Adalbert zmarszczył brwi.
- Nie uważasz, przyjacielu, że to zmowa milczenia?
Aldo wzruszył ramionami, po czym stwierdził, że za żadne skarby nie spędzi poranka w towarzystwie profesora Schlumpfa.
- Powinien mu wystarczyć jeden z nas. Ja udam się na badania meandrów miasteczka. Może szczęście się wreszcie do mnie uśmiechnie?
Zaopatrzony w szkicownik i pudełko węgli Aldo ruszył przez wąskie nabrzeże poprzecinane tarasami i pergolami wiszącymi tuż nad taflą wody. Skręcił w jedyną uliczkę wijącą się wzdłuż malowniczej, stromej skarpy nad jeziorem. Wokół biegły drewniane schodki, które znikały przy starych domach o dachach zdobionych girlandami.
Do Hallstatt nie prowadziła żadna droga. Ta wzdłuż zachodniego brzegu jeziora w jego części północnej skręcała na południe od Steg i wznosiła się do Gosau*.
* Steg, Gosau - nazwy miejscowości; obecnie turystyczne ośrodki narciarskie (przyp. red.).
Wolnym krokiem, niczym artysta szukający natchnienia, pokonał senne, jesienne miasteczko pozbawione kwiatów, chociaż w niektórych oknach czerwieniły się jeszcze odporne na chłody pelargonie. Niemal we wszystkich domach gospodynie wietrzyły pościel, firanki i pierzyny, chcąc zdążyć przed pierwszym śniegiem. Nie zwracały uwagi na spacerowicza, przyzwyczajone do widoku turystów, może tylko trochę zdziwione, że ten wybrał najsmutniejszy miesiąc roku, zamiast przyjechać na wiosnę, kiedy wzdłuż polnych ścieżek niebieszczą się niezapominajki i żółcą kaczeńce. Podczas krótkiego postoju na tarasie kościoła parafialnego Aldo, obserwując morze dachów poniżej, pomyślał, że jeśli nieznajomy zniknął jak kamfora, to zapewne wszedł do któregoś budynku niedaleko hotelu.
Ale instynkt podpowiedział mu wkrótce, że to mało prawdopodobne. Dama w koronkach żyła w ukryciu, a jak tu się ukrywać w tak małej mieścinie?
Aldo doszedł do jedynej ulicy wiodącej na północny kraniec Hallstatt.
Dostrzegłszy wielką skałę, z której mógłby obserwować domy, zatrzymał się. Jeden z nich szczególnie zwrócił jego uwagę. Wyglądał tak, jakby wynurzał się prosto z otchłani jeziora. Szeroki dach zwieńczony małą dzwonnicą przypominał tłustą kurę rozpościerającą skrzydła nad kurczętami. W małym ogródku kobieta w dirndlu*, korzystając z ładnej pogody rozwieszała pranie - prześcieradła i poszewki ozdobione szerokimi koronkami, nieco zbyt eleganckie jak na wieśniaczkę, choćby nawet bogatą. Pościel musiała należeć do damy.
* Dirndl - kobiecy ubiór, który stal się austriackim strojem narodowym (przyp. red.).
Aldo zrozumiał, że wreszcie znalazł to, czego szukał.
Nie chcąc zwracać na siebie uwagi, ruszył w drogę powrotną, starając się zapamiętać różne szczegóły, poczynając od drewnianego pomostu, przy którym na falach tańczyła długa barka.
W hotelu zastał Georga Braunera nad rachunkami. Podszedł do niego, zacierając dłonie.
- Zimny wiatr tego ranka! - rzucił z wesołą miną. - Zrobiłem kilka szkiców i ścierpły mi ręce. Może byśmy się czegoś napili przed obiadem?
Georg popatrzył na klienta z zakłopotaniem, poruszając niespokojnie rudawymi wąsiskami.
- Z przyjemnością, ekscelencjo, ale muszę jak najszybciej dokończyć papierkową robotę. Ale panu podam, czego pan sobie tylko życzy, przy kominku.
- W takim razie zaczekam na przyjaciela. Nie lubię pić sam. Mam nadzieję, że wkrótce się zjawi.
- Zgodnie z życzeniem - odparł karczmarz, wracając do pracy.
Jakiś dzisiaj nierozmowny - pomyślał Morosini, dziwiąc się tej zmianie, gdyż kiedy tu przyjechali, Braunerowie trajkotali jedno przez drugie.
Aldo udał się do kuchni, skąd unosił się zapach ciepłego chleba i czekolady, a Maria, z pomocą starej kobiety i młodej dziewczyny, wyrabiała ciasto na Knödeln.
Na widok księcia uśmiechnęła się szeroko.
- Czy pan sobie czegoś życzy, książę?
- Nie, nie, Frau Brauner, ale już na ulicy poczułem tak wspaniałe zapachy, że nie mogłem się oprzeć chęci sprawdzenia, co pani przygotowuje.
- To moje ciasto, właśnie przygotowałam Gugelhupf* i krem czekoladowy na deser. A jak udał się spacer?
* Gugelhupf - alzacka babka drożdżowa (przyp. red.).
- Bardzo. To miasto jest wspaniałe. Takie czarujące...
- Nieprawdaż? Wielka szkoda, że przyjechał pan po sezonie. Jest zimno, wilgotno, a o słońcu trzeba zapomnieć aż do wiosny.
- Przyjeżdża się, kiedy czas na to pozwala. Ja dużo pracuję, a miałem okazję spędzić kilka dni w towarzystwie starego przyjaciela. A poza tym, pogoda mi nie przeszkadza, jeśli tylko nie odbiera charakteru jakiemuś miejscu. Lubię szkicować piękne domy, a tu ich nie brakuje. Zaczynając od waszego - dodał, otwierając szkicownik.
- Ależ pan ma talent! - zawołała Maria z podziwem, rzucając okiem na rysunek.
- Dziękuję. Też mi się podoba.
Aldo przewrócił stronę, odkrywając naszkicowany dom nieznajomej. Kiedy oberżystka na niego zerknęła, jej uśmiech natychmiast zgasł.
- Ten również nie jest zły - powiedział Aldo od niechcenia, obserwując oberżystkę kątem oka. - Jeśli pogoda pozwoli mi na rozłożenie sztalug, namaluję obraz. To miejsce leży na uboczu i jest takie romantyczne!
Maria, bez słowa, wytarła białe od mąki dłonie w ściereczkę, chwyciła Aida za ramię i wyciągnęła na zewnątrz. Dopiero wtedy wypuściła go z uścisku.
- Nie powinien pan go malować. Są inne, równie ładne.
- A dlaczego nie ten? Twarz Marii spoważniała.
- Gdyż może to komuś przeszkadzać, a nawet ranić tych, którzy w nim mieszkają. Widzieć, że ich dom staje się tematem obrazu, jest ostatnią rzeczą, której by sobie życzyli, gdyż to oznacza, że będzie ich pan obserwował całymi godzinami.
Aldo wybuchnął śmiechem.
- Do diaska! Wystraszyła mnie pani! Chyba ten dom nie jest nawiedzony?
- Nie trzeba żartować! Mieszka tam... pewna bardzo chora osoba, kobieta, która wiele wycierpiała. Niech pan nie pogłębia jej cierpienia, czyniąc z niej obiekt niezdrowej ciekawości.
Co rzekłszy, Maria zamierzała wrócić do kuchni, lecz Aldo zatrzymał ją w progu.
- Proszę zaczekać!
- Mam huk roboty.
- Tylko małą chwileczkę!
Energicznym gestem wyrwał stronę ze szkicownika i podał ją młodej kobiecie.
- Proszę, niech pani weźmie i zrobi z tym, co zechce. Więcej nie będę malować tego domu.
- Dziękuję - odparła Maria z ulgą. - Widzi pan, tutaj wszyscy ją kochamy... Nie chcielibyśmy, żeby spotkało ją coś złego.
Po czym oberżystka wróciła do swoich zajęć. Aldo zamyślił się i niespiesznie udał się do pokoju. Jeśli całe miasteczko mogło stanąć między nim a tą, którą chciał spotkać, sprawy mogły się skomplikować. Było mu wstyd, że jego gest wobec Marii był owocem hipokryzji - nigdy nie zamierzał malować tego domu. Mało tego, nadal był zdecydowany zgłębić jego tajemnicę.
Z pustym żołądkiem czekał na powrót Adalberta. Dochodziła prawie druga, kiedy zagadnął gospodarza o przyjaciela.
- Gdy Herr Professor znajdzie się na stanowisku archeologicznym, żadna siła nie jest w stanie go stamtąd wyrwać - wyjaśnił Georg. - Na pewno zabrał ze sobą kanapki i piwo, żeby się podzielić z kompanem. Mogę się założyć, że wrócą dopiero po zapadnięciu zmroku.
- Mógł mnie uprzedzić - złościł się Morosini, zasiadając do stołu przed półmiskiem racuchów z szynką, gulaszem cielęcym na modłę węgierską, kremem czekoladowym z kawałkiem babki Gugelhupfna deser oraz butelką wina, którą Georg przyniósł z piwnicy.
Po skończonym posiłku, chcąc zabić czas, Aldo postanowił pożyczyć barkę od Braunera i wypłynąć na ryby w okolice tajemniczego domu, lecz zerwał się niewielki, lecz przenikliwy wiatr, co nie wróżyło niczego dobrego.
- Jeśli rozpęta się burza, trudno będzie panu wrócić - oznajmił Georg. - Jak już się zacznie...
- Tak jest ze wszystkimi górskimi jeziorami. Udam się zatem na małą przechadzkę, zanim wrócą nasi uczeni.
Jak powiedział, tak zrobił, lecz tym razem nie zabrał ze sobą żadnego sprzętu. Wsunąwszy ręce w kieszenie płaszcza poszedł w stronę miasta, lecz aby nie wzbudzać podejrzeń, skręcił tym razem w lewo. Chciał dotrzeć do domu z dzwonnicą. Dla niepoznaki wybrał najbardziej karkołomną ścieżkę, minął protestancką świątynię, dotarł do wieży i wrócił przez dziedziniec kościoła, skąd ruszył w dół do celu, uważając, by nie być widocznym dla ewentualnego obserwatora z oberży.
Kiedy dotarł na miejsce, zaczęło zmierzchać. Nad jeziorem unosiła się mgła, zasłaniając przeciwległy brzeg.
Do jego uszu dobiegł z dala przytłumiony gwizd lokomotywy.
Znalazłszy się przy tej samej skale co rano, Aldo zatrzymał spojrzenie na zagadkowym domu. Nie było widać żadnego ruchu i gdyby nie wstęga szarego dymu z komina, można by sądzić, że jest niezamieszkały. Żadnego, najmniejszego dźwięku poza lekkim chrzęstem łańcucha łączącego barkę z przystanią.
Wstrzymał oddech. Miał nadzieję, że z nadejściem nocy mieszkańcy zapalą lampy i może uda się zajrzeć przez okna do środka, lecz jego nadzieja okazała się płonna. Przed zapadnięciem zmroku kobieta, która rano wieszała pranie, zamknęła po kolei wszystkie żaluzje.
Aldo wstał z westchnieniem, przez chwilę walcząc z przemożną ochotą, by zejść na dół i zapukać do drzwi. Jeśli miał kiedykolwiek okazję odkupić od tajemniczej damy opal, to właśnie teraz! Gdyby powodowana niepokojem pani von Adlerstein postanowiła ukryć swą protegowaną gdzie indziej, wtedy już nigdy jej nie znajdzie...
Mimo że sam przyznał sobie rację, Aldo nie mógł opanować zniechęcenia. Z powodu niesprzyjających okoliczności gorączka poszukiwań, która ogarnęła go od pierwszej rozmowy z Szymonem Aronowem w podziemiach Warszawy, powoli zaczęła go opuszczać. Kulawy nie mógł od Aida żądać, by wyrwał nieszczęśliwej kobiecie skazanej na życie w ukryciu przedmiot drogi jej sercu, nawet jeśli przynosił pecha.
Wewnętrzny głos podpowiedział mu jednak, co w tych okolicznościach powiedziałby Aronow: przywrócenie klejnotom ich pierwotnego znaczenia i roli to jedyny sposób na to, by zdjąć z nich przekleństwo ciążące na kolejnych właścicielach. Kto wie, może Elza pozbywszy się opalu, odnalazłaby utracone szczęście?
To nie jest dobry powód - przyznał Aldo w duchu. - Człowiek zawsze jakiś wymyśli, chcąc dostać to, co do niego nie należy... Lecz czy mój jest aż tak zły?
A jednak dobrze wiedział, że musi przekroczyć próg tajemniczego domu i stanąć twarzą w twarz z nieznajomą w czarnych koronkach. Im wcześniej, tym lepiej.
Nie próbując dłużej dyskutować z samym sobą, ruszył ścieżką prowadzącą do tajemniczego domu, dotarł pod mały daszek chroniący wejście i, po krótkim wahaniu, zdjął kaszkiet, po czym podniósł miedzianą kołatkę, która opadła z głośnym dudnieniem. Jego serce zamarło.
Spodziewał się, że spytają go o nazwisko i każą odejść. Drzwi się otworzyły, ukazując szczupłą i wysoką postać kobiety w tradycyjnym stroju i z lampą w dłoni. Ku swemu zdumieniu usłyszał:
- Zastanawiałam się, ile czasu minie, zanim zdecyduje się pan tu przyjść.
Proszę wejść, ale tylko na chwilę.
Był to spokojny głos Lizy Kledermann.
Aldo spojrzał na nią tak, jakby zobaczył zjawę, na poły z zachwytem, na poły z radością i obawą. W żółtym świetle lampy ciemne oczy dziewczyny błyszczały niczym fioletowe diamenty pod bujną koroną ognistozłocistych włosów. Pomyślał, że przypomina ikonę, lecz ona natychmiast sprowadziła go na ziemię.
- No więc? Czy to wszystko, co pan ma do powiedzenia? Ktoś, kto czyta romanse, pewnie by krzyknął: „To pani? Pani tutaj?", a ja odpowiedziałabym coś równie mądrego, w stylu: „A dlaczego nie?" lub: „Świat jest taki mały!". Jednak wolę spytać wprost, po co pan przyszedł?
- To długa... i zawiła historia. Czy mógłbym wejść na chwilę do środka?
- Mowy nie ma! Gdyby to nie był pan, zawołałabym Mateusza i kazała poszczuć pana psami. Lecz przyznaję, że musimy porozmawiać. - No więc?...
- Tutaj to niemożliwe. Spotkajmy się jutro o drugiej w kościele farnym. Będziemy tam mogli spokojnie rozwikłać pewną bardzo irytującą kwestię. Ale niech pan przyjdzie sam i nie przyprowadza swego drogiego Adalberta!
- Skąd pani wie, że tu jest?
Przelotny uśmiech na jeden moment rozpogodził twarz dziewczyny.
- Trudno go nie zauważyć. Wiem więcej o was dwóch niż wy o mnie. A teraz proszę wracać do hotelu. Mam nadzieję, że po tym, co pan ode mnie usłyszy, zostawi nas pan w spokoju, moją rodzinę i mnie.
- Nigdy nie zamierzałem się narzucać! - zaprotestował Morosini. - Nie wiedziałem nawet, że pani tu jest...
- Do jutra! - przerwała zdecydowanie Liza. - Porozmawiamy jutro. Dobrej nocy, książę!
"Opal księżniczki Sissi" отзывы
Отзывы читателей о книге "Opal księżniczki Sissi". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Opal księżniczki Sissi" друзьям в соцсетях.