– Kiedy podjął taką decyzję? – Jessica nie ukrywała zdziwienia. – Biedna Claudia zapewne umiera ze zmartwienia.

– Lady Bird ma się dobrze. Ona zawsze ma się dobrze. Dzień, w którym zgodziła się wyjść za Lyndona, to najszczęśliwszy dzień w jego życiu. Gdyby nie ona, nadal byłby nic nie znaczącym nauczycielem. Wmówiła mu, że jest w stanie wszystko osiągnąć, i uwierzył jej. Kazała mu zająć się polityką. Posłuchał jej jak cielę krowy.

– Ależ Seth, przecież Lyndon to zdolny człowiek. Sam tak mówiłeś.

– Jess, na świecie jest pełno zdolnych ludzi, i co osiągają? Nic. A dzieje się tak dlatego, że wiążą się z nieodpowiednimi kobietami. Wyruszamy w piątej po obiedzie.

Jessica nerwowo splatała i rozplatała dłonie.

– Seth, czy nie mogłabym pojechać pociągiem? Wiesz, jak nie znoszę latać.

– Nie! Polecisz ze mną. Kto prowadziłby dom do piątku? Jessica zbladła.

– A co z Billie i Agnes?

– A co ma być? – Seth wbił widelec w placek cytrynowy.

– Cóż… moim zdaniem Billie nie powinna lecieć, nie zgadzasz się ze mną? Weź pod uwagę dziecko i jej samopoczucie. My dwie mogłybyśmy pojechać pociągiem.

Seth upił łyk wrzącej kawy.

– Latałaś kiedyś samolotem, dziewczyno? – zwrócił się do Billie. Synowa skinęła głową. Robiło jej się niedobrze na samą myśl o tym. Nie zapomniała, że cały czas siedziała z zamkniętymi oczami.

– No, może Jess ma rację. A ty, Aggie? Lubisz latać?

– Uwielbiam – stwierdziła, ignorując zdumienie córki. – To znaczy, wiem, że będę to uwielbiać. W Filadelfii raczej jeździ się na przyjęcia, ale z chęcią spróbuję polecieć. Z tego, co mówi Moss, to wspaniałe przeżycie.

– Święte słowa – zarechotał Seth. – Ja tam nie lubię latania akrobatycznego, za to Moss ma bzika na tym punkcie. Wypocznij na zapas dziewczyno – rzucił w stronę Billie. – Musimy godnie reprezentować rodzinę na tym przyjęciu. Polecisz z nami, rzygająca czy nie. Lyndon Johnson dużo dla nas zrobił w Waszyngtonie i musimy okazać mu wdzięczność.

– Billie nic nie będzie – zapewniła Agnes. – Kochanie, może nam coś zagrasz? Nie siadałaś do pianina od wyjazdu z Filadelfii.

– Nie wiedziałam, że grasz – zdziwiła się Jessica. – W tym domu panowała cisza od wyjazdu Amelii. Seth, pamiętasz, jak grywała dla naszych przyjaciół?

Kiedy nie odpowiadał, Jessica zabrała głos, wspominając przyjęcia w Sunbridge. Agnes obserwowała Setha. Właśnie zapalał grube brązowe cygaro. Zauważyła, że wyłączał się z rozmowy, ilekroć padało imię Amelii. Najwyraźniej nie podzielał uczuć Jessiki do córki. Dziecko Billie zajmie należne mu miejsce w świecie Colemanów. Nie zagrozi mu ani Amelia, ani jej potomstwo.

Seth usadowił się w podniszczonym skórzanym fotelu i spod ściągniętych brwi obserwował, jak żona zdejmuje pokrowiec z pianina. Rozpogodził się dopiero na widok Agnes, która przyniosła mu kieliszek koniaku.

– Na pewno jest rozstrojone – przepraszała Jessica. – Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio na nim grano.

Billie wypróbowała instrument. Ton był niezły, ale wizyta stroiciela niewątpliwie by się przydała. Dopóki nie rozruszała palców, grała niepewnie i ostrożnie. Po chwili jednak pokój wypełniła „Humoreska” Dvořaka, w radosnej interpretacji Billie.

Jessica była pod wrażeniem. Posłała Agnes uśmiech wyrażający zdziwienie.

– Nie wiedziałam, że Billie jest taka zdolna – szepnęła. Spojrzała na męża. Talent synowej nie robił na nim żadnego wrażenia. Co komu po zdolnościach, skoro nie ma z nich korzyści dla Sunbridge? Kiedy Billie zagrała pierwsze takty walca ze „Śpiącej królewny” Czajkowskiego, Seth zaryczał:

– Czy ta dziewczyna nie zna żadnych porządnych kawałków? – Po chwili dodał jeszcze głośniej: – Na przykład „Red River Valley” albo „Clementine”! Dlaczego kobiety lubią marsze żałobne?

Jessica była zażenowana, Agnes zła, a Billie po prostu zagrała „Red River Valley”. Seth uśmiechnął się zadowolony. Chciał kawałki z saloonu – „Clementine”, „Cowboy’s Lament”, „Deep in the heart of Texas”. Wkrótce klaskał i tupał do taktu, Agnes nudziła się jak mops, a Jessica żywiła nadzieję, że z pomocą Bożą, Seth doceni zalety synowej.

Wtedy zadzwonił telefon. Po trzecim dzwonku Tita odebrała w holu i zaraz wbiegła do salonu, żeby powiedzieć, że to rozmowa międzymiastowa, z San Diego.

– To señor Moss!

Billie zastygła w bezruchu, by zaraz zerwać się na równe nogi. Nie była jednak szybsza od Setha. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Ona pierwsza odwróciła głowę. Seth porozmawia z synem najpierw, dopiero potem ona zamieni kilka słów z mężem.

Agnes i Jessica poszły za nimi.

– To ty, synu? – huknął Seth do słuchawki. – Nadal w San Diego?

– Jak się masz, tato? Dobrze traktujesz moją żonę? Nie próbujesz z nią żadnych sztuczek, co?

W odpowiedzi Seth zabulgotał niezrozumiale.

– Kiedy, do cholery, wracasz do domu? Wybili ci z głowy tę głupią wojnę?

– Dzwonię, żeby wam powiedzieć, że o trzeciej w nocy tutejszego czasu wyruszam na Hawaje.

– Po jakiego czorta tam jedziesz? Jeśli walczysz o ten kraj, tu właśnie powinieneś siedzieć! Masz żonę i syna w drodze. Tu jest twoje miejsce. Wiesz, że mogę to załatwić. Co ty na to?

– Tato, jestem tam, gdzie chcę być. Będę na USS „Enterprise”. Opiekuj się Billie i dzieckiem. Polegam na tobie. Gdzie Billie?

– Koło mnie. Słuchaj, synu, chciałem cię o coś zapytać. Pamiętasz ten odwiert koło Waco? Podobno nic tam nie ma i radzą mi, żebym się wycofał, zanim stracę pieniądze. Przeczucie mówi mi jednak, że po prostu nie doszliśmy jeszcze do pokładów. Przecież tam aż chlupie od ropy. Nie pojmuję, czemu akurat u nas miałoby być sucho. Co sądzisz o drugim odwiercie wzdłuż krawędzi? Byłeś tam, zanim zgłupiałeś do reszty i wstąpiłeś do marynarki. Co ty na to?

Billie przestępowała z nogi na nogę i nerwowo zaciskała pięści. Starała się usłyszeć głos Mossa. Była wściekła. Dlaczego Seth gada tyle o pieniądzach i ropie. Zemdleje, jeśli zaraz nie porozmawia z Mossem! Spojrzała na Jessicę – Teściowa gestem kazała jej uzbroić siew cierpliwość.

– Te dupki geolodzy mówią coś innego – narzekał Seth. – Według nich, to wina odwiertów południowych. Nowa technologia, powiadasz? Wiesz może, gdzie tego próbowali?… Tak, słyszałem o nim. To ten gość z Oklahomy; prawda? – Kolejna pauza. – Do diabła, synu, wracaj do domu! Rzuć w cholerę kurtkę pilota i przyjeżdżaj tutaj, gdzie więcej z ciebie pożytku. Samoloty nie latają na wodę, wiesz. Kraj potrzebuje każdej kropli paliwa.

Słuchał, coraz bardziej niezadowolony.

– Tak, twoja matka jest tutaj, i Aggie… tak, ona też. – Bez słowa oddał słuchawkę Jessice. Ta powiedziała kilka zdań i przekazała ją Billie.

– Moss? Kochany, jak się masz?

– Doskonale. A moja dziewczyna? Chyba nie dajesz się staruszkowi i nie żałujesz, że poślubiłaś Colemana, co?

– Nie, nigdy, przenigdy. Nadal jesteś w San Diego? Piszesz do mnie? Nie dostałam jeszcze żadnego listu. A ty dostajesz moje?

– Tak, kochanie. Nie, nie pisałem. Nie miałem czasu. Moja eskadra wyrusza na Hawaje, Thad Kingsley też. Pamiętasz go, prawda? To ten wysoki facet z Nowej Anglii.

– Jak mogłabym zapomnieć? Tańczyłam z nim na naszym weselu. Napiszesz z Hawajów? Tęsknię za tobą, Moss.

– Ja też, Billie. Uważaj na siebie i na dziecko. Słuchaj Agnes, a wszystko będzie w porządku, jasne?

Chciała zapytać, czy naprawdę za nią tęskni, chciała usłyszeć, że ją kocha.

– Moss, kiedy się znów zobaczymy? Wrócisz do domu na święta?

– Raczej nie, skarbie. Hawaje są na końcu świata, nie zapominaj o tym. Pisz do mnie, Billie. Lubię twoje listy. Pisz o wszystkim, dobrze?

– Tak. Moss? – Słucham, Billie?

– Bądź ostrożny. Boję się o ciebie.

– Niepotrzebnie. Wrócę cały i zdrowy. Muszę już kończyć. Setka chłopaków stoi w kolejce do telefonu. Dbaj o siebie. Tęsknię za tobą.

Billie głośno przełknęła ślinę. Starała się nie myśleć o wpatrzonych w nią trzech parach oczu. Oddałaby wszystko za chwilę samotności. Odwróciła się Plecami i szepnęła do słuchawki:

– Kocham cię, Moss.

– Wiem o tym, Billie. – Szczęk widełek i cisza.

Jeszcze nie odkładała słuchawki, która stawała się coraz chłodniejsza.

– No i co powiedział? – dopytywał się Seth.

– Powiedział… że za mną tęskni.

– Nie, czy powiedział coś ważnego? Kiedy wraca do domu? Do Stanów?

Billie bez słowa poszła do swego pokoju. Chciała być sama, tylko ze wspomnieniami Mossa. A zwłaszcza nie chciała rozmawiać z teściem.


* * *

Moss zawadiacko nasadził czapkę na głowę i poszedł do hotelowego lobby, gdzie czekał na niego Thad Kingsley.

– Miałem rację namawiając cię, żebyś stąd zadzwonił, prawda? Przynajmniej nie walczyłeś o telefon z dwustoma facetami. Poza tym na połączenie z bazy czeka się nawet godzinę.

Moss zamówił następnego drinka.

– Ojciec ma kłopoty z odwiertem w Waco. Staruszkowi wydaje się, że od razu rozwiążę wszystkie problemy w Sunbridge. Kazałem mu się skontaktować z jednym gościem z Oklahomy. Facet wyniucha ropę na środku pustyni.

Thad wdrapał się na wysoki barowy stołek. Zmarszczywszy czoło, zapytał:

– Billie nie było w domu? Nie rozmawiałeś z nią?

– Wszystko w porządku, przynajmniej tak twierdzi. Kiedy ją ostatnio widziałem, miała poranne nudności, ale to chyba minęło.

– Nie wiesz?

– A skąd mam wiedzieć? – zapytał Moss z rozbrajającą szczerością! – Ja jestem w San Diego, a ona w Teksasie.

– Nie zapytałeś jej? – Thad nie dawał za wygraną.

– Stary, dzwoniłem, żeby powiedzieć, że wyjeżdżam na Hawaje i nie wiem, kiedy znowu ją zobaczę. Myślisz, że w takiej chwili chciało mi się rozmawiać o rzyganiu?

Thad uznał, że słusznie mu się oberwało. Stosunki Mossa i Billie to nie jego sprawa. To wszystko dlatego, że Billie wydała mu się bardzo wrażliwa i delikatna. A Moss Coleman bywał prawdziwym sukinsynem.

– Pewnie niełatwo się zdobyć na tę rozmowę. Chyba ciężko ci było rozstawać się z taką dziewczyną, zwłaszcza że spodziewa się twojego dziecka.

– Tata się nią zaopiekuje. – Moss sączył drinka, nieświadom grymasu na twarzy przyjaciela.

Rozdział ósmy

Billie postanowiła, że dom Mossa stanie się także jej domem. Nadal dziwiło ją tyle rzeczy, Teksas tak różnił się od Filadelfii. Seth, na przykład, zapraszał wspólników do Sunbridge i często załatwiali interesy siedząc na werandzie. Cichymi głosami omawiali szczegóły, następnie zaś przypieczętowali umowę uściskiem dłoni. Dopiero później spisywano kontrakty na papierze. Uścisk dłoni znaczył więcej niż podpis na świstku.

Billie coraz bardziej koncentrowała się na istotce w jej brzuchu. Kolejne etapy ciąży zmieniały ciało, ale ataki mdłości nie chciały ustąpić. Nabrzmiałe piersi sprawiały ból, nie mogła utrzymać równowagi. Niedawno zobaczyła w lustrze, że wysuwa biodra do przodu i sukienka źle leży. Agnes uznała, że najwyższy czas zaopatrzyć się w stroje ciążowe. Po raz kolejny Billie zatęskniła za Filadelfią. Z jaką przyjemnością poszłaby z przyjaciółką po zakupy albo chociaż na spacer po mieście! Na darmo powtarzała sobie, że wszystkie przyjaciółki są w college’u, a od Austin, najbliższego miasta, dzieli ją czterdzieści mil.

Za każdym razem, gdy była mowa o dziecku, Seth uparcie mówił o swoim „wnuku” i nie zgadzał się na nic innego. Jessica tłumaczyła jej cierpliwie:

– Billie, kłótnie z nim do niczego nie doprowadzą. Jestem jego żoną od prawie trzydziestu lat.

Współczucie teściowej dodawało jej sił. Przecież nie wyrzucą dziecka, bez względu na jego płeć. Ważne, żeby było zdrowe. Na wszelki wypadek nie używała słowa „dziewczynka” ani nie proponowała żeńskich imion. Obawa, że rozczaruje Setha, przyprawiała ją o bóle głowy, na które nie pomagały ani mikstury Tity, ani medykamenty lekarza. Nie dzieliła się z nikim swoim strachem. Godzinami czytała listy od Mossa, nigdy nie dłuższe niż na jedną stronę. Przynajmniej wiedziała, że żyje, i za to była wdzięczna. Że nie ma w nich krzty romantyzmu? Trudno. Wysyłała do niego listy, których, jak sądziła, nigdy nie czytał. Przynajmniej miała co robić.

Billie drażniła niechęć Agnes do Jessiki. Jej matka najwyraźniej wolała towarzystwo Setha. Kiedy tylko mogła, udawała się z nim na objazd rancha, przesiadywała w gabinecie i słuchała radia. Billie i Jessica czytały listy od Mossa, a Agnes i Seth przeglądali raporty dotyczące najnowszych osiągnięć w elektronice. Tych dwoje rozumiało się doskonale, jakby dobrali się w korcu maku. Wybuchowy i zaborczy Seth znalazł w Agnes godną siebie przeciwniczkę i za to ją szanował.

Billie miała wrażenie, że po raz pierwszy widzi własną matkę. Agnes nie wyglądała już na matronę w średnim wieku. Teraz, w nowej fryzurze, modnych sukniach i zgrabnych pantofelkach (zastąpiły solidne, wygodne buty, które nosiła w Filadelfii), stała się bardzo atrakcyjną kobietą. Wywarła wrażenie nawet na wspólnikach Setha. Nieraz jankeską krewniaczkę Colemanów zapraszano na kolacje.