– Co w takim razie chciałby pan robić, poruczniku? – wtrąciła się Agnes. Jak przedtem, jego teksaski akcent się nasilił, kiedy się do niej zwracał:

– Cóż, proszę pani, zaciągnąłem się, żeby latać. I to właśnie będę robił, jeżeli modlitwy się spełniają. – Puścił oko do Billie. Ogarnęło ją przyjemne ciepło na myśl o ich małym sekrecie.

– A co pana rodzice o tym sądzą? Zapewne pańska mama bardzo się martwi. Co prawda nie mam syna, ale pański ojciec jest chyba bardzo dumny? Czy on także jest pilotem?

– Nie, proszę pani. Tata jest na emeryturze, można by powiedzieć. – Uwielbiał wściekły błysk w oczach Agnes. – Mama początkowo się martwiła, ale powiedziała, że cieszy jato wszystko, co mnie sprawia radość. Wystarczy, że trzęsie się nad Amelią, moją siostrą.

Okazywał jej zbyt wiele szacunku, by uznać go za spryciarza, jednak unikał odpowiedzi na pytania.

– Mówiono mi, że Teksańczycy mieszkają na farmach. Czy pańska rodzina także?

– Mieszkają na farmach? – powtórzył za nią. – Mamy rancho. W Teksasie nazywamy to „rancho”. – Popatrzył na Billie i zapytał, czy chciałaby po obiedzie pójść do kina.

– Tak, chętnie. Mamo, nie masz nic przeciwko temu, prawda?

Z jej spojrzenia Agnes wyczytała, że pójdzie bez względu na jej odpowiedź. Działy się tu rzeczy, których nie potrafiła nazwać, a które wcale jej się nie podobały. Miała takie piękne plany w związku z Billie i Nealem Foxem. Teraz córka będzie porównywała każdego mężczyznę z tym przystojnym, choć niezbyt inteligentnym podporucznikiem. Zacisnęła pięści.

– Nie, skądże. Możecie iść po deserze. Sama pozmywam. Ty, Billie, zrobisz to za tydzień.

Na deser podała pyszny placek z czereśniami. Billie i Moss pochłonęli go w okamgnieniu. Później porucznik dostał filiżankę kawy, a córka szklankę mleka. Billie rozszyfrowała to od razu: matka przypomina, że ona jest jeszcze dzieckiem, a Moss dorosłym mężczyzną. Nie tknęła mleka.

– Następny seans zaczyna się o czwartej, Moss. Chodźmy już. Nie lubię wchodzić, kiedy film się już zaczął, a ty? – Nie czekając na jego odpowiedź, pobiegła po torebkę.

– Pani Ames, obiad był wyśmienity. Domowy posiłek to cudowna odmiana po stołowaniu się w kantynie. Dziękuję bardzo. Powiem mamie, że przyrządza pani fasolkę według tego samego przepisu.

Nie miała wyjścia. Musiała zachować się grzecznie i miło. Pokonał ją.

– Dziękuję za kwiaty, poruczniku. To bardzo miły gest. Na kwiaty z naszego ogrodu musimy poczekać aż do lata. Wiosenne są takie nietrwałe.

Paplała zbyt dużo, a on jej na to pozwalał. Kiedy dołączył do Billie w korytarzu, obserwowała oboje uważnie. Moss przypominał jastrzębia krążącego nad upatrzoną ofiarą. Chciała się nawet sprzeciwić, kiedy wziął Billie za rękę. Powinna powstrzymać córkę, zanim będzie za późno. Za późno na co? Za późno dla Neala Foxa, na rany Chrystusa!

Moss się odwrócił. Jego twarz skrywał cień.

– Do widzenia, pani Ames. Odwiozę Billie przed zmrokiem.

Agnes nie musiała patrzeć mu w oczy. I tak wiedziała, co się w nich maluje: zadowolenie po wygranej bitwie.


* * *

Szedł tuż za Billie, ostrożnie trzymając dwie porcje prażonej kukurydzy. Nie lubił, kiedy dwie osoby sięgały do tej samej torby. Co jego to jego.

Billie usiadła obok Mossa. Dotykali się ramionami. Lubił ją. Pod wieloma względami przypominała mu siostrę. Nawet Seth ją zaaprobuje. Było w niej coś kruchego, staroświeckiego. Podejrzewał, że ma bardziej skomplikowany charakter, niż się wydawało na pierwszy rzut oka. Była taka młoda i niewinna, nie zmanierowana jak inne dziewczyny. Jakim cudem ten sęp z Elm Street wychował takie dziecko? Na Boga, Agnes Ames i jego ojciec mieli dużo wspólnego, jednak cechy, które w nim podziwiał, były nie do zniesienia u kobiety. Mimo to jednak doceniał jej siłę i inteligencję.

W milczeniu obejrzeli kronikę i film rysunkowy w oczekiwaniu na seans. Betty Grabie zaprezentowała na ekranie niewiarygodnie długie nogi po niespełna dziesięciu minutach. Moss wziął Billie za rękę. Z niewiadomych przyczyn pary zawsze to robią. Czy tak właśnie widział siebie i Billie? Jako parę? Jej dłoń była miękka i delikatna jak ona sama. Widział, że się uśmiecha w ciemności. Miły z niej dzieciak. Bardzo miły. Ciekawe, kiedy skończy osiemnaście lat. I jest taka ładna. Jej uroda promieniowała od środka, oczarowując patrzącego. To chyba o takich jak ona mówi się „dziewczyna z sąsiedztwa”. Zdaniem niektórych, o nie właśnie chodziło w tej wojnie. Moss jednak wiedział, że jest inaczej. Stawką była władza, co doskonale rozumieli ludzie tacy jak ojciec, Agnes Ames czy wreszcie on sam.

Po kolejnych dziesięciu minutach wyszeptał Billie do ucha:

– Posłuchaj, to okropny film i oboje wiemy, jak się skończy. Chodźmy gdzieś i porozmawiajmy. Chciałbym cię lepiej poznać.

– Dobrze. – Billie zmarszczyła brwi. Powiedziała Agnes, że będą w kinie. Ilekroć spotykała się z Mossem, łamała zasady.

– Zawsze jesteś taka zgodna? – Ledwo dosłyszalna nuta w jego głosie zdradzała, że jest zirytowany.

– Tylko kiedy chcę taka być.

– Mam koc w samochodzie. Może pojedziemy do parku i posiedzimy nad jeziorem?

Serce Billie zabiło szybciej. Gdyby Agnes się o tym dowiedziała, byłaby wściekła. Bez namysłu jednak wstała i za Mossem ruszyła ku wyjściu.

Był to piękny dzień. Lepszego nie mogłaby sobie wymarzyć. Po błękitnym niebie dryfowały białe obłoczki. Trawa była bardziej niż zwykle zielona, słońce cieplejsze. Tafla jeziora lśniła.

Nie zdawali sobie sprawy z upływu czasu. Siedzieli na kocu i rozmawiali, rozmawiali, rozmawiali. Opowiadała mu o rzeczach, o których dotychczas nikomu nie mówiła. O tym, że wolałaby zostać projektantką mody, a nie nauczycielką angielskiego czy historii. O tym, jak nauczyła się żyć bez ojca i radzić sobie z nadopiekuńczością Agnes. Kiedy mówiła, że dobrze gra na pianinie, było to wyznanie, a nie przechwałki.

Moss położył się i oparł głowę na jej kolanach. Uniesioną ręką dotknął jej ust.

– Bez szminki dzisiaj – stwierdził, przyglądając się, jak ciemne rzęsy ocieniały jej niebieskie oczy

– Nie w niedzielę. – Roześmiała się. – Przeszkadza ci to?

– Nie w niedzielę – powtórzył. – Powinienem teraz odwieźć cię do domu. Obiecałem twojej mamie, że wrócimy przed zmrokiem. Zanim tam dotrzemy, będzie już ciemno.

– Nie chcę iść do domu – odparła.

– Ja też nie.

– Dlaczego mnie nie pocałowałeś? – zapytała nagle.

Zaśmiał się.

– A chciałabyś tego? Billie Ames, chciałabyś, żebym cię pocałował? – Starał się, by jego głos brzmiał pogodnie i beztrosko. Od dawna chciał ją pocałować. Niemal czuł jej smak, czuł miękkie, uległe wargi. Była w niej jednak pewna niewinność, którą chciał zachować.

Ze zdumieniem stwierdził, że wstrzymał oddech, czekając na jej odpowiedź.

– To miał być pański pomysł, poruczniku. Teraz, kiedy upokorzyłam się, zadając to pytanie, wcale tego nie chcę. Chodźmy już, bo się spóźnimy. – W milczeniu wstała, wyciągnęła spod niego koc i złożyła starannie. Po chwili szła do samochodu.

– Billie! Poczekaj.

Nagle zapragnął, żeby zrozumiała. Co dokładnie miała zrozumieć, nie wiedział.

– Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię. Przez cały dzień miałem ochotę cię pocałować, zwłaszcza kiedy ubrudziłaś się plackiem. – Musnął palcami jej usta. – Będę wiedział, kiedy będziesz na to gotowa, Billie. Zaufaj mi.

Uśmiechnęła się. To znaczy, że chce się z nią spotkać. Postanowiła zaprosić go na bal.

Bez słów wracali do domu. Moss trzymał ją za rękę. Lubił jej dotyk. Lubił Billie Ames. Powinien był ją pocałować.

– Chciałbym cię znowu zobaczyć. Pozwolisz mi?

– Przecież obiecałam modlić się, żeby spełniły się twoje pragnienia.

– Może w sobotę, w USO? Czy mama pozwala ci tam chodzić?

– Byłam tam tylko raz, na herbatce. Mama należy do Czerwonego Krzyża. Zapytam ją. Chyba się zgodzi. – Nawet jeśli nie, ona i tak pójdzie. Zrobi wszystko, żeby się z nim spotkać.

– Dobrze. Więc do soboty. Poczekaj, odprowadzę cię do drzwi. Niech twoja mama sobie nie myśli, że należę do tych facetów, którzy hamują z piskiem opon, trąbią na całą ulicę i zostawiają dziewczynę na chodniku.

– Mamie nie przyszłoby to do głowy – zaprotestowała kierowana solidarnością, ale oboje wiedzieli, że to nieprawda. – Spędziłam cudowne popołudnie. Dziękuję ci. I za czekoladki też.

– Hej, ja również świetnie się bawiłem. – Nie kłamał. Odpowiadało mu jej towarzystwo. Był nią oczarowany. Słuchała i nie mówiła zbyt dużo.

Wiedziała, że Moss ją pocałuje. Nie było to wstrząsające przeżycie, świat nie zadrżał w posadach. Łagodny delikatny pocałunek obiecywał jednak dużo więcej. Więcej, niż Moss mógł ofiarować i żądać od niej. Nie było jej słabo, nie omdlała. Ogarnęło ją przyjemne ciepło. Przez krótką chwilę pragnęła, żeby ją objął, ale sobie zaraz przypomniała, że świat to nie tylko Moss Coleman. Jej oczy lśniły w świetle lampy na werandzie. Pewnego dnia otrzyma więcej. Była tego pewna. Sama do tego doprowadzi.

– Dobranoc, Billie. Do zobaczenia w sobotę.

– Dobranoc, Moss. Jedź ostrożnie.

Dotychczas tylko matka tak go upominała, i wtedy jakby na złość prowadził jak szatan. Tego wieczora nie złamał żadnych przepisów w drodze do koszar.

Agnes wyglądała spoza firanek. Zesztywniała, słysząc niski, gardłowy śmiech Billie. Jej córka nigdy się tak nie śmiała. Był to śmiech kobiety. Szybko przeszła do kuchni.

– Jak film? – spytała, kiedy usłyszała szczęknięcie drzwi.

– Był okropny. Wcale się nam nie podobał. – Wcale nie skłamała. Po prostu nie miała ochoty opowiadać Agnes co, gdzie i dlaczego. – A jak ty spędziłaś popołudnie, mamo?

– Grałam w karty u sąsiadów, dopiero wróciłam. Zaraz będzie „Amos’n Andy”. Posłuchasz ze mną?

– Nie, dziękuję. Mam jutro test z historii i muszę trochę poczytać. Zrobię sobie kanapkę i zabiorę się do roboty.

Nie miała testu ani nie była głodna. Po prostu chciała być sama. Chciała przypomnieć sobie każdą chwilę, każde słowo Mossa. Do soboty jeszcze tylko sześć dni.

Rozdział trzeci

Billie kończyła zmywać naczynia po śniadaniu, kiedy do kuchni weszła Agnes. Stara pralka wirnikowa postukiwała rytmicznie.

– Billie, pośpiesz się, jeśli chcesz iść do kina z przyjaciółmi.

Nagle matka nie miała nic przeciwko jej spotkaniom ze starą paczką.

– Nie idę dzisiaj do kina. Zostanę w domu i pomogę ci przy sprzątaniu. Poza tym chcę umyć włosy.

Oczy Agnes rozszerzyły się, kiedy usłyszała tę zadziwiającą nowinę. Czekała na wyjaśnienie. Billie myła głowę w sobotę wieczorem, przed niedzielną mszą. Córka szukała odpowiednich słów, wyczuwała to.

– Moss zaprosił mnie na tańce do USO – powiedziała w końcu Billie. – Przyjęłam zaproszenie. – Nie pytała o pozwolenie, informowała.

– Wiesz, co myślę o USO – odparła Agnes. – To odpowiednie miejsce dla żołnierzy przebywających z dala od domu i może również odpowiednie dla innych dziewcząt, ale nie dla ciebie, Billie. Kiedy podporucznik Coleman po ciebie przyjdzie, poproszę, żeby zabrał cię gdzie indziej, nie do tego lokalu o wątpliwej reputacji.

– Moss po mnie nie przyjdzie, mamo. Umówiliśmy się na miejscu. A ty jesteś jedyną znaną mi osobą, która ma złe zdanie o USO.

– Czy będzie to miało dla ciebie jakieś znaczenie, jeśli powiem, że nie chcę, żebyś tam szła? – Agnes porządkowała ścierki i środki czyszczące z przesadną gorliwością. Billie zazwyczaj była posłuszna, tym bardziej więc przeraziła matkę jej reakcja.

– Oczywiście, że tak. Ale i tak pójdę. – Pod Billie ugięły się kolana. Nigdy do tej pory nie sprzeciwiła się matce, jednak musiała, po prostu musiała ponownie zobaczyć Mossa.

Agnes nie rozmawiała z nią cały dzień. W domu rozbrzmiewały jedynie odgłosy szorowania i zamiatania. Nie jadły kolacji. Billie przegryzła kanapkę w kuchni. Agnes czekała na nią w sypialni. Billie nie przyszła. Drzwi wejściowe zamknęły się za nią o 19.18.

USO sąsiadował z Klubem Oficerskim. Billie czekał długi spacer, a dotychczas nie chodziła sama o zmroku. Na szczęście ściemni się dopiero za godzinę, wtedy zaś będzie już z Mossem.

Obcasy jej pantofli, prawdziwych, dorosłych pantofli, które oszczędzała na bal absolwentów, stukały po bruku. Jasnobeżowe nylonowe pończochy w odcieniu „światło gwiazd” dodawały jej pewności siebie, choć pas był nieco za luźny. Zaledwie wczoraj skończyła szyć sukienkę. Sama ją zaprojektowała. Ciemnoniebieska żorżeta kosztowała majątek. Bufiaste rękawy opadały do łokci. Kloszowa spódnica szeleściła przy każdym kroku na taftowej halce. Malutkie perłowe guziczki, które odpruła od starej sukienki, biegły od góry do dołu. Agnes nie widziała tej kreacji. Uznałaby zarówno fason, jak i kolor za zbyt poważne dla Billie, choć wiedziała, że może polegać na wyczuciu koloru i guście córki.