Billie spuściła głowę, ale Jessica i tak zobaczyła ból w jej oczach. Moss powinien obsypywać komplementami żonę, mówić jej, że dla niego jest piękna, bo oczekuje jego dziecka.

– Usiądźmy do stołu, kochany – zwróciła się do Setha. – Tita wszystko przygotowała.

– Billie nie skończyła drinka – sprzeciwił się. Wolałby zostać tutaj i dalej śledzić rozwój dramatu. Unikał wzroku żony. Aggie należy się chwila tryumfu, pomyślał. Moss ma rację: wygląda fantastycznie. Nie mógł się doczekać, kiedy rozpakuje jego prezent gwiazdkowy.

Moss podał Billie szklaneczkę sherry i usiadł koło niej. Położył ramię na oparciu za jej plecami.

– Niełatwo to znosisz, prawda, skarbie? A w listach nie napomknęłaś ani słowem…

– Mam wszystkie klasyczne objawy ciąży i jeszcze kilka dodatkowych – zażartowała. Moss nie zniósłby, żeby użalała się nad sobą. – Tęskniłam za tobą – szepnęła, gdy całował ją w policzek. Dziecko poruszyło się gwałtownie. Odruchowo osłoniła brzuch rękoma. – Ten maluch kopie jak muł!

Moss delikatnie zsunął dłoń na jej brzuch. W jego oczach pojawiło się zdumienie:

– Riley Seth Coleman, niezły z ciebie gagatek. Zasługujesz na klapsa, którego wlepi ci lekarz po narodzinach! – Billie i Moss siedzieli przytuleni do siebie, ich głowy się stykały.

– Kończ drinka, Billie. Słyszałaś, co mówiła Jessica. Tita przygotowała kolację, a Moss na pewno umiera z głodu – zahuczał Seth. Miał dziwną minę, jakby bez słów chciał przekazać synowi jakąś wiadomość.

– Za grosz w tobie romantyzmu, tato – Mossowi nagle zrobiło się głupio. – Ale masz rację w sprawie posiłku. Mam po dziurki w nosie jajek z proszku i stołówkowych racji.

Billie była o krok od płaczu. Ostatnimi czasy nie należało to do rzadkości. Dlaczego jest tu tylu ludzi? Czy nigdy nie zostanie z mężem sama?

– Idźcie już, drogie panie – poganiał je Seth. On i Moss zostali w tyle. – Zapomniałeś, co ci rano mówiłem – syknął synowi do ucha. – Nikomu nie pozwolę ryzykować życia mojego wnuka, nawet tobie! Myślisz, że nie wiem, co sobie wykombinowałeś? Umowa to umowa, synu, a Coleman zawsze dotrzymuje słowa.

– Moss, Seth, gdzie jesteście? – usłyszeli wołanie Jessiki. – Chodźcie jeść.

Po kolacji ponownie zasiedli w salonie. Seth usiłował zaciągnąć Mossa do gabinetu, jednak Jessica pokrzyżowała mu szyki:

– Seth, nie możesz zagarniać go tylko dla siebie. Wszyscy jesteśmy ciekawi, jak zdobył swego hamburgera.

– Klopsa, mamo. Teraz mam już pięć. Nie wiem, czy wiecie, że po Guadalcanal „Enterprise” walczyła na wyspach Salomona.

Moss usiadł koło Billie i wziął ją za rękę.

– Tego dnia najważniejszą postacią był Kingsley – opowiadał. – Jako pierwszy zauważył konwój Japońców, ale akurat był w punkcie krytycznym, to znaczy, że miał dość paliwa na powrót do matki, czyli na lotniskowiec. W każdym razie, nie mógł do nich strzelać, ale podał nam ich współrzędne i posłaliśmy żółtków na dno. To był dzień Thada.

– Phi! – prychnął Seth. – Miej oczy otwarte, synu. Coś mi się wydaje, że ten Jankes chciałby cię wyprzedzić.

– Przestań, tato. – Moss nie ukrywał irytacji. – Kiedy opowiadam o Thadzie, to tak jakbym opowiadał o sobie. Jestem z niego bardzo dumny. To świetny facet, prawda, Billie? Billie tańczyła z nim na naszym weselu.

– A skąd on pochodzi, ten Jankes? Czym się zajmują jego rodzice?

– Tato, nie jestem Amelią i nie umawiam się na pierwszą randkę. Nie musisz mnie brać w krzyżowy ogień pytań. Jestem już dużym chłopcem. Billie się ze mną zgadza, prawda, skarbie?

Nie podobało jej się, że wciąga ją w swoje rozgrywki z Sethem. Sam pomysł, że mogłaby przekonać teścia o czymkolwiek, zakrawał na kpiny. Przecież dla niego jest tylko „dziewczyną z Filadelfii”. Seth liczył się ze zdaniem jednej kobiety – Agnes.

Jessica wcześniej przeprosiła zebranych. Wzruszenie przyjazdem Mossa zmęczyło ją i postanowiła szybko iść spać.

– Tak się cieszę, że jesteś w domu, synku. Szkoda, że nie wróciłeś na stałe. – W jej spojrzeniu był smutek wywołany czymś innym niż myśl o wojnie.

Moss pocałował ją w upudrowany policzek.

– Już niedługo, mamo. Wkrótce wszystko będzie tak jak dawniej, tylko lepiej. Spij dobrze. Zobaczymy się rano.

– Pójdę z tobą, Jessico – ofiarowała się Billie, zerkając na Mossa. Na pewno zaraz pójdzie w ich ślady.

Pomogła teściowej włożyć koszulę nocną i otuliła ją starannie. Co za ironia losu – kilka miesięcy temu marzyła o jedwabnych pończochach. Teraz nosiła je codziennie i codziennie niecierpliwie wypatrywała wieczoru, żeby je zdjąć. Podwiązki odgniatały jej uda, również palce u nóg miała obolałe.

Przygotowała sobie kąpiel. Postanowiła włożyć jedną ze świeżo zakupionych koszul. Zdecydowała się na jasnoniebieską, wykończoną koronką, z pasującym peniuarem. Niewiarygodne, że niedawno sypiała z Mossem naga albo w jego podkoszulku. Teraz jej brzuch nie zmieściłby się pod obcisłym trykotem. Wyszczotkowała włosy i wtarła kilka kropli wody kolońskiej w nadgarstki, szyję i między piersiami. Czekała na Mossa. Czekała i czekała, i czekała…

Zegarek wskazywał wpół do trzeciej. Nie pamiętała, kiedy zasnęła. Przecież położyła się tylko na minutkę. Nadal paliło się światło. Było jej zimno, bo spała odkryta w chłodnym pokoju. Gdzie Moss?

Podeszła do drzwi. Na korytarzu panował mrok, również z dołu nie dochodziły żadne światła. W domu panowała cisza. Wszyscy poszli spać. Ale gdzie Moss? Dlaczego nie przyszedł do łóżka? Nagle spojrzała na drzwi sąsiedniego pokoju. Po rozpoczęciu nauki w college’u Moss się przeniósł z dziecinnego pokoju mieszczącego się w odległym skrzydle domu. Chociaż nie wierzyła, że znajdzie go w tym właśnie miejscu, cichutko podeszła do drzwi, zapukała i przekręciła klamkę. W mdłym świetle lampy go zobaczyła. Spał na wąskim łóżku, ściskając w dłoni książkę.

Oparła się o ścianę. Zakryła usta dłonią, żeby nie wydarł się z nich szloch. To bolało. Czyżby nie obchodziło go wcale, jak bardzo była samotna przez cały ten czas, gdy go nie było? Zamknęła drzwi i powlokła się z powrotem do łóżka. Rozczarowanie sprawiało fizyczny ból. Odtrącił ją, bo jest brzydka i nie budzi pożądania. A przecież chciała tylko, żeby przy niej był, żeby ją objął, chciała poczuć jego bliskość. Chciała poczuć, że jest kochana, posmakować jego pocałunków. Zrozpaczona, samotna, zapomniana, Billie wtuliła twarz w poduszkę, która tłumiła jej szloch.

Rozdział dziesiąty

Następnego dnia miała cienie pod oczyma, oznakę nie przespanej nocy. Zanim zeszła na dół, zajrzała do pokoju Mossa. Nie było go tam, więc miała nadzieję, że czeka na nią w salonie. Była Wigilia, ich pierwsza wspólna Gwiazdka, ale po ostatniej nocy bała się o tym myśleć. Bolało, że ją odrzucił, jednak będzie się zachowywała tak, jakby wszystko było w porządku. Jakby nie złamał jej serca.

W jadalni była tylko Tita, krzątała się przy stole.

– Dzień dobry, Tito. Gdzie wszyscy?

Tita wiedziała, że chodzi o Mossa. Biedna señora Billie.

– Pani mama jest w gabinecie señora Colemana. Señora Jessica zejdzie dopiero wieczorem na przyjęcie. Señor Moss wyszedł wczesnym rankiem z ojcem. Polecieli samolotem do Corpus Christi, ale obiecali wrócić na kolację.

– Przyjęcie zupełnie wyleciało mi z głowy – Billie starała się nadać głosowi obojętne brzmienie. – O której wyszedł mój mąż?

– Bardzo wcześnie. Może nie chciał pani obudzić, señora… – Tita unikała jej wzroku.

– Kto będzie na przyjęciu? – zapytała, połknąwszy witaminy. Najchętniej spędziłaby te święta tylko z Mossem, na delikatnych pieszczotach i cichych rozmowach o przyszłych świętach. Czy w ogóle zostaną sami?

– Na kolacji tylko rodzina, później wpadnie kilku przyjaciół – wyjaśniła Meksykanka. – Na pewno szybko pójdą do domu – dodała pocieszająco.

– Czy mogłabym w czymś pomóc? W domu piekłyśmy z mamą ciasteczka i… – urwała. To było tak dawno.

– Proszę sprawdzić, czy señora Jessica nie potrzebuje pomocy przy pakowaniu prezentów. A może zje pani z nią lunch? A potem przygotuje się pani do kolacji, si?

Przygotuje się, jakby cokolwiek mogło poprawić jej wygląd.

– Si - odparła cichutko.

Billie zaniosła tacę do pokoju teściowej i razem zjadły lunch. Później się wykąpała. Postanowiła uciąć sobie drzemką. Na dworze hulał teksaski wicher. Wyszukiwał szpary w ścianach, pogwizdywał i huczał. Zmrok zapadał szybko o tej porze roku, blade światło dnia szarzało i błyskawicznie przechodziło w cień. Nie było tu latarni, nie było tłumów robiących ostatnie zakupy, nie rozbrzmiewały kolędy. To wszystko znajdowało się czterdzieści mil stąd, w Austin. Samopoczucie Billie pogarszało się wraz z upływem czasu. Wolała nie myśleć o silnym wietrze, który mógłby opóźnić powrót Mossa z Corpus Christi. Kiedy tego popołudnia zamykała oczy, wolała nie myśleć o niczym.


* * *

Moss wszedł do domu, wnosząc ze sobą podmuch lodowatego powietrza. Na rondzie szerokiego kapelusza i kołnierzu skórzanej kurtki bielił się śnieg. Nie oponował, kiedy Seth poczęstował go kieliszkiem brandy w gabinecie, ale na jego czole nadal widniał ponury mars.

– Tato, podróż do Corpus Christi była niepotrzebna, i dobrze o tym wiesz – zaczął, obserwując, jak ojciec hojnie nalewa alkohol do szklanek.

– Bzdura! W interesach wszystko jest potrzebne! Nie mogę dopuścić, by pracownicy myśleli, że to mnie nie obchodzi, zaczęliby oszukiwać. Poza tym, ta cholerna wojna…

– Do diabła z wojną – przerwał mu Moss. – Od lat zatrudniasz tych samych ludzi. Mamy święta Bożego Narodzenia, tato, nie najlepszy moment na nie zapowiedziane inspekcje! Ludzie też mają rodziny!

Seth był zły.

– Nie pouczaj mnie, chłopcze. Moi ludzie mają pracę, którą trzeba wykonać, a moim zadaniem jest dopilnować, żeby to zrobili. Święta czy nie, krowy muszą jeść i pić, prawda? Gdybyś nie bawił się w żołnierzyka, pomagałbyś mi.

Alkohol przyjemnie rozgrzewał krew:

– Idę się przebrać do kolacji – oznajmił Moss. Myślał o Billie. Chciał ją zobaczyć…

– Zdążysz się przebrać. Chciałem zapytać, co sądzisz o moim pomyśle dotyczącym…

– Nie teraz, tato. Jestem zmęczony. To był koszmarny lot. Wiatr osiąga chyba trzydzieści węzłów.

– Mogliśmy zostać w Corpus Christi – mruknął Seth. – Ty się uparłeś, żeby wracać.

Moss wychylił szklankę do dna i odstawił ją na stolik. Aż za dobrze znał zaborczość ojca w stosunku do niego. Teraz jednak wszystko się zmieniło. W domu nie tylko matka i siostra czekały na niego, ale młodziutka ciężarna żona.

– Wolałbyś to, prawda, tato? Tylko ty i ja w Corpus.

– A żebyś wiedział. Tutaj nie ma nic ciekawego, tylko babskie wymysły: choinki, przyjęcia… ha!

– Wieczny stary zazdrośnik – roześmiał się Moss. – Pamiętasz te święta, kiedy mieliśmy całą rodziną wyjechać na narty? Wysłałeś mamę i Amelię, a potem okazało się, że my dwaj nie możemy do nich dołączyć? Myślałem, że mamie pęknie serce. Wróciły najszybciej jak mogły, ale skończyły się ferie i musiałem wracać do szkoły. Nigdy nie zrozumiem, jak mama wytrzymywała z tobą przez te wszystkie lata.

Tak naprawdę, więcej bolały go cierpienia siostry niż matki. Amelia zrobiłaby wszystko, gdyby ojciec kiwnął tylko palcem. Ale on traktował ją zawsze z całkowitą obojętnością. Czasami uczucie, jakim darzył Mossa, wprawiało chłopaka w zażenowanie. Gdyby Amelia miała inny charakter, byłaby bardzo zazdrosna. Tymczasem kochała brata równie mocno, jak mocno pragnęła uczucia ojca.

– Jess wytrzymuje ze mną tak samo, jak mała Jankeska wytrzyma z tobą – wyjaśnił Seth. – Jeszcze drinka?

– Dziękuję, tato. Idę na górę, do mojej żony. Właśnie uświadomiłeś mi, jacy my, Colemanowie, jesteśmy okrutni dla naszych kobiet.

– Pamiętaj, co powiedziałem, chłopcze; nie rozpinaj rozporka. Mój wnuk ma przyjść na świat cały i zdrowy.

Moss udał się na górę. Grube dywany tłumiły odgłos jego kroków. Najpierw zajrzy do Jessiki, potem do Billie. Martwił go stan obu, bo żadna nie wyglądała dobrze. Jessica była blada i zmęczona, Billie obrzmiała i chora. Biedna Billie. Powinna nosić kolorowe sukienki i chodzić na tańce. Byłaby studentką Penn State, czekałaby na ferie świąteczne, a tymczasem z trudem dźwiga na opuchniętych stopach wielki brzuch. Na dodatek wszystko, co znała, zostało w Filadelfii, tu w Teksasie tyle rzeczy wygląda inaczej… To cud, że go nie znienawidziła!

Jessica spała smacznie. Moss ostrożnie zamknął drzwi, nie chcąc jej obudzić. Chociaż martwił się o nią, nie czuł się za jej stan odpowiedzialny, tak jak za niedomagania Billie.

W sypialni zaciągnięto zasłony. Billie leżała na boku. Podłożyła sobie poduszkę pod kolana, żeby odciążyć kręgosłup. Widział jej twarz: okrągłą i pełną, ale nadal ładną. Miała miękkie, wrażliwe usta, lecz między brwiami rysowała się pionowa zmarszczka. Czy to z jego powodu? Złoty kosmyk opadł na niezdrowy rumieniec policzka. Wyciągnął rękę, chcąc go odsunąć, i w tej chwili ogarnęła go fala czułości do żony.