– Co z Billie, tato? Powiedz mi wreszcie. A dziecko?
– W porządku, w porządku, przynajmniej tak mówi lekarz. Ale mała Jankęska ciągle rzyga. Ukrywa to jak może, jednak to pewne, że bardzo ciężko znosi ciążę. Jeśli masz jakieś sprośne myśli, natychmiast wybij je sobie z głowy. Nie pozwolą, byś ryzykował życiem mojego wnuka, jasne?
Moss przyglądał mu się uważnie.
– Innymi słowy, swoje potrzeby biologiczne mam załatwiać w burdelu tak, tato?
Seth się skrzywił:
– W wojsku nie zasypujecie gruszek w popiele, co? Nauczyli cię odpyskiwać ojcu?
– Niedaleko pada jabłko od jabłoni. O ile pamiętam, sam masz niewyparzony język.
– Dobrze pamiętasz. Bądź miły dla małej. Nosi Rileya Setha Colemana.
– Widzę, że spodobało ci się imię, które wybrałem, ale oczywiście musiałeś je nieco poprawić. – Moss się uśmiechnął, widząc błysk w oczach stan go. Seth nie mógł się doczekać narodzin wnuka.
– Chodźmy, Carlos czeka. W samochodzie opowiesz mi dokładnie, co robiłeś. Z najdrobniejszymi szczegółami. I o tym Thadzie Kingsleyu. Chyba nie jest lepszy od ciebie, co, synu?
Moss miał wrażenie, że płynie pod prąd. Co tu się, do diabła, dzieje. Z listów Billie wynikało, że ma się dobrze. A pisała regularnie siedem listów tygodniowo. Do tej pory nie wyobrażał sobie, że to samo można napisać tak rozmaity sposób. Nie znaczy to wcale, że nie cieszył się na codzienne listy od niej, wręcz przeciwnie. Nie mógł się doczekać spotkania z nią. Tylko o tym myślał od dziesięciu dni. Wszystko już sobie zaplanował. Porwie ją na ręce i zaniesie na górę, a wtedy… Okrągły brzuszek nie sprawi mu różnicy.
– Wszystko zaplanowałem, synu. Objedziemy rancho, jak dawniej, zanim zdecydowałeś, że wolisz samoloty. Upieczemy wołu, zaprosimy znajomych, żebym miał się przed kim chwalić, a później opowiem ci, co nowego w firmie. Mamy siedem dni, synu. Chciałem załatwić dwa tygodnie, ale nie dałem rady. Tydzień to i tak dużo.
Teraz. Powiesz mu teraz, zanim wysnuje więcej pięknych planów.
– Tato, nie tydzień, tylko cztery dni. Za cztery dni muszę wracać. Przykro mi, ale nie mamy wyjścia. Coś się szykuje, a nie chcę niczego przegapić. Jeśli masz zamiar się wściekać, proszę bardzo, zrób to teraz. Nie chcę, żeby cokolwiek zepsuło mój pobyt z Billie.
– Ogłuchłeś, czy co? Mała jest w kiepskiej formie. Nie ulżysz sobie, zapamiętaj to. Pewnego dnia wpadniesz po uszy w kłopoty dlatego, że jesteś w gorącej wodzie kąpany. Zaufaj mi. Powiedz, pewnie nie kupiłeś żadnych prezentów, co?
– Tato, zakupy na lotniskowcu? – Moss nie mógł powstrzymać głośnego śmiechu.
– Tak też myślałem. Agnes wszystko załatwiła. Dałem jej czek in blanco i wykupiła sklepy do gołych półek. Nie martw się o nic.
– Dogadujesz się z nią? – Moss skrzywił się zabawnie.
– Konie z nią mogę kraść. Rozumiemy się doskonale – przyznał Seth. – Mamy, jakby to powiedzieć, wspólny cel.
– Tak właśnie myślałem. A mama?
– No cóż, synu, znasz matkę. Jest za dobra, ciągle doszukuj e się w ludziach czegoś pozytywnego. Czy inaczej wytrzymałaby ze mną przez tyle lat?
Moss skinął głową z komiczną powagą:
– Sam się nad tym często zastanawiałem, tato. Co nowego u Amelii? Dostałem od niej list jeszcze na Hawajach, od tamtej pory nic nie wiem.
– Twoja siostra wydała się za mąż – usłyszał. – Tym razem naprawdę to zrobiła. Znalazła sobie pilota RAF-u, wdowca, z małym synkiem. – Żachnął się: – Wyobrażasz sobie roztrzepaną, głupią Amelię jako macochę? Dobrze, że nie wychowuje małego Colemana. Twoja Jankeska ma więcej rozumu w małym palcu niż Amelia w głowie. I na dodatek wyszła za angola.
Moss ściągnął brwi:
– Dlaczego jesteś wobec niej taki surowy, tato? Przecież wiesz, że dla ciebie skoczyłaby w ogień. Opowiedz coś o tym pilocie. Ile lat ma jej pasierb?
Seth machnął ręką na jego pytania:
– Zapytaj matki, ona ci powie. Szczegóły z życia twojej siostry nudzą mnie albo żenują. Skoro już tak jej było spieszno do ołtarza, mogła była wrócić do domu i sprawić matce przyjemność, wychodząc za mąż wśród swoich. Ale nie, taka egoistka robi to na końcu świata.
– Tato, niełatwo jest przedostać się przez Atlantyk. Wiesz, mamy wojnę.
– Więc powinna była poczekać – Seth nie miał zamiaru ustąpić. – Ale twoja siostra nigdy nie czeka, o czym zresztą doskonale wiesz. – Westchnął ciężko. – Chociaż może to i lepiej. Nie wiadomo, czy Jessica dałaby radą zorganizować wesele.
– Co jej dolega?
– A któż to może wiedzieć? Zdaniem lekarzy potrzebuje spokoju, poza tym coś jest nie tak z jej ciśnieniem. Większość czasu spędza w łóżku, ale to niewiele pomaga. Billie się nią opiekuje, trzeba jej to przyznać. Spędza z twoją matką mnóstwo czasu. Chyba się zaprzyjaźniły.
To znaczy, że Seth tego nie pochwala. W jego mniemaniu Billie jest taka jak Jessica, a to poważny błąd. Seth cenił siłę i bezczelność, a tych cech jego żona nigdy nie przejawiała. Moss zmrużył oczy:
– Tato, dlaczego jej nie lubisz? To wspaniała dziewczyna. Ciągle mam wyrzuty sumienia, że się z nią ożeniłem. Zasługuje na kogoś lepszego niż Coleman. Jesteśmy źli dla naszych kobiet. Boże, tato, nigdy ci nie wybaczę, jeśli się dowiem, że utrudniałeś jej życie.
– Uspokój się, synu. Robisz z igły widły i wiesz o tym doskonale. To wcale nie tak. Ona jest po prostu ciągle chora. Miała mdłości w dniu, w którym tu przyjechała, i nic się od tej pory nie zmieniło. Cały czas wygląda tak, jakby miała zaraz rzygać albo zemdleć. Nie widziałem, żeby coś jadła, ale przytyła chyba z dziesięć funtów za każdy miesiąc w Sunbridge. Nadal jest ładna, ale chora, a wiesz, że nie znoszę jęczących kobiet.
Chora. Jego Billie choruje, a on o tym nie wiedział. Wydawało mu się, że samochód jedzie koszmarnie wolno. Musi przekonać się na własne oczy. Od samego początku miał wyrzuty sumienia. Związał się z Billie, młodą, niewinną. Ufną. Tymczasem zdradziły ją dwie osoby, które darzyła największym zaufaniem – on i Agnes. Billie nie dojrzała do małżeństwa, szczególnie z facetem, który woli latać na myśliwcach. Nie wierzył też, że jest gotowa do macierzyństwa. Ciąża może odbić się fatalnie na jej zdrowiu, psychicznym i fizycznym. Zmartwiony i dręczony poczuciem winy, oparł się wygodnie i udawał, że słucha opowieści Setha o nowym dziale elektronicznym. Kogo, do cholery, obchodziłby ewentualny kontrakt na produkcję radarów, kiedy Billie cierpi przez jego egoizm i chciwość Agnes?
Billie stała na schodach werandy i patrzyła, jak długi czarny packard sunie między drzewami. Poprawiła na sobie sweter. Mogłaby przysiąc, że bicie jej serca słychać o mile stąd. Miała zawroty głowy z emocji. Kiedy Moss wyskoczył z jadącego jeszcze samochodu, poczuła łzy w oczach. W tej chwili oddałaby wszystko, byle móc do niego podbiec lekka i dziewczęca, taka jaka była przed jego wyjazdem.
Moss przeżył szok. Na Boga, to nie jest Billie! Co on jej zrobił? Obszerna sukienka niedostatecznie maskowała grubość. Nie ma mowy o porwaniu w ramiona i zaniesieniu na górę. Staruszek nie przesadzał. Wyglądała na chorą.
Billie z uśmiechem wyciągała ramiona. Jessica na pewno miała rację. Moss Podbiegnie do niej i… i…
– Billie! – objął ją, ale nie tak, jak tego pragnęła.
Opuściła ręce. Pocałował ją w usta – był to szybki na pokaz pocałunek. Nadal uśmiechnięta wzięła go za rękę i weszli do domu.
Zbyt wiele oczekiwał. Zbyt wiele pragnął. Czekają go cztery dni w siodle i z powrotem w powietrze. Zrobią mu się odciski na tyłku od tylu godzin w siodle. Opuścił wzrok na dłoń Billie, zaciśniętą na jego ręce. Obrączka wrzynała siew opuchnięty palec. Zgrabne, szczupłe dłonie, które zapamiętał, zmieniły się w tłuste serdelki. I to wszystko jego wina. Billie wygląda tak przez niego. Musi porozmawiać z lekarzem, Seth mówił, że przyjeżdża niemal codziennie. A jeśli coś jest nie tak?
– Jak się czujesz, Billie? – To cholernie głupie pytanie, ale musiał coś powiedzieć.
– Lepiej, lepiej niż na to wyglądam – odparła pogodnie. – Jestem w dobrych rękach.
Brakowało mu słów, więc tylko przyciągnął ją do siebie.
– Billie, przykro mi, że nie ma mnie przy tobie, kiedy przez to przechodzisz. – Poczucie winy przygniatało go nieznośnym ciężarem.
– Nie mówmy o tym. Mamy całe siedem dni dla siebie. Opowiesz mi wszystko. Ja też mam sporo do opowiadania. Najpierw jednak biegnij na górę i przywitaj się z mamą. Nie mogła się ciebie doczekać.
Uśmiechnął się do niej. Był to nic nie znaczący, zdawkowy grymas, ale w jego oczach widniała ulga. Ulga, że może od niej uciec? Kiedy zniknął na schodach, Billie odwróciła się na pięcie. W otwartych drzwiach wejściowych stał Seth. Jego sylwetka rysowała się cieniem na tle zimowego słońca. Billie nie widziała jego oczu, ale czuła ich twarde spojrzenie. Rozczarowała jego i syna. Nie zasługiwała na Mossa, co w pojęciu Setha stanowiło grzech śmiertelny.
Zaledwie dwie godziny po powrocie do Sunbridge Moss miał wrażenie, że nigdy stąd nie wyjeżdżał. Zamienił mundur na kowbojskie buty, flanelową koszulę i stare znoszone spodnie. Jessica obiecała mu, że na kolację zejdzie na dół. Billie czekała w saloniku obok jadalni. Na kominku wesoło trzaskał ogień. Moss pocałował ją przelotnie i oznajmił, że wybiera się na przejażdżkę z ojcem i wróci po obiedzie.
– Poradzisz sobie sama, prawda? – zapytał uprzejmie.
Dlaczego miałaby sobie nie poradzić? Co innego robiła od pierwszego dnia w Sunbridge? Dlaczego nagle coś miałoby się zmienić?
– Jedźcie. Zagarnę cię dla siebie, kiedy wrócicie. – Posłała mu uśmiech, który jak sądziła, wyrażał wyrozumiałość i dzielność. Moss spojrzał jej głęboko w oczy. Zaraz powie, że przejażdżka z Sethem może poczekać. W tej właśnie chwili teść stanął w drzwiach:
– Tu jesteś, synu. Zbieraj się, jeśli mamy wrócić przed zachodem słońca. Moje stare kości nie lubią wieczornego chłodu.
– No, idź. Będę tu na ciebie czekała – namawiała Billie z fałszywym entuzjazmem. Chciała, żeby Moss z nią został, siedział obok, dotykał jej. Jego przyjazd był jak spełniony sen. Nadal nie wierzyła, że widzi go na jawie.
Pocałował ją, tym razem długo i mocno:
– Wkrótce wrócę, Billie. W tym czasie zrób się dla mnie na bóstwo. – I już go nie było.
Zrobić się na bóstwo! Co on sobie myśli? Że wstała z łóżka i wytoczyła się na werandę? Zrobiła się na bóstwo, jeśli w jej stanie o czymś takim w ogóle może być mowa! Nowa fryzura, makijaż, nowa sukienka… Rozpłakała się. Moss nie zdawał sobie sprawy, ile wysiłku włożyła w przygotowania do jego przyjazdu. Niestety, wygląda jak wieloryb. Ma za krótkie włosy! Gdyby spodobała mu się jej fryzura, powiedziałby coś. Nagle dziecko się poruszyło, jak sądziła, kopnęła ją mała stopka.
– I ty też przeciwko mnie? – jęknęła zrozpaczona.
Zgodnie z obietnicą Jessica zeszła na kolację. Radość z przyjazdu syna zabarwiła jej policzki rumieńcem. Wyglądała pogodnie, mimo że poruszała się powoli i z wysiłkiem. Na cześć Mossa (tak przynajmniej mówiła, ale według Billie chodziło raczej o to, by jej sukienka nie wydawała się nieodpowiednia na tę okazję), Jessica włożyła długą, prostą suknię ze wstawkami ze starych koronek. Choć fason był trochę niemodny, fioletowy aksamit nie stracił połysku ani miękkości.
Moss nadskakiwał matce, zaproponował jej szklaneczkę sherry.
– Nie, ja dziękuję, ale może Billie ma ochotę? Zanim Moss ją zapytał, wtrącił się Seth:
– Może to poprawi jej apetyt! Mała je jak ptaszek, na pewno nie przez łakomstwo ciągle… – urwał, zażenowany, i łypnął na synową spode łba.
Billie poruszyła się niespokojnie. Zaczerwieniła się po uszy.
– Kochanie, co też słyszę? Nie masz apetytu? Przecież powinnaś jeść za dwoje.
W tej chwili w drzwiach pojawiła się Agnes.
– Jest tak, jak mówi Seth, Billie ledwie coś skubie. Może ma magazyn słodyczy pod łóżkiem. – Z tymi słowami podsunęła Mossowi policzek do pocałowania. – Nie było mnie w domu, kiedy wróciłeś. Załatwiałam ostatnie przedświąteczne sprawunki. Moss, wyglądasz doskonale, jak zawsze zresztą.
O ile widok Billie go zdziwił, o tyle pojawienie się Agnes przyprawiło go o potężny szok. Jedno słowo przychodziło mu na myśl: szykowna. Bardzo, bardzo szykowna. Sunbridge najwyraźniej służy staruszce. Chociaż do nowej Agnes Ames nie pasowało określenie „staruszka”. Zrobiła coś z włosami – teraz odsłaniały długą, kształtną szyję, a nad czołem pieniły się kaskadą drobnych loczków. I ciekawe, zrzuciła kilka funtów, albo może wyszczupla ją piękna jedwabna sukienka, na tyle długa, by świadczyć o dobrym smaku, jednocześnie jednak na tyle krótka, by odsłonić zgrabną łydką? A gdzie się podziały jej buty? Agnes, którą poznał w Filadelfii, nie nosiła takich eleganckich ażurowych pantofelków na wysokich obcasach.
– To ty wyglądasz wyśmienicie, Agnes, nie ja!
"Żona Mossa" отзывы
Отзывы читателей о книге "Żona Mossa". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Żona Mossa" друзьям в соцсетях.