– Nie, przestań – nalegała sztywniejąc.

– Nie odsuwaj się… chodź do mnie. Teraz jednak sprzeciwiała się stanowczo, całkowicie odzyskując zdrowy rozsądek.

Clay przysunął się i próbował wziąć ją w ramiona, po czym zapytał:

– Dlaczego tak nagle się odsuwasz?

– Bo wydaje mi się to niewłaściwe, kiedy moja matka leży w szpitalu.

– Nie wierzę ci. Przed chwilą nie pamiętałaś o swojej matce, prawda? Dlaczego się odsuwasz? – Nie wiedziała tego. – Catherine – powiedział bardzo łagodnie – nie jestem twoim ojcem. Nie będę cię wyzywał i nie sprawię, że będziesz potem czuła się winna. Nie z powodu swojej matki odsuwasz się ode mnie, ale z powodu ojca, prawda? – Catherine tylko zadrżała. – Jeśli teraz się odsuniesz, on pobije cię tak samo, jak ją pobił, tylko że ślady, jakie na tobie zostawi, nie znikną.

– To moja wina, że ją pobił, bo oddałam się tobie. I teraz znowu to robię… ja… – Przerwała jednak, zakłopotana, przestraszona.

– On robi z ciebie uczuciową kalekę. Nie widzisz tego, Catherine?

– Nie jestem kaleką! Nie jestem! Czuję, pragnę, potrzebuję seksu, tak jak każdy!

– Dlaczego więc nie pozwolisz sobie na okazanie tego?

– W – właśnie to zrobiłam.

– Popatrz, czego było do tego potrzeba – powiedział przepełnionym bólem szeptem.

– Puść mnie – zadrżała znowu, on jednak nie pozwolił jej odsunąć się od siebie.

– Dlaczego? Czego się boisz, Catherine?

– Nie boję się! – Głos uwiązł jej w gardle.

Położył ją płasko na plecach, milcząco zmuszając, by przyznała się do tego, co przez tak długi czas powstrzymywało ją przed okazywaniem uczuć, obawiając się równocześnie, że to co robi, może zranić ją jeszcze bardziej.

– Tych wyzwisk? Więził ją, a ona sięgała pamięcią do tych brzydkich, nie chcianych wspomnień, które nie pozwalały jej się wyzwolić. Oddech Claya, który odczuła na twarzy, gwałtownie przywrócił ją do rzeczywistości, do tego mężczyzny, którego kochała i którego bała się kochać, bała się stracić.

– N – nie jestem – powiedziała z trudem. Wyczuwał jej przyspieszony puls, gdy trzymał ją za nadgarstki. Mięśnie jej ramion napięły się.

– Nie jestem, nie jestem… – powtórzyła. Poluzował uścisk, ponaglając ją łagodnie:

– Kim nie jesteś? Powiedz to, powiedz to i wyzwól się od tego. Kim? – Przestała się szamotać, a kiedy wypuścił jej ręce, jedną przyłożyła do oczu i zaczęła szlochać. Z nieskończoną czułością dotknął jej piersi, jej brzucha, nabrzmiałego świata pomiędzy jej nogami, szepcząc nagląco: – Kim nie jesteś, Catherine? Powiedz to, powiedz.

– Nie jestem… – spróbowała jeszcze raz, ale dławiąc się łzami przerwała.

– Nie, nie jesteś, nie jesteś. Uwierz mi. Powiedz to, Catherine. Kim nie jesteś?

Wylało się to potokiem bezsensownych dźwięków, które zmieniły się w końcu w słowa, gdy zakryła twarz rękami.

– Nie jestem dziwką, nie jestem kurwą, nie jestem, nie jestem!

Otoczył ją ramionami, przytulił mocno do siebie, zaciskając powieki, a ona zarzuciła mu ramiona na szyję i przywarła z całych sił. Clay poczuł, jak jej ciałem wstrząsa dreszcz, i powiedział całując jej włosy:

– Nie, i nigdy nie byłaś, bez względu na to, ile razy tak cię nazywał. Nigdy nie byłaś.

– Dlaczego więc tak do mnie mówił, Clay, dlaczego?

– Nie wiem… ciii… Najważniejsze, że mu nie wierzysz, że już nie pozwolisz mu się zranić.

W końcu spoczęli obok siebie, zmęczeni, milczący. Zanim zasnęła, Catherine na nowo przywołała w myślach obraz matki i zdała sobie sprawę, że dzięki Clayowi nie stanie się taką samą skrytą, nie okazującą uczuć osobą jak Ada.

I po raz pierwszy w życiu poczuła, że pobiła Herba Andersona.

ROZDZIAŁ 26

Ada otworzyła oko. Wyglądało jak ścięte białko. Próbowała się skrzywić, ale ból nie pozwolił jej na to.

– Mamo? – szepnęła Catherine.

– Cathy? – Usta Ady nadal były obrzmiałe.

– Długo spałaś.

– Naprawdę?

– Cii. Nie ruszaj się. Odpoczywaj. Masz złamane żebro i jeśli się poruszysz, będzie cię bolało.

– Jestem taka zmęczona – westchnęła stara kobieta, poddając się. Chociaż była oszołomiona, zauważyła coś, co sprawiło, że ponownie otworzyła oko.

– Płakałaś. – Z trudem wyartykułowała to słowo.

– Nie martw się o mnie. – W oczach Catherine pojawiły się łzy, paląc opuchnięte powieki. Ada to dostrzegła i pomachała słabą ręką. Catherine ujęła ją, wyczuwając drobne jak u wróbla kosteczki. Ta sama niemoc, jaką poprzedniej nocy odczuł Clay, teraz dotknęła Catherine.

– Nie widziałam, żebyś płakała, odkąd byłaś małą dziewczynką – szepnęła Ada, próbując ścisnąć rękę córki.

– Dawno temu dałam sobie spokój, mamo, bo inaczej płakałabym przez cały czas.

– To niedobrze dawać sobie spokój.

– Nie, niedobrze. – Catherine przełknęła ślinę. – Mamo, nie musisz nic mówić.

– To zabawne, ty mi mówisz, że nie powinnam mówić, a ja mówię, że nie powinnaś płakać – przynajmniej nie nade mną. Powinnyśmy to zrobić razem nad sobą.

– Poczekaj, aż poczujesz się lepiej.

– Przez dziewiętnaście lat czekałam w nadziei, że poczuję się lepiej.

– Mamo, proszę… Łagodny uścisk na jej ręce sprawił, że Catherine zamilkła.

Ada przemówiła z trudem.

– Mówi się, że czas to najlepszy lekarz. Jestem słabą kobietą, zawsze byłam, ale może spłaciłam już swój dług. Muszę ci to powiedzieć. Herb był dla mnie dobry, gdy za niego wychodziłam. Kiedy urodził się Steve, nie poznałabyś go, gdybyś ich razem widziała. – Zamknęła oczy i odpoczywała przez chwilę. – I wówczas zaczęła się ta cała afera w Zatoce Tonkińskiej, a Herb był rezerwowym. Kiedy powołano jego jednostkę, wyobrażałam sobie, że zaraz wróci. Było jednak gorzej, niż myśleliśmy, i nie było go przez dwa lata. Przez te dwa lata bardzo wiele przeżyłam. On zobaczył cholernie dużo przez te dwa lata. Widział tak wiele, że odtąd za bardzo już lubił alkohol. Może przestałby pić, nie mógł jednak przeżyć, że kiedy wrócił do domu, spodziewałam się dziecka.

Catherine nie wierzyła własnym uszom.

– Dz – dziecka? W izolatce zapanowała cisza. Otwarte oko Ady wpatrzone było w sufit.

– Tak, dziecka. Oczywiście ciebie.

– Mnie?

– Powiedziałam ci, że byłam słabą kobietą. – W oku Ady pojawiły się łzy.

– Nie jestem jego córką?

Posiniaczona głowa lekko poruszyła się na poduszce. Oszołomioną Catherine ogarniało przeczucie wolności.

– Jak więc widzisz, to nie była całkiem jego wina, Cathy. Nigdy mi tego nie wybaczył. Ani tobie.

– Do tej pory tego nie rozumiałam.

– Tak bardzo się bałam ci to powiedzieć.

– Dlaczego jednak tego nie zrobiłaś? – Catherine pochyliła się niżej, tak by matka lepiej mogła zobaczyć jej twarz. – Mamo, proszę, nie winię cię, chcę tylko wiedzieć. Dlaczego nigdy nie ujęłaś się za mną? Myślałam, że nie… – Catherine przerwała, odwracając wzrok od matki.

– Nie kocham cię? Wiedziałam, co chcesz powiedzieć. To nie jest żadna wymówka, ale Herb tylko czekał, że okażę ci jakieś względy. Cóż, niewiele było potrzeba, żeby wybuchnął. Bałam się go, Cathy, zawsze się go bałam.

– Dlaczego więc go nie zostawiłaś?

– Wydawało mi się, że jestem mu to dłużna. A poza tym dokąd bym poszła?

– A teraz dokąd pójdziesz? Chyba nie wrócisz do niego?

– Nie, teraz, kiedy wiesz, już nie. Teraz jest inaczej. Ty i Steve jesteście dorośli i muszę się martwić tylko o siebie. Steve jakoś ułożył sobie życie w wojsku, a ty masz Claya. Nie muszę się już o was martwić.

Catherine poczuła kłucie w sercu. Bezwiednie pogłaskała rękę matki, po czym pochyliła się, wpatrując w twarz Ady.

– Kim on był, mamo? – zapytała. Opuchnięte usta usiłowały się uśmiechnąć.

– Nieważne kim, ważne czym. Był wspaniałym mężczyzną. Był najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przytrafiła. Przeszłabym przez to piekło z Herbem jeszcze raz, gdybym mogła ponownie przeżyć te dni z twoim ojcem.

– Kochałaś go więc?

– Kochałam… och, jeszcze jak.

– Dlaczego więc nie zostawiłaś ta… Herba i nie wyszłaś za niego?

– Był już żonaty. Słysząc to wszystko Catherine zdała sobie sprawę, że w jej matce kryła się kobieta, jakiej nie znała.

– Czy on żyje? – zapytała Catherine, nagle pragnąc wszystko o nim wiedzieć.

– Mieszka tutaj, w mieście. Dlatego też najlepiej będzie, jak ci nie powiem, kto to jest.

– Powiesz mi któregoś dnia?

– Nie mogę ci tego obiecać. Widzisz, on zrobił karierę. Jest teraz kimś. Nie musisz się wstydzić, że masz takiego ojca.

Trochę zaschło mi w ustach. Czy myślisz, że mogę się napić wody?

Catherine pomogła matce napić się, usłyszała jej westchnienie, kiedy z powrotem opadła na poduszkę.

– Mamo, ja także muszę ci coś wyznać.

– Ty, Cathy? – Zaskoczenie, z jakim matka to powiedziała, sprawiło, że Catherine zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem Ada nie uważa jej za osobę niezdolną do popełnienia czegoś niewłaściwego.

– Mamo, ja to zrobiłam celowo – to znaczy, zaszłam w ciążę. Chciałam wyrównać porachunki z Herbem i chciałam uciec przed wami obojgiem, z tego domu gdzie nie było niczego poza awanturami i pijaństwem. Myślę, że podświadomie wierzyłam, że dziecko mnie stamtąd wyrwie i obdarzy miłością. Nie sądziłam, że Herb odegra się za to na tobie.

– Nie, nie obawiaj się, Cathy. Od dawna zbierało się na to. Powiedział, że powinnam była przyjść na jego rozprawę i że to moja wina, iż nie dostał od Claya żadnych pieniędzy. Jednak prawdziwym powodem było to, że nie byłaś jego dzieckiem. Nie mam wątpliwości, że to stanowiło prawdziwy powód, nie chcę więc, byś się za to obwiniała.

– Ale ja tak wszystko skomplikowałam.

– Nie, kochanie. Wybij to sobie z głowy. Masz Claya i wkrótce urodzi się wam dziecko. Mając takiego ojca jak Clay, to dziecko z pewnością też będzie kimś.

– Mamo, Clay i ja… – Catherine jednak nie mogła powiedzieć matce prawdy o ich umowie.

– Co?

– Zastanawialiśmy się, czy kiedy dziecko się urodzi, jeśli będziesz miała wówczas dość siły, nie zamieszkałabyś z nami i pomogła mi przez kilka dni.

Żałosne kłamstwo szarpnęło Catherine za serce, kiedy jej matka westchnęła z zadowoleniem i zamknęła oko.

Catherine usłyszała trzaśniecie drzwi i jej ręce znieruchomiały nad zlewem; właśnie skrobała i płukała selery. Clay wszedł do kuchni i lekko położył jej rękę na ramieniu.

– Jak mama się dzisiaj czuła? Przez bluzkę poczuła ciepło jego ręki, które przeniknęło skórę, mięsień, do głębi jej istoty. Miała ochotę odwrócić się, ująć jego dłoń, pocałować ją, położyć sobie na piersi i zapytać: „A jak ty się dzisiaj czujesz? Jak ja się czuję? Czy byliśmy szczęśliwi z powodu tego, co zaszło między nami w nocy?”

– Bardzo cierpi, ale podają jej środki znieczulające, kiedy tylko o nie poprosi. Mówienie sprawia jej jednak nadal wielką trudność.

Clay ścisnął ją za ramię, pragnąc, by się do niego odwróciła, by go potrzebowała, tak jak ubiegłej nocy. Czuł zapach jej włosów, pachnących świeżymi kwiatami. Patrzył na jej ręce, kiedy pod strumieniem wody czyściła selery.

Dlaczego się nie odwraca, zastanawiał się. Czy nie potrafi odczytać mojego dotyku? Musi wiedzieć, że ja także się boję.

Catherine zaczęła skrobać następny seler, choć go nie potrzebowała. Pragnęła spojrzeć mu w oczy i zapytać: „Co ja dla ciebie znaczę, Clay?” Gdyby ją kochał, z pewnością powiedziałby jej to do tej pory.

Ubiegłej nocy zostali złączeni przez przypadek. Nie powiedział jej jednak, że ją kocha. Nigdy w czasie tych razem spędzonych miesięcy nawet nie wspomniał, że ją kocha.

Ich zmysły pulsowały świadomością wzajemnej bliskości. Clay zobaczył, jak ręce Catherine znieruchomiały. Przesunął palcami po nagiej skórze jej karku, wsunął je za kołnierz, kciukiem gładząc jej ucho. Catherine zamknęła oczy, jej ręce leżały bezwładnie na brzegu zlewu.

– Catherine… – Jego głos brzmiał gardłowo.

– Clay, nie powinniśmy byli dopuścić do tego, co zaszło w nocy – powiedziała.

Odczuł rozczarowanie.

– Dlaczego? – Wyjął jej nóż z palców, rzucił go do zlewu i zakręcił kran. Kiedy zmusił ją do spojrzenia mu w twarz, powtórzył pytanie: – Dlaczego?

– Gdyż zrobiliśmy to z niewłaściwych powodów. To za mało – problemy mojej matki i to, że dziecko jest twoje. Nie widzisz tego?

– Ale potrzebujemy się nawzajem, Catherine. Jesteśmy małżeństwem, ja chcę…

Nagle położyła mu swe mokre dłonie na policzkach, przerywając wywód.

– Uspokój się, Clay. Nie powtórzymy już przedstawienia z ubiegłej nocy.

– Do diabła, nie rozumiem cię! – powiedział ze złością, odsuwając jej palce od swojej twarzy.

– Nie kochasz mnie, Clay – powiedziała ze spokojną godnością. – Czy teraz mnie rozumiesz?

Jego oczy, stalowoszare, przechodzące w zgaszony błękit, wpatrywały się w jej oczy i Clay zapragnął, by mógł zaprzeczyć jej słowom. Z łatwością mógłby utonąć w jej kuszących oczach, w jej gładkiej skórze i pięknych rysach, do których tak się już przyzwyczaił. Mógłby wypełnić swe dłonie jej piersiami, zniżyć swoje usta do jej, poznać ich smak i dotyk. Ale czy mógł powiedzieć, że ją kocha?