Coleman przebiegł ją wzrokiem. Na jego twarzy pojawił się radosny grymas. Dziewczynka, Margaret Jessica Coleman. Czwarty lutego. Cztery funty i trzy uncje. Matka i córka mają się dobrze. Jezu Chryste, został ojcem! Dwa miesiące przed terminem! Billie jest zdrowa. Z piersi wyrwało mu się westchnienie ulgi.
Do pokoju wszedł kapitan Hardison. Wyciągnął rękę do Mossa:
– Gratuluję, Coleman. Byłem u radiotelegrafisty, kiedy przyszła wiadomość. – Z kieszeni na piersi wydobył trzy cygara i z pietyzmem podał po jednym Mossowi i kapelanowi:
– Podwędziłem je w Pearl Harbor admirałowi Halseyowi. Jeśli piśniesz komuś choć słówko, urwę ci… skrzydła, a ojca obowiązuje tajemnica spowiedzi, prawda? Kubańskie, trzymałem je na specjalną okazję. Poruczniku, niech pan o mnie pomyśli paląc.
Moss zasalutował:
– Tak jest, sir.
Dopiero w swojej kajucie ponownie spojrzał na telegram. Dziewczynka! Co tam, dziecko to dziecko. Jeszcze zdążą mieć chłopców. Tata pewnie szaleje ze złości. Z rozkoszą się zaciągnął, patrząc, jak błękitny dym spowija pomieszczenie. Nagle zachciało mu się śmiać; Agnes wierzyła święcie, że urodzi się chłopiec.
– Myliłaś się, stara czarownico – stwierdził na głos. Sam był trochę rozczarowany, ale kiedy wyobraził sobie rozpacz teściowej, od razu poprawił mu się humor. – Aggie, zapamiętaj sobie, że Colemanowie to twarde sztuki.
Billie wróciła do Sunbridge dziesięć dni po narodzinach córeczki. Doktor Ward popsuł jej nastrój, ostrzegając przed zbyt szybką kolejną ciążą. Nawet jej do głowy nie przyszło męczyć się przez kolejne dziewięć miesięcy, puchnąć i wymiotować przez następny rok. Seth pragnął wnuka. Ale dla Mossa nie ma znaczenia, chłopiec czy dziewczynka. Maggie jest śliczna, malutka, bo urodziła się za wcześnie, lecz zdrowa i silna, więc wróciła z nią do domu. Jednak Billie wcale nie przypadł do gustu smutny ton lekarza ani wyraz jego twarzy, kiedy wyliczał: anemia, poród pośladkowy, niska waga dziecka. Choć nie wszystko zrozumiała, miała uczucie, że to jej wina. Nadal nie jest prawdziwą kobietą Colemanów, nie rodzi przy drodze i nie wraca do pracy. Kto wie, może nigdy nianie będzie. Z jednej strony słowa doktora Warda ją przeraziły, z drugiej – stanowiły wyzwanie.
Prywatny ambulans przywiózł Billie i Maggie do Sunbridge. Billie podeszła do drzwi o własnych siłach. Wyciągnęła ręce po córkę, ale pielęgniarka, którą zatrudnił Seth, przecząco pokręciła głową i mocniej przycisnęła dziecko do siebie.
– Chcę przedstawić Maggie babce – wyjaśniła Billie. Z jej słów wynikało, że mała ma tylko jedną babcię, bo tak właśnie uważała. Jessica dzwoniła do szpitala dwa razy dziennie i z prawdziwym zainteresowaniem wypytywała o małą. Teraz Billie nie mogła się doczekać, kiedy usłyszy od niej słowa zachwytu.
– Wezmę ją – powtórzyła ostrzej i spojrzała pielęgniarce w oczy. Agnes, którą przywiózł czarny packard, podeszła do nich szybko.
– Nie wygłupiaj się, Billie. Jessica na pewno śpi. Zachowujesz się jak dziecko. Pielęgniarka otrzymała instrukcje, więc się nie wtrącaj.
Przez chwilę wydawało się, że Billie nie ulegnie. W głowie Agnes rozdzwonił się alarm: a jeśli w tej nowej Billie nie pozostał ślad po jej posłusznej, uległej córce? Zanim młoda kobieta otworzyła usta, matka uspokajającym gestem dotknęła jej ramienia.
– Kochanie, ty i dziecko macie przed sobą tyle czasu. Jeszcze nie jesteś zupełnie zdrowa. Zdaj się na nas, dopóki nie odzyskasz pełni sił.
Jej troskliwość stopiła opory. Nagle wszystko było po staremu, znowu słuchała poleceń Agnes. Nadal była zmęczona i łatwo płakała. Zdaniem doktora Warda depresja po porodzie to rzecz normalna. O ile łatwiej będzie zdać się na innych.
W swoim pokoju Billie odpoczywała na łóżku. Napisała do Mossa, opisała czarny kosmyk Maggie i jej błękitne oczy, dziedzictwo po ojcu. Co jeszcze mogłaby mu powiedzieć o dziecku, którego prawie nie widywała? Mała Margaret Jessica Coleman mieszka w przeciwległym końcu domu, w ślicznym pokoiku, z piastunką. Zgodnie z zaleceniem doktora Warda, wydanym prawdopodobnie na prośbę Setha, karmiono ją butelką. Słowa lekarza „jest pani zbyt słaba, pani Coleman” nadal rozbrzmiewały w jej uszach. Oto kolejna rzecz, do której się nie nadaje.
Z nocnego stolika wzięła papeterię, którą Agnes podarowała jej na Gwiazdkę. U góry widniało nazwisko: pani Mossowa Coleman. Poczuła łzy pod powiekami. A gdzie się podziała Billie Ames? Miała wrażenie, że zniknęła w trybach ogromnej machiny.
W otwartych drzwiach stanęła Agnes.
– Kochanie, piszesz do Mossa? To dobrze. Seth i ja martwiliśmy się o ciebie. Teraz wszystko się ułoży. Czy nie cieszysz się, że Maggie ma piastunkę? Czegóż ja bym nie oddała za opiekunkę, kiedy byłaś malutka! Dzieci są takie absorbujące. Uważam także, że doktor Ward postąpił słusznie, zalecając karmienie butelką. Nie wyobrażam sobie obrzydliwszego widoku niż dziecko ssące pierś matki. Seth też jest tego zdania. Masz wielkie szczęście, Billie. Chyba doceniasz, ile Colemanowie dla nas robią. W Filadelfii obie urobiłybyśmy sobie ręce po łokcie. Tu możesz myśleć tylko o sobie i starać się wrócić do zdrowia. Wiesz, Moss może w każdej chwili dostać urlop, o tak – pstryknęła palcami, a potem, w rzadkim u niej przypływie czułości, pocałowała córkę w policzek. – Billie, czekają nas przyjemności. Zaprowadzę cię do wszystkich klubów i towarzystw, do których, zdaniem Setha, powinnaś należeć. Moi przyjaciele bardzo chcą cię poznać. Wiesz, kochanie, tak właśnie postępują kobiety Colemanów. To my prowadzimy życie towarzyskie, a mężczyźni zarabiają pieniądze.
– Mamo, czy widziałaś Maggie?
– Oczywiście, wszyscy widzieli to… to malutkie cudo. Właśnie zaglądałam do niej, śpi jak aniołek. Piastunka szykuje jej butelkę. Jessica będzie ją karmiła. Powinnaś zostać w pokoju, jeszcze przez kilka dni.
– Mamo, nie jestem inwalidą. Urodziłam dziecko. Zdarza się to milionom kobiet. Dlaczego nie wolno mi zejść na kolację? Dlaczego mam jadać w pokoju? Czyżby Setha drażnił mój widok? – spytała gorzko. – Pokrzyżowałam mu plany, rodząc dziewczynkę, prawda?
Agnes znieruchomiała.
– Nie pleć bzdur. Nie chcę tego nigdy więcej słyszeć. Należysz do rodziny Colemanów. Najwyższy czas, żebyś okazała należytą wdzięczność. To schody, Billie – Nie możesz biegać w górę i w dół. To zalecenie doktora Warda. Seth nie miał z tym nic wspólnego, na miłość boską. Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
Poruszyła się niespokojnie. Rzeczywiście, schody. Wchodzenie po nich sprawiało jej kłopot. No to co, że jeszcze przez kilka dni zostanie na górze? I tak może iść w drugi koniec korytarza, do Maggie. Będzie głośno czytała Jessice, będą rozmawiały o dziecku i o porodzie. Będzie codziennie pisała do Mossa i informowała go o postępach Maggie. Musi jak najszybciej zrobić córeczce zdjęcie i wysłać mu. Będzie mógł pokazywać Maggie przyjaciołom. Ale czy to zrobi? Seth nie chwaliłby się córką, tego była pewna. A Moss? Nie wiedziała.
– Zdrzemnę się teraz. Jestem zmęczona, mamo. – Spotkanie dobiegło końca. Agnes wyszła z ulgą. Niewiele miały sobie do powiedzenia.
Godzinę później Billie doszła do wniosku, że wcale nie chce spać. Usiadła na krześle przy oknie. Dotarło do niej, jak bardzo jest samotna. Maggie jest otoczona troskliwą opieką. Agnes zajmowała się Bóg wie czym. Jej mąż, jej ukochany Moss walczył o świat bez wojen dla niej i dla Maggie.
Bezmyślnie bawiła się długopisem. W końcu skleciła głupiutki liścik, w którym nie zdradzała prawdziwych uczuć. Co Moss by o niej pomyślał, gdyby napisała, że nie lubi jego ojca? Jak mogłaby opisać wyraz oczu Setha, gdy obudziła się w szpitalu? Moss nie musiał i nie chciał o tym wiedzieć.
Mała Maggie, jak ją nazywamy, ma się dobrze. Piastunka Jenkins chwali jej apetyt; wypija sześć butelek mleka dziennie. Ciągle śpi, jak wszystkie niemowlęta. Rzadko słyszę jej płacz, bo pokój dziecinny jest w przeciwległym końcu, zresztą niania bierze ją na ręce, ilekroć zakwili. Zużywa niewiarygodne ilości pieluszek. Biedna Tita nie nadąża z praniem. Mama mówi, że Twój ojciec zatrudni dodatkową osobę. To bardzo mile z jego strony, nie uważasz?
Poród trwał prawie piętnaście godzin. Jestem już prawie zdrowa i dużo lżejsza. Postanowiłam, że kiedy się znów spotkamy, będę wyglądała jak dziewczyna, którą poznałeś w Filadelfii, z tą różnicą, że ta dziewczyna będzie mamą. Mam nadzieję, że podobają Ci się imiona, które wybraliśmy dla małej.
Codziennie słucham wiadomości wojennych i czytam gazety od deski do deski. Moss, uważaj na siebie i pamiętaj, że Maggie i ja bardzo Cię kochamy. Ciągle wspominam nasze wspólne święta. Szkoda, że nie mogłeś zostać dłużej. Nie narzekam, kochany; tęsknię za Tobą.
Twoja mama przesyła serdeczności. Ostatnio sporo opowiadała mi o Amelii. Zanim poszłam do szpitala, przez całe popołudnie oglądałyśmy zdjęcia z waszego dzieciństwa. Jessica bardzo za nią tęskni. Chciałabym ją poznać. Twoja mama twierdzi, że znalazłybyśmy wspólny język.
Kochany, muszę kończyć. Zajrzę do Maggie przed kolacją. Zjem dzisiaj w pierwszy dzień po powrocie do domu, wspólny posiłek z Twoją mamą. Teraz, kiedy Maggie jest z nami, to także mój dom, choć na początku czułam się raczej jak gość. Dopiero dzięki Maggie zapuściłam korzenie. Kocham Cię, Moss. Napisz, kiedy będziesz mógł.
Twoja Billie
Zakleiła kopertę. Ciekawe, kiedy Moss go dostanie. Nie miała od niego wieści od ponad dwóch tygodni. Może jutro przyjdzie list? Pomodlę się o to, postanowiła. Ciekawe, czy napisał do Setha. Ona zawsze dzieliła się z nim i Jessicą wiadomościami od Mossa, teść jednak nie zdobył się na podobny gest. Nie chciała wyolbrzymiać całej sprawy i milczała, ale uważała to za bardzo niesprawiedliwe. I kogo chciała oszukać, mówiąc, że Sunbridge to jej dom? W najlepszym wypadku jej obecność jest tolerowana. W pewnym sensie dziecko zmieniło ten stan rzeczy, ale Maggie to dziewczynka, a Seth Coleman pragnął wnuka.
Niech sobie lekarze mówią co chcą, ona i tak weźmie kąpiel i umyje włosy. Co to może zaszkodzić? To dużo lepsze niż mycie gąbką. Zamknie na klucz drzwi do sypialni i do łazienki. Kto się o tym dowie? Zresztą, kogo to w ogóle obchodzi?
Patrząc na olbrzymi stek, Billie głośno przełknęła ślinę. Wolałaby sałatkę i galaretkę, jak Jessica. Jej apetytu nie poprawiała również świadomość, że znajomi z Filadelfii oddaliby wszystko za taki kawał mięsa. Tita zabrała prawie nie tknięte danie. Jessica z uśmiechem nalała kawy ze srebrnego dzbanka.
– A teraz, kochanie, powiedz mi szczerze: czy było bardzo źle?
– Strasznie. Ale już po wszystkim.
– Billie, rodzenie dzieci to najwspanialsze przeżycie pod słońcem. Miałyśmy szczęście. To boli, prawda, jednak o bólu szybko się zapomina. Kiedy tylko podadzą ci różowy czy błękitny tłumoczek, nie pamiętasz o cierpieniu.
Billie doskonale wiedziała, jakiej odpowiedzi spodziewa się teściowa. Ale zapomnieć o czternastu godzinach najgorszych tortur? I ten różowy tłumoczek. Może gdyby pozwolono jej potrzymać Maggie po porodzie, zgodziłaby się z Jessicą. Tymczasem przyniesiono Maggie do niej dopiero po trzech dniach, ze względu na niską wagę małej. Łatwiej jednak skłamać i sprawić przyjemność Jessice, niż powiedzieć prawdę. Zresztą, teściowa nie chciała słuchać o smutnych rzeczach. Żyła w zamkniętym świecie swego pokoju, z dala od stresów i przykrości. Jak powiedział Seth, za wszelką cenę należy oszczędzić jej zdenerwowania. Tak więc Billie głęboko wciągnęła powietrze i spojrzała w oczy teściowej:
– Tak – skłamała.
– Ona jest śliczna, Billie. – Jessica nie ukrywała entuzjazmu. – Wygląda zdrowo, chociaż jest taka malutka, no i te włosy! Moss na pewno jest zachwycony. Seth przesłał wiadomość na „Enterprise”. Lada dzień Moss się odezwie. Przynajmniej nie musisz się martwić, że Maggie pójdzie na wojnę. Dobre córki zostają u boku matek.
Billie upiła łyk kawy. Dobre córki? Czyżby Jessica uważała Amelię za złą?
– Jessico, w Anglii kobiety walczą. Czytałam o tym. Są bardzo dzielne. Wojna jest okropna. W szpitalu czytałam… – ugryzła się w język.
Ta opowieść zdenerwuje biedną Jessicę. Młoda kobieta wiozła w karetce czterech rannych. Trafiła w nich bomba. Znaleziono tylko szczątki ciał. Nie, to zbyt straszne, zwłaszcza że Amelia jest w Anglii. Maggie i pogoda to jedyne bezpieczne tematy. Na każdą wzmiankę o Agnes Jessica gwałtownie zaciskała usta.
– Napisałam do Mossa o Maggie – poinformowała Billie. – O, właśnie. Czy możesz mi polecić dobrego fotografa? Chciałabym, żeby zrobił jej zdjęcie. Wyślę je Mossowi.
– Seth się tym zajął, Billie. Fotograf przyjedzie w przyszłym tygodniu, na chrzciny Maggie.
– Chrzciny? W przyszłym tygodniu? Chyba będę już zupełnie zdrowa, ale nie mam w co się ubrać! Dobry Boże, tak szybko?
"Żona Mossa" отзывы
Отзывы читателей о книге "Żona Mossa". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Żona Mossa" друзьям в соцсетях.