– Nie obwiniam cię, Aggie. Jestem wściekły na tę dziewuchę. Była mi cierniem, od kiedy się urodziła, a teraz potrzebna mi tutaj jak dziura w moście! Zapewne przyciągnie też tego swojego męża.

– Nie było o tym mowy. Nie sądzę, żeby w czasie wojny brytyjski oficer dostał urlop na tyle długi, by mógł jechać do Stanów.

– Dobra, Aggie, co jeszcze? Gdzie ten cholerny telegram?

– Przeczytano mi go telefonicznie. Tylko tyle: jest w Nowym Jorku, ma zarezerwowany lot do Austin, prosi, żeby wysłać po nią samochód na lotnisko.

Seth wstał, ciężko opierając się na lasce.

– Jedno ci powiem, Aggie. Miałem nadzieję, że nigdy już nie zobaczę tej dziewuchy! Przez całe życie pchała się w kłopoty! Dopóki mieszkała tutaj, nie miałem chwili spokoju, bo nigdy nie było wiadomo, kiedy znowu będę musiał świecić za nią oczami! Cokolwiek robiła, i tak mi się to nie podobało. I teraz też mi się nie podoba. Dlaczego, do cholery, nie została na końcu świata? Jestem za stary i zbyt zmęczony, żeby tolerować jej wybryki.

– Seth, to mężatka z dzieckiem…

– To nie jest jej dziecko! Chłopaka urodziła inna idiotka! Amelia nie miała nawet tyle oleju w głowie, żeby wyjść za Amerykanina, na rany boskie! Dzieciak nie jest z mojej krwi. Z jej też nie. – Z tymi słowami wyszedł.

– Nie do wiary! – Billie brakowało słów oburzenia. – Amelia to jego córka. A ty, mamo… broniłaś siebie, a nie jej! Jak możesz być tak okrutna? Czy naprawdę myślałaś o wysłaniu telegramu z zakazem wstępu do Sunbridge?

Oczy Agnes rozbłysły, zacisnęła usta w wąską linię.

– Tak, brałam takie wyjście pod uwagę i gdybym miała pewność, że to się na mnie nie skrupi, zrobiłabym to. Widzisz, Billie, musisz zrozumieć, że nie Wszyscy ojcowie kochają swoje dzieci, w każdym razie, nie wszystkie dzieci.

Amelia zawiodła Setha i on nie może jej tego wybaczyć. Stosunki Setha i jego córki to nie twój interes. Billie, czasami jesteś strasznie głupia. Zapominasz, czyja ręka cię karmi.

– A co to ma znaczyć?

– Krótko mówiąc, kochanie, niepokoi mnie przyjazd Amelii, bo od śmierci Jessiki Seth jest bardzo drażliwy. Gdyby pogodził się z córką, twoja pozycja w Sunbridge byłaby zagrożona, zwłaszcza jeśli coś stanie się Mossowi. Nigdy nie zapominaj, że więzy krwi są ważniejsze niż jakiekolwiek inne. Jeśli Amelia urodzi syna, Maggie będzie niepotrzebna. Gra się toczy o wielką stawkę, Billie. Nie czas na naiwność.

Billie miała wrażenie, że w pokoju zabrakło powietrza.

– Nie znałam cię z tej strony, mamo. Nie wiedziałam, że jesteś taka zimna i wyrachowana. Nie miałam pojęcia…

– Przede wszystkim nie miałaś pojęcia – Agnes wpadła jej w słowo – jak oszczędzałam każdego centa, żeby zapewnić ci dostatnie życie, na poziomie należnym mojej córce. Jak myślisz, na jak długo starczyły polisa ubezpieczeniowa ojca i te grosze, które zostawiła babcia? A dom? Nie wiedziałaś, że jest obłożony podwójną hipoteką, prawda? Miałaś iść do college’u. Czy sądzisz, że czesne uiścił Duch Święty? Nie, Billie, to byłam ja. Żeby sfinansować twoje studia, byłam gotowa iść do pracy, a ty nazywasz mnie okrutną? Nie, moja droga. To ty jesteś okrutna. Przyjmowałaś wszystko bez mrugnięcia okiem, nie myśląc o mnie przez chwilę. To jest nasza jedyna szansa na dostatnie życie, a choć jesteś zbyt głupia, by to dostrzec, ja widzę to doskonale!


* * *

Następnego dnia Billie wypatrywała limuzyny. Setha i Agnes nie było w domu, toteż sama postanowiła powitać Amelię tak serdecznie, jak się powinno przyjąć córkę Jessiki.

Usłyszawszy chrzęst opon na żwirowym podjeździe, podeszła do okna. Carlos zatrzymał samochód, obiegł go dookoła, żeby otworzyć drzwi pasażerce. Z packarda wysiadła szczupła, wysoka kobieta o włosach ciemnych jak włosy Mossa. Była ubrana w pognieciony, ponury, szaro-czarny kostium. Przez chwilę stała bez ruchu, przyglądała się drzwiom wejściowym z dziwnym wyrazem twarzy, jakby się obawiała, że stanie w nich smok. Smok z siwą czupryną i laską w dłoni, uzupełniła w myślach Billie.

Potem Amelia podniosła głowę, by spojrzeć w okna Jessiki. Jej ramiona ugięły się pod niewidzialnym ciężarem. Uśmiechnęła się dopiero, kiedy podszedł do niej malutki, najwyżej trzyletni chłopczyk.

Billie otworzyła drzwi i przytuliła młodą kobietę, szepcząc słowa otuchy tak samo, jak Jessica, gdy witała ją na stacji kolejowej w Austin.

Malec czepiał się spódnicy Amelii, obserwował wszystko bacznym spojrzeniem piwnych oczu.

– Rand, skarbie, to twoja ciocia Billie – Amelia otarła łzy i wzięła go na ręce. – Biedaczek, ledwo się trzyma na nogach. Mamy za sobą koszmarną podróż, ale nie mogłam zostawić go w Anglii ze spokojnym sumieniem. To istne piekło na ziemi. Nawet poza Londynem, na wsi, nie jest bezpiecznie.

– Może zaprowadzimy Randa do pokoju dziecinnego? Gorąca kąpiel, obiad i drzemka od razu poprawią mu humor. On jest śliczny, Amelio.

– Tak, wykapany Geoffrey.

Niania Jenkins przywitała się z Amelią.

– Pani Jenkins, Rand to mój syn. – W głosie młodej kobiety była zaczepność, jakby z góry chciała odeprzeć wszelkie ataki.

Rand szarpał ją za spódnicę tak długo, aż pozwolono mu zajrzeć do kołyski, do małej Maggie, która smacznie spała z kciukiem w buzi.

– Śliczne dziecko – stwierdziła Amelia. – Po ciemnych włosach można poznać, że pochodzi z rodziny Colemanów. To skóra zdarta z Mossa, prawda?

– Tak, i jeszcze bardziej ją za to kocham. – Billie promieniała. – Może zostanę z Randem, a ty się odświeżysz? Carlos zaniósł bagaże do twojego pokoju. Rand chyba będzie spał tutaj, z Maggie.

Amelia podniosła głowę:

– Będzie spał w moim pokoju. W tym domu zbyt wiele dzieci oddzielano od rodziców.

– Jak chcesz, Amelio. Dobrze, zamieszka z tobą – zgodziła się pośpiesznie Billie. – Przecież to twój dom. Możesz robić, co ci się podoba.

Szwagierka posłuchała jej rady i poszła się wykąpać. W łazience szykowano także wannę dla chłopca, który tymczasem penetrował pokój dziecinny i oglądał zabawki Maggie. Krzyknął z radości, gdy na jednej z półek wypatrzył pozytywkę z wyskakującym potworkiem.

– To moje! Moje! – zawołał uszczęśliwiony.

– Nie, to nie twoje, młody człowieku – poprawiła niańka. – To Margaret!

– Rand na pewno ma w domu taką zabawkę. Proszę ją podać. Przypomina mu dom.

– Pani Coleman, nie należy psuć dziecka, dając mu wszystko, czego zapragnie. Jeśli mam się nim zajmować, od początku musi wiedzieć, co wolno, a czego nie.

– Nie będzie się pani nim opiekowała, pani Jenkins. Rand zamieszka ze swoją mamą. A teraz proszę dać mu zabawkę i przynieść świeże ręczniki.

– Zamieszka z matką! Tak, to cała ona: przyjeżdża i stawia cały dom na głowie. Wychowałam ją i pani męża. Od dziecka była samolubna i, jak widzę, wcale się pod tym względem nie zmieniła.

– A może nigdy nie poświęcała jej pani tyle uwagi, ile Mossowi, bo to on, a nie Amelia, był oczkiem w głowie Setha Colemana? Zdaje się, że prosiłam o ręczniki?

Niania wyszła. Billie zabawiała Randa i szykowała go do kąpieli. Chłopiec ani na chwilę nie wypuszczał pozytywki z rąk.

– Dobrze wiesz, czego chcesz, prawda? – uśmiechnęła się Billie.

– Posłuchaj – poprosił. Pokręcił korbką i pokój wypełniła dziecinna melodia. Rand cichutko nucił słowa, a potem złapał Billie za rękę:

– Patrz, ciociu! – uniósł pudełko do góry – Hop! i stworek wyskoczył! – Billie udała zaskoczenie i zaśmiewała się razem z małym. Brytyjski akcent wzruszał ją i bawił. Kiedy niania przyniosła ręczniki, chlapnął na nią wodą i wykrzywił się komicznie. Choć Amelia na pewno ma z nim pełne ręce roboty, panicz Nelson będzie w Sunbridge promykiem słońca.


* * *

Godzinę później wykąpany i nakarmiony chłopczyk zasnął w pokoju Amelii. Billie siedziała przy nim, dopóki nie zamknął oczu, potem wymknęła się na palcach. Myślała, że Amelia wróci i zaopiekuje się synkiem. Gdzie ona się podziała?

Znalazła ją w sypialni Jessiki. Spomiędzy zaciągniętych zasłon wpadał do pokoju nikły promień słońca.

– Amelio? Co tu robisz w ciemnościach? Rand śpi jak suseł.

– Jest wspaniały, prawda? Zupełnie jak jego ojciec. Mama pokochałaby go… – urwała. Rozpłakała się. Usiadła na łóżku Jessiki.

– Amelio, tak mi przykro – Billie chciała ją objąć, ale szwagierka podniosła ręce w obronnym geście:

– Nie, nie dotykaj mnie. Nie zniosę tego. Boję się, że rozsypię się na kawałki, jeśli ktoś okaże mi współczucie. Tak naprawdę straszna ze mnie płaksa.

– Na twoim miejscu każdy by płakał. Dopiero co straciłaś matkę, twój mąż walczy na wojnie… masz prawo do łez – zapewniała cicho Billie.

– W zeszłym miesiącu zestrzelili Geoffreya nad Francją – wykrztusiła Amelia przez łzy. – Widziano, jak jego samolot stanął w płomieniach… Nie miał szans.

Jej słowa sprawiły Billie fizyczny ból; ona także jest żoną pilota; jej mąż również walczy na wojnie.

Płakały razem długo. W końcu Amelia wstała i wzięła Billie za chłodną rękę.

– Nie martw się o Mossa. Ma szczęście Colemanów. Wróci do ciebie cały i zdrowy, zobaczysz.

– Ty także należysz do Colemanów, a jednak szczęście cię opuściło. – Billie myślała o śmierci, o niebezpieczeństwie, o piekle walki. Do tej pory wydawało się, że to nie dotyczy jej i Mossa.

– Nie jestem prawdziwą Coleman, nie w takim stopniu jak Moss. Chodźmy stąd. Mały drink dobrze nam zrobi. Rezygnuję z kąpieli, to może poczekać. Teraz potrzebuję rozmowy.

– Chodźmy do gabinetu, tam nikt nie będzie nam przeszkadzał. Twój ojciec wyszedł. Od śmierci Jessiki rzadko bywa w domu. Moim zdaniem w ten sposób stara się ułagodzić smutek.

– Naprawdę wierzysz w to, co mówisz? – Amelia była już na schodach. – Jesteś szlachetna, Billie. Staruszek chyba nie zauważy, że uszczknę jego zapasu burbona. Wszak nie zauważa niczego, co robię – dodała ze sztucznym uśmiechem.

Amelia i Billie zaszyły się w chłodnym półmroku gabinetu na trzy godziny. Rozmawiały i piły. Kochały tych samych ludzi, Jessikę i Mossa, i to sprawiło, że szybko zawarły ze sobą przyjaźń.

– Bardzo kochałam Geoffa – zwierzała się Amelia. – Był dla mnie wszystkim: przyjacielem, kochankiem, mężem. Dzięki niemu nie przeżywałam tak bardzo rozstania z Mossem. I w większym stopniu, niż śmiem się do tego przyznać, zastępował mi ojca, dawał miłość i troskliwość, której nigdy nie zaznałam od Setha. Teraz, kiedy odszedł, zostaliśmy we dwójkę, Rand i ja. Wiesz, naprawdę dotarło do mnie, jak bardzo mnie kocha, w dniu kiedy zapytał, czy adoptuję jego syna. Świata poza nim nie widział.

– Czy miał rodzinę w Anglii?

– Tak, łączą ich bardzo silne związki rodzinne. Oczywiście ja jestem wyłączona z ich kręgu, obca dla nich, tylko Rand mnie z nimi wiąże. Geoff był najstarszym synem, odziedziczył więc tytuł i majątek, duży nawet na teksaskie warunki. Teraz to wszystko należy do Randa. – Roześmiała się gorzko. – Wyobraź sobie, ten malec nosi teraz tytuł lorda: Randolph Jamison Nelson, hrabia Wickham. Nawet mój ojciec wytrzeszczyłby oczy, gdyby wiedział, ile chłopczyk jest wart. Oczywiście, i na szczęście, majątkiem zarządzają pełnomocnicy. Bezwstydnie przyznaję, że nie mam głowy do interesów. Oto kolejny dowód na to, że nie jestem prawdziwą Coleman.

– W takim razie nie wrócisz do Stanów na stałe? Skoro Rand ma w Anglii zapewnioną przyszłość?

– Dzięki Bogu, nie. Za kilka tygodni wracamy do Anglii, jeżeli tylko będzie to możliwe. Podróż w tę stronę była koszmarna. Bóg jeden wie, kiedy i jak, ale tam wrócimy. – W jej oczach, błękitnych jak oczy Mossa, widniała pewność siebie i determinacja.

– Kiedy się dowiedziałam, że przyjeżdżasz do Sunbridge, pomyślałam, że chcesz opłakiwać matkę tutaj, gdzie wspomnienia są najsilniejsze.

– Masz rację, ale tylko częściowo – Amelia opróżniła swoją szklankę jednym haustem. – Tak naprawdę przyjechałam tu, żeby usunąć ciążę.

Billie nie była pewna, czy dobrze słyszała:

– Usunąć ciążę? Nie… nie rozumiem. Dlaczego, skoro przed chwilą mówiłaś, że bardzo kochałaś Geoffreya? Dlaczego chcesz zabić jego dziecko?

– To jedyne wyjście. Muszę myśleć o Randzie. Billie, odpowiedzialność za niego mnie przytłacza. Rand to dziecko Geoffa, on mi go powierzył, a jeśli chcę go zatrzymać, muszę walczyć. Krewni Geoffa wstępują na drogę sądową. Chcą uzyskać prawo opieki nad Randem. Nie mogę na to pozwolić. Rand to mój syn, jeszcze nie w obliczu prawa, ale to się wkrótce zmieni. Zrobię wszystko, co można osiągnąć pieniędzmi i znajomościami. Tej lekcji nauczył mnie ojciec: dostają ci, którzy mają. Pozostali zbierają okruchy. Umilkła na chwilę, ale zaraz ciągnęła dalej:

– Nie będę w stanie walczyć z tymi sępami, będąc w ciąży i martwiąc się o kolejne dziecko. Byłabym zbyt słaba, zbyt podatna na ciosy. Geoff mnie kochał, powierzył mi Randa. Nie zawiodę jego zaufania.

Spojrzała Billie prosto w oczy: