Teraz świadomie sięgnął do jej piersi, jakby chciał udowodnić, że tylko tego chce. Poprzez sukienkę i biustonosz poczuł nabrzmiałe sutki. Oddychała ciężko i szybko.

– Ty także tego chcesz – powiedział, wiedząc, że to prawda. Gdy pocierał czubki jej piersi, pod kciukami czuł prawdę.

– Mylisz pożądanie z miłością.

– W nocy myślałem, że w końcu zgodziłaś się ze mną, iż seks jest zdrowy.

– Czy teraz też tak myślisz?

– Oczywiście, że tak. Nie czujesz, co się z tobą dzieje?

Ze stoickim spokojem pozwoliła na swobodę jego rękom i chociaż nie mogła nic poradzić na to, że jej ciało odpowiada na jego dotyk, nie zamierzała dać mu satysfakcji, iż na to przystaje.

– Czuję to. Och, jak najbardziej to czuję. Czy jeszcze bardziej czujesz się mężczyzną, widząc, co się ze mną dzieje?

Clay szybko opuścił ręce.

– Catherine, nie mogę znieść twojego chłodu. Potrzebuję czegoś więcej, niż dostaję od ciebie.

– A ja nie potrafię dać ci więcej bez miłości. Tak więc, Clay, czy to błędne koło? – Popatrzyła mu prosto w twarz, nadal błyszczącą od wody. Szanowała go chociażby za to, że nie kłamał. – Clay, jestem realistką. Przez te wszystkie miesiące spędzone z tobą łatwo mogłabym dać się zwieść twoim oczom. Kiedy popatrzysz na mnie w taki szczególny sposób, cała się roztapiam i myślę, iż mnie kochasz. Wiem jednak, że to nieprawda.

– Aby być kochaną, trzeba być kochającą, Catherine. Nie rozumiesz tego? Nawet nie starasz się tego zrozumieć. Chodzisz tak, jakbyś miała na sobie zbroję. Nie wiesz, jak oddać uśmiech, dotyk czy…

– Clay, nie miałam się tego gdzie nauczyć! – broniła się. – Czy uważasz, że to przychodzi naturalnie? Czy myślisz, że się z tym rodzisz, że masz to dane, tak jak szare oczy po ojcu i jasne włosy po matce? A więc nie, nie jest tak. Miłości trzeba się nauczyć. Uczono cię jej od pierwszej chwili twojego życia. Byłeś jednym z tych szczęśliwców, którym się to przydarzyło. Nigdy się nad tym nie zastanawiałeś, ale zawsze tego oczekiwałeś, prawda? Kiedy upadłeś i stłukłeś kolano, całowano cię i pieszczono. Kiedy wracałeś do domu, witano cię i ściskano. Jeśli coś ci się nie powiodło, mówiono ci, że nie ma to znaczenia, i tak są z ciebie dumni za to, iż próbowałeś, prawda? Kiedy źle się zachowałeś, karano cię, by uświadomić ci, że bolało ich to tak, j a k kara bolała ciebie. Mnie nigdy nie udzielono takich lekcji. Zamiast tego otrzymałam inne i musiałam się nauczyć żyć nic nie wiedząc o tych lekcjach, jakie ty otrzymywałeś. Zbyt lekko traktujesz wszelkie objawy uczucia, zbyt mało przykładasz do nich wagi. Ze mną jest inaczej. Nie potrafię… nie potrafię być… och, nie wiem, jak to powiedzieć, żebyś mnie zrozumiał. Jeśli czegoś jest mało, wartość tego wzrasta. I tak jest ze mną, Clay. Nikt przedtem nie traktował mnie miło, dlatego też każdy gest, każdy dotyk ma dla mnie znacznie większą wartość niż dla ciebie. Doskonale zdaję sobie także sprawę, że jeżeli nauczę się akceptować, akceptować ciebie, będę cierpieć bardziej niż ty, kiedy nadejdzie czas naszego rozstania. Tak więc obiecałam sobie, że nie uzależnię się od ciebie – w każdym razie nie emocjonalnie.

– Chcesz powiedzieć, że jesteśmy w tym samym miejscu, jakby nie było wczorajszej nocy?

– Niezupełnie. – Catherine spojrzała w dół na swoje ręce, poruszające się niespokojnie.

– Co się zmieniło? Podniosła wzrok, spojrzała mu prosto w oczy, po czym prawie niedostrzegalnie wyprostowała plecy.

– Mama powiedziała mi dzisiaj, że Herb nie jest moim prawdziwym ojcem. To mnie od niego uwalnia – naprawdę mnie uwalnia. Zrozumiałam też lepiej, co się dzieje, kiedy z niewłaściwych powodów ludzie trwają w pozbawionym miłości małżeństwie. Nigdy do tego nie dopuszczę. Nigdy.

W czasie następnych tygodni Clay zastanawiał się nad stwierdzeniem Catherine, że miłości trzeba się nauczyć. Nigdy przedtem nie zastanawiał się, na jak wiele sposobów rodzice okazywali mu uczucie. Catherine miała jednak rację co do jednej rzeczy: zawsze przyjmował to za coś oczywistego. Ich aprobata dawała mu takie poczucie bezpieczeństwa, tak był pewien ich miłości, że nigdy nie kwestionował ich taktyki. Przyznał jednak Catherine rację, że przykłada mniejszą wagę niż ona do fizycznego kontaktu. Zaczął analizować zewnętrzne oznaki uczucia z punktu widzenia Catherine i przyznał, że przywiązywał do nich za mało znaczenia. Powoli pojmował jej przeogromną potrzebę zachowania emocjonalnej wolności, zrozumiał, że myśl o pokochaniu go jawiła się jej jako groźba – w świetle ich porozumienia, że rozwiodą się, jak tylko urodzi się dziecko. Analizował swoje uczucia do niej i doszedł do wniosku, że uczciwie mówiąc, nie sądzi, by ją kochał. Pragnął jej fizycznie, ponieważ jednak nigdy nie okazywała mu swoich uczuć, nie wyobrażał sobie, że mógłby ją kiedykolwiek pokochać. Potrzebował bowiem kobiety, która zdolna byłaby impulsywnie unieść ramiona i pocałować go. Takiej, która potrafiłaby zamknąć oczy i przytulić twarz do jego policzka, sprawiając, że poczułby się pożądany i pożądający. Wątpił, by udało mu się osiągnąć z Catherine ową swobodę i spontaniczność, której szukał u żony.

Kupili dziecinne łóżeczko z poręczami i komódką. Clay wstawił mebelki do drugiej sypialni, której ściany nadal pokrywała ta męska tapeta w brązowe wzory, zupełnie nieodpowiednia do pokoju dziecinnego.

Gdy dziecko się urodzi, kto zostanie, a kto odejdzie?

W kącie jej sypialni pojawiła się walizka, zapakowana, przygotowana, by można ją było wynieść w każdej chwili.

Kiedy po raz pierwszy zobaczył ją, usiadł ciężko na skraju łóżka i zakrył twarz dłońmi, niezmiernie nieszczęśliwy. Pomyślał o Jill, pragnąc Jill, która go tak dobrze rozumiała, i pragnąc, by to ona oczekiwała jego dziecka. Jill jednak nie chciała mieć dzieci.

Nadszedł pierwszy dzień kwietnia. Pękające pąki na drzewach i mokry zapach ziemi obwieszczały nadejście wiosny. Catherine dostała wanienkę dla dziecka od Angeli, której radość ze zbliżających się narodzin pierwszego wnuka była dla Catherine jak krwawiąca rana.

Claiborne zaskoczył Catherine, wpadając któregoś popołudnia z „drobiazgiem” dla dziecka: była to huśtawka, w której – Catherine to wiedziała – dziecko będzie się huśtać jeszcze długo po tym, jak ona i Clay rozstaną się.

Ada wróciła już do domu i codziennie telefonowała pytając, jak się Catherine czuje. Catherine, teraz rozdęta do ogromnych rozmiarów i poruszająca się ospale, odpowiadała: „Świetnie, świetnie, świetnie”, aż w końcu któregoś dnia po odłożeniu słuchawki wybuchnęła potokiem łez, już nie rozumiejąc, czego chce.

Obudziła Claya w środku nocy.

– Co? – Oparł się na jednym łokciu, jeszcze nieprzytomny ze snu.

– Zaczęły się skurcze. Mam je co dziesięć minut. Clay odrzucił kołdrę i usiadł na tapczanie, znajdując w ciemności jej rękę.

– Chodź, usiądź tutaj. Catherine wstała, lecz zaraz usiadła.

– Lekarz powiedział, żeby się ruszać.

– Lekarz? Już do niego telefonowałaś?

– Tak, dwie godziny temu. – - Dlaczego mnie nie obudziłaś?

– Ja… – Nie wiedziała jednak, dlaczego tego nie zrobiła.

– Chcesz mi powiedzieć, że chodzisz tutaj sama po ciemku?

– Clay, powinieneś chyba zawieźć mnie do szpitala, nie oczekuję jednak, że zostaniesz tam ze mną. Pojechałabym sama, ale lekarz powiedział, że nie powinnam tego robić.

Jej słowa wywołały w nim uczucie żalu, a następnie gniewu.

– Nie możesz mnie trzymać z dala, Catherine; jestem ojcem tego dziecka.

– Sądzę, że nie powinniśmy teraz marnować czasu na kłótnie – zdołała jedynie odpowiedzieć, zaskoczona. – Rób, co chcesz, kiedy tam dojedziemy.

Na oddziale położniczym przyjęła ich młoda pielęgniarka. Na bloczku identyfikacyjnym odczytali jej imię i nazwisko: Christine Flemming. Pannie Flemming nawet nie przyszło do głowy kwestionować obecność Claya. Założyła, że będzie chciał zostać przy Catherine. Tak więc poproszono go o zajęcie miejsca w dobrze oświetlonym pomieszczeniu, w którym znajdowało się wolne łóżko. Kiedy Catherine wróciła po badaniu krwi, poczuła skurcz, a wówczas panna Flemming pouczyła ją łagodnie, jak ma prawidłowo oddychać i jak najlepiej się odprężyć. Kiedy skurcz się skończył, powiedziała do Claya:

– Pańskim zadaniem będzie przypominanie jej, by się odprężyła i prawidłowo oddychała. Może się pan okazać bardzo pomocny.

Tak więc zamiast starać się jej wyjaśniać całą sytuację, Clay wysłuchał instrukcji, a po wyjściu pielęgniarki został na sali porodowej, trzymając Catherine za rękę, przypominając jej, że ma szybko i płytko oddychać, licząc skurcze i minuty, jakie między nimi upływały.

Wkrótce pielęgniarka o łagodnym głosie wróciła i powiedziała uspokajająco do Catherine:

– Zobaczymy, jak długo jeszcze. Proszę spróbować się odprężyć. Zbadam panią.

Wszystko odbyło się tak szybko, że Clay nie miał czasu, by się dyskretnie wycofać, czy też poczuć zakłopotanie. Nie poproszono go również o opuszczenie pomieszczenia, tak jak przedtem sądził. Stał po drugiej stronie łóżka, trzymając żonę za rękę, podczas gdy położna sprawdzała rozwarcie, zdziwiony, iż w tak naturalny sposób uczestniczy w tym badaniu. Położna zakończyła badanie, obciągnęła jej koszulkę, usiadła na skraju łóżka i lekko poklepała szeroki brzuch Catherine.

– Zaraz nastąpi następny skurcz. Teraz postaraj się odprężyć i licz – jeden, dwa, trzy… – Ręka Catherine schwyciła dłoń Claya niczym szczęki pułapki. Clay spocił się pod pachami, a po skroniach Catherine popłynęły strużki potu, spływając jej we włosy. Miała zamknięte oczy i mocno zaciśnięte usta.

Clay przypomniał sobie, po co się tu znajduje.

– Otwórz usta, Catherine – pouczył ją łagodnie.

– Oddychaj lekko, płytko. I pomimo bólu czuła, że jest szczęśliwa, iż Clay się przy niej znajduje. Jego głos zdawał się ją uspokajać, gdy najbardziej się bała.

Otworzyła oczy i zapytała pannę Flemming:

– Skąd pani wiedziała, że nastąpi skurcz?

Christine Flemming miała ładną twarz i uśmiech madonny i potrafiła postępować z wielką cierpliwością, co sprawiło, że zarówno Clay, jak i Catherine poczuli się bezpiecznie w jej obecności. Głos Christine brzmiał jedwabiście, łagodnie. Była kobietą doskonale nadającą się do swego zawodu.

– Cóż, wyczułam to. No, podaj mi rękę, Catherine.

– Położyła jej dłoń nisko na brzuchu. – Panie Forrester, proszę położyć rękę po drugiej stronie. Teraz proszę czekać – poczujecie, kiedy się zacznie. Mięśnie zaczną się naprężać, a brzuch wyginać i zmieniać kształt w czasie najwyższej fazy skurczu. Kiedy skurcz się kończy, mięśnie się odprężają i uspokajają. O, teraz nadchodzi. Minie około pół minuty, zanim osiągnie szczyt.

Czubki palców Catherine i Claya dotknęły się, tworząc pod jej brzuchem kołyskę. Razem dzielili radość odkrycia, kiedy mięśnie napięły się i zmieniły kształt brzucha. Dla Claya jej ból stał się prawie odczuwalny. Patrzył rozszerzonymi oczami na to, co dzieje się pod jego dłonią. Jednak w połowie skurczu ręka Catherine oderwała się i uniosła nad głowę. Clay zobaczył, że ma ściągnięte usta i mocno zaciśnięte szczęki, by nie okazać bólu. Nachylił się i odgarnął włosy z jej czoła, i wtedy, pod wpływem dotyku jego ręki, usta Catherine rozluźniły się. Cichym głosem nadal powtarzał swoją litanię, przypominając jej, co ma robić, i odczuł dziwną satysfakcję, że posiada moc ukojenia jej w najtrudniejszym momencie porodu.

– Ten skurcz był dłuższy niż poprzedni – powiedziała Christine Flemming. – Kiedy skurcze będą częstsze, najważniejsze jest to, byś się pomiędzy nimi odprężała. Czasami pomaga, kiedy lekko gładzi się brzuch, o tak. Lubię myśleć, że dziecko także to czuje i że jesteście tutaj, by je powitać. – Położna delikatnie pogłaskała brzuch Catherine, a Clay poczuł, jak w tym momencie uścisk dłoni żony wiotczeje. Uśmiechając się, Christine Flemming spojrzała na Claya i powiedziała łagodnie: – Dobrze się pan spisuje, więc przez chwilę pozwolę panu zająć moje miejsce. Zaraz wrócę. – Po czym wyszła cicho, zostawiając Claya, by gładził brzuch Catherine.

W czasie tej obecności z Catherine zrozumiał rzeczy tak głębokie i wieczne jak życie, które właśnie powtarzało się w jej ciele. Zrozumiał, że to natura i popęd zbliżają ku sobie mężczyznę i kobietę. Tak więc ból porodu miał większy sens niż tylko sprowadzenie dziecka na świat.

Gdy zabrano Catherine na izbę porodową, Clay nagle poczuł się ograbiony, jakby obcy uzurpowali sobie prawo do jego roli. Zapytano go, czy uczestniczył w zajęciach dla ojców; z całą uczciwością musiał odpowiedzieć, że nie.

W uniwersyteckim szpitalu Minnesoty nie stosowano już łóżek położniczych. Umieszczono Catherine w krześle porodowym, które pozwalało, by grawitacja wspomagała parcie. W czasie porodu była przy niej Christine Flamming, wspierająca i uśmiechnięta, a raz nawet Catherine zażartowała do niej:

– Wcale nie jesteśmy tacy mądrzy. Indianki znały ten sekret dawno temu, kiedy rodząc dzieci kucały.