Gdy tylko Billie chciała podać Susan Mossowi, mała zaczęła przeraźliwie wrzeszczeć i kopać.
Jej krzyki zagłuszył ryk Setha. Wyrwał z rąk Billie płaczące dziecko i zawołał niańkę.
– Miejsce dzieci jest w pokoju dziecinnym! Mówiłem, że to kiepski pomysł, ale czy mnie posłuchałaś? Jess nie odstawiałaby takiego cyrku! Chłopakowi jest potrzebny spokój, a nie rozwydrzone, wrzeszczące bachory.
– Tato, nic się nie stało. Susan mnie nie zna. Czego się spodziewałeś? Nie mam nic przeciwko temu. Jak mam poznać moje córeczki, skoro ciągle trzymasz je w pokoju dziecinnym?
– Masz masę czasu. Ledwo wróciłeś do domu – burknął Seth.
Billie patrzyła to na męża, to na teścia. Co ma zrobić? Moss jest zmęczony i ma ochotę na piwo. Prosił, żeby to ona mu je przyniosła. W końcu wzięła Maggie za rączkę i wyprowadziła z pokoju. Przekazała dzieci opiece niani. Sama pobiegła do kuchni, otworzyła butelkę, porwała szklankę i błyskawicznie wróciła do salonu… tylko po to, by zobaczyć, jak Seth wręcza synowi szklankę piwa. Jak idiotka stała w drzwiach. Moss podniósł na nią wzrok.
– Pomyślałam sobie, że do ciebie dołączę – stwierdziła ze sztucznym uśmiechem.
Dziewczyna się uczy, oceniła Agnes, idąc do kuchni pod pretekstem dopilnowania lunchu.
– Świetnie. Chodź, usiądź koło mnie i pomasuj mi plecy. Pamiętasz, jak mnie masowałaś na plaży, na Hawajach? Chodzi mi o coś takiego.
– Atmosfera jest… niezbyt odpowiednia. – Billie ze śmiechem napełniła swoją szklankę.
– Myślałem, że nie lubisz piwa. Od kiedy zmieniłaś zdanie?
– Odkąd twój ojciec pobił mnie w wyścigu do lodówki. Pewnie będziesz musiał je za mnie dokończyć.
Seth usiadł naprzeciwko Mossa.
– Opowiedz mi o wszystkim, co robiłeś. Nie pomijaj niczego. Billie, może pomożesz Agnes w kuchni?
Popatrzyła teściowi prosto w oczy.
– A co mogłabym zrobić? Mamy kucharza, podkuchenną i pokojówkę, która podaje do stołu. Mama tylko sprawdza, czy wszystko jest w porządku. Rozmawiajcie sobie, a ja tutaj posiedzę.
Moss ukradkiem zacisnął rękę na jej dłoni. Billie poprawiła się na krześle.
Moss poszedł na górę, żeby uciąć sobie drzemkę, a Agnes zaproponowała Billie wspólny spacer.
– Na dworze jest pięknie, dziewczynki śpią. Nie mamy nic do roboty.
– A jeśli Moss się obudzi i będzie czegoś chciał?
– Od tego mamy służbę, Billie. Zresztą nie musimy wychodzić na długo. Chciałabym z tobą porozmawiać.
– Dobrze, mamo, ale wracamy za pół godziny. Chcę być przy Mossie, kiedy się zbudzi.
– W porządku. Podobno San Diego jest najpiękniejsze o tej porze roku. Prawda, że to urocze miasto?
– Owszem. O czym chciałaś ze mną rozmawiać?
Agnes zastanawiała się przez chwilę. Postanowiła mówić prosto z mostu:
– Billie, kochanie, zdaję sobie doskonale sprawę, jak ciężko znosiłaś poprzednie ciąże. Uważam jednak, że powinnaś mieć następne dziecko, i to jak najszybciej. Wiem, że się wtrącam w nie swoje sprawy, ale jesteś moją córką. Po raz drugi Moss może nie mieć tyle szczęścia. Gdyby… gdyby on… Cóż, gdyby coś się z nim stało, nie zostanie ci po nim syn. Dziewczynki… to tylko dziewczynki. Zapewne wiesz, o co mi chodzi. Zastanów się nad tym, kochanie. Potrzebujesz syna, Billie. Moss także. Obie wiemy, jak wielkim rozczarowaniem były dla niego narodziny dziewczynek.
– Nie, mamo, nie wiemy, ja przynajmniej nie miałam o tym pojęcia. Nigdy mi o tym nie mówił. – Billie zatrzymała się w pół kroku i spojrzała matce w twarz.
– Kochanie, mąż nie powie tego żonie. Pomyśl, jakbyś się czuła, gdyby to zrobił… Nie powiesz jednak, że nie domyślałaś się, nie wyczuwałaś jego niezadowolenia.
– Nie, mamo. Niczego się nie domyślałam ani nie wyczuwałam. Czyżby Moss rozmawiał z tobą na ten temat?
– Nie, nie ze mną, Billie.
Agnes nie patrzyła na posmutniałą nagle twarz córki.
– Kochanie, nie sądzisz, że Moss wygląda doskonale jak na człowieka, który tyle przeszedł? Gdyby trafili go nieco wyżej lub bardziej w lewo, byłabyś wdową, tak lekarze powiedzieli Sethowi. Moss nie chciał cię martwić, dlatego bagatelizował, jak poważnie był ranny.
Pod Billie ugięły się nogi. Atakowali ją ze wszystkich stron; Seth swoją złośliwością, Agnes – brutalną szczerością, nawet Moss – wykrętami. Czy nikomu na niej nie zależy? Zacisnęła zęby.
– Mam dosyć spaceru, mamo. Chcę wracać. Moss i dziewczynki na pewno wkrótce się obudzą. Mossowi spodoba się kąpanie Susan.
– Ależ oczywiście. Moss będzie zachwycony, mogąc lepiej poznać córki. Są takie delikatne. Gdybyś miała synka, chciałby z nim szaleć, siłować się i mocować, a nie mógłby tego robić mając chory bark.
Billie milczała przez całą drogę powrotną. Agnes działała z delikatnością piły mechanicznej. Prawdopodobnie to efekt przebywania z Sethem. Matka mówi jak on, postępuje jak on… broń Boże, żeby nie zaczęła utykać jak on!
Billie usadowiła się na szezlongu, skąd dobrze widziała Mossa. Spał, odrzuciwszy zdrową rękę za głowę. Na pewno mu niewygodnie, przemknęło jej przez głowę. Zwykle sypiał zwinięty w kłębek, na boku. Niestety, teraz nie pozwalało mu na to niesprawne ramię.
W jej myślach panował chaos. Matka ubrała w słowa to, nad czym dotychczas się zastanawiała. Tak, stale tylko o tym myślała, odkąd się dowiedziała, że Moss został ranny. Potrzebuje syna. Chce go. Dla Mossa, tak, ale również dla siebie. Pragnęła tej cząstki Mossa, którą mógłby jej dać tylko syn. Niestety, dziewczynki nie są w stanie tego zapewnić. To niesprawiedliwe, ale tak właśnie jest. Dobry Boże, cóż ona zrobi bez Mossa? Czy da sobie bez niego radę? Fizycznie – tak. Psychicznie… nie była pewna. Gdyby jednak miała jego syna, przetrwałaby.
Z grymasem na twarzy skonstatowała, że małżeństwo niewiele zmieniło w jej życiu. Agnes sprawowała nad nią pełną kontrolę od dnia urodzin do ślubu – i do tej pory nie chciała z niej zrezygnować. Co więcej, żyjąc w zgodzie i harmonii z Sethem, miała większą władzę niż dawniej. Życie Billie leżało w ich rękach. Moss, jej ukochany Moss powierzył ją ich opiece, a oni skrzętnie to wykorzystywali.
Wtedy uświadomiła sobie koszmarną prawdę. Jeśli coś się stanie Mossowi, a Seth umrze, Agnes przejmie całą władzę… chyba że ona, Billie, urodzi syna. To chłopiec odziedziczy majątek, ale ona będzie jego opiekunką. Będzie wychowywała syna i zarządzała jego fortuną. Dopilnuje wtedy, żeby Maggie i Susan dostały to, co im się prawnie należy. Hazardziści mówią o tym „as w rękawie”. Klucz do wszystkiego! Tak, musi mieć syna. To proste.
Może już najwyższy czas pomyśleć o sobie. Albo, innymi słowy, czas dorosnąć i zmierzyć się z rzeczywistością, j ak inni Colemanowie.
W chwilę po przebudzeniu Moss nie wiedział, gdzie jest. Rozglądał się po obcym pokoju. Ostatnio przebywał w wielu pomieszczeniach, i w żadnym nie czuł się bezpiecznie. Nagle zatęsknił za swoim pokojem w Sunbridge, za starymi, dobrze znanymi przedmiotami, które przypominały przeszłość i niosły obietnicę przyszłości. Stłumiony odgłos, który wywołał uśmiech na jego twarzy, przypomniał mu, że ma coś lepszego: dwie córeczki, jego ciało i krew!
Dopiero wtedy dostrzegł Billie śpiącą na szezlongu. Była piękna. Obserwował ją przez dłuższą chwilę. Taka młoda, a już urodziła dwoje dzieci. Ma dwadzieścia lat, zbyt mało nawet, by głosować, a jest żoną i matką. Nie dał się nabrać na lekki ton jej listów. Domyślał się, przez co przeszła, kiedy była w ciąży. Pamiętał, jak wyglądała, nosząc Maggie, zmęczona, przerażona, opuchnięta. Postanowił, że nigdy więcej nie doprowadzi jej do takiego stanu, bez względu na życzenia Setha. Wystarczą mu dwie córeczki. Jeśli ojcu to nie odpowiada – trudno.
Najwyższy czas, żeby Billie cieszyła się życiem. Teraz będzie mogła zająć się wychowaniem dziewczynek. Może później, po wojnie, pomyślą o synu. Wierzył w swoją szczęśliwą gwiazdę – nie dał się wojnie i nie da się w przyszłości. Jest na to zbyt sprytny, zbyt szybki. Jest Colemanem. Śmierć nie śmie się do niego zbliżyć. Będzie jeszcze czas na syna. Teraz skupi uwagę na Billie. Dwoje dzieci w ciągu dwóch lat to więcej niż można od niej wymagać.
Billie nie była już tą samą dziewczyną, którą poznał i z którą się ożenił w Filadelfii. Widział to i wyczuwał. Był świadom, że dojrzała. Z dziewczyny stała się piękną kobietą, godną pożądania. Uczyła się z dnia na dzień. Potrafiła się sprzeciwić Sethowi. Kiedyś, pewnego dnia, będzie Billie Coleman, kobietą pewną siebie i swoich celów. Uśmiechnął się. Billie. Droga, zakochana Billie.
Ostrożnie wstał z łóżka. Najpierw poszedł do pokoju dziecinnego. Zatrzymał się w progu i przez kilka minut obserwował dziewczynki. Maggie budowała wieżę z klocków. Z zapartym tchem śledził małe pulchne rączki, dodające klocek po klocku. Potem spojrzał na Susan; cichutko bawiła się pluszowym misiem, gryzła ucho zabawki dwoma ząbkami. Zaciekawiona, podniosła główkę. Moss zamarł w oczekiwaniu. Czy znowu zacznie krzyczeć? Najwyraźniej jednak w łóżeczku czuła się bezpiecznie. Uśmiechnął się pod nosem; za prętami wyglądała jak mała tłusta małpka w klatce.
Pani Jenkins nie było nigdzie widać, a łagodna niania posłusznie wyszła, gdy zapowiedział, że chce zostać sam z córkami.
Wielobarwna wieża z klocków runęła na ziemię. Maggie przykucnęła na grubiutkich nóżkach i rozglądała się za nianią. W pokoju jednak był tylko Moss. Pokazała na niego pulchnym paluszkiem i stwierdziła oskarżycielsko:
– Ty to zrobiłeś, tato.
Odrzucił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem. Rzeczywiście, skoro kogoś trzeba obwinić, dlaczego nie jego?
– Wiesz co? – Ukucnął. – Zbuduję ci zamek. Dobrze, Maggie?
Układał klocek na klocku, a dziewczynka trajkotała jak katarynka:
– Susan chce wyjść! Wypuść Susy, tato!
– A czy tak można? Niania nie będzie zła?
Maggie pochyliła głowę, nagle się zaczerwieniła, zupełnie jak jej mama:
– Nie.
– Dobrze. Więc do dzieła.
– Niania będzie krzyczeć – ostrzegła lojalnie Maggie.
– Tata się tym zajmie. Susy też chce się z nami bawić. Będziemy udawali, że jest księżniczką.
– A ja, tatusiu?
– Ty, kochana Maggie, jesteś królową. Rozważała te słowa z poważną minką.
– Królowa większa, tak? – Podniosła różowe ramionka. – O, taka wielka?
– Chcesz powiedzieć: lepsza? Tak, królowa jest większa i lepsza. – Bawiła go ta rozmowa. Takie są jeszcze malutkie, a Maggie już rywalizuje z siostrą -…ale tylko odrobinkę lepsza. Księżniczki też są bardzo ważne.
– Tak! Wypuść Susy!
– Wiedziałem, że się ze mną zgodzisz.
Pochylając się nad łóżeczkiem młodszej córki, Moss się nie śpieszył. Bał się, że gdy jej dotknie, zacznie płakać i przestraszy również Maggie. Kiedy jednak dziewczyneczka objęła go za szyję i zagulgotała radośnie, ogarnęła go fala uczucia.
Godzinę później obudził Billie głośny śmiech. Nasłuchiwała uważnie: nie, nie pomyliła się, to głos Mossa. Jest u dzieci, domyśliła się i na palcach podeszła do drzwi. W progu pokoju dziecinnego zakryła usta dłonią, żeby wybuchem śmiechu nie zepsuć tej chwili: Moss siedział na podłodze i trzymał Susy, która z zapałem zdzierała papier z kredek Maggie. Starsza dziewczynka rysowała kolorowe esy-floresy na gipsie Mossa, tłumacząc mu, że to jej imię i imiona mamy i babci.
– A moje? – domagał się Moss. – Nie umiesz napisać: tata?
Maggie zastanawiała się długo. Nagle w jej oczkach błysnęło psotne światełko. Z głośnym chichotem zabrała się do pracy. Ciemnofioletową kredką narysowała grubą linię. Opadła na pięty, dodała jeszcze jedną kreskę i oznajmiła z dumą:
– Tata!
Mimo sprzeciwów Setha, Moss uległ namowom żony i wcześnie poszedł spać. Z poszarzałą twarzą pokonywał wysokie schody. Nie sprzeciwiał się, gdy Billie pomogła mu zdjąć ubranie. Zasnął natychmiast.
Billie wystarczyło, że ma go przy sobie, w swoim łóżku. Jego obecność wystarczała do szczęścia.
Przed nimi jeszcze wiele dni, wiele nocy. Najwyraźniej jej niezniszczalny mąż przecenił dzisiaj swoje siły. Wyczerpał go powrót do domu, ukrywanie bólu, zabawa z dziewczynkami, ciągłe rozdarcie między żoną a ojcem. Dzisiejsze popołudnie, gdy Moss bawił się z dziećmi, na zawsze zostanie w jej pamięci. Czy gdyby mieli syna, postępowałby inaczej?
Pocałowała go w czoło, zanim wślizgnęła się do łóżka. Jak dobrze mieć go obok siebie po tylu miesiącach.
Martwiło ją, że Moss tak bardzo chce wrócić do czynnej walki. Dlaczego nie wystarczą mu córki i ona? Kiedy obejmowała go w pasie, wiedziała, że podejmuje słuszną decyzję. Skoro nie wystarczy mu żona i dziewczynki, Moss otrzyma od niej syna.
Rozdział osiemnasty
W San Diego dni płynęły szybko. Nigdy się nie nudzili – Billie tego pilnowała. Zdawało się, że z dnia na dzień wzięła sprawy w swoje ręce. Do śniadania na tarasie zasiadały z nimi dziewczynki. Później Moss bawił się z córkami w pokoju dziecinnym. Billie trzymała się z boku. Następnie Moss czytał gazetę, pił herbatę, gawędził. Po lunchu, który również podawano na tarasie, dziewczynki zasypiały w łóżeczkach, a Moss jechał do szpitala na fizykoterapię. Ponieważ wracał bardzo zmęczony, przed kolacją musiał odpocząć. Billie dzieliła się Mossem podczas posiłków i odstępowała go Sethowi na godzinę po kolacji. Wieczorami należał do niej. Niewykluczone, że Sethowi nie przypadł do gustu taki plan dnia, jednak nic nie mówił.
"Żona Mossa" отзывы
Отзывы читателей о книге "Żona Mossa". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Żona Mossa" друзьям в соцсетях.