadowił się na łagodnym zboczu. Odcinał się od błękitu teksaskiego nieba, przyciągał promienie słońca. Kiedy aleja została za nimi, Billie przyszło do głowy, że tylko tu, w Sunbridge, słońce świeci tak ciepło i tak jasno.
Dom wznosił się na wysokość trzech pięter. Jasnoróżowa cegła, z której zbudowano część główną i dwa skrzydła, kontrastowała z bielą kolumn, podtrzymujących dach werandy. Nad oknami i drzwiami wejściowymi pyszniły się stiuki. Krzewy ozdobne pięły się dokoła werandy. Wokół domu rozciągał się ogród różany pełen altanek i rzeźb. Nie wierzyła własnym oczom.
– Moss nigdy nie opowiadał o Sunbridge. Mówił tylko, że macie rancho. Jessica uśmiechnęła się lekko.
– To do niego podobne. Widzisz, to jest rancho, o powierzchni 250 tysięcy akrów. Hodujemy konie i bydło. Zobaczysz je na pastwiskach za domem i mniejszych ranchach, które Seth dzierżawi. Sunbridge to tylko niewielka część holdingu Colemanów. Seth sam to wszystko zbudował. – W głosie Jessiki była duma, ale Billie dostrzegła smutek w jej oczach.
– Nazwa „Sunbridge” pasuje idealnie – stwierdziła.
– Tak. Kiedy Seth po raz pierwszy zobaczył tę ziemię, wydawało mu się, że jeśli wyciągnie rękę, dotknie słońca. Jego życie było bardzo ponure,
I Billie, i uważał zbudowanie tego domu za wielkie osiągnięcie. Ten dom miał stanowić pomost między mrokami przeszłości a świetlaną przyszłością. Choć Seth nie ma w sobie ani krzty romantyzmu, to on właśnie wymyślił nazwę „Sunbridge”.
Nadal była smutna. Chcąc oderwać się od gorzkich myśli, przesłała Billie wymuszony uśmiech.
– Chodźmy do środka, kochanie, w domu jest dużo chłodniej. Tita zrobi ci coś do jedzenia. Wiem, że nie czujesz się najlepiej, więc oszczędzę ci przedstawiania całej służby.
Carlos przytrzymał drzwiczki. Jessica poleciła mu zająć się bagażem. Po widoku różanego ogrodu i winorośli oplatającej werandę Billie przeżyła następny szok, kiedy weszła do budynku: dębowy parkiet, belki pod sufitem, meble obite skórą. Brakowało tu tylko kłębów papierosowego dymu i stukotu kowbojskich butów. Olbrzymie obrazy przedstawiały silnych ogorzałych mężczyzn przy pracy: ujeżdżali konie, znakowali bydło. Kobieca ręka Jessiki nie sięgała poza ogród. Dom to świat Setha. Świadczył o tym każdy drobiazg.
– Chodźmy na górę, Billie – zaproponowała teściowa. – Ty i Agnes, i oczywiście Moss, zamieszkacie we wschodnim skrzydle. Mam nadzieję, że spodoba ci się twój pokój.
Tutaj widoczny był wpływ Jessiki – pastelowe ściany, wazony pełne kwiatów, lekkie, zgrabne mebelki. W sypialni Billie zmieściłby się parter ich domku przy Elm Street. Ściany obito seledynowym jedwabiem, zasłony i narzuta były utrzymane w złoto-różowej tonacji. Dywan w zielono-beżowy wzór tłumił kroki.
– Jaki to wielki dom – stwierdziła Billie ze zdumieniem. – Chyba nie sprzątasz go sama, prawda?
– Nie, skądże! Nie dałabym sobie rady nawet z ogrodem! – Uśmiechnęła się. – Mamy tu Carlosa, ale jego już poznałaś. To nasz szofer i „złota rączka”, zajmuje się wszystkimi drobnymi naprawami. Jego żona, Tita, gotuje. Oprócz Tity, dwie czy trzy inne młode Meksykanki sprzątają i piorą. Poza tym są stajenni i oczywiście ogrodnik, Julio. W Sunbridge, jak widzisz, pracuje wiele osób. Odkąd Amelia, siostra Mossa, wyjechała do Anglii, brakuje mi kobiecego towarzystwa. Dlatego też bardzo mnie ucieszył przyjazd twój i twojej mamy. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy, Billie. Może nawet nauczysz się traktować mnie jak drugą matkę.
Billie ogarnęło wzruszenie. Przemogła nieśmiałość i mocno objęła teściową.
– Moss cię bardzo kocha – szepnęła. – I ja także cię pokocham. Jessica miała łzy w oczach.
– Cieszę się, że tu zamieszkasz. I dziecko! Sunbridge było puste bez dzieci i młodych ludzi. No, a teraz do łóżka. Wyobrażam sobie, jak cieszy cię myśl o posłaniu, które nie kiwa się najpierw w jedną, a potem w drugą stronę.
Pierwsze dni w Sunbridge Billie spędziła w pokoju. Niestety, stabilne łóżko niewiele pomogło. Cały czas męczyły ją nudności. Po atakach mdłości była tak wyczerpana, że wolała nie schodzić na dół. Jessica otoczyła ją staranną opieką. Billie nigdy nie doświadczyła tyle troskliwości. Teściowa przesiadywała u niej godzinami. Dzięki niej nie czuła się samotna. Matka Mossa była uosobieniem delikatności. Agnes zaglądała do córki tylko rano i wieczorem, i dzieliła się z nią obserwacjami na temat Sunbridge. Z lubością poznawała wszystkie szczegóły historii Colemanów.
Pewnego ranka Billie napomknęła, jak troskliwie zajmuje się nią Jessica.
– Cóż, nic w tym dziwnego – stwierdziła oschle Agnes, machinalnie bawiąc się sznurkiem pereł. – Urodzisz przecież jej pierwszego wnuka.
Billie wpatrywała się w nią z niedowierzaniem. Przecież jej dziecko będzie także pierwszym wnukiem Agnes.
– Och, wiem, co sobie myślisz, Billie, ale nie masz racji. Cieszę się, że będziesz miała dziecko, a jednocześnie martwię się o ciebie. Widzisz, ja po prostu… Jestem dużo młodsza od Jessiki, zrozum. Jeszcze nie przywykłam do myśli, że będę babcią. Wydaje mi się, że cały świat stanął przed nami otworem. Rozumiesz, kochanie. – To było stwierdzenie, nie pytanie. – Poza tym nie jestem samolubna. Mam wspaniałą córkę. Jessica nie miała tyle szczęścia co ja. Ty nigdy nie sprawiałaś mi kłopotów, a z Amelii, siostry Mossa, niezłe ziółko, jak słyszałam. Z całą pewnością nie jest to córka, jaką matka mogłaby się szczycić.
– Ależ Jessika bardzo kocha Amelię! – uniosła się Billie.
– Pewnie, że ją kocha – przecież to jej córka. Jeśli dobrze wiem, Amelia uciekła do Anglii nie tyle z pobudek patriotycznych, lecz dlatego, że tutaj palił się jej grunt pod nogami. Poza tym – Agnes znacząco ściszyła głos – obie wiemy, co za dziewczyny wstępują do oddziałów pomocniczych.
– Amelia nie „uciekła” do Anglii, mamo; została tam wysłana – poprawiła Billie. – Przecież wstąpiła do oddziałów kobiecych tu, w Teksasie. Mam nadzieję, że w obecności Jessiki nie snujesz takich rozważań.
Agnes szybko zmieniła temat.
– Czy Seth odwiedził cię dzisiaj?
– Tak. On chyba mnie nie lubi, mamo.
– Nie pleć bzdur, Billie. Seth jest człowiekiem żądnym władzy, a tacy nie potrafią okazywać uczuć.
Billie uniosła brwi ze zdumieniem:
– Czyżbyś dowiedziała się tego wszystkiego od osoby, która naopowiadała ci o Amelii? Dziwne, że niemal jednym tchem bronisz Setha i krytykujesz Jessicę.
– Nie krytykuję, tylko mówię, co zauważyłam. – Agnes z godnością odstawiła filiżankę na tacę. Wstała i wygładziła na sobie sukienkę.
– Czy to nowa kreacja, mamo?
– Tak. Nie sądzisz, że świetnie mi w tym kolorze? Od dawna nie miałam czegoś równie ładnego. Zamówiłam jeszcze dużo innych. Dom już właściwie sprzedany, więc bez obawy uszczknęłam oszczędności.
Billie znała się na modzie i wiedziała, że zakup tej sukienki wymagał dużo więcej niż tylko uszczknięcia oszczędności. Ponownie spojrzała na Agnes. Ostatnimi czasy matka się zmieniła… Wyglądała bardziej elegancko. Czy dlatego, że robiła sobie wyraźniejszy makijaż? A może po prostu służył jej pobyt w Sunbridge? Billie westchnęła. Dopiero teraz zaczęła sobie zdawać sobie sprawę z tego, jak matka była samotna. Nigdy nie pomyślała, jak było jej ciężko w Filadelfii. Teraz przynajmniej nie zawracała sobie głowy podatkami i rachunkami od rzeźnika.
– Bardzo ładnie wyglądasz, mamo – stwierdziła głośno.
– Żałuję, że nie mogę powiedzieć tego o tobie. Na Boga, jesteś chuda jak szkielet! Nic dziwnego, że Seth nie chce cię odwiedzać! Kiedy w końcu zejdziesz na dół? Na słońcu szybko pozbyłabyś się tej okropnej bladości. Wiesz, ciąża to nie choroba!
– Przecież czasami wstaję z łóżka – wyszeptała Billie przez łzy. Ostatnio płakała często i bez powodu. A kiedy nie wymiotowała, chciało jej się spać.
– Na rany boskie, nie płacz. Nie chciałam cię zdenerwować. – Agnes była w połowie drogi do łóżka, by ją przytulić i pocieszyć, kiedy przypomniała sobie o sukience. Nawet jedna łza może zniszczyć ją całkowicie. – Po prostu martwię się o ciebie. Mogłabyś przecież posiedzieć na werandzie, prawda?
– Tak, chyba tak. – Billie opadła na poduszki. Herbata, którą niedawno wypiła, bulgotała jej w żołądku. Znała te objawy. Agnes także wiedziała, co oznacza zielony odcień twarzy.
– Będę na dole, Billie. Zawołaj, gdybyś czego potrzebowała – rzuciła przez ramię i z pośpiechem opuściła pokój.
Mijał drugi tydzień w Sunbridge, a stan Billie się nie poprawiał. Niechętnie uległa Sethowi i poddała się badaniom w Austin. Doktor Adam Ward stał się od tej pory jej lekarzem domowym. Jak wyjaśnił Seth, oznacza to, że Adam przyjedzie o każdej porze dnia i nocy, kiedy tylko zostanie wezwany. To rozkaz. Billie skinęła głową. Później Agnes powiedziała jej, że Colemanowie ufundowali dodatkowe skrzydło szpitala i tam właśnie przyjdzie na świat dziecko, dziedzic Colemanów.
Doktor Ward zalecił specjalne ćwiczenia, dietę i przepisał witaminy. Dwa razy w tygodniu osobiście przyjeżdżał do Sunbridge, żeby zrobić jej zastrzyki z witaminy B. Dopiero fakt, że znany lekarz fatyguje się czterdzieści mil za miasto, uświadomił jej, jak wielką władzę posiada Seth. W Filadelfii lekarz odwiedzał pacjentów w domu tylko wtedy, gdy nie byli w stanie dotrzeć do jego gabinetu o własnych siłach.
Moss zawiadomił telegraficznie, że cały i zdrowy dotarł do San Diego. Nie mieli od niego żadnych innych wieści. Billie pisała do niego na adres poczty polowej i wysłuchiwała narzekań na złą jakość usług pocztowych, kiedy się skarżyła na brak wiadomości. Pisała co wieczór, na cieniusieńkim papierze, który zdobyła dla niej Jessica.
Już po pierwszym zastrzyku Billie poczuła się lepiej, nadal jednak była samotna i znudzona. Jessica dotrzymywała jej towarzystwa, kiedy tylko pozwalało na to samopoczucie Billie. Młodą kobietę cieszyła jej obecność. Lubiła słuchać opowieści o dzieciństwie Mossa i oglądać zdjęcia w rodzinnym albumie. Pewnego dnia Jessica zapytała, czy chciałaby zobaczyć pokój Mossa.
Zaprowadziła ją do zachodniego skrzydła, na drugie piętro.
– Tutaj mieszkał jako chłopiec – wyjaśniła. – Kiedy miał siedemnaście lat, przeniósł się do pokoju obok twojego. A potem wyjechał do college’u.
Billie weszła do środka. Nagle znalazła się w świecie Mossa. Szkolne proporczyki zasłaniały niemal całą ścianę nad wąskim łóżkiem. W kątach poniewierały się książki, kije do hokeja i baseballu. Na półkach i szafkach stały niezliczone trofea sportowe, z sufitu, na niemal niewidzialnych drucikach, zwisały modele samolotów, wykonane przez Mossa z wielką starannością.
– Zostań tu, Billie. Dzisiaj uśmiechnęłaś się po raz pierwszy – zauważyła Jessica. – Gdybyś mnie potrzebowała, będę w kuchni z Titą. Musimy przygotować listę zakupów na przyszły tydzień. Później pokażę ci coś jeszcze.
Jessica zamknęła za sobą drzwi. Biedna Billie, tak bardzo tęskni za Mossem. Mieli mało czasu, żeby się dobrze poznać. A do tego dziecko w drodze. Idąc do kuchni, zastanawiała się nad niechęcią Setha do synowej – „ulepiona z innej gliny niż Colemanowie”. Jedno jednak łączyło jej męża i tę śliczne dziewczynę – oboje kochali Mossa. Dopiero teraz Jessice przyszło do głowy, że to, być może, jest przyczyną niechęci Setha – widział w Billie rywalkę do uczuć syna. Westchnęła. Zawsze tak było. Od dnia jego narodzin nic innego się dla Setha nie liczyło. Ona i Amelia nie stanowiły wyjątku. Amelia przez całe życie walczyła o miłość ojca. Później starała się chociaż przyciągnąć jego uwagę. To stało się przyczyną jej szaleństw i buntów. Wszyscy w tej rodzinie, Moss także, za najważniejsze w życiu uważali okazanie się godnym miłości Setha. Miłości, którą tak niechętnie obdarzał.
Billie nawet nie usłyszała wyjścia teściowej, do tego stopnia pochłonął ją świat Mossa. Z łatwością wyobrażała sobie jego ciemną głowę pochyloną nad biurkiem, kiedy odrabiał pracę domową albo z zapałem malował model samolotu. Zapewne pokochał latanie jako bardzo młody chłopak. Spojrzała na regał pełen trofeów sportowych. Na półkach leżały także książki, niektóre czytane wielokrotnie, na co wskazywały podarte okładki i „ośle uszy”. Na ścianach wisiały zdjęcia: Moss grający w baseball, rugby, na balu absolwentów z ciemnowłosą dziewczyną. Była szczupła, miała regularne, ostre rysy. Widniała na wielu innych fotografiach. Na jednej, pogiętej i zniszczonej, jakby noszono ją w portfelu, uśmiecha się do Mossa, a on obejmuje ją zaborczo, pod zdjęciem nabazgrał: „Alice i ja”.
"Żona Mossa" отзывы
Отзывы читателей о книге "Żona Mossa". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Żona Mossa" друзьям в соцсетях.