– Tak, mamo.

– No i kto by pomyślał – powiedziała jeszcze raz Ada. Zatrzymała się, a na jej twarzy wyraz zadziwienia stawał się coraz wyraźniejszy. – Kto by pomyślał – powtórzyła jakby do siebie.

Po raz pierwszy Catherine była w pełni szczęśliwa, że postąpiła zgodnie ze wszystkimi życzeniami Angeli Forrester.

Zaproszenia były wypisane na jasnoniebieskim papierze, ozdobnym pismem, które wyglądało jak piruety tancerza. Kiedy Catherine wyjmowała zaproszenia z pudełka, karteczki zaszeleściły w jej palcach jak krynolina baletnicy. Dotknęła tłoczonych liter, lekko przesunęła po nich palcami, tak jak niewidomi czytają alfabet Braille'a. Wypukłości tworzyły wdzięczne zawijasy, odbierane z czułością przez jej palce.

Przejęta przyglądała się zaproszeniu, jeszcze oszołomiona tym wszystkim, co się tak szybko działo.

Catherine Marie Anderson

i

Clay Elgin Forrester

zapraszają do wzięcia udziału w radosnej uroczystości

połączenia węzłem małżeńskim, która odbędzie się

piętnastego listopada o godzinie siódmej po południu

w domu Claiborne 'a i Angeli Forresterów

Highwiev Place 79

Edina, Minnesota

Catherine jeszcze raz przesunęła palcami po tłoczonych literach. Z głębokim żalem w sercu pomyślała: Tak, nie wystarczy czuć jedynie opuszkami palców.

ROZDZIAŁ 13

Teraz już Catherine i Clay, spotykając się we frontowym holu Horizons, okazywali sobie przyjazną bliskość bez skrępowania. Catherine niezmiennie obrzucała spojrzeniem jego postać i niezmiennie odkrywała, że sprawia jej przyjemność to, co widzi. Clayowi także podobał się jej wygląd. Jej ubrania były schludne i gustowne, chociaż skromne. Wypatrywał pierwszych objawów krągłości w jej figurze, ale jak dotąd nic nie było widać.

– Cześć – powiedział, kiedy już dokonał tych rutynowych wstępnych oględzin. – Jak się masz?

Przyjęła wyzywającą pozę.

– A jak ci się wydaje? Jeszcze raz obrzucił wzrokiem śliwkową wełnianą suknię, luźno przewiązaną paskiem, ze stębnowanymi kieszeniami na biodrach i piersi.

– Wydaje mi się, że świetnie. Ładna sukienka.

Catherine zastanawiała się, czy zrobiła to celowo, by zmusić go do powiedzenia jej komplementu. Stwierdziła, że słowa Claya sprawiły jej przyjemność. Od tego wieczoru kiedy zasnęła w samochodzie w drodze do domu, oboje podjęli świadomy wysiłek, by ich wzajemne stosunki były co najmniej poprawne.

– Dziękuję.

– Dziś poznasz moich dziadków. Nauczyła się już przyjmować podobne oświadczenia z mniejszym niepokojem niż na początku. To jednak trochę ją zdenerwowało.

– Czy muszę?

– Oczywiście, są przecież częścią rodziny. Obrzuciła go wzrokiem od stóp do głów.

– A ta część rodziny, którą widzę, jest jak zwykle nieźle opakowana.

Clay miał na sobie kremowe spodnie i pasującą do nich kolorystycznie sportową tweedową marynarkę z zamszowymi łatkami na łokciach.

Po raz pierwszy obdarzyła go komplementem. Uśmiechnął się, czując nagle wewnętrzne ciepło.

– Dzięki, cieszę się, że ci się podoba. Miejmy nadzieję, że spodoba się również moim dziadkom. Babcia Forrester jest dość oschłą starszą panią.

Kruszynka właśnie schodziła po schodach, ale zatrzymała się i przechyliła przez balustradę.

– Cześć, Clay!

– Cześć, Kruszynko. Mogę ją zabrać na chwilę? – zapytał żartobliwie.

– A może na odmianę mnie wziąłbyś dziś wieczorem? Dziewczęta już nie kryły, że są oczarowane Clayem.

– Kto cię ma gdzie zabrać? Och, cześć, Clay. – Marie także musiała zejść na dół.

– Zrób coś z tym dzieckiem, zanim spadnie ze schodów na głowę i urodzi głupka.

Marie roześmiała się i lekko trzepnęła Kruszynkę po pupie.

– Dokąd idziecie dzisiaj wieczorem? – zapytała Marie, obrzucając ich pełnym aprobaty spojrzeniem.

– Do mojego domu.

– Tak? A z jakiej to okazji tym razem?

– Następna tortura. Dziadkowie.

Marie uniosła brwi, wzięła Kruszynkę za rękę i pociągnęła za sobą w stronę kuchni, równocześnie rzucając Catherine ostatnie konspiracyjne spojrzenie.

– Całe szczęście, że właśnie dzisiaj nałożyłaś swoją najnowszą kreację, prawda Cath?

Clay obejrzał suknię z jeszcze większym zainteresowaniem.

– Mamy zręczne palce, co? – zapytał i puścił do niej oko.

– Tak, mamy. Z konieczności. – Catherine położyła lekko dłoń na brzuchu. Uśmiechając się do Claya, czuła się szczęśliwa i pewna siebie.

Coś się między nimi zmieniło. Skrywany gniew i poczucie usidlenia zaczęły zanikać. Traktowali się uprzejmie i coraz częściej żartowali z siebie nawzajem.

Gdy Clay skręcił na podjazd przed domem rodziców, zapadła już całkowita ciemność. Reflektory samochodu oświetliły wzór z czerwonej cegły na frontonie domu.

Ogród przygotowano już na zimę. Liście były tylko wspomnieniem, a pnie drzew otulono białymi ochraniaczami. Jeden z krzewów w kształcie piramidy, obłożony zimowym okryciem, wyglądał jak indiański namiot.

Dom był oświetlony wewnątrz i na zewnątrz. Podchodząc Catherine spojrzała na podwójne latarnie powozowe oświetlające drzwi wejściowe z obu stron, następnie na czubki swoich pantofli na wysokich obcasach. Ręce, wsunięte do kieszeni płaszcza, przyciskała mocno do boków, próbując opanować narastający niepokój. Wtem poczuła ciepłe palce Claya na karku. Pod wpływem jego dotyku Catherine odwróciła się zaskoczona.

– Poczekaj. Zanim wejdziemy, muszę z tobą porozmawiać.

Clay położył obie dłonie na ramionach dziewczyny i machinalnie przycisnął kciukami kołnierz płaszcza do jej szyi. Catherine nie musiała już mówić, że nie lubi, kiedy tak robi.

– Przepraszam – powiedział, natychmiast odsuwając dłonie.

– O co chodzi?

– Tylko techniczny drobiazg. – Delikatnie pociągnął za rękaw jej płaszcza, aż wysunęła rękę z kieszeni. – Nie masz pierścionka. – Kiedy tak patrzył na jej dłoń, palce dziewczyny zacisnęły się w pięść. – Babcie stają się podejrzliwe, kiedy nie widzą tego, co spodziewają się ujrzeć – zauważył kwaśno.

– A co spodziewają się zobaczyć?

– To. – Nadal przytrzymując rękaw jej płaszcza, uniósł swoją rękę, pokazując wysadzany kamieniami pierścionek, włożony na mały palec. W słabym świetle latarń początkowo niewiele było widać. Clay lekko poruszył palcem i klejnoty zabłysły.

Oczy Catherine powędrowały ku niemu, jakby był hipnotyzerem, który chciał tym pierścionkiem wprowadzić ją w trans. Poczuła suchość w ustach. Jest taki wielki, pomyślała przerażona.

– Czy muszę? Władczym gestem ujął jej dłoń i wsunął pierścionek na właściwy palec.

– Obawiam się, że musisz. To rodzinna tradycja. Jesteś czwartym pokoleniem, które będzie go nosić.

Zanim wsunął jej pierścionek do końca, Catherine przytrzymała silnie palce Claya, aż poczuła, jak pierścionek wrzyna się jej w ciało.

– Ta gra posuwa się za daleko – szepnęła.

– Pierścionek ma znaczenie jedynie dla osoby, która go nosi.

– Nie mogę go wziąć, skoro nosiły go trzy pokolenia.

– Udawaj po prostu, że znalazłaś go w pudełku krakersów – powiedział niedbale, wsuwając pierścionek na jej środkowy palec. Następnie puścił jej zimną dłoń.

– Clay, ten pierścionek jest wart tysiące dolarów. Ty to wiesz i ja to wiem, i że ja nie powinnam go nosić.

– Ale będziesz musiała. Jeśli ma ci to pomóc, wiedz, że moja rodzina ze strony Forresterów zrobiła majątek na kamieniach szlachetnych, zanim ojciec przerwał tę tradycję i zajął się prawem. Babcia Forrester nadal prowadzi prężny interes, którego nie chciała się pozbyć po śmierci dziadka. Mamy jeszcze setki innych klejnotów.

– Nie mają jednak takiego znaczenia.

– Zrób więc przyjemność starszej pani. – Clay uśmiechnął się i wzruszył ramionami.

Nie miała wyboru. Nie miała również wyboru, gdy Clay objął ją w ten swój niedbały sposób. Tak weszli do salonu, a ona robiła co w jej mocy, by nie stracić głowy pod wpływem jego dotyku.

Zobaczyła dwoje drobnych, pomarszczonych starszych ludzi, ubranych bardzo oficjalnie, siedzących obok siebie na obitej aksamitem kanapie. Mężczyzna miał na sobie czarny garnitur, w którym wyglądał jak podstarzały dyrygent. Kobieta, w fiołkowej koronkowej sukni, uśmiechała się łobuzersko, co sprawiało, że mimo siedemdziesiątki na karku wyglądała młodzieńczo.

Kiedy zbliżali się do tej pary, Catherine poczuła, jak ręka Claya zsuwa się w dół jej pleców, zatrzymuje przez chwilę w talii, po czym odrywa się, on się pochyla, by ująć dłońmi policzki kobiety i złożyć na jej ustach głośny pocałunek.

– Cześć, kochanie – powiedział bez odrobiny szacunku.

Catherine mogłaby przysiąc, że staruszka zarumieniła się, kiedy spojrzała na Claya. Uśmiechnęła się wesoło i pogroziła mu pokrzywionym przez artretyzm palcem.

– Witaj, synku – przywitał go dziadek. – Wprawiasz swoją babcię w większe podniecenie tym słowem, niż ja potrafię czymkolwiek. – Wesoły śmiech Claya zachwycił ich oboje.

– Cóż to, dziadku, jesteś zazdrosny? – Objął ramionami przygarbione plecy łysego mężczyzny. Uścisnęli się serdecznie.

– Chcę, żebyście poznali moją narzeczoną. – Clay odwrócił się do Catherine i pociągnął ją za rękę – Catherine, babcia i dziadek Elgin, znani tutaj jako Sophie i Dziadziuś.

– Miło mi – powiedziała Catherine i uśmiechając się nieśmiało, po kolei ściskała ich suche dłonie. Uśmiechy Sophie i Dziadziusia były tak podobne do siebie, że miało się wrażenie podwójnego widzenia.

Następnie Clay ujął ją za łokieć i skierował w stronę matrony siedzącej na krześle z wysokim oparciem, niczym królowa na tronie. Władczość była widoczna w jej postawie, wyrazie twarzy, nienagannie zaczesanych błękitnosiwych falujących włosach, przenikliwych oczach, blasku pierścieni na palcach i w lodowatym osądzie, jakiemu poddała Catherine.

Zanim Clay zdążył przemówić, dama obrzuciła go kpiącym, rozbawionym spojrzeniem.

– Nie próbuj ze mną tej flirciarskiej taktyki, młody człowieku. Nie jestem rumieniącą się gąską, jak twoja babka Sophie.

– Ależ, babciu… – Clay pochylił się nad jej upierścienioną dłonią, jakby miał zamiar pocałować pokryty niebieskimi żyłkami grzbiet dłoni, ale w ostatniej chwili odwrócił dłoń starej damy i pocałował tuż przy przegubie.

Catherine rozbawiła ta zabawa w kotka i myszkę. Matrona zacisnęła usta, by się nie uśmiechnąć.

– Przyprowadziłem Catherine, żebyś ją poznała – powiedział Clay, puszczając rękę babki, ale nadal lekko się uśmiechając. Pociągnął Catherine do przodu, ujmując ją delikatnie za łokieć. – Catherine, to moja babcia Forrester. Musisz wiedzieć, że nigdy nie zwracam się do niej po imieniu.

– Miło mi, pani Forrester – powiedziała Catherine, ściskając połyskującą klejnotami dłoń starszej pani.

– Mój wnuk jest przedwcześnie dojrzałym młodym człowiekiem. Lepiej uważaj przy nim na swoje maniery, młoda damo.

– Zamierzam tak robić, proszę pani – odparła Catherine, zastanawiając się, skąd stara dama wiedziała, że w ciągu najbliższych miesięcy będzie musiała bardzo uważać na swoje maniery.

Pani Forrester uniosła laskę z gałką z kości słoniowej i poklepała nią lekko Catherine po ramieniu, omiatając ją uważnie spojrzeniem swoich szarych oczu, patrzących spod brwi wygiętych w arystokratyczny łuk.

– To mi się podoba. Sama bym tak odpowiedziała. – Oparła laskę na podłodze, złożyła dłonie na wyrzeźbionym słoniu z oczami z szafirów i znowu rzuciła rozbawione spojrzenie na wnuka, pytając: – Gdzie znalazłeś tę bystrą młodą damę?

Clay delikatnie przesunął dłoń po ramieniu Catherine, uważnie wpatrując się w jej twarz, i odpowiedział babce:

– Nie ja ją znalazłem, to ona znalazła mnie. – Przesunął rękę niżej i ujął dłoń dziewczyny. Wzrok Elizabeth Forrester podążył za tym ruchem i zarejestrował fakt, że palce dziewczyny nie zacisnęły się na dłoni Claya.

Claiborne i Angela nalewali porto do kieliszków stojących na stoliku z marmurowym blatem. Inella wniosła srebrną tacę z kanapkami.

– A jakież to epikurejskie rozkosze wymyśliłaś dzisiaj, Inello? – Clay miał miłe słowo także dla Inelli. – Nie wiesz, że ojciec martwi się o swoją tuszę?

Wszyscy się roześmiali.

– Epikurejskie rozkosze – ofuknęła go zadowolona pokojówka. – Skąd bierzesz takie słowa?

Catherine jeszcze nigdy nie widziała Claya w swoim żywiole, ciepłego, wesołego, kochanego i kochającego wszystkich obecnych w pokoju. Ta scena wywołała w niej uczucie zazdrości. Nie miała jednak wiele czasu na analizowanie stanu swojego ducha, gdyż Angela czule przycisnęła policzek do jej policzka, wprawiając ją w onieśmielenie. Claiborne – na szczęście – tylko się uśmiechnął przyjaźnie.

– Młoda damo, usiądź tutaj – rozkazała władczo Elizabeth Forrester.

Catherine nie mogła nie posłuchać i usiadła ostrożnie na kanapie, stojącej pod kątem prostym do krzesła Elizabeth Forrester. Odczuła prawdziwą wdzięczność, kiedy Clay usiadł obok niej. Jego obecność dodała jej w jakiś sposób odwagi. Przenikliwy, sokoli wzrok Elizabeth Forrester badał Catherine, prześwietlając ją niczym laser, podczas gdy prowadziła pozornie banalną rozmowę.